- Nie - Lidka czula, ze ma spuchniete powieki i przekrwione oczy. - Nie, Witalik. Byla przeciez jeszcze moja siostra, Jana. Byli nasi sasiedzi, znajomi, z mojej bylej klasy tylu uczniow... zostalo...

Pisarz milczal.

- Witalik - odezwala sie Lidka zmienionym glosem. - Ja... mialam sen. O tym, jak Andriuszka... Od dawna mi sie to sni, jeszcze byl dzieckiem, kiedy... W rozmaity sposob sni mi sie jedno i to samo...

- Ty sie po prostu boisz go stracic.

- Wszyscy rodzice sie boja!

- Ale twoja bojazn jest szczegolna. Dodaj do tego ten kretynski przesad o dzieciach ze sztucznego zaplodnienia. Nijak sie nie mozesz od niego uwolnic.

Zapadla dluga pauza.

- Witalik, jestes fantasta... Czyli powinienes wierzyc w sny i w zjawiska nadprzyrodzone.

- Owszem, jestem fantasta, ale nie wariatem - lagodnie sprzeciwil sie Wielikow. - Lida, posluchaj... Nawet jezeli ci sie nie uda...

- Uda mi sie! - podniosla na niego spojrzenie suchych juz oczu. - Dosc o tym. Koniec sprawy.

* * *

...szczegolnie wsrod mlodziezy. Czyz trzeba mowic o tym, jak szkodliwe i bezbozne w istocie sa te wymysly? Jakze moze jeden czlowiek, chocby nie wiedziec jak szlachetny i sprawiedliwy, wziac na siebie grzechy wielu pokolen? Jakim sposobem ofiara z czlowieka moze byc mila Bogu? Stanowisko Kosciola jest niewzruszone i jednoznaczne: sekciarze, mowiacy o tak zwanym Zbawcy, sa w istocie heretykami i kacerzami...

(Gazeta „Parafianin”, 18-go maja 20-go roku)

* * *

Sasza zaczela bywac u nich coraz czesciej. Znacznie czesciej, niz moglaby sobie tego zyczyc Lidka.

Lidka widziala Sasze jako pusta szklana banieczke, na powierzchni ktorej namalowano lasy, oceany, oryginalny umysl i glebokie mysli. Ale... pierwszy lepszy deszczyk zmyje piekna powloke, pierwsze zadrapanie albo skaleczenie obnazy metna pustke wewnatrz banki. Lidka byla tego pewna, jak tego, ze dwa i dwa to cztery, cierpiala tez w milczeniu, widzac, jak Andriusza ochoczo daje sie nabrac na piekna powierzchownosc szklanej dziewczecej banieczki.

Ale to nic. Naprawde nic; wszystko rozstrzygnie sie nie teraz, a podczas pierwszych lat nowego cyklu. O, wtedy to juz pojdzie na ostre, do tego czasu Sasza albo sie czyms zdradzi, albo Andriej zmadrzeje. Nowy cykl, nowe zycie...

Lidka wiedziala, co o niej teraz mowia w akademickim srodowisku. Paskudnie mowiono, osiemdziesiat procent z tego bylo prawda i tylko pozostale dwadziescia nalezalo do sfery domyslow, zgodnych z moda; dotrzymujac umowy zawartej z Szarym Kurduplem, faktycznie postepowala po swinsku. Jednego tylko bacznie pilnowala - zeby plotki nie docieraly do Andrieja - co prawda ukryc sie go pod kloszem nie dalo i niekiedy przychodzil do domu ponury i osowialy, a czasami z siniakami na twarzy i zadrapaniami na knykciach.

Nigdy go wtedy o nic nie pytala - zeby nie popadac w kolejne lgarstwa.

On zas dawal sie zwiesc jej spokojowi. I powoli odzyskiwal humor. „Czlowiekowi na wysokim stanowisku zawsze nie brakuje zawistnikow...”

A potem nie bez zdziwienia Lidka odkryla, ze pod jej skrzydlami syn prowadzi jednak jakies drugie, osobne i nieznane jej zycie. I ze nawet Sasza byla w tym zyciu tylko dodatkiem.

- Mamo, nie wroce dzis na noc, dobrze?

- A gdzie...

- U Witka. Bedziemy do poznej nocy ogladac mecz pilki noznej...

Tak rzadko ja oklamywal, ze przylapywanie go na klamstwie akurat teraz uznala za nieladne i nieludzkie. Z pewnoscia nie idzie do Witka, ale w koncu to dorosly chlopak, przeciez nie bedzie go sledzic.

Zacisnela zeby, ignorujac uklucie niepokoju. Z ta Sasza i tak widuje sie codziennie. Takie sa wspolczesne obyczaje, czy co? Czym oni beda sie zajmowac przez cala noc?!

Nie, nie chodzi o Sasze. Lidka szybko by sie tez polapala, gdyby chodzilo o jakas inna dziewczyne. Co to za nocne posiedzenia? Karty? Gry hazardowe?

Udalo jej sie wziac w garsc tylko dzieki ogromnemu wysilkowi woli. Odpowiedziala jakby nigdy nic:

- A, mecz? No, dobrze...

Spalo jej sie wyjatkowo zle. Caly czas slyszala bezczelny glos Saszy; snilo jej sie, ze w mieszkaniu pekla jakas rura kanalizacyjna, spod porcelanowego zlewozmywaka chlusta jakas metna ciecz, ona zas nieustannie zbieraja brudna szmata do zardzewialej miski.

Syn wrocil o dziesiatej rano, kiedy zaczela sie juz nie na zarty niepokoic. Spojrzawszy na niego, Lidka oparla sie o framuge drzwi:

- Andriuszka! Co z toba?!

- Nic takiego - odpowiedzial, usmiechajac sie spokojnym, jasnym usmiechem. - Jestem zmeczony, to wszystko...

Niczego sobie nocne przyjacielskie zebranie. Takie, po ktorym czlowiek przychodzi rano wychudzony, jak z tygodniowej glodowki i blady niczym jajko.

- Wiesz, mamo, przespie sie...

- No to sie przespij...

Przez nastepne dwa tygodnie zachowywal sie normalnie, czytal jakies ksiazki, przygotowywal sie do egzaminow, spotykal z przyjaciolmi; az ktoregos dnia, jakos tak pod wieczor, znow wszedl do gabinetu Lidki, bardzo skupiony i powazny:

- Mamo, dzis znow nie wroce na noc, dobrze?

Lidka dlugo patrzyla mu prosto w oczy, liczac na jakies wyjasnienia. On jednak stwierdzil tylko, jakby nigdy nic:

- Uczymy sie z chlopakami do egzaminu z chemii. W domu u Wadika.

Wadik nie mial telefonu. Lidka zreszta nie znizylaby sie do tego, zeby sprawdzac prawdomownosc Andrieja.

- No dobrze... tylko sie nie zmecz!

Usmiechnal sie i kiwnal glowa.

Tej nocy wrocil bardzo wczesnie, zaraz po siodmej, o swicie. Lidka uslyszala szczek klucza w zamku i natychmiast wynurzyla sie z niespokojnego, plytkiego snu.

Chlopak zdjal buty w przedpokoju. W samych skarpetkach przeszedl do kuchni; jasne, nic mu nie jest. Kiedy mlody czlowiek zaraz po powrocie do domu rusza do lodowki - znaczy, wszystko w porzadku.

Lidka wlozyla szlafrok i bezszelestnie poszla za nim.

Andriuszka stal przed otwarta lodowka, w jednej rece mial kawal kielbasy, w drugiej trzymal butelke kefiru. Byl wlasciwie siny, wargi mial wyschniete i popekane, a na jego nadgarstkach wyraznie rysowaly sie slady po bandazach; ujrzawszy Lidke, wzdrygnal sie, jakby stanela przed nim nie matka w szlafroku, ale co najmniej groznie rozdymajaca swoj kaptur krolewska kobra.

- Troche zglodnialem - stwierdzil tonem usprawiedliwienia.

Lidka patrzyla, a jej niepokoj rosl, gestnial i przeksztalcal sie w solidna pewnosc.

I nie zadawszy zadnego pytania, wrocila do swego pokoju.

* * *

- Nie mam do Andriuszy zadnych zastrzezen - stwierdzila wychowawczyni Andriuszy, dama mniej wiecej w jej wieku, uczaca biologii.

Lidka kiwnela glowa.

Byla to jej dawna szkola, choc zmieniona nie do poznania i opustoszala, poniewaz starsza i srednia grupa pozdawaly juz egzaminy i zanurzyly sie w odmety doroslego zycia. Atmosfera szkoly zywo przypominala Lidce wydarzenia sprzed dwudziestu lat; wzdrygnela sie nawet, ujrzawszy przed tablica z wywieszonym na niej szkolnym regulaminem czytajacego ciemnowlosego chlopaka.

Co prawda natychmiast sie wyjasnilo, ze chlopak z zapalem ozdabia kredka twarz wywieszonej na tablicy fotografii wzorowej uczennicy, domalowujac jej sumiaste wasy. Ujrzawszy to, Lidka westchnela z ulga.

Nauczycielka biologii siedziala w opustoszalej klasie; profesor Sotowa zostala powitana cieplo, ale bez unizonosci.

- Andriusza mniej wiecej jest przygotowany do egzaminow. Choc, o czym pani sama wie doskonale, mlodsza grupa konczy szkole z trudem. W przeddzien apokalipsy sa roztrzepani, gadatliwi, podatni na rozmaite nastroje... osobliwie dziewczeta. Wie pani, u nas w liceum to jeszcze nic, ale w zwyklych szkolach prawie w ogole nikt juz sie nie uczy. Tance przytulani-obmacywanki, alkohol, narkotyki. Nie, u nas sie tego pilnuje. Szkolny lekarz otrzymal dokladne instrukcje, codziennie przy wejsciu stoi ochroniarz. W dziesiatej „B” dwoch chlopakow doslownie zdjeto z igly, w dziesiatych „G” i „H” dziewczyny trafily w zle towarzystwo... Dwie trzeba bylo nawet wyrzucic ze szkoly. Ale to bardzo niewiele w porownaniu z przecietnymi wskaznikami w miescie. Sadze, ze Andriusza jest czysty, to bardzo powazny chlopak, bardzo...

- A czy nie spostrzegla pani zmian w jego zachowaniu podczas kilku ostatnich miesiecy? - Lidka zadala to pytanie, starajac sie, zeby zabrzmialo absolutnie niewinnie i beztrosko.

Nauczycielka zamyslila sie.

Miala na glowie wiele spraw. Czterech wnukow, ktorzy takze konczyli szkole. W szufladzie biurka lezalo na poly gotowe podsumowanie wynikow nauczania, pod szklem niezatwierdzone jeszcze pytania egzaminacyjne, a w domu cierpliwie czekala pusta lodowka.

- N-no... Wie pani... skoro pani pyta... hm... w ciagu ostatnich miesiecy zachowuje sie tak, jakby... wciaz o czyms myslal... Jest zamkniety w sobie... przypisywalam to pierwszej milosci, porywom serca...

Lidka ponownie cierpliwie skinela glowa:

- Owszem, to mozliwe... I to wszystko?

- Tak - odparla nauczycielka z nutka zaskoczenia w glosie. - A o co chodzi? - obrzucila Lidke podejrzliwym spojrzeniem.

- Wie pani... - usmiechnela sie Lidka. - Przed apokalipsa mozliwe sa... nerwowe zalamania u mlodych ludzi. Ostatnio wydawalo mi sie, ze Andriej za bardzo sie interesuje religijna literatura, mistyka i innymi takimi bzdurami...

Nauczycielka wytrzeszczyla oczy ze zdumienia. Po trzech minutach Lidka przeprosila ja za niepotrzebna strate czasu i sie pozegnala.

* * *

Kurator mial szara ze zmeczenia twarz i nabrzmiale, popekane wargi. Pewnie dlatego mowil jakby wbrew samemu sobie, ledwo poruszajac ustami.

- Czy nie zauwazyla pani ostatnio u syna jakichs niezwyklych reakcji albo zmiany sposobu zycia?

Lidka usmiechnela sie ze znuzeniem i jednoczesnie nieco poblazliwie.

Moglaby spokojnie zlekcewazyc wezwanie i w ogole nie przychodzic do tego spartansko urzadzonego pokoiku z kratami na oknach. Jej syn nigdy nie mial niczego wspolnego z kuratorium do spraw nieletnich. Zaproszenie jej tutaj jest w oczywisty sposob wynikiem pomylki, czego byla pewna i co miala wyraznie wypisane na twarzy - a jezeli kurator zechce przyjrzec sie blizej jej gleboko

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату