skrytej trwodze, bedzie musial wlozyc na nos okulary.

Krzeslo dla interesantow bylo rozklekotane, zalosne i obite dykta; Lidka dawno juz zapomniala o istnieniu takich krzesel.

- O co wlasciwie panu chodzi? - zapytala tak spokojnie, jakby sprawa dotyczyla kogos innego.

Kacik ust kuratora drgnal lekko; alez baba, mowily jego zmruzone, gniewne oczy. Zjawila sie na jego wezwanie, a traktuje go jak podwladnego w swoim wlasnym gabinecie; kurator oczywiscie wiedzial, z kim ma honor i dlatego wlasnie jej chlod i spokoj szczegolnie go irytowaly.

- Jak czesto pani syn spedza noce poza domem?

Tak... pomyslala Lidka. I uniosla podbrodek jak urazona caryca.

- No, wie pan... On ma juz siedemnascie lat. Bywa, ze zasiedzi sie u przyjaciol do pozna... i zostaje u nich na noc.

- Bywa? To znaczy jak czesto? Raz na tydzien? Dwa razy na tydzien? Co drugi dzien?

Lidka uniosla brwi, jakby sie raczyla zdziwic natarczywosci inspektora:

- Raz na tydzien. Czasami nawet rzadziej...

Kaciki kuratorskich ust opuscily sie jeszcze nizej, przez co jego wargi upodobnily sie do odwroconego okraglego nawiasu.

- Lidio Anatoliewna, czy pani nigdy nie slyszala o tak zwanym Kregu Ostatniej Ofiary?

Lidka musiala sie mocno postarac, zeby na jej twarzy nie odbilo sie zadne z nurtujacych ja uczuc. „Ostatnia ofiara” - Wielikow - chlupot mleka w cysternie... Nie, co ma do tego mleko...

- O jakim Kregu? A co, powinnam o nim slyszec?

- To mlodziezowa organizacja, ktora opiera swoja ideologie - kurator poruszyl kilkakrotnie wargami, jakby cos przezuwal - na idei o koniecznosci skladania ofiar. Ofiar z ludzi. Zeby otworzyc Wrota.

Lidka milczala.

Gdyby kurator walnal ja zza rogu woreczkiem z piaskiem, efekt nie moglby byc wiekszy.

- Ofiary... z ludzi?

Kurator westchnal. Popatrzyl na Lidke ponuro i z demonstracyjnym wspolczuciem, a potem siegnawszy do szuflady biurka, dosc dlugo grzebal sie w papierach, jakby specjalnie zwlekajac; Lidka utkwila tepe spojrzenie w niewielkiej lysinie na czubku glowy rozmowcy.

W koncu urzednik sie wyprostowal:

- Prosze...

Na stole znalazla sie niewielka sterta czarno bialych i slabej jakosci fotografii.

- Lidio Anatoliewna, niech sie pani uwaznie przyjrzy tym zdjeciom.

Lidka zdusila w sobie chec natychmiastowego podniesienia fotografii ku oczom.

- Co to jest? I jaki to ma zwiazek z moim synem?

- Niech pani popatrzy - poprosil inspektor tonem, ktory kazal Lidce wyjac okulary, wlozyc je na nos i wziac ze stolu stosik polyskliwie lsniacych kartonikow.

Na pierwszej z nich Lidka zobaczyla plonace wsrod nocy ognisko, ktore wygladaloby zupelnie niewinnie i normalnie, gdyby tuz za nim, na drugim planie, nie bylo widac pionowej skaly. Ze skaly zas zwisaly bezwladnie czyjes bose nogi.

Lidka patrzyla na fotografie, czujac, jak bezglosnie jeza jej sie pokryte lakierem i starannie ulozone wlosy.

- I coz...

- Nie, niech pani obejrzy nastepne...

Lidka zdjela okulary. Przetarla je starannie chusteczka i wlozyla ponownie.

Twarze ludzi na fotografii byly niezbyt ostre, ale od razu poznala Sasze. Dziewczyna siedziala na pietach obok ogniska - takich fotografii pelno jest w albumie kazdego turysty - co prawda dlonie ku plomieniom Sasza wyciagala zbyt pieknym, wystudiowanym i teatralnym gestem.

Lidka oblizala pokryte pomadka wargi i zaczela sie przygladac kolejnym fotografiom.

Przy samym ognisku siedzieli nieznani Lidce chlopcy i dziewczeta. Kamera cofnela sie nieznacznie i mozna bylo stwierdzic, ze ognisko rozpalono na nadmorskich kamieniach, a chlopcy - na planie ogolnym Sasza tez wygladala jak chlopak - pozajmowali miejsca w regularnym kregu. I ze stojacy plaski kamien zwrocony jest ku morzu, a podwieszony na nim czlowiek wygina sie w hak, probujac oprzec sie o skale bosymi pietami.

Lidce zmartwialy policzki.

Na kolejnej fotografii bylo zblizenie skaly. Przykrepowany do kamienia zwisal juz bezwladnie; jego nadgarstki objete byly ni to rzemieniami, ni to stalowymi kajdankami, do ktorych przywiazano lancuchy, bardzo przypominajace Lidce te, ktore stosowano w karuzelach wesolych miasteczek. Glowe zwiesil na piers, twarzy nie dalo sie rozpoznac, ale jego slipy wydaly sie Lidce znajome.

Naga ofiara - w slipkach ze wzorkiem z kotwic?

Prawie juz niczego nie widzac, Lidka mechanicznie przekladala kolejne fotografie. Zdjecia wykonano prawdopodobnie z lodki, obiektywem o dlugiej ogniskowej. Jeszcze kilka fotografii; swietosc rytualu zostala naruszona, wsciekli chlopcy machali rekoma i rzucali kamieniami, starajac sie przepedzic nieproszonego swiadka i intruza. A chlopak wiszacy na skale uniosl glowe, pozbawiajac Lidke ostatnich zludzen - nie mogla juz sie oklamywac wiara, ze jakis inny chlopak podwedzil Andriuszy slipki, zeby sobie powisiec na skale.

Dzwonilo jej w uszach. Jakiz wstyd - profesor Sotowa zaraz zemdleje i zwali sie na podloge obok nedznego krzesla z dykty.

- Lidio Anatoliewna - przebil sie przez wysoki dzwiek glos kuratora - moze dac pani nitrogliceryne?

- Dziekuje - odpowiedziala przez zeby. - Bede zobowiazana...

Czyzby trzymal nitrogliceryne specjalnie pod reka, by uspakajac nerwowych gosci? Dla mamus mlodocianych przestepcow, niepelnoletnich kaplanow i ofiar?

Tabletka miala paskudny smak. Urzednik znow sie skrzywil, jakby to jemu wsuneli ja pod jezyk:

- Poznala pani kogos na tych fotografiach?

Lidka milczala.

- Widzi pani, Lidio Anatoliewna...

- Mozna stad zadzwonic? - zapytala, z trudem poruszajac zesztywnialym nagle jezykiem.

- Oczywiscie - kurator podsunal jej pod reke popekany aparat telefoniczny barwy dzieciecej khaki. - Prosze, niech pani dzwoni...

Lidka, mylac sie kilkakrotnie i nie trafiajac palcami w otwory tarczy, wybrala znajomy numer.

- Halo... mama? Gdzie jestes?

Powoli, zeby kurator niczego nie dostrzegl, wypuscila powietrze z pluc. Glos Andrieja byl absolutnie spokojny i beznamietny..

- U ciebie wszystko w porzadku? - zapytala, baczac, zeby jej glos tez niczego nie zdradzil.

- Jasne - syn chyba nawet sie zdziwil. Lidka niezbyt czesto pozwalala, by tkwiaca w niej strwozona kwoka ujawniala swoja obecnosc zbednym telefonem, pytaniem, nadmierna troskliwoscia.. - Niedlugo bede w domu - stwierdzila tylko i odlozyla sluchawke. Kurator nie spuszczal z niej wzroku. Jego spojrzenie bylo natarczywie... badawcze.

- Co im... sie zarzuca? - zapytala Lidka, zla na siebie, bo struny glosowe musialy ja zawiesc akurat w tej chwili. Pytanie zadala niklym, zalosnym, rwacym sie glosem... wlasciwie glosikiem. Na domiar wszystkiego, w jej oczach pojawily sie pierwsze lzy.

- Jeszcze nitrogliceryny? - zapytal nagle nadmiernie ugrzeczniony kurator.

- Nie - Lidka pokrecila glowa, od czego caly spartansko umeblowany pokoik z kratami na oknach zawirowal jak karuzela.

- Widzi pani, Lidio Anatoliewna... Na razie nikogo nie zabili i nikomu nie stala sie jeszcze krzywda. Wszystko to przypomina teatr... Zabawe... Kazde z nich po kolei odtwarza role ofiary. Pani syn byl juz „ofiara”, ale, jak pani zdazyla sie przekonac, wrocil do domu caly i zdrowy...

Lidka wzrokiem pelnym nienawisci patrzyla w jego szare, otwarcie drwiace z niej oczy.

- ...na razie wiec nie popelnili zadnego wykroczenia. Zachowuja sie spokojnie - szczegolnie jezeli uwzglednic zachowanie czlonkow innych grup rozmaitych mlodziezowych subkultur. Ta akurat grupa sklada sie z mlodych ludzi, bedacych dziecmi rodzicow cieszacych sie szacunkiem spolecznym, licealistow i abiturientow liceum. Za swego ideowego przywodce uznaja pisarza Wielikowa, choc on sam kategorycznie sie od nich odcina. Chcialbym pania uprzedzic, Lidio Anatoliewna. Na razie tylko pania uprzedzam. Z tymi, ktorzy wspinaja sie po rozmaitych scianach, nawet z tymi, ktorzy gwalca w bramach wracajace pozna pora pannice - z nimi wszystko jest jasne... A z tamtymi... Sekciarzami, fanatykami... Nie zdziwilbym sie, gdyby ktoregos pieknego dnia popelnili grupowe samobojstwo albo wycieli podobny jakis numer...

Lidka gleboko, az do piet, wciagnela stechle powietrze gabinetu.

- Lidio Anatoliewna... moze jednak wezmie pani jeszcze tabletke?

- Nie - odpowiedziala przez zeby. - Dziekuje. Dam sobie rade.

* * *

Wielikow pisal tak, ze potrafil wciagnac czytelnika; wziawszy jego ksiazke do reki, Lidka zwykle czytala ja jednym tchem i dopiero potem wracala do rzeczywistosci, za kazdym razem przypominajac sobie - nie wiadomo dlaczego - chlupot mleka w brzuchu wielkiej cysterny. Dobrze napisane, interesujaco i z ikra, ale przeciez bzdura, wszystko to bzdura...

Chlopcy, ktorzy kiedys otaczali pisarza pelnym uwielbienia kregiem, wyrosli na mlodziencow, ale ich uwielbienie wcale nie zmalalo. Gleboko ukryta milosc wlasna pisarza ciagle byla podkarmiana slodka odzywka; tym bardziej wiec dziwne bylo, ze Lidka patrzyla na slynnego autora nie bez pewnej poblazliwosci. Oczywiscie, nie bylo w tym zadnej ostentacji, ale tez Lidka wcale nie starala sie tego ukryc. Wedle milczacej umowy Lidka nie traktowala jego pisaniny powaznie, on zas jej to wybaczal.

„Ostatnia ofiare” przeczytala piec razy. I wcale nie dlatego, ze ksiazka jej sie az tak spodobala.

- Andriuszka... moze przejdziemy sie dzis do parku?

Syn natychmiast zaczal cos podejrzewac. W planach na dzis mial zadania z algebry i pytania egzaminacyjne z fizyki - o czym Lidka doskonale wiedziala.

- A nie mozemy porozmawiac w domu?

Patrzyl na nia jak szczeniak, ktory doskonale wie, ze nabroil i czeka go bura.

Lidka westchnela i usiadla na brzezku stolu: - No, widzisz...

- Mamo... - odezwal sie szybko, jakby chcial uprzedzic zarzuty. - Nie bralem zadnych narkotykow. Nawet nie pale, o czym dobrze wiesz...

Lidka zsunela sie ze stolu, przysunela sobie krzeselko, usiadla na nim i zalozyla noge na noge:

- Kiedy mialam pietnascie lat, w jednym z telewizyjnych programow jakis chlopak na oczach telewidzow oblal sie benzyna i podpalil.

Andriej przez chwile zwlekal z reakcja. Odsunal tylko podrecznik fizyki.

- I wszyscy na to patrzyli? Widzieli, jak oblewal sie benzyna i nikt nie zareagowal?

- On to zrobil bardzo szybko - wyjasniala Lidka lagodnym glosem. - Nikt sie tego nie spodziewal. A potem, kiedy sie podpalil, w studio wybuchla panika...

- Zginal?

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату