- Nie. Ten prawdziwy - nie bedzie. My z Witkiem... no, krotko mowiac, poroznilismy sie na tym tle. Posprzeczalismy sie i jeden nie moze przekonac drugiego. Witek chce wladzy. Przyprowadzil trzech nowych chlopakow, obcych. Chce stworzyc swoja grupe, z odrebnymi regulami i rytualem przyjecia... Takie tam... inne zabawy.
- Zabawy?!
- Zabawy, mamo, przeciez tak naprawde nikogo tam nie zabijaja i nie kalecza - Andriej urwal nagle; najwyrazniej nie do konca byl przekonany o niewinnosci tego, o czym mowil. - Jak im sie to podoba - niech robia, co chca. Ja juz tam nie pojde. I Saszke przekonam, ona teraz juz mnie slucha...
Znow sie usmiechnal; Lidce wydalo sie nagle, ze slowko „teraz” nabralo w ustach syna szczegolnego znaczenia.
-
Przez dluga chwile patrzyli na siebie i milczeli. Sasza. Dziewczyna. Co tam pomiedzy nimi zaszlo, jezeli ta agresywna pannica go slucha?
- Andriej... W jakich stosunkach zostajecie z Sasza?
Spojrzal na nia tak, jakby nie rozumial pytania, a potem z uraza.
- Nie
Przez kilka minut panowalo jeszcze milczenie, az wreszcie matka zrozumiala, co znaczy to „teraz”.
- Pokaz rece.
Andriej przez chwile sie wahal.
Potem rozpial skuwke prawego ochraniacza, zdjal skorzana bransolete i Lidka zobaczyla szeroka, rozowa blizne, prawie juz zagojona i pokryta nowa skora.
- Mamusiu... to wcale nie boli.
- Na lewej rece tak samo?
- Tak... to nic strasznego, slowo honoru!
- Na kamieniu? Od zmierzchu do switu?
- Tak...
Lidka uciekla spojrzeniem w bok:
- Masz jeszcze jakies lekcje do odrobienia?
- Alez nie... Biologie powtarzam sam dla siebie. Chce... No, wiesz, dowiadywalem sie juz, kiedy beda egzaminy na Akademia Medyczna.
- Co takiego?!
- Postanowilem, ze nie pojde na historie... chce zostac lekarzem. Chyba nie bedziesz sie sprzeciwiala?
Po zoltych stronicach podrecznika pelzla, nie dbajac o wzory i formuly, malenka boza krowka.
Rozdzial 14
Pod koniec maja nagle sie ochlodzilo, a potem rownie nagle zrobilo sie cieplo. Lidce pekala z bolu glowa - przed samym Nowym Rokiem, ktory w tym cyklu przypadal drugiego czerwca, na miasto zwalily sie upaly.
W szkole przebrzmial ostatni dzwonek. W ogole ostatni - ostatni w tym cyklu. Bylo to wydarzenie jednoczesnie radosne i smutne; aktualni maturzysci i absolwenci z lat poprzednich, ich rodzice, bracia i siostry wyrazali wspolczucie nauczycielom, ktorzy znow beda musieli sie przekwalifikowywac. Kilku pewnie uda sie zaczepic jako wykladowcom w jakiejs szkole wyzszej albo w technikum, inni beda zapelniac sobie czas korepetycjami albo pracami, ktore mozna wykonywac w domu, zeby potem, juz w nowym cyklu zaczac od pracy w zlobku...
O zblizajacej sie apokalipsie mowiono niewiele. Zakladano milczaco, ze wszystkich maturzystow czeka dorosle zycie; Lidka stala w tlumie, przysluchiwala sie przemowieniom i przygladala ludziom.
Skrocone rekawy szkolnych sukienek. Spodnice, obciete nozycami do bardzo ryzykownej i niepraktycznej dlugosci. Biale wstazki na krotko podcietych fryzurach dziewczyn, w calej mlodszej grupie nie znalazloby sie i dziesieciu dziewczat z dlugimi, nie obcietymi wlosami. Podobno tak jest modnie...
Najbardziej zuchwali z chlopakow poobcinali szkolne spodnie, zamieniajac je w bermudy i teraz swieca kolanami w oczy dyrowi i nauczycielom. Zostanie im to wybaczone - upal... a zreszta to ostatni dzwonek w tym cyklu...
Spodnie Andrieja zachowaly normalna dlugosc. Nie chcial nawet wdziac letniej bluzy - przeciwnie, wybral koszule z dlugimi rekawami i mankietami. W calej grupie kolegow mocno sie wyroznial - i nie tylko wygladem.
- Andriuszka jest taki przystojny - stwierdzila mama Wadika i uronila lze. Nie z powodu urody mlodzienca, ale ot tak... moment byl wzruszajacy.
Lidka milczala.
Nalezalo jej sie miejsce raczej wsrod babun, niz pomiedzy matkami. Prawie kazda ze wzruszonych matron moglaby byc jej corka; sloneczny dzien byl bezlitosny i ujawnial swiatu siwe odrosty barwionych przez Lidke wlosow, zamaskowane kremem zmarszczki, nabrzmiale powieki i cienie pod oczami.
Ludzie ja rozpoznawali. Uprzejmie pozdrawiali. Niedawno jeszcze byla w szkole dosc popularna osoba; zapraszano ja na otwarte lekcje muzyki, a jej imieniem nazwano nawet szkolny zespol muzyczny.
A kiedy wydzial Lidki przeniosl sie pod daszek OP, szum wokol „uzdolnien muzycznych” stracil podtrzymujace go zrodlo. Przeciwnie - wszelkie uwagi na temat tego, ze muzykalnie uzdolnione dzieci maja przewage nad pozbawionymi tymi talentow, staly sie niepozadane i nawet niebezpieczne. Zainteresowanie muzyka stopniowo malalo i spadalo zainteresowanie Lidia Sotowa - do niedawna jeszcze uznawana za wyrocznie pedagogiki muzykalnej.
Teraz Lidka stala w tlumie i patrzyla.
W jej oddziale zalozono specjalne dossier
Andriej tez.
A tymczasem Szary Kurdupel zwleka, przeciaga zabawe i wodzi Lidke za nos. Apokalipsa moze gruchnac za pol roku, za rok albo za miesiac, a Andriej do tej pory nie zostal wpisany na liste uprzywilejowanych do ewakuacji poza kolejnoscia.
Lidka zmruzyla oczy i uniosla dlon do czola, tworzac przeciwsloneczny daszek. Trudno jej bylo dlugo stac - piekly ja stopy obute w modne, odswietne pantofle, bolaly kolana... powinna gdzies usiasc.
- Prawo do ostatniego dzwonka przyznano wzorowym uczniom - dumie naszej szkoly, uczennicy klasy dziesiatej „G”, Aleksandrze Szepitko i uczniowi klasy dziesiatej „B”, Andriejowi Sotowemu!
Lidka drgnela zaskoczona. Andriej o niczym takim nie uprzedzal.
A, zaszeptaly stojace za plecami Lidki mamy rowiesnikow jej syna, dlatego ubral sie tak oficjalnie.
Andriej szedl juz ku podium, obok spieszyla Sasza, dosc dziwacznie wygladajaca w krociutkiej spodniczce i z wielka kokarda we wlosach.
Rozlegl sie trzask migawek aparatow fotograficznych. Wzorowi uczniowie szli, potrzasajac dzwonkiem i dreczac okolice natarczywym, metalicznym jekiem; otaczajacy Lidke ludzie znaczaco tracali ja w lokcie, co oznaczalo gratulacje. Ach, jakze udany syn!
Andriej sie usmiechal. Jego usmiech byl szeroki i tchnal spokojem; obok niego nawet Sasza wydala sie bardziej sympatyczna, niz w rzeczywistosci. Co prawda, zwykle dzieje sie odwrotnie obok pieknego czlowieka wyrazniej widac brzydote drugiego.
Dzwonek brzeknal po raz ostatni - i ucichl. Tlum wyladowal sie w okrzykach entuzjazmu; Andriej podal Saszy reke, ona zas opierajac sie o nia, zeskoczyla z podium z nieoczekiwanym wdziekiem.
Slonce przygrzewalo ostro, oni zas szli, kazde oddzielnie na swoj koniec szyku,
* * *
- A-a-a... Lidio Anatoliewna, musze przyznac, ze sie nie spodziewalem...
- Chce pan w przeddzien
Malenki Szary Czlowieczek otworzyl swoje malenkie, szare usteczka: - A...?
- Be! - warknela Lidka. - Jezeli w przeciagu trzech najblizszych dni nie dostane tego, co mi obiecano, cala historia zostanie opublikowana. Wszystkie wasze machinacje - i moje tez. Wybor nalezy do pana.
Czlowieczek milczal, patrzac na Lidke z niedowierzaniem i prawie z rozbawieniem:
- No, Lidio Anatoliewna, przeciez to niepowazne... usiluje mnie pani, mowiac wprost, przyprzec do sciany. Ale przeciez i pani sie dostanie, dojdzie do skandalu, cala pani praca rozsypie sie w proch, wyleci pani z Akademii, i z listy tez...
Lidka usmiechnela sie tak, ze Szary Kurdupel umilkl:
- Ty... szczurze! Myslisz, ze dla mnie ma jakiekolwiek znaczenia moja praca czy stanowisko w Akademii? A nawet moje dobre imie? Jezeli moj syn nie znajdzie sie na liscie, wszystko pozostale straci dla mnie jakiekolwiek znaczenie! Jezeli nie dotrzyma pan slowa, nie bede miala nic do stracenia. Za trzy dni bedzie tu siedziec komisja sledcza, ktora znajdzie wiele ciekawych sprawek! Dam im w rece tylko jedna niteczke, ale to wystarczy, by dotarli do klebka!
Szary Kurdupel natychmiast sie przeistoczyl w Bladego Kurdupla.
- Lidio Anatoliewna... - wydusil z siebie przez zeby.
Lidka usmiechnela sie szeroko:
-
Malenki Szary puscil oczy w ruch, jak zagnany w kat szczur.
- I niech pan sie nie trudzi nasylaniem na mnie zabojcow... jezeli taka kretynska mysl w ogole strzelila panu do glowy. Wszystkie dokumenty sa w dobrych rekach i w razie mojej naglej smierci... Koniec z panem. Czy to jasne?
Czlowieczek milczal.
Lidka odwrocila sie i wyszla, nie czekajac na odpowiedz.