Po ulicach plynely tlumy doroslych, nie sluchajacych przekazywanych droga radiowa komend ni rozkazow i nie patrzacych pod nogi.
- Przepusccie nas! Tu sa dzieci! Przepusccie!
Nikt nie sluchal.
Instynkt samozachowawczy gnal wszystkich niczym bezrozumne stado. Pchala ich przed siebie slepa wiara w wyjatkowosc i wielka wartosc wlasnego zycia.
- Przepusccie! Przeciez to dzieci!
Biegla, tulac do siebie Andrieja.
I tak - w biegu - obudzila sie.
Kurom to dobrze. Moga przykryc potomstwo swoimi skrzydlami, swiecie przekonane, ze pod pierzastym dachem nic nie grozi kurczaczkowi.
Glupie, szczesliwe w swej glupocie kury.
* * *
Lato minelo bez napomknien o urlopie. Dobrze jeszcze, ze zlobek funkcjonowal i maluchy wywozono na plaze trzy razy w tygodniu.
- Lidio Anatoliewna - odezwal sie ktoregos dnia Kostia, a w jego glosie bylo cos, co sprawilo, ze Lidka drgnela.
- Co takiego?
Kostia sie usmiechnal. Opadl na krzeslo i zalozyl noge na noge. Jego wyswiechtane spodnie mocno juz swiecily sie na kolanach.
- No co, Kostia?
- Trzeba sprawdzic jedna rzecz - Kostia podniosl palec do nosa, wyraznie zamierzajac w nim podlubac. Rozmyslil sie i opuscil dlon. - Trzeba sprawdzic u wszystkich naszych... no, u tych sprawdzanych, ich zamilowanie do muzyki.
- Do czego?!
- No, ich muzyczne zdolnosci. Kto dobrze spiewal, kto uczyl sie w muzycznej szkole, kto byl czlonkiem jakiegos zespolu amatorskiego. Ponownie trzeba przepytac ich wszystkich znajomych, ale tylko pod tym katem.
- Ponownie?! - spytala Lidka z panika w glosie.
Kostia zlozyl rece jak do modlitwy:
- Trzeba, Lidio Anatoliewna!
Z uchylonego lufcika ciagnelo wilgotnym i calkiem juz jesiennym wiatrem.
* * *
„Hipotetyczne sklonnosci do muzyki”.
Wsrod tych, co nie przezyli swojej pierwszej apokalipsy, byli blondyni i bruneci, wzorowi uczniowie i patentowane lenie, altruisci i egoisci, chlopy jak deby i kurduple, madrzy i glupcy, sportowcy, chuligani, maminsynkowie - dokladnie w tych samych proporcjach, co wsrod ich rowiesnikow, ktorzy szczesliwie przezyli i doczekali sie licznego potomstwa.
Ale nie wiedziec czemu, wsrod tych, co zgineli, bylo tylko dwa, trzy procent takich, ktorzy przejawiali upodobanie i zdolnosci do muzyki.
- Kryterium „zdolnosci” - odezwala sie Lidka ochryplym glosem - jest rozmyte i niezbyt jasno okreslone. Poczekaj, Kostia, daj mi pomyslec.
Kostia cierpliwie czekal. Lidka patrzyla na papierowa, rozwijajaca sie zmije rulonu z liczbami i nie mogla sie skupic; myslala o Janie. O tym, jak siostra spiewala, trzaskajac w kuchni brudnymi naczyniami: „Slowiczkuuuu ty moooj...” Mama tylko sie krzywila. Jana spiewala glosno i z uczuciem, tyle ze nie dalo sie jej sluchac; swego czasu nie przyjeto jej do szkoly muzycznej, choc w ogolnoksztalcacej miala ze spiewu czworki. Z szacunku do przykladanych przez uczennice staran i postepy ogolne.
- Kostia... jak na to wpadles?
Byly nocny stroz usmiechnal sie jak wcielenie skromnosci.
Podczas kolejnych trzydziestu minut opowiadal o swojej metodzie, cos tam rysowal na kartce papieru i przekladal na stole jakies przedmioty. Lidka mrugala oczami i sama sobie wydawala sie przerazliwie tepa, najgorsza z uczennic.
- Nie rozumiem - poddala sie wreszcie.
- Zrozumie pani - obiecal Kostia lagodnym tonem.
Zwidywaly mu sie juz przepelnione czlonkami Akademii sale wykladowe, pierwsze strony stolecznych gazet, przyjecia, oddzielne mieszkanie i motocykl. Nie wiadomo z jakiej przyczyny wlasnie motocykl byl dla Kostii symbolem spelnienia marzen. Sciana przed jego roboczym stolem byla powyklejana wizerunkami rozmaitych motocykli, a maly model odlany z olowiu stal na monitorze.
- Kostia... - odezwala sie Lidka ostroznie. - To jeszcze nie jest wynik... to widmo, jego cien... fatamorgana...
Kostia milczal i sie usmiechal. Nie nalezal do pesymistow.
* * *
- Lidio Anatoliewna, a czy nie miewala pani watpliwosci co do reprezentatywnosci waszej probki badanych?
- Pracujemy w ciezkich, niesprzyjajacych warunkach - odpowiedziala Lidka z godnoscia. - Tym niemniej przeanalizowano ponad dwa tysiace przypadkow. Dwa tysiace osob i ponad sto cech kazdej branej pod uwage osoby. Uzywajac umownego terminu... odrzuconej. Rozumiemy, ze to dopiero poczatek badan, mozna powiedziec zarys, ale bardzo wyrazny. Mozna z cala pewnoscia stwierdzic, ze ci mlodziency i dziewczeta, ktorzy nie przezyli swojej pierwszej apokalipsy, w ogromnej wiekszosci nie mieli zadnych zdolnosci muzycznych. Posrod czlonkow rozmaitych chorow, amatorskich zespolow instrumentalnych i uczniow szkol muzycznych procent ofiar jest znacznie mniejszy od przecietnej i jest to fakt, ktory da sie udowodnic statystycznie.
W sali zapadla cisza. Siedzacy w kacie Kostia zrobil mine skromnego, ale zadowolonego z zycia geniusza.
Kierownictwo Akademii - a raczej to, co z niego sie ostalo - popatrzylo na siebie, poskrzypujac starymi lawkami. Wlasnie lawkami, bo innych mebli w sali nie bylo. Akademicy wygladali dosc zabawnie za lawkami z otworami na kalamarze. Lidce przypomnialy sie jej nauczycielskie czasy i mimo woli sie usmiechnela. „Prosze zamknac podreczniki. Otworzyc dzienniczki. Zapiszcie zadanie domowe”.
- Mozna byloby przeznaczyc na to pieniadze - z namyslem w glosie stwierdzil lysy i blady jak grzyb staruch w drugiej lawce od lewej. - Dobrze byloby wyplacic ludziom pensje i moze jakies premie... Przeprowadzic remont... otworzyc jakas katedre.
- Brednie i banialuki - odezwal sie znuzonym glosem i z niechecia jego sasiad, ktorego twarz ozdabialy obwisle jak dwa pasma wodorostow wasy. - Temacik dla brukowej prasy, a nie przedmiot powaznych badan naukowych.
Lidka klepnela dlonia stos grubych teczek.
- Wszystkie przypadki sa udokumentowane. Wszedzie sa fiszki z adresami odpowiednich archiwow...
- W archiwach nie ma informacji na temat, czy ktos byl muzykalnym, czy nie - przerwal jej z rozdraznieniem wasaty. - A ma pani choc pojecie, co uznac za „zdolnosci muzykalne”? Ma pani metodyke, pozwalajaca na okreslenie, wedle jakich kryteriow oceniac obecnosc albo brak takich zdolnosci? Tym bardziej, ze mowa u ludziach dawno juz niezyjacych?
- Problem jest skomplikowany - Lidka starala sie mowic jak najbardziej spokojnym i rzeczowym glosem. - Niewatpliwie trzeba bedzie opracowac metodyke i przeprowadzic badania dodatkowe... poprosic o pomoc specjalistow...
- Sluch muzyczny moze byc cecha nabyta, a nie wrodzona - nie sluchajac jej, ciagnal wasacz. - Sugeruje pani, ze istnieje selekcja wedlug jakichs cech uwarunkowanych genetycznie?
Siedzacy w kacie Kostia juz przygasal. Z jego twarzy splywal powoli wyraz zadowolenia.
- Jezeli przypomnimy sobie teraz naszych krewnych i znajomych, ktorzy nie przezyli swojej pierwszej apokalipsy... - odezwala sie Lidka cichym glosem. - Mialam siostre. Byla dobra, spokojna dziewczyna, ale zdolnosci muzycznych nie miala za grosz.
Umilkla. A akademicy w lawkach sie zamyslili.
Chwyt byl dosc ryzykowny. I jezeli mowic uczciwie, niezbyt ladny. Po pierwsze, kilkunastu czyichkolwiek krewnych nie moze byc uznanych za probke statystyczna. Po drugie, posrod nich moglo sie calkowicie przypadkiem znalezc ze dwoch, trzech muzykantow. A po trzecie, to podle i zdradzieckie uderzenie, kazdy przeciez samotnie holubi pamiec o swoich zmarlych bliskich i wykorzystywanie tej goryczy jako dowodu naukowego...
Kostia spuscil wzrok. Z pewnoscia tez mu sie ktos przypomnial.
Lidka zlapala sie na tym, ze nie potrafi odtworzyc z pamieci twarzy swojej siostry. Twarz Timura, owszem, ale brat zostal dla niej czterdziestoletnim mezczyzna, a Jana nie dozyla dwudziestki. Czas, kiedy braciszka i siostre w rodzinie rozrozniano tylko po obecnosci badz braku warkoczyka, cofnal sie w rejon rodzinnych legend i babcinych opowiesci.
Akademicy wciaz jeszcze milczeli i popatrywali jeden na drugiego.
- Ostatecznie... - odezwal sie wasaty sceptyk. - Jezeli fundacja przydzieli na to pieniadze, chocby minimalne...
- A moj syn pieknie spiewal - przerwala mu sekretarz Akademii, w ktorej glosie zabrzmiala czysta nutka tesknoty. A potem dodala ze smutnym usmiechem: - Ale zawsze troche falszowal...
* * *
Muzyka nie nalezy do kategorii materialnych, psychicznych czy biologicznych, w ogole nie jest rzecza ani zbiorem rzeczy... Istoty muzyki nie da sie skadkolwiek wyprowadzic, podobnie zreszta jak istoty rozumu...
Zaczerwienione oczy mocno lzawily. Z prawej strony gromadzily sie juz przeczytane monografie, z lewej te, ktore jeszcze nalezalo przeczytac.
Muzyka jest zastyglym w bezruchu idealem, skonczonym i zamknietym w sobie, jasnym i prostym, jak kazdy z podstawowych aksjomatow, czy teorematow matematycznych... zeby pojac muzycznie jakis muzyczny utwor, nie potrzebujemy zadnej fizyki, fizjologii, psychologii czy metafizyki... potrzebna jest tylko sama muzyka i nic wiecej...
Lidka opuscila glowe na stol. Siedzacy za klawiatura Kostia z troska zmarszczyl brwi:
- Lidio Anatoliewna! Zle sie pani czuje?
- Nic, nic - wymamrotala Lidka z krzywym usmiechem. - Rob swoje, rob...
Zwykly brak snu. Nagromadzony efekt wielu ciezkich, dlugich miesiecy.
* * *
Miejska filharmonia otworzyla swoje podwoje na nowy sezon pod koniec pazdziernika. Pierwszy sezon w szostym roku cyklu! Gdzie indziej filharmonie i teatry odtwarzano w drugim, w najgorszym wypadku w trzecim roku cyklu.
Przedtem krazyly ponure plotki i podczas minionych pieciu lat wielu ludzi uwierzylo, ze filharmonie, teatry, galerie, ogrody zoologiczne czy linie pasazerskich kolei w ogole nie zostana odrestaurowane. Tak wlasnie, mowiono, zacznie sie zmierzch cywilizacji - i nadejdzie wielka apokalipsa, po ktorej ludzkosc juz w ogole nie stanie ponownie na nogi. Ale wyglada na to, ze jeszcze tym razem sie udalo. Tym razem...