- Za co?!
- No przeciez mowie, ze teraz wydaje sie to nie do pojecia...
Listopadowy ranek jest gorszy od nocy. Mrok, wilgoc. O piatej zaczyna szumiec pierwszy w domu kran. Potem drugi, trzeci... kroki na schodach, ktos przywolal winde...
Lidka ochrypla i umilkla; okna sasiedniego domu jedno po drugim zalewaly sie zoltawym, jajecznym blaskiem. Nigdy wczesniej nie myslala, ze BEDZIE MOGLA. Ze tak latwo i prosto bedzie opowiadac, a nawet przezywac na nowo, i prawie bez goryczy.
- Wysadze w powietrze redakcje tej gazety - stwierdzil szeptem Andriej. - Wysadze w diably...
- Andriuszka... Cisza.
- Mamo, ja ich tak nienawidze, ze...
- Nie trzeba.
- Mamo, jezeli ktos jeszcze cie skrzywdzi... zabije go! Zlozylem sobie taka przysiege, jak mialem dwanascie lat. Przysiaglem na krew!
- Andriuszka...
Zadnych lkan. Zadnych lez.
Lidka juz dawno temu zapomniala, jak sie placze.
* * *
Poznym rankiem - Andriej poszedl do liceum na druga lekcje - Lidka zadzwonila pod numer, jaki byl na hotelowej wizytowce i poprosila, by ja polaczono z panem Artiomem Maksymowem spod piecset drugiego.
Czekala z dziesiec minut.
- Halo?
- Witaj, Maksymow.
- Lideczka? Lido, tak sie ciesze...
- Nie ciesz sie przedwczesnie. Dzwonie, zeby ci powiedziec, ze twoja propozycja zostala rozpatrzona i odrzucona.
- Lido...
- Mozesz do mnie pisac i przysylac mi kartki pocztowe z okazji swiat. W przyszlym roku wybieram sie na konferencje do waszego kraju - jezeli znajdzie sie troche czasu, to sie zdzwonimy.
- Lido...
- To wszystko, Tioma... Milo bylo znow cie zobaczyc. Ale akurat teraz mam mnostwo spraw na glowie. Z „Pikantnymi Nowinkami” mozesz zrobic, co zechcesz. Mozesz dac wywiad albo nie... Ja juz skonczylam swoje sprawy z ta gazetka.
Odlozywszy sluchawke, od razu wybrala numer adwokata. Rozmowa zajela kolejne dziesiec minut.
Potem zajrzala do notesu, odszukala numer „Wiadomosci Wieczornych” i umowila sie, ze w dzisiejszym numerze zamieszcza niewielka notke.
A potem pomyslala przez chwile i wybrala jeszcze jeden numer.
Od razu, zeby nie zapomniec.
Czekala dosc dlugo. Zaczela nawet podejrzewac, ze nie uslyszy odpowiedzi. - Halo.. - Witaj, Slawku. Jak twoj reumatyzm?
Milczenie.
- Lida Sotowa, jezeli nie poznales po glosie... Dziekuje ci Slawku za to, zes uznal za konieczne powiadomienie mojego syna o niektorych faktach z mojej przeszlosci. Milo ci bedzie chyba uslyszec, ze oboje z Andriejem przyjelismy twoje rewelacje do wiadomosci. Co wiecej, jeden z naszych przyjaciol wpadl na pomysl, zeby napisac o tym wszystkim wyciskajacy lzy z oczu melodramat. Chcesz, to cie wlaczymy w spis konsultantow...
Sapanie w sluchawce. A potem sygnaly... Lidka usmiechnela sie msciwie.
* * *
Przed kilkoma dniami gazetka «Pikantne Nowinki» zamiescila oszczercze materialy, obrzucajace blotem kierowniczke Instytutu Prognoz Ekstremalnych im. Zarudnego, profesor Lidie Anatoliewne Sotowa. Lidia Anatoliewna pozwala przed sad wspomniana gazetke, ale dzis rano wycofala pozew. Oto co oznajmila profesor Sotowa naszemu korespondentowi:
- W pierwszej chwili zapragnelam tryumfu sprawiedliwosci i chcialam zazadac od tej gazetki rekompensaty za straty moralne. Przekonalam sie jednak, ze redaktorzy „Pikantnych Nowinek” w ogole nie maja pojecia o czyms takim jak prawda, czy sprawiedliwosc, a dowolny proces sadowy stanie sie tylko dla nich powodem do kolejnego jarmarcznego przedstawienia. Mam dosc pieniedzy i bez rekompensaty ze strony bulwarowej szmaty, a moje dobre imie nie ucierpi, nawet gdyby piec takich gazetek obrzucalo je lajnem. Ogarnieta obrzydzeniem i pogarda wycofuje swoj pozew przeciwko „Nowinkom”. Uwazam, ze zwracanie uwagi na mieszkancow „pikantnej” kloaki jest ponizej godnosci kazdego normalnego czlowieka...
Andriej przyszedl ze szkoly z podbitym okiem.
- Pokaz rece...
Chlopak mial knykcie we krwi. No, niezle.
- Wygrales?
- Jasne - na twarzy syna rozlal sie usmiech pelen szczescia. - Oni sie po prostu nie spodziewali.
- Oni? To ilu ich bylo?
- A tam, niewazne... bilo sie tylko dwu... A wiesz, nawet sie ucieszylem. Straszna mialem ochote dac komus po mordzie!
Lidka zagryzla wargi, zeby ukryc zdradziecki, glupawy usmieszek satysfakcji.
- Cos ty, Driuszka... Przeciez nigdy nie przejawiales agresywnosci.
- Alez jestem agresywny, mamo. Strasznie agresywny. Grrrr! Przytulajac syna do puszystego szlafroka, Lidka utkwila spojrzenie w wiszacym na scianie kalendarzu z nadmorskimi widoczkami.
Grudzien. Osiemnasty rok. Za trzy lata kolejna apokalipsa.
Rozdzial 13
Kolejna wiosna.
Tuz przy bramie spod asfaltu wylazl mniszek. Jaskrawo zolty, zuchwaly i gniewny - takie wlasnie bywaja kwietniowe mniszki, szczegolnie jezeli w drodze ku sloncu musza sie przebijac przez asfalt.
Lidka poczuwala sie do swoistego pokrewienstwa z tym kwiatkiem.
Jej znamienity wydzial nie byl juz chluba Instytutu imienia Zarudnego. Zredukowany o polowe przeszedl pod zarzad ABP - Agencji Bezpieczenstwa Panstwowego, ktora lada moment miala zostac przemianowana ponownie na OP. Bezwzgledna tajnosc prac, podpisy, obrotowe drzwi przy wejsciach i wyjsciach - wszystkie atrybuty obrzydliwych sekretow, ktorych Lidka nienawidzila „od zawsze”.
„Nie - stwierdzil wtedy Kostia Woronow. - Bedzie sie pani musiala obejsc beze mnie”. - „Kostia! - zachnela sie Lidka. - Przypomnij sobie, jak sie to wszystko zaczelo! To przeciez i TWOJE dzielo!” - „Nie - odpowiedzial Kostia, ktorego twarz przybrala odcien mokrej kredy. - Nie pojde na pasek OP. To oznacza koniec wszystkiego”. „Alez Kostia, dlaczego? Ich mozliwosci...” - „Nie” - odparl Kostia, nie wysluchawszy nawet tego, co chciala jeszcze powiedziec. Lidka zrozumiala, ze nie zdola go przekonac.
A chciala mu wszystko wyjasnic. Chciala sie usprawiedliwic; patrzyla na niego i wybierala slowa, ale nie mogla sie zdobyc na to, zeby powiedziec prawde, a i klamstwo nie chcialo jej przejsc przez gardlo.
„Zrozum, Kostia...”
Odszedl i nawet sie nie pozegnal.
Nikt nie mial watpliwosci, z jakiego powodu badania profesor Sotowej staly sie Straszna Tajemnica. Apokalipsa byla coraz blizej, a profesor Sotowa, powiedzmy otwarcie, niemloda juz kobieta, bardzo chciala trafic na liste osob objetych ewakuacja w ramach „umowionego opoznienia”.
Lidka doskonale wiedziala, co mowia o niej podwladni. I jakie przy tym robia miny. A przy tym wszyscy sa pewni, ze „Sotucha” stara sie niepotrzebnie - lista osob objetych przywilejem „umowionego opoznienia” nie moze byc przeciez z gumy.
Uczucia siedemnastoletniej Lidki, ktora kiedys w stosie dokumentow znalazla tekst przemowienia Zarudnego, malo kto dzis moglby zrozumiec. Czasy sa inne, cywilizowane, o „umowionym opoznieniu” wszyscy wiedza, chociaz do ujawniania list, jak za czasow Mroza, jeszcze daleko. Nawet koza potrafilaby zrozumiec, ze corunia Prezydenta wejdzie we Wrota przed tatuniem i wszyscy sie z tym pogodzili, ale kiedy zaczyna sie dyskusja o pozostalych „niezastapionych”, „najbardziej wartosciowych”, „kadrach niezbednych do funkcjonowania spoleczenstwa”...
W calym miescie kwitly brzoskwinie. Lidka szla z wysoko uniesiona glowa.
Dlaczego mlecz musi sie przebijac przez asfalt? A ile zostaje tam, pod szara pokrywa tych, co nie zdolaly sie przedrzec?
Przed dwoma miesiacami Lidia Anatoliewna Sotowa, profesor zwyczajny, kierujaca strategicznie waznym, utajnionym „projektem Sotowej”, otrzymala osobista tabliczke z numerem. Dwa tysiace dziewiec „B”. Przepustka i miniaturowy radionamiernik. Przy pierwszych oznakach rozpoczynajacej sie apokalipsy nalezy stawic sie na umowione miejsce i czekac na transport do ewakuacji.
Po klientow kategorii „A” przyjezdzaja prosto pod dom. Ale nie to jest najwazniejsze - klientow kategorii „A” zabieraja do Wrot z rodzinami. Bliscy krewni takich szczesliwcow otrzymuja metke „Aprim”.
Lidka usmiechnela sie zjadliwie, patrzac, jak po mokrym betonie pelznie ospala pszczola z mokrymi, unieruchomionymi skrzydlami. Pelznie coraz szybciej. Skrzydla stopniowo wysychaja... Podryguja... Uderzaja pszczole po bokach.
Oto ona, tabliczka na lancuszku - wodoodporna, niepodatna na uszkodzenia, ktorej nie zdejmuje sie nawet pod prysznicem. Pierwszy rezultat meczacego i ponizajacego maratonu; Lidka calymi miesiacami dreptala od sekretariatu do sekretariatu, nie chodzila, nie biegala, a wlasnie dreptala. Od jednej urzedniczej mordy do drugiej, a one bawily sie profesorska godnoscia Lidki niczym