Po drodze wymieniala pozdrowienia z mijanymi ludzmi. Odpowiadala, niekiedy nawet sie usmiechajac. „Ot, baba z zelaza” - stwierdzil ktos za nia stlumionym glosem.

Kiwnela glowa portierowi. Przeszla przez obrotowe drzwi i ruszyla przed siebie, starajac sie nie przyspieszac kroku.

Mzyl drobny deszczyk. Na podjezdzie stalo kilka sluzbowych samochodow, obok mokrej laweczki czekali na kogos dwaj mezczyzni i kobieta. Na trzech czarnych parasolach blyszczaly krople wilgoci.

Lidka odruchowo wsunela dlon do torebki - i natychmiast sobie przypomniala, ze optymizm porannej radiowej prognozy pogody sklonil ja do zostawienia skladanej parasolki w domu.

Teraz juz mogla ruszyc szybciej - miala przeciez powod. Mijajac klomb, katem oka zmierzyla czekajacych - kobieta byla zona jednego z pracownikow. Lidka musiala odpowiedziec na jej pozdrowienie. Obaj mezczyzni patrzyli gdzies w bok - zaden z nich nie przypominal z twarzy fotografii Maksymowa.

Wszystko bylo bardzo proste.

Z trudem powstrzymala wyplywajacy jej na wargi usmiech ulgi. Albo tamten byl innym Maksymowem, a sekretarka naczytawszy sie bulwarowej prasy, od razu pomyslala sobie, Bog wie co. Albo petent po prostu sie nie doczekal i najadlszy sie goryczy, wrocil do swojego...

Kroki z tylu. Niezbyt pewne, z odglosow mozna bylo wywnioskowac, ze idacy nie omijal kaluz...

Lidka przyspieszyla.

Kroki nie zostaly z tylu. Najwyzszy czas sie odwrocic, ale Lidka uparcie patrzyla przed siebie.

- Li... Lidio Anatol...

Zatrzymala sie. I powoli odwrocila glowe.

Stojacy przed nia czlowiek gniotl w dloni raczke parasola. Mial trzydziesci szesc lat, ale wygladal mlodziej. I bardzo sie denerwowal - prawie tak samo, jak wtedy, kiedy czekal na nia pod szkola, zeby potem pojsc za nia niczym bojazliwy pies...

- Lidio Anatoliewna... Lideczko... Dzien dobry...

Lidka bez slowa patrzyla mu w twarz.

Nie, na tej fotografii nie byl za bardzo do siebie podobny. A moze czekanie i strach obudzily w nim tamtego chlopaka... Co prawda, czemu i kogo mialby sie teraz bac?

- Czego ty sie boisz, Artiom?

- Nie boje sie... - odparl z niezbyt pewnym usmiechem. - To znaczy, boje sie, ze... Chcesz... czy pani chce... moj parasol?

* * *

- Po co tu przyjechales?

Siedzieli w kawiarni. Przedtem dlugo krazyli po ulicach w taksowce; Lidka musiala sie upewnic, ze reporterzy „Nowinek” nie pojda tropem nowych rewelacji.

- Nie wiem.

- Przez szesnascie lat nie poczules potrzeby przyjazdu i nagle...

- Lid...ko. Ja...

- Oplacili ci podroz? Ci z gazety?

- Niezupelnie tak...

- Jezeli mi powiesz, ze przyjechales na prosbe „Nowinek”, wstane i wyjde. I nigdy juz sie do ciebie nie odezwe, ani slowem.

- Lido...

Zdziwila sie wlasnej glupocie. Kto po takiej grozbie powie prawde?

Podeszla kelnerka, nieznajoma i zachowujaca olimpijska obojetnosc. No, koniec koncow nie caly swiat czyta „Pikantne Nowinki”. Postawila przed Lidka talerz zupy, a przed Maksymowem - kawe i lody.

- Nic sie nie zmienilas - stwierdzil Maksymow ze skarga w glosie.

Mowil z ledwo zauwazalnym akcentem. Teraz akcent brzmial wyrazniej.

- Ja sie nie zmienilam?! - niewiele brakowalo, a Lidka parsknelaby smiechem. - Mialam nadzieje, ze mnie w ogole nie poznasz. Czas robi swoje.

- Wielka mi rzecz, czas - Maksymow powiedzial to cicho, patrzac na smuge pary nad filizanka kawy. - Ty sie nie zmienilas, Lido.

- Jestem starucha, ktora uwiodla niewinnego uczniaka - odpowiedziala Lidka z jadowitym usmieszkiem.

Trafila. Maksymow poczerwienial jak pasowy obrus na ich stoliku.

- Taka... podlosc. Mszcza sie na tobie.

- Ale to przeciez prawda - Lidka usmiechnela sie jeszcze szerzej. - O Zarudnym - klamstwo, ktorego teraz nie sposob zdemaskowac. Ale to, ze cie uwiodlam - prawda. Moglabym byc twoja matka. I byles prawiczkiem, gdy...

- Lido!

Siedzacy przy sasiednim stoliku mezczyzna i kobieta spojrzeli w ich strone.

- Lido... rok temu sie rozwiodlem.

- Aha.

- Tak... wiem, ze zyjesz samotnie...

- Z synem - poprawila.

- Samotnie z synem. Moglibysmy...

Odsunela talerz:

- Przyjechales z takimi glupotami? A moze przeprowadzasz eksperyment z dziennikarskiego sledztwa na zlecenie „Pikantnych Nowinek”?

Maksymow siedzial jak porazony. Lidka wstala i idac ku drzwiom, wezwala kelnerke. Zaplacila za niedojedzona zupe; Maksymow dogonil ja na ulicy. Oslonil swoim parasolem. I nic nie mowiac ruszyl obok.

* * *

Hotel nie stal w centrum, ale tez i nie znajdowal sie na uboczu. Nie byl drogi, ale tez i nie nalezal do tanich; nie daloby siego nazwac eleganckim, ale byl zupelnie przyzwoity. Pokoj tez byl niczego sobie - obszerny i z oknem od podlogi do sufitu.

Ze szczelin przy okiennej ramie ciagnelo chlodem. Maksymow zamknal lufcik i szczelnie zaciagnal zaslony.

- Chcesz kawy? Mam rozpuszczalna... mam tez koniak... Napijesz sie?

- Nie.

- Moze czekoladowe cukierki?

- W moim wieku... - Lidka zawiesila glos na chwile - w moim wieku, Artiom, cukierki sa szkodliwe. A szczegolnie czekoladowe.

Maksymow przerwal na moment pospieszne porzadkowanie stolu. I powoli sie odwrocil:

- Lido, tak uporczywie i konsekwentnie robisz z siebie staruszke... Jakbys sie czegos bala.

- Ja mialabym sie czegos bac?!

Maksymow niespodziewanie sie usmiechnal. Potrzasajac blaszana puszka, przez chwile wsluchiwal sie w ledwo slyszalny szelest przesypujacej sie kawy.

- Twoja ulubiona... Moze jednak sie napijesz?

- Nie przed noca. Znow mi sie rozreguluje rytm snu i czuwania.

- A kto ci powiedzial, ze dzis bedziesz spala?

Teraz zmieszala sie Lidka. Uciekla ze spojrzeniem w bok; Maksymow tymczasem wrocil do przerwanego zajecia i nawet zaczal podspiewywac sobie pod nosem - Lidka odruchowo stwierdzila w duchu, ze sluch i pamiec muzyczna Artiom ma calkiem niezle.

- Jak tam twoi synowie? - zapytala, przerywajac niezreczne milczenie.

- Dobrze, dziekuje... sa juz prawie dorosli. Jak twoj. Ile on ma lat - czternascie?

Nie odpowiedziala.

Maksymow wreszcie uporal sie z porzadkowaniem stolu. Podszedl do Lidki, nie usiadl jednak na przeciwleglym krzesle, jak sie tego spodziewala, tylko opadl na miekka porecz jej fotela.

- Lideczko...

Dotknal ja dlonia.

Gest byl jednoczesnie pieszczotliwy i frywolny. Gest haslo; przed szesnastu laty Lidka wiedzialaby, co nastapi zaraz po tym gescie. Kiedy zagraja kilka pierwszych taktow, znajoma melodia rozwija sie jakby sama z siebie.

- Artiom, tys chyba zwariowal? Dawniej moglabym byc twoja matka, a teraz kim... babcia?

Milczal i patrzyl na nia.

Oj tak, jeszcze w szkole nie bez powodu ciagnely za nim cale stadka dziewczat. Nie bez powodu ta zaraza Drozd chowala uraze przez szesnascie lat. Ona sama zreszta tez nie bez powodu rzucila sie na wlasnego ucznia. Cos w nim bylo, w tym chlopaku. Chlopaku?

- Lideczko... teraz wydaje mi sie, ze to ja jestem doroslym, a ty malenka. Przeciez to dziecinada - bac sie, zapierac w kacie i mowic glupstwa.

I zrobil kolejny gest wedle dawnego rytualu - a Lidka ze strachem poczula, ze jej cialo odpowiada... jak dawniej.

Natychmiast zaczela sie okopywac na pozycjach obronnych:

- Artiom, a jestes pewien, ze w lazience nie kryja sie korespondenci „Pikantnych Nowinek”?

Natychmiast cofnal dlon i spojrzal na nia ze zdziwieniem:

- Lido, myslalem...

Nie dokonczyl. Wstal i odszedl ku stolowi.

- Lido... Lidio Anatoliewna... Chcialbym pani zaproponowac... poprosic pania... o reke. Pobierzmy sie. Jutro. Dzisiaj. Oficjalnie.

Lidke zatkalo.

W pokoju wisial ledwo wyczuwalnych zapach wody kolonskiej. Cierpki. Ciezki. Bardzo meski.

- Mowie zupelnie powaznie. Wszyscy twoi zawistni wrogowie zamkna pyski i udlawia sie wlasna zolcia.

Lidka usmiechnela sie ledwo dostrzegalnie.

- Przysiegam, Lido, ze bede cie strzegl. Bede przy tobie, zeby nic ci sie nie stalo. Od tej chwili, az do samej smierci. Zechcesz, zostane twoim sekretarzem. Pomocnikiem. Laborantem...

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату