— Ale widze rowniez, ze bardzo wiele utracilismy.
— Byc moze nie az tyle, ile ci sie wydaje, Mistrzu Uzdrowicielu.
— Jednak wiem, ze moj Cech stracil zdolnosc przynoszenia ulgi w licznych chorobach, a takze zapobiegania epidemiom, ktore od czasu do czasu nas dziesiatkuja…
— Silni przezyli, a wasza populacja stala sie bardziej odporna.
— Ale tak wiele wiedzy zostalo bezpowrotnie stracone, zwlaszcza w moim Cechu.
— Temu mozna zaradzic. Czy poprawie ci nastroj, jesli powiem, ze nawet najlepsi lekarze sposrod twoich przodkow czasami byli bezradni wobec epidemii? Ze stale poszukiwali nowych metod ulzenia bolowi i uzdrawiania chorych?
— Tak, to powinno poprawic mi humor, ale tak nie jest. Przejdzmy jednak do wazniejszych spraw, dobrze, Siwspie?
— Oczywiscie, Mistrzu Oldive.
— Mamy kilku chorych, ale trzech z nich odczuwa silne, wyniszczajace bole, ktorych nie jestesmy w stanie usmierzyc, i to sa najpilniejsze przypadki. Czy bedziesz mogl postawic diagnoze, jesli przedstawie ci objawy?
— Opowiedz mi o nich ze szczegolami. Jezeli bede mogl je porownac z zarejestrowanymi przypadkami, postawie diagnoze i zaproponuje ci odpowiednia terapie. W moich bankach pamieci zapisano trzy miliardy dwiescie milionow przypadkow chorobowych, wiec najprawdopodobniej znajdziemy rowniez choroby, na ktore cierpia twoi pacjenci.
Drzacymi z nadziei palcami Mistrz Oldive otworzyl notatnik na stronie z opisem choroby pierwszym dwoch pacjentow Sharry. Winien byl Jaxomowi te grzecznosc.
— Co robicie? — spytal Jaxom, zaintrygowany sposobem, w jaki inni patrzyli z napieciem na szare ekrany. Glowny ekran Siwspa juz nie przypominal tych mniejszych.
Benelek prychnal ze zniecierpliwieniem i pochylil sie nizej nad klawiatura. Stukal wskazujacymi palcami bez jakiegokolwiek porzadku, ktory Jaxom moglby odkryc.
— Zapoznajemy sie z ukladem klawiatury — wyjasnil Piemur, smiejac sie zlosliwie z niewiedzy Jaxoma. — Uczymy sie komend. Ale nie zajmuj sie nami, lecz zabierz sie za skladanie twojego wlasnego terminalu. Jestes juz opozniony o pol dnia.
— To wredne, Piemurze — ofuknela go Jancis. Wziela Jaxoma za reke i pociagnela go w strone czesciowo rozpakowanych pudel i kartonow. — Wez klawiature, jedno z tych duzych pudel, postaw to na stole, i przynies jeden z ekranow na cieklych krysztalach.
— Co takiego?
— Jeden z tych — wskazala reka. — I uwazaj. Siwsp powiedzial, ze sa delikatne, a nie mamy ich wiele. Zdejmij plastik. Posluz sie nozem, bo opakowanie jest niesamowicie mocne. Teraz — mowila dalej, wreczajac mu malutki srubokret i szklo powiekszajace — zdejmij sruby z duzego pudla. Za pomoca szkla powiekszajacego obejrzyj, czy nie widac jakichs uszkodzen.
Benelek nagle glosno zaklal i walnal piescia w stol.
— Stracilem wszystko! Wszystko!
Piemur uniosl wzrok znad swojej roboty, zdumiony niezwyklym wybuchem Benelka.
— No to zastartuj ponownie. — Pamiec, wytrenowana w Cechu Harfiarzy, natychmiast podpowiedziala mu to nowe slowo.
— Nic nie rozumiesz! — Benelek wymachiwal rekami nad glowa. — Stracilem wszystko, co napisalem. A prawie juz skonczylem!
— Zapamietales? — spytala Jancis wspolczujaco.
— Tak, az do ostatniego slowa — odpowiedzial Benelek uspokajajac sie.
Jaxom patrzyl zafascynowany, jak Benelek uderza w rozne miejsca klawiatury, a potem wydaje dlugie, pelne satysfakcji „ach”.
— Jaxom, zajmij sie swoja nauka — powiedzial zlosliwie Piemur — bo inaczej nigdy nie dolaczysz do naszej wesolej gromadki, gdzie jeden zle wcisniety klawisz moze zniszczyc pelna godzine ciezkiej pracy.
— Siwsp powiedzial, ze musimy nabyc wiele nowych umiejetnosci — odparowala Jancis rozsadnie. — Och, na Skorupy! Teraz ja tez zrobilam cos zle. — Wpatrywala sie w swoj pusty ekran, potem pochylila sie nad klawiatura i zmarszczyla brwi. — Zaraz, ktory klawisz wcisnelam, a nie powinnam byla?
Wyciagajac noz, Jaxom zastanawial sie, dlaczego wlasciwie chcial uczestniczyc w czyms, co najwyrazniej przyprawialo wszystkich o irytacje.
Nawet nie spostrzegli, kiedy nadszedl szybki, tropikalny zmierzch. Piemur, przeklinajac pod nosem nieunikniona przerwe w pracy, biegal wokol pokoju otwierajac kosze z zarami. Ale zary nie oswietlaly ekranu pod wlasciwym katem, wiec, nadal klnac, ustawil inaczej krzeslo. Benelek poszedl za jego przykladem nie odrywajac jednej reki od klawiatury. Jancis i Jaxom, siedzacy pod wlasciwym katem, kontynuowali lekcje.
— Kto tu jest? — dobiegl z korytarza glos Lessy. Otworzyla drzwi i wetknela glowe do srodka. — Ach, tu siedzicie. Jaxomie, Mistrz Oldive znowu potrzebuje ciebie i Rutha, a ja sadze, ze juz najwyzszy czas, abys odpoczal. Twoje oczy wygladaja jak wypalone dziury. Pozostali tez nie wygladaja lepiej.
Benelek tylko na chwile oderwal wzrok od ekranu.
— To nie jest odpowiednia pora, aby przerwac prace, Wladczyni Weyru.
— To jest odpowiednia pora, Benelku — odparla nie znoszacym sprzeciwu tonem.
— Alez, Wladczyni Weyru, musze przyswoic sobie te wszystkie nowe terminy i umiec…
— Siwsp! — Lessa podniosla glos. — Czy mozesz to wylaczyc? Twoi uczniowie sa zbyt pracowici. Oczywiscie to bardzo chwalebne, ale przyda im sie dobry nocny wypoczynek.
— Nie zapamietalem… — krzyknal Benelek, rozposcierajac rece, pelen najwyzszej urazy. Z przerazeniem zobaczyl, ze ekran pociemnial, a maszyna nie reaguje na jego komendy.
— Twoj zapis zostal zapamietany — zapewnil go glos Siwspa. — Pracowales przez caly dzien bez chwili przerwy, Czeladniku Benelku. Nawet maszyny musza od czasu do czasu odnawiac zasoby energii. Twoje cialo moze byc uznane za miekka maszyne, ktora czesto potrzebuje nowego paliwa. Zjedzcie i odpocznijcie, a jutro powroccie z nowymi silami.
Przez chwile wydawalo sie, ze Benelek zaprotestuje. Potem westchnal i odepchnal sie od stolu, nad ktorym pochylal sie od tak wielu godzin. Usmiechnal sie nieprzytomnie do Lessy.
— Zjem i odpoczne. A jutro znowu zaczne… Ale jest tyle do nauczenia sie, o tyle wiecej, niz sobie wyobrazalem.
— Rzeczywiscie, to prawda — potwierdzil Mistrz Oldive wylaniajac sie z pokoju Siwspa. W jednej rece sciskal gruby plik papierow, w drugiej niosl tornister. W oszolomieniu powiodl wzrokiem po obecnych. — O tyle wiecej, niz marzylem. — A potem westchnal z wielka satysfakcja, unoszac notatki w gore. — Ale to dobry poczatek. Bardzo dobry poczatek.
— Wypij troche klahu zanim Jaxom cie zabierze, Mistrzu Oldive — zaproponowala Lessa. Ujela uzdrowiciela mocno za ramie i kiwnela na Jancis i Jaxoma, zeby odebrali mu bagaz.
Oldive z checia pozbyl sie tornistra, ale plik kartek przycisnal do piersi.
— Pozwol mi je przynajmniej uporzadkowac, Mistrzu Oldive — poprosila Jancis. — Nie zrobie balaganu.
— Nic by sie nie stalo — odparl Oldive machajac ze zmeczeniem dlonia. — Sa ponumerowane i podzielone na kategorie. — Jancis jednak musiala delikatnie odgiac jego dlugie palce. — Nauczylem sie tak wiele, tak wiele — zamruczal usmiechajac sie z zachwytem, gdy Lessa prowadzila go korytarzem. Inni udali sie w ich slady, nagle zdajac sobie sprawe z wlasnego zmeczenia.
Jaxomie, spedziles tam szesc godzin, wiec lepiej cos zjedz, bo inaczej Sharra bedzie miala do mnie pretensje, powiedzial Ruth. Jestes bardzo zmeczony.
— Och, tak, jestem naprawde zmeczony. — Jaxom zastanawial sie, czy klah wystarczy, aby go pobudzic.
— Czy teraz nasza kolej? — zapytal Terry, wychodzac wraz z innymi pelnymi zapalu czeladnikami zza rogu korytarza. Kiedy Lessa skinela glowa, popedzil truchtem za innymi.
Ich energia wydala sie Jaxomowi wrecz nieprzyzwoita. Nikt nie ma prawa byc tak zywotny pod koniec dnia. Poznal po ich suplach na ramionach, ze pochodza z Tilleku, daleko na zachodzie. Roznica czasu powodowala, ze dla nich bylo jeszcze wczesnie. Westchnal.