w tej samej chwili, odrodzone i przywrocone do dawnej chwaly. Mowil jak dyschronowany, ale pewnie byl w porzadku. Wszyscy nowi rekruci lady Schrapnell mowili jak dyschronowani.
— Ile skokow zrobiles? — zapytalem go.
— To moj pierwszy — oznajmil z przejeciem — i ciagle nie moge w to uwierzyc. No, ze jestesmy tutaj, w 1940, szukamy strusiej nogi biskupa, odkrywamy skarby przeszlosci, piekno minionej epoki.
Popatrzylem na niego.
— Ty nigdy nie widziales strusiej nogi biskupa, prawda?
— Nie — przyznal — ale musi byc naprawde niezwykla. No wie pan, zmienila zycie pra-pra-prababki lady Schrapnell.
— Wiem — przytaknalem. — Zmienila zycie nas wszystkich.
— Tutaj! — zawolal Carruthers z Kaplicy Sukiennikow. — Cos znalazlem.
Kleczal w niewlasciwym miejscu w stosunku do podmuchu i poczatkowo widzialem tylko stos potrzaskanych desek, ale Carruthers wskazywal na cos w glebi stosu.
— Widze! — zawolal koscielny. — Wyglada jak metal.
— Poswiec latarka — zwrocil sie Carruthers do nowego rekruta. Rekrut, ktory juz zapomnial, jak sie zapala latarke, majstrowal przy niej przez chwile, a potem zaswiecil Carruthersowi w twarz.
— Nie na mnie — zgromil go Carruthers. — Tam!
Wyrwal latarke rekrutowi i oswietlil stos drewna. Dostrzeglem blysk metalu. Serce we mnie skoczylo.
— Zrzucmy te deski — zawolalem i wszyscy zabralismy sie do roboty.
— Mam — oznajmil koscielny. Razem z Carruthersem i nowym rekrutem wyciagneli cos z rumowiska.
Metal poczernial od sadzy, wygial sie i popekal, ale od razu rozpoznalem przedmiot, podobnie jak koscielny.
— To tylko kubel na piasek — stwierdzil i wybuchnal placzem. Fizycznie bylo niemozliwe, zeby koscielny cierpial na dyschronie, chyba ze jakims cudem sie zarazil. A jednak wykazywal podobne objawy.
— Widzialem ten kubel jeszcze wczoraj wieczorem — zaszlochal w bardzo usmolona chusteczke — a teraz patrzcie.
— Wyczyscimy go — przyrzekl Carruthers, niezrecznie klepiac koscielnego po ramieniu. — Bedzie jak nowy. — W co watpilem.
— Raczka calkiem sie urwala — chlipnal koscielny i glosno wysiakal nos. — Sam napelnilem ten kubel piaskiem. Sam go powiesilem przy poludniowych drzwiach.
Poludniowe drzwi znajdowaly sie po drugiej stronie kosciola, oddzielone od Kaplicy Sukiennikow cala dlugoscia nawy oraz niezliczonymi rzedami solidnych debowych lawek.
— Znajdziemy raczke — obiecal Carruthers, w co rowniez watpilem, po czym uklakl jak do modlitwy i zaczal rozgrzebywac deski.
Zostawilem go i nowego rekruta, ktory zagladal pod schody, pewnie wypatrujac kotow, i wrocilem do miejsca, gdzie dach zawalil sie w jednym kawalku.
Stanalem tam, w dawnym srodku nawy, i probowalem ustalic zakres poszukiwan. Wybuch cisnal kubel z piaskiem prawie przez pol kosciola, w kierunku przeciwnym do podmuchu z okna Kaplicy Sukiennikow. Co oznaczalo, ze strusia noga biskupa mogla byc doslownie wszedzie.
Zrobilo sie calkiem ciemno. Reflektory wlaczyly sie i omiataly niebo dlugimi lukami, zas na polnocy jasniala pomaranczowobrazowa luna pozaru, jeszcze nie ugaszonego przez posterunki od pierwszego do siedemnastego, ale to wszystko dawalo niewiele swiatla, a ksiezyc gdzies sie schowal.
Wkrotce bedziemy musieli przerwac prace, a lady Schrapnell spotka nas przy sieci i zazada wyjasnien, gdzie bylismy i dlaczego nie znalezlismy strusiej nogi biskupa. Odesle mnie z powrotem, zebym dalej probowal, albo — co gorsza — znowu kaze mi zwiedzac kiermasze, z tymi okropnymi wycieraczkami do pior, haftowanymi obrusikami i piernikami twardymi jak prawdziwe brukowce.
Moze powinienem raczej zostac tutaj, zaciagnac sie do piechoty i blagac, zeby mnie wyslali do jakiegos cichego, spokojnego miejsca, na przyklad na plaze Normandii. Nie, inwazja nastapila dopiero w 1944 roku. Do Afryki Polnocnej. El Alamein.
Odsunalem na bok spalony koniec lawki i unioslem przycisniety przez nia kamien. Pod spodem zobaczylem bruk, kamienna posadzke Kaplicy Sukiennikow. Usiadlem na kawalku zwienczenia muru. Pan Spivens podbiegl do mnie i zaczal drapac posadzke.
— Daj spokoj, piesku — powiedzialem do niego: — Nie ma jej tutaj. Pomyslalem z rozpacza o wycieraczkach do pior w ksztalcie dzwonkow polnych, ktore bede musial nabyc. Pan Spivens usiadl u moich stop i spogladal na mnie ze wspolczuciem.
— Pomoglbys mi, piesku, gdybys potrafil, prawda? — zagadnalem go. — Nic dziwnego, ze nazywaja cie najlepszym przyjacielem czlowieka. Wierny i lojalny, dzielisz z nami smutki i radosci, swietujesz nasze triumfy i oplakujesz kleski, darzac nas stalym uczuciem, na jakie nie zaslugujemy. Z nami zwiazales swoj los, towarzyszysz nam w zdrowiu i chorobie, na polu bitwy i przed kominkiem, nie opuszczasz swojego pana nawet w obliczu smierci. Ach, szlachetny psie, tys jest futrzastym zwierciadlem, w ktorym odbija sie nasze lepsze ja, czlowiek potencjalnie doskonaly, wolny od agresji i ambicji, oczyszczony z…
I nagle znalazlem sie z powrotem w Oksfordzie, odholowany do infirmerii, zanim jeszcze skonczylem klepac go po lbie.
ROZDZIAL DRUGI
Gdyby kazdy wtracal sie tylko do swoich spraw — warknela ochryple Ksiezna — swiat krecilby sie o wiele szybciej, niz sie kreci
— Panski partner mowi, ze pan cierpi na zaawansowana dyschronie — powiedziala pielegniarka, opasujac mi nadgarstek bransoletka tachometru.
— Prosze posluchac — powiedzialem — zdaje sobie sprawe, ze troche mnie ponioslo przy tym psie, ale musze natychmiast wracac do Coventry.
Fatalnie sie stalo, ze wyladowalem pietnascie godzin po zaplanowanym terminie. Na domiar zlego zostawilem katedre tylko czesciowo przeszukana, czyli tak jakby wcale nie przeszukana, i nawet gdybym tam wrocil zaraz po swoim odejsciu, stracilbym kilka chwil, a w tym czasie koscielny, kierowany przez kota, mogl znalezc strusia noge biskupa i oddac ja na przechowanie swojemu szwagrowi, na skutek czego ostatecznie zniklaby z historii.
— Koniecznie musze wrocic do tych ruin — nalegalem. — Strusia noga biskupa…
— Sklonnosc do dygresji — powiedziala pielegniarka do komunikatora. — Wyglad niechlujny i zaniedbany.
— Pracuje w spalonej katedrze — wyjasnilem. — I musze tam wracac. Tam…
Wpakowala mi termometr do ust i przyczepila monitor do mojego nadgarstka.
— Ile skokow pan wykonal przez ostatnie dwa tygodnie? — zapytala. Patrzylem, jak wstukuje odczyty do komunikatora, i probowalem sobie przypomniec, ile wynosi legalny limit skokow. Osiem? Piec?
— Cztery — powiedzialem. — To Carruthersa trzeba zbadac. Jest jeszcze brudniejszy ode mnie i powinna pani posluchac, co on wygaduje o gwiazdach i przyszlosci, „ktora rychlo nadejdzie”.
— Jakie pan ma objawy? Dezorientacja?
— Nie.