dobrze znal swoje rzemioslo, i mial ustalone zwyczaje przy pracy. Kontrastowal z nim kaprysny, sprawiajacy klopoty, ale silny jak zwierze pociagowe Fosdak. Ostatni byl Silton, pracowity mlody czlowiek, odznaczajacy sie taka sama wytrwaloscia, jak Mistrz Terry. — Zbudowali to z plastobetonu — mowil dalej Fandarel — materialu, ktory przetrwal tysiace Obrotow. Na Skorupe Pierwszego Jaja, musieli byc genialnymi rzemieslnikami!
Trzy smoki byly tak samo zainteresowane tama, jak ludzie. Ze skrzydlami zlozonymi na grzbietach chodzily wzdluz szerokiego szczytu, i wszystkiemu sie przygladaly. Nagle V’line zasmial sie i powiedzial glosno, ze jego brazowy Clarinath chce wiedziec, czy ma czas na kapiel. Zachwycil sie woda, bo wyglada na wyjatkowo czysta i przejrzysta.
— Pozniej — poprosil Fandarel, nie przerywajac inspekcji budowli.
— Zdumiewajaca konstrukcja — mruknal Evan. Spojrzal ponad krawedzia. — Fandarelu, widac, dokad w roznych okresach dochodzila woda. Przez wiele Obrotow chyba nie podnosila sie wysoko, chociaz z pewnoscia od czasu do czasu zdarzaly sie powodzie. — Podszedl do strumienia, i wskazal w dol i na lewo. — Tam, Mistrzu, wlasnie tam nasi przodkowie mieli swoja elektrownie.
Fandarel zmruzyl oczy i oslonil je wielka reka, a potem z zadowoleniem skinal glowa, bo dostrzegl pozostalosci elektrowni. Cos musialo na nia spasc z gory. Prawdopodobnie ten sam gruz, ktory z niezwykla sila przerwal tame.
— D’clanie, czy moge poprosic ciebie i Pranitha, zebyscie zabrali nas tam na dol? Evan i ja pojdziemy pierwsi, zeby upewnic sie, ze jest to bezpieczne.
D’clan i Pranith uprzejmie spelnili te prosbe. Smok znalazl dosc miejsca, aby usiasc kolo ruin. Z calej budowli pozostaly jedynie podtrzymujace dach ciezkie belki, i wewnetrzne sciany, przycementowane do nagiej skaly. Ale podloga, mimo grubej na dlugosc noza warstwy naniesionej przez wiatry ziemi, nie byla zniszczona.
— Evanie, mlodzi maja wystarczajaco silne plecy, wiec niech to oczyszcza — powiedzial Fandarel. — D’clanie, mozesz tu zawolac pozostalych? Potem smoki moga isc poplywac.
— Spedzaja wiecej czasu w wodzie niz w powietrzu — poskarzyl sie D’clan. — Spiora sobie skore, jesli nie beda uwazac, a smok z uszkodzona skora jest do niczego w pomiedzy. — Ale w jego tonie bylo wiecej serdecznosci niz niezadowolenia.
Gdy pomocnicy zaczeli wybierac szuflami bloto, Fandarel i Evan dokonali dokladnych pomiarow calego obszaru, a potem wyliczyli, gdzie zainstalowac nowe kolo wodne. Evan zrecznie wykonal wstepny szkic, a Fandarel zaakceptowal jego projekt. Potem mruzac oczy patrzyl wkolo, na wysoka, gladka powierzchnie tamy i wzgorza.
— Gdy ustalimy, co tu trzeba zrobic, wrocimy do Telgaru, aby zebrac wszystkie potrzebne materialy. — Usmiechnal sie do Evana. — Mamy przed soba calkiem nowe zadanie, prawda? I mozemy sie posluzyc prawdziwymi planami.
— Dzieki temu praca bedzie bardziej skuteczna — odparl spokojnie Evan.
— Moj drogi F’larze — powiedzial Robinton uspokajajaco do Przywodcy Weyru, ktory byl bardzo rozczarowany tym, ze nie zdolal uzyskac pelnego poparcia Lordow Warowni — Siwsp najwyrazniej wywarl wrazenie na Laradzie, Asgenarze, Groghem, Toronasie, Bargenie i Warbrecie, a takze na Jaxomie. Siedmiu z szesnastu to niezle jak na poczatek. Oterel jeszcze sie waha, a Corman zawsze potrzebuje czasu, zeby wszystko przemyslec. Laudey cie poprze. Bedziesz mial dosyc pracownikow do oczyszczenia tej zapuszczonej jaskini. — Robinton polozyl reke na ramieniu F’lara i lekko je uscisnal. — F’larze, tak goraco pragniesz pozbyc sie Nici i, moim zdaniem, jest to twoj najwazniejszy obowiazek. Natomiast zarzadzanie Warowniami jest obowiazkiem Lordow, ale oni czasami nie biora pod uwage caloksztaltu sytuacji. K’vanie, chciales cos powiedziec? — Harfiarz zauwazyl, ze mlody Przywodca Poludniowego Weyru niespokojnie kreci sie pod sciana. — Czyzbym zmonopolizowal F’lara, podczas gdy ty chcesz z nim porozmawiac?
— Czy wolno mi wtracic slowko? — spytal grzecznie K’van.
— Moj kielich jest pusty. — Z lobuzerskim usmiechem Robinton poszedl z powrotem do przeladowanego jedzeniem stolu w poszukiwaniu buklaka z winem.
— Zapraszaliscie dzis Lorda Torika? — spytal niepewnie K’van.
— Oczywiscie. — F’lar poprowadzil K’vana w rog pokoju, bo nie chcial, by wciagnieto ich do ozywionej rozmowy, ktora prowadzili pozostali Przywodcy Weyrow. — Polecilem Breidemu, by go powiadomil.
K’van zdobyl sie na przelotny usmiech. Obaj wiedzieli, ze glowna funkcja Breidego na Ladowisku bylo skladanie raportow Lordowi Warowni Poludniowej o wszystkim, co moglo go zainteresowac. Jednak z powodu swojej sluzalczosci Breide czesto dostarczal takiej masy banalnych informacji, ze Torikowi nie chcialo sie dokladnie czytac raportow.
— Probuje zdobyc wystarczajaca armie, aby usunac Denola i jego ludzi z Wielkiej Wyspy — raportowal K’van. Wszyscy wiedzieli, ze Torik nie pozwoli, by banda rebeliantow przywlaszczyla sobie wyspe, ktora uznawal za czesc swojej Warowni.
— Sadzilem, ze juz to osiagnal — powiedzial ze zdziwieniem F’lar. — Torik jest bardzo stanowczym czlowiekiem.
— Uwaza rowniez stanowczo, ze moj Weyr powinien mu w tym pomoc. — K’van powiedzial to z cierpkim usmiechem.
— K’vanie, tego nie mozesz zrobic! — wykrzyknal ze zloscia F’lar.
— To prawda, i probowalem mu wyjasnic, ze Weyr nie istnieje dla jego wygody.
— No i jak to przyjal?
— Nie uznaje mojej odmowy za ostateczna. — K’van urwal i wzruszyl bezradnie ramionami. — Wiem, ze jak na Przywodce Weyru jestem za mlody…
— K’vanie, nie przejmuj sie swoim mlodym wiekiem. Jestes doskonalym Przywodca. Mowili mi o tym wszyscy starsi jezdzcy pozostajacy pod twoja komenda.
K’van byl wystarczajaco mlody by, slyszac taka pochwale z ust najwazniejszego Przywodcy Weyru, zaczerwienic sie z radosci.
— Torik by sie z tym nie zgodzil — oswiadczyl skromnie, ale z duma wyprostowal plecy.
F’lar nie mogl zaprzeczyc, ze po mlodzienczemu szczuply K’van uleglby w fizycznej konfrontacji z wysokim i poteznym Lordem Poludniowej Warowni. W czasie, gdy Heth K’vana odbyl lot godowy z krolowa jezdzczyni Adrei, Torik z zachwytem przyjalby Przywodce. Weyru wyszkolonego w Bendenie. Ale wowczas nie musial sie jeszcze zmagac z bezczelna rebelia w swojej Warowni.
— Najpierw — mowil dalej K’van — Torik chcial, zeby Weyr sprowadzil swoich wojownikow na wyspe. Kiedy odmowilem, powiedzial, ze moim obowiazkiem wobec Warowni jest wyjawienie, gdzie rebelianci maja swoj oboz. Argumentowal, ze skoro przelatujemy nad wyspa podczas Opadu, musimy widziec, gdzie sie znajduja, a ta informacja pomoze mu w stlumieniu rebelii. Kiedy odmowilem, zaczal wmawiac starszym jezdzcom brazowych smokow, ze jestem zbyt mlody, aby wiedziec, co sie nalezy Lordowi Warowni.
— Jednak mam nadzieje, ze nic nie osiagnal — powiedzial twardo F’lar.
K’van pokiwal twierdzaco glowa.
— Masz racje. Powiedzieli mu, ze Weyr nie zajmuje sie takimi sprawami. Wtedy… — mlody Przywodca Weyru zawahal sie.
— Co sie wowczas stalo? — ponaglil go F’lar.
— Probowal przekupic jednego z moich niebieskich jezdzcow obietnica znalezienia mu odpowiedniego przyjaciela.
— Nie do wiary! — F’lar spowaznial. Z irytacja odgarnal wlosy z czola. — Lessa! — zawolal swoja partnerke.
Kiedy F’lar wyjasnil jej problem K’vana, ona tez byla rozjatrzona.
— Wydawaloby sie, ze akurat teraz powinien miec tyle rozumu, by nie dreczyc jezdzcow smokow — powiedziala sucho, bo wiadomosc ja rozzloscila. Widzac pelne leku spojrzenie K’vana, lekko polozyla mu reke na ramieniu, by dodac mu otuchy.
— To nie twoja wina, ze Torik jest chciwy jak Bitranin.
— Raczej zdesperowany — uscislil K’van z cieniem usmiechu. — Mistrz Idarolan powiedzial mi, ze Torik zaoferowal mu fortune w kamieniach szlachetnych i swietny port, jesli pozegluje z karna ekspedycja na Wielka Wyspe. Ale on tego nie zrobi. Co wiecej, rozkazal wszystkim innym Mistrzom Zeglarzom, by nie pomagali Torikowi