— Ale to dobrze, prawda? — zauwazyl Carruthers. — Skoro tutaj tez jej nie ma, to znaczy, ze nie bylo jej w katedrze podczas nalotu, wiec mozesz powiedziec lady Schrapnell, ze nie potrzebuje rekonstrukcji tej rzeczy w katedrze do konsekracji.
— Sam jej powiedz — zaproponowalem.
— Moze schowali to w bezpiecznym miejscu — rzucil, spogladajac na okna. — Jak wschodnie okna.
— Strusia noge biskupa? — zapytalem z niedowierzaniem. — Chyba zartujesz.
— Masz racje — przyswiadczyl. — To nie jest taka rzecz, ktora chcialoby sie chronic przed zniszczeniem. Wiktorianska sztuka! — Wzdrygnal sie.
— Poza tym — dodalem — sprawdzilem juz na probostwie Lucy Hampton… tam, gdzie zabrali okna. Nic z tego.
— Och — powiedzial Carruthers. — Nie mogli jej przestawic na inne miejsce?
Dobra mysl. Pewnie ktoras pani z Kolka Parafialnego, nie mogac zniesc tego widoku, schowala strusia noge biskupa gdzies w kacie za kolumna.
— Dlaczego w ogole lady Schrapnell ma obsesje na tym punkcie? — zapytal Carruthers.
— Dlaczego ma obsesje na punkcie kazdego szczegolu tego projektu? — zareplikowalem. — Zanim mnie przydzielila do strusiej nogi biskupa, robilem nagrobki. Chciala miec kopie kazdej inskrypcji na kazdym nagrobku w katedrze, wlacznie z grobowcem kapitana Gervase Scrope’a, gdzie byl istny tasiemiec. Carruthers wspolczujaco pokiwal glowa.
— Piszczalki organowe — mruknal, — Kazala mi ganiac po calym sredniowieczu, zeby mierzyc piszczalki organowe.
— Oczywiscie podstawowe pytanie brzmi: dlaczego ona ma obsesje na punkcie odbudowy katedry w Coventry? — rzucilem.
— Jej pra-pra-prababka pojechala do Coventry i…
— Wiem, wiem, to doswiadczenie zmienilo cale zycie owej pra-pra-prababki, a kiedy lady Schrapnell znalazla jej pamietnik, to zmienilo z kolei jej zycie, dlatego postanowila odbudowac katedre dokladnie taka, jak przed pozarem, na czesc… i tak dalej. Slyszalem ten tekst kilka razy. Rowniez o Bogu…
— …ktory jest w szczegolach — dokonczyl Carruthers. — Nie cierpie tego przemowienia.
— Najbardziej nie znosze tego: „Trzeba zajrzec pod kazdy kamien”. Pomoz mi.
Wskazalem krawedz wielkiej kamiennej plyty. Carruthers pochylil sie i chwycil za drugi brzeg.
— Raz, dwa, trzy — zakomenderowalem — do gory! Dzwignelismy glaz i przetoczylismy na druga strone przejscia, gdzie uderzyl w kikut kolumny i przewrocil ja.
Strusiej nogi biskupa nie bylo pod glazem, ale znalezlismy tam postument z kutego zelaza, na ktorym zwykle stala, oraz jedna poprzeczke z azurowej przegrody, a pod odlamkiem czerwonego piaskowca odkrylismy na wpol zweglona lodyge kwiatu. Nie wiadomo jakiego kwiatu, nie zostalo nawet listka, wygladalby jak patyk lub zelazny drazek, gdyby nie cal zieleni na jednym koncu.
— To stalo przed przegroda? — upewnil sie Carruthers, rozgniatajac stopami chrzeszczace szklo.
— Przed ta przegroda. Na tym postumencie — potwierdzilem, wskazujac postument z kutego zelaza. — Aha, dziewiaty listopada, Modly za Sluzbe RAF i Kiermasz Wypiekow. Dwie szydelkowe serwetki na oparcia foteli, wycieraczka do pior w ksztalcie bratka i pol tuzina piernikow brukowcow. Bardzo stosowna nazwa.
Carruthers patrzyl na szklo.
— Czy podmuch nie mogl tego rzucic w inna czesc nawy?
— To nie bomby burzace zniszczyly katedre, tylko bomby zapalajace.
— Och — mruknal. Obejrzal sie na koscielnego, ktory zblizal sie do nas. — Biblia krolowej Wiktorii, mowiles?
— Tak. Z datami zgonow, urodzin i zalaman nerwowych tych wszystkich Jerzych — powiedzialem. — Dowiedz sie, czy czegos nie zabrano na przechowanie gdzie indziej niz na probostwo Lucy Hampton przed pozarem.
Kiwnal glowa i podszedl do koscielnego, a ja patrzylem na postument z kutego zelaza i zastanawialem sie, co dalej.
Bomby, ktore spadly na katedre, to byly glownie bomby zapalajace, ale Carruthers mial racje. Wstrzasy wywoluja niekiedy dziwne skutki, a w sasiedztwie nastapilo kilka wybuchow, od bomb burzacych po zbiorniki z gazem. Podmuch mogl cisnac strusia noge biskupa na srodkowe przejscie nawy albo na chor.
Usunalem wiecej gruzu, probujac ocenic, w ktora strone polecialo szklo z Kaplicy Sukiennikow. Wiekszosc odlamkow wymiotlo chyba na poludnie i zachod. Powinienem szukac po drugiej stronie, na koncu nawy.
Wrocilem do przegrody i zaczalem kopac na poludniowy zachod. Trzeba zajrzec pod kazdy kamien.
Dzwony zaczely wybijac godzine i wszyscy, nawet Pan Spivens, przerwalismy nasze czynnosci, zeby podniesc wzrok na wieze. Dach zniknal, wiec widzielismy iglice, nietknieta, wznoszaca sie ponad dymem i kurzem. Dzwony brzmialy pieknie, jakby nie dosieglo ich zniszczenie.
— Patrz, tam jest gwiazda — powiedzial Carruthers.
— Gdzie? — zapytalem.
— Tam — pokazal. Widzialem tylko dym.
— O tam — powiedzial. — Nad iglica. Nad dymiacymi zgliszczami wojny, nad ruinami swiata. Spoglada z gory na nieludzkie czyny czlowieka, jasny herold piekna i nadziei, zapowiedz lepszej przyszlosci. Swietlisty symbol odrodzenia, ktore rychlo nadejdzie.
— Ktore rychlo nadejdzie? — Spojrzalem na niego z niepokojem. — Jasny herold piekna i nadziei?
Jednym z pierwszych symptomow dyschronii jest sklonnosc do sentymentalnego belkotu, niczym pijany Irlandczyk lub calkiem trzezwy wiktorianski poeta. Carruthers wykonal ostatnio co najmniej cztery skoki, dwa w ledwie kilkugodzinnych odstepach, a kto wie, ile wiecej musial zrobic przy mierzeniu piszczalek organowych. Sam mowil, ze od dawna nie spal.
Zmarszczylem brwi i probowalem przywolac z pamieci liste symptomow dyschronii. Sentymentalny belkot, trudnosci z rozroznianiem dzwiekow, zmeczenie — ale przeciez uslyszal dzwony, a kazdy nieszczesnik zwiazany z projektem lady Schrapnell cierpial na brak snu. Przez caly zeszly tydzien udalo mi sie zasnac tylko podczas Bazaru Wysilku Wojennego w dniu Sw. Kryspina. Zasnalem przy „Witamy” i przespalem polowe wstepnej mowy komitetu organizacyjnego.
Jakie byly inne symptomy? Sklonnosc do roztargnienia. Spowolnienie reakcji. Zaburzenia wzroku.
— Gwiazda — powiedzialem. — Jak wyglada?
— Co to znaczy, jak wyglada? — zdziwil sie Carruthers, wcale nie reagujac powoli. — Wyglada jak gwiazda.
Dzwony umilkly i tylko echo rozbrzmiewalo w zadymionym powietrzu.
— Myslisz, ze jak wyglada gwiazda? — fuknal Carruthers i zamaszystym krokiem ruszyl na spotkanie koscielnego.
Rozdraznienie stanowilo oczywisty symptom. A przewodniki sieciowe wyraznie ostrzegaly, ze osoby cierpiace na dyschronie nalezy natychmiast „usunac ze srodowiska” i odsunac od obowiazkow, ale gdybym to zrobil, musialbym wytlumaczyc lady Schrapnell, co robimy w Oksfordzie zamiast w Coventry.
Przeciez glownie dlatego grzebalem tutaj w gruzach, poniewaz wolalem nie tlumaczyc, dlaczego nie wyladowalem czternastego o osmej przed frontem katedry, jak planowano; zreszta daremnie probowalbym wyjasniac, ze przyczyna byl poslizg, poniewaz lady Schrapnell nie wierzyla w poslizgi. Ani w dyschronie.
Nie, dopoki Carruthers calkiem sie nie rozsypal, lepiej bylo zostac tutaj, znalezc strusia noge biskupa, a potem wrocic i powiedziec lady Schrapnell, tak, ona byla w katedrze podczas nalotu, a potem zlapac troche snu. Sen, ktory ceruje podarte rekawy niepeespowskich mundurow, ktory wygladza usmolone czolo i odpedza smutki, ktory zsyla na znuzona dusze blogoslawiony, kojacy spoczy…
Carruthers podszedl blizej i nie wygladal ani na zmeczonego, ani na roztargnionego. Dobrze.
— Ned! — powiedzial. — Nie slyszales, ze cie wolalem?
— Przepraszam — mruknalem. — Zamyslilem sie.
— No chyba. Wolam od pieciu minut — oswiadczyl. — Czy ona miala ze soba Dookie?
Widocznie znowu sie przeslyszalem albo dyschronia Carruthersa poglebila sie jeszcze bardziej.
— Dookie? — powtorzylem ostroznie.
— Tak, Dookie! — warknal. — Czy miala ze soba Dookie?
O nie, bede musial odstawic go do Oksfordu, nie budzac podejrzen w koscielnym, zabrac go do infirmerii, a