— Zaprogramowano mnie tak, abym sie nie obrazal.
Menolly musiala sie rozesmiac. Pozniej zdala sobie sprawe, ze to wlasnie wtedy Siwsp stal sie dla niej osobowoscia, i przestala myslec o nim wylacznie jak o wspanialej maszynie wynalezionej przez przodkow.
— Menolly? — zawolal Robinton z drugiego konca korytarza, po raz pierwszy oproznionego z naprzykrzajacych sie gosci. — Czy Sebell jest z toba?
Sebell przesunal sie tak, by Mistrz Harfiarz go zobaczyl.
— Czy moglabys go zastapic przy Siwspie? — poprosil Robinton. — Zebralo sie dosc Osob, bysmy mogli urzadzic narade.
Sebell polozyl dlon na ramieniu Menolly, by dodac jej otuchy. — Widzialas, jak prowadzilem spotkania nowych ludzi z maszyna — powiedzial. — Jesli ktos jeszcze sie pojawi, po prostu przedstaw go.
— To nie zadzialalo w nocy, kiedy Piemur sprobowal przedstawic mnie — pozalila sie Menolly.
Sebell uspokajajaco scisnal jej ranie.
— Mistrz Robinton i F’lar wprowadzili zmiany do protokolu.
— Co to jest protokol?
— Tego slowa uzywa Siwsp, gdy nie chce mowic o ustaleniach czy uprzejmosci. — Pocalowal ja szybko w policzek. — Jezeli na naradzie bedzie mowa o czyms ciekawym, wszystko ci powtorze, przeciez wiesz o tym.
— Wiem i jestem zadowolona, ze nie musze wysiadywac na jeszcze jednej — zawolala za nim, gdy je biegl korytarzem do Mistrza Robintona.
Sebell rzeczywiscie wiedzial, ze Menolly nienawidzi formalnych ceremonii. A moze teraz to sie bedzie nazywalo „protokoly”? Menolly usmiechnela sie do siebie, a potem zdala sobie sprawe, ze jest sama z Siwspem.
— Siwsp, czy moglbys pokazac mi, jak brzmiala muzyka przodkow?
— Wokalna, kameralna, symfoniczna?
— Wokalna — odpowiedziala Menolly bez wahania, obiecujac sobie, ze uslyszy tez inne formy, gdy tylko bedzie miala okazje.
— Klasyczna, antyczna, nowoczesna? Wspolczesny folk, czy popularne piesni? Z instrumentalnym akompaniamentem, a moze a cappella?
— Skoro mamy wolna chwile, pozwol mi uslyszec cokolwiek.
— Cokolwiek jest nieprecyzyjna kategoria. Sprecyzuj.
— Wokalna, popularna, z instrumentami.
— Odtworze ci piesn, ktora zostali nagrana podczas Uroczystosci Ladowania.
I nagle pokoj wypelnil sie muzyka. Menolly natychmiast rozpoznala kilka instrumentow: gitare, skrzypce i dzwieki jakichs piszczalek, a potem glosy, niewyuczone, lecz entuzjastyczne i muzykalne. Melodia byla przejmujaco znajoma, jednak nie rozumiala slow, choc spiewajacy mieli dobra dykcje. Co za niewiarygodna jakosc dzwieku! Nie zniszczona przez czas, tak jakby muzycy i spiewacy byli obecni w tym pokoju. Kiedy piesn sie skonczyla, Menolly jeszcze dlugo milczala.
— Jestes zadowolona, Mistrzu Menolly?
Menolly, slyszac normalny glos Siwspa, odzyskala panowanie nad soba.
— Och, to bylo cudowne! Ja tez znam te melodie. Jak… osadnicy — tak, pomyslala, Lessa miala racje nazywajac ich tym mniej oniesmielajacym mianem. — Jak nazywa sie ten utwor?
— To „Dom na Prerii”. Jest zaklasyfikowana jako zachodnioamerykanska muzyka ludowa. Ma wiele wersji, i wszystkie zostaly wlaczone do plikow, gdyz ludzie to uwielbiali.
Menolly poprosilaby, zeby Siwsp odegral jej znacznie wiecej melodii, ale niestety do pokoju wszedl Piemur. Niosl dziwaczne urzadzenie, z szeroka wstega cienkich paskow zwisajacych z jednej strony. Przod urzadzenia przypominal czesc blatu Siwspa, z seriami wklesniec w pieciu uporzadkowanych rzedach pod cienka plachta czegos, co wygladalo na plastik.
— Piemurze, poloz to laskawie na panelu. Na wysokosci twojej glowy — poprosil Siwsp. — Zapadlo dlugie milczenie, potrzebne na ocene. — Wyglada na to, ze czesci zostaly wlasciwie zlozone. Ostatecznym sprawdzianem bedzie aktywacja, ale z tym musimy poczekac na zrodlo energii. Jak Mistrz Terry radzi sobie z okablowaniem?
— Nie wiem. Pracuje w innym pokoju. Zaraz pojde sprawdzic. Menolly, prosze, potrzymaj te tacke. Wolalbym jej nie upuscic. — Usmiechajac sie sowizdrzalsko, Piemur zlozyl swoj ciezar w jej ramionach i wybiegl na korytarz.
— Co tu masz? — spytala Jancis, zjawiajac sie z podobnym przedmiotem w dloniach.
Menolly wyjasnila, o co chodzi, i obserwowala, jak Jancis powtarza czynnosci Piemura. Zaraz za nia przyszedl Benelek, madry syn Lorda Groghe’a, ktory byl teraz uzdolnionym czeladnikiem kowalskim. Wedlug Fandarela, mial on mnostwo nowych pomyslow. Menolly nie byla wiec wcale zdziwiona widzac, ze Benelek tu pracuje.
Gdy tylko Siwsp zaaprobowal ich dzialania, Benelek spytal, o jakiej porze moze sie do niego podlaczyc.
— Gdy tylko bedzie prad. Tak wiec, czeladniku Benelku, podczas gdy i tak musisz czekac, byloby dobrze gdybys zabral sie za skladanie terminali — odparl Siwsp. — Z czesciami, ktore juz mamy, mozna zlozyc co najmniej dziesiec. W dwoch trzeba wymienic ekrany. Mam nadzieje, ze Mistrz szklarski bedzie tak dobry i zajmie sie tym.
— Naprawde nie rozumiem, Siwspie, jak bedziesz mogl poradzic sobie z dwunastoma osobami jednoczesnie — zastanawiala sie na glos Menolly.
— Grasz na wiecej niz jednym instrumencie, prawda? To znaczy, o ile poprawnie zrozumialem sposob nauczania w twoim Cechu.
— Tak, ale nie jednoczesnie.
— Ja skladam sie z wielu czesci, ktore moga dzialac osobno w tym samym czasie.
Menolly rozwazala te informacje, niepewna, co odpowiedziec. Na szczescie, gdy jej przedluzajace sie milczenie mogloby sie wydac niegrzeczne, przybiegl Mistrz Terry, caly oplatany petlami kabli.
Rozdzial III
W odnowionej sali konferencyjnej na nadzwyczajnej naradzie zebralo sie siedmiu Lordow Warowni, osmiu Mistrzow Rzemiosla oraz osmiu Przywodcow i cztery Wladczynie Weyrow. Protokolowal Czeladnik Harfiarz Tagetarl.
F’lar wstal i objal przewodnictwo zebrania, chociaz wszyscy widzieli, ze mial na to ochote Mistrz Robinton. Wielu zdalo sobie rowniez sprawe z tego, ze stary harfiarz od wielu Obrotow nie byl rownie ozywiony i pelen energii. Przyjeli wiec, ze plotki o pogorszeniu jego zdrowia musialy byc znacznie przesadzone. Zauwazono takze, ze Przywodcy Weyru Benden wygladali na mniej zdesperowanych. Byli niemal weseli i pelni optymizmu.
— Zdaje sie, ze wszyscy zostaliscie przedstawieni Siwspowi — zaczal F’lar.
— Przedstawieni? Gadajacej scianie? — parsknal Lord Corman z Igen.
— To cos wiecej, niz tylko gadajaca sciana — stwierdzil Robinton, cierpko spogladajac na Cormana, ktory az sie zaczerwienil, zaskoczony niespodziewana gwaltownoscia starego harfiarza. Szturchnal porozumiewawczo Lorda Bargena z Warowni Dalekich Rubiezy.
— Znacznie wiecej, niz tylko sciana — potwierdzil F’lar. — Siwsp jest inteligentna maszyna, skonstruowana przez pierwszych osadnikow na Pernie. Zawiera nieskonczenie wiele informacji, cenna wiedze, ktora moze nas nauczyc, jak polepszyc zycie w Warowniach, Cechach i Weyrach. — Wzial gleboki oddech. — Oraz jak calkowicie zniszczyc Nici.
— Uwierze, kiedy to zobacze — rzucil sarkastycznie Corman.
— Lordzie Cormanie, na poczatku obecnego Przejscia obiecalem wam, ze Nici zostana zniszczone. Teraz moge dotrzymac tej obietnicy!
— Za pomoca gadajacej sciany?
— Tak, za pomoca tej sciany — przekrzyczal go Robinton.
— Nie okazywalbys takiego sceptycyzmu, gdybys tu byl wczoraj i slyszal Siwspa! — zawolal gniewnie Larad i zerwal sie na rowne nogi. Corman cofnal sie ze zdziwienia.