wyrazam tak gornolotnie?

Lidka dalej milczala.

- Dobrze... przekaze wasze zgloszenie do rozpatrzenia przez miedzynarodowa fundacje badan akademickich... kiedy pojawia sie pierwsze rezultaty. Jezeli pojawia sie rezultaty. Rozumiemy sie?

Lidka kiwnela glowa. Sekretarka dzwoniac lyzeczkami, przyniosla kawe. Lidka patrzyla, jak poruszaja sie pokryte szminka wargi rozmowczyni.

- Czy to prawda, ze byla pani synowa Andrieja Zarudnego?

Lidka niespiesznie lyknela z czarki.

Na brzegu biurka stal piekny, lsniacy globus. Na fizycznej mapie naszkicowano granice zaludnionych i niezaludnionych stref. A takze tych, ktore kiedys byly zaludnione. Tereny tak zwanych Upadlych Cywilizacji.

- Nie do konca jest to prawda. Wyszlam za maz za syna Zarudnego, juz po smierci Andrieja Igorowicza.

Dama zacisnela wargi. Lidka wiedziala, jakie bedzie jej nastepne pytanie i uprzedzila je niczym zmija swoim atakiem:

- Owszem, to Andriej Igorowicz opracowal teorie apokalipsy bez rozlewu krwi i ofiar. On jednak nigdy nie probowalby realizowac swojej koncepcji w taki sposob, jak zrobili to ci, co uzurpowali sobie miano jego uczniow i wykonawcow jego woli. Jego imie wykorzystano do nieczystych celow... czy wyrazam sie zrozumiale?

Dama kiwnela glowa.

- Calkowicie zrozumiale. Ale czy nie wydaje sie pani, ze jej pomysl - to absolutne przeciwienstwo pieknej idei Zarudnego? Jakby jej odbicie w mrocznym zwierciadle?

- Nie wiem - odparla Lidka, pozbawionym emocji tonem. Dama westchnela i usmiechnela sie samymi kacikami ust:

- Ma pani przeciez malenkie dziecko. Jakze pani da z nim sobie rade za te grosze, ktore moze wam zaproponowac Akademia?

* * *

Wrzask byl ogluszajacy.

- Alloczka, mama przyjdzie jutro... Tanieczka, twoja mama dzwonila, ma prace do wieczora, nie moze was zabrac... wracajmy do dzieciakow. Dzieci, pokazcie zabawki.

Dzieci, ktore juz przywykly do rozdzierajacych dusze scen, szybciutko poprzyciskaly do brzuszkow co tam kto mial: to szmaciane zwierzatko z ruchomymi lapkami, to traktor na gumowych gasienicach, to lalke lub mechaniczna zabawke. Nikt nie mial ochoty skladac swojej zabawki na oltarzu czyjegos kiepskiego humoru.

- Popatrzcie, dziewczynki, jakie wielkie klocki! Mozna z nich zbudowac domek.

- Nie chce domku! Chce do maaaaaamy... - darla sie starsza Alloczka, dziewczynka z rudymi warkoczykami, o ktorych Lidka pomyslala teraz ze zgroza; co rano trzeba je zaplatac. Mlodsza, Wanieczka nie dzielila z siostra tragicznego nastroju, ale ryczala tak samo jak tamta. Z rodzinnej solidarnosci.

Lidka westchnela krotko:

- A chcesz, podaruje ci pistolet?

Wrzask stracil nieco na natezeniu i zdecydowaniu.

- A moze rano przyprowadzimy tu duzego pieska?

Mlodsza juz milczala, patrzac na Lidke wielkimi, niebieskimi oczami. Starsza jeszcze pochlipywala.

- A chcesz popatrzec, kto mieszka w umywalce?

Pracowala tu juz pol roku. Jako niania na nocna zmiane - od siodmej wieczorem do siodmej rano. Codziennie. Pensja nie byla wielka, ale stabilna.

Dwuletni Andriej byl tu takze, w grupie zlobkowej. Wieczory byly pelne rwetesu i zajec, ale dni miala dla siebie; oprocz tego zas miala biurko w Akademii - w ciagnacym wilgocia i chlodem pokoiku. I dostep do sali obliczeniowej.

Pracowala.

Z dziesieciu rozmaitych matematykow, z ktorymi kolejno probowala nawiazac wspolprace, pracowac „dla idei” zgodzil sie jeden. Mlody, dwudziestotrzyletni chlopak, absolwent politechniki, Kostia Woronow. Byl drugim po tegawej damie czlowiekiem, ktorego Lidka - odebrawszy najpierw od niego straszna przysiege dochowania tajemnicy - poinformowala o swojej idei.

W pewnym stopniu Kostia przypominal czyms Maksymowa. Ale teraz, po czterech niemal latach, Lidka nauczyla sie nie przydawac znaczenia temu podobienstwu.

Podczas pierwszych dni wspolnej pracy Lidka doszla do wniosku, ze w osobie Kostii los okazal jej jeden ze swoich najbardziej szczerych i przyjaznych usmiechow.

Woronow byl czlowiekiem, ktory jakby zywcem zstapil ze stron mlodziezowej powiesci fantastycznej - klasyczny roztargniony uczony, skromny geniusz, wiecznie z glowa w chmurach. Podczas nauki na politechnice wladze dwa razy byly bliskie wylania niefrasobliwego studenta na zbity pysk. Po otrzymaniu dyplomu w zaden sposob nie mogl znalezc odpowiedniej pracy; gdy los zetknal z nim Lidke, piastowal skromne stanowisko nocnego stroza w jakims magazynie.

Od kilku lat tworzyl i opracowywal programy dla maszyn obliczeniowych i jeden z nich jak ulal pasowal do zadan dotyczacych analizy wieloczynnikowej. „Prosze przynosic wszystko, co pani znajdzie - powiedzial Lidce. - Wlacznie ze spisami ulubionych nieprzyzwoitych slowek i ocen ze swiadectw pierwszej klasy. Osobiste podpisy, dzieciece rysunki, odciski palcow... wszystko, co pani trafi w rece”.

- Wpusc dzielnego kotka w Male Wrotka, czerwone niebo, czarna trawka do tego, zla glefa pod progiem, wiej koteczku w nogi, lisek, myszka i wrobelek, skryje sie zwierzatek wiele...

Skupiony Andriej (Lidka kazala mu wpisac w metryke „Andriejewicz”) siedzial na dywaniku; przed nim lezal korpus plastykowego pieska, oddzielnie glowa i cztery nogi. „Bedzie lekarzem” pomyslala Lidka bez osobliwego entuzjazmu.

Wyjsciowym zamiarem Lidki bylo udowodnienie, ze Wrota sa elementem sterowanej selekcji. Kryterium tej selekcji - hm... to wlasnie nalezaloby znalezc.

Przekopywala archiwa urzedow stanu cywilnego, kompanii ubezpieczeniowych i OP. Interesowali ja nie ci, ktorzy zgineli podczas ewakuacji, a tylko ci, ktorzy nie przezyli swojej pierwszej apokalipsy. Ludzie mlodszego pokolenia, ktorzy nie doczekali sie wlasnego potomstwa.

Niezwykle bylo to, iz od razu sie okazalo, ze jest ich niespodziewanie wielu. Prawie czterdziesci procent ofiar - a pod uwage nalezaloby wziac i to, ze mlodsi biegaja lepiej i latwiej znosza fizyczny wysilek. Kolejne czterdziesci procent stanowili ludzie w podeszlym wieku i starzy, dla ktorych dana apokalipsa byla trzecia albo i czwarta. Pozostali to okolo dwudziestu procent ofiar.

Nocami Lidce snilo sie ogromne drzewo, ktore z grubych, mocnych konarow wypuszczalo mlode pedy. I ktos z ogrodniczymi nozycami przycinal je starannie, nadajac swobodnie rozrastajacemu sie gigantowi forme ogrodowego krzewu. Nie przycinal na chybil trafil, tylko wedle swojej koncepcji.

Kazdy odciety ped to czyjes imie i nazwisko. Na przyklad Jana Anatoliewna Sotowa, pierwszy rok piecdziesiatego trzeciego cyklu, dwudziesty pierwszy rok piecdziesiatego trzeciego cyklu. Dorozko Witalij Nikolajewicz, drugi piecdziesiatego czwartego, dwudziesty pierwszy piecdziesiatego czwartego. Takich karteczek bylo mnostwo, skrzynka za skrzynka, polka za polka... napelnila juz kilka szaf.

O kazdym z odcietych pedow zbierala jak najwiecej dostepnych informacji. Barwa oczu i wlosow. Wzrost, waga. Cechy charakteru, sklonnosci i zamilowania, postepy w szkole. Danych nie bylo, trzeba je bylo gromadzic doslownie ziarnko do ziarnka; Lidka odszukiwala starych nauczycieli, spotykala sie z nimi w charakterze dziennikarki i rozmawiala o zaginionych uczniach tak, jakby tamci pozostali przy zyciu.

Poszukiwala danych dotyczacych jej bylych uczniow. W jednej tylko klasie Maksymowa zginelo siedmioro. Jasnowlosa laleczka Wika zginela rowniez, ale o corce opera, Toni Drozd, wiadomosci nie bylo. „Przezyla - pomyslala Lidka. - Takie jak ona, zawsze przezywaja”.

Dodala wiec do swojego archiwum jeszcze siedem karteczek. Tego dnia wiecej nie pracowala; pojechala nad morze i dlugo siedziala, spogladajac na pelznace wzdluz brzegu barki.

Caly zebrany material niosla do Kostii. „Jeszcze - kwitowal dane. - Malo. Do statystyki, w sam raz. Dla prawdziwej analizy wieloczynnikowej, malo”.

Posrodku grupy stala dwuletnia uparta Jula, a wokol jej kapci zbierala sie niewielka kaluza; obok szafki bawili sie w sklep tlusciutki Wowka i wrzaskliwa Alloczka:

- Prosze mi zwazyc jedzenie.

- Chleb czy ogorki?

- Ogorki.

- Prosze bardzo. Co jeszcze?

- Wiecej!

- Ogorkow?

- Tak!

Malenki Andriej zapomniawszy o rozczlonkowanym piesku wstal i nieublaganie, niczym wcielenie zemsty, ruszyl na domek z klockow, ktory wlasnie skonczyl budowac jego rowiesnik, Tolik. Ten wyczul niebezpieczenstwo i chwycil domek w objecia - drewniane klocki z trzaskiem posypaly sie na wszystkie strony - i uniosl go precz, tracac po drodze elementy wewnetrznych scianek.

Lidka doszla do wniosku, ze konieczna jest jej interwencja. Wziela Andrieja na rece i mocno przytulila, dlawiac mizerne chlopiece proby odzyskania wolnosci, a potem ruszyla za grabiezca domku.

Dorwawszy sie do maszyny obliczeniowej, Kostia natychmiast upodabnial sie do kota, ktorego kapia w smietanie. Porzuciwszy prace dozorcy, chodzil na poly zaglodzony - Lidka podrzucala mu na stol kanapki, ktore pochloniety praca Kostia unicestwial jedna po drugiej, nawet o tym nie myslac.

- Lidio Anatoliewna... ale jezeli rzeczywiscie ta selekcja sie jakos realizuje... Jezeli ktos ja przeprowadza i to juz od ponad piecdziesieciu cyklow - to znaczy, ze material powinien juz zaczac zblizac sie do jednorodnosci. I co wtedy, czy ten czynnik, wedle ktorego prowadzi sie odsiew, zniknie, czy jak?

Lidka wzruszyla ramionami:

- Prawdopodobnie.

- I co? Skoncza sie mrygil Jako bezcelowe?’

- Nie wiem. Prawdopodobnie tak.

- Czyli, aby przerwac cykl apokalips w ciagu kilku najblizszych cykli, ludzkosc powinna tylko wytepic, pozbyc sie osobnikow, ktore sa niepotrzebne gospodarzom i tworcom Wrot?

Na twarzy Lidki pojawil sie usmiech pelen znuzenia:

- Kostia, najpewniej Wrota nie maja zadnych wlascicieli. Nie trzeba wszystkiego trywializowac.

Operatorzy z sali obliczen spogladali na nich bojazliwie i z szacunkiem. Przeniesiona na ekran komputera kartoteka Lidki wygladala imponujaco i groznie. Z ekranu patrzyly twarze mlodych ludzi, ktorzy zgineli, nie zostawiwszy po sobie potomstwa. Odciete pedy; kazdy z nich mial swoje dossier, mniej lub bardziej grube.

Trzeba bylo okreslic ceche albo zespol cech, wspolne dla wszystkich, ktorzy nie doczekali sie potomstwa. Cos, co roznilo siostre Lidki, piekna Wike i nieszczesnego syna akademickiej damy od tych, co przezyli.

Wiele genialnych idei w pierwszej chwili traci herezja.

- Siusiu - skonstatowala Julka, rozkladajac ze smutkiem raczki. I dodala tonem samokrytyki: - Wstyd!

* * *

W nocy Lidce znow przysnila sie apokalipsa. Tylko dzieci, nie wiedziec dlaczego, zostaly malenkie.

Andriej tez.

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату