Mnementh sie do niego odzywal. Nigdy nie zapomnial, jak wiele zawdzieczal smokom, ktore utrzymaly go przy zyciu, gdy jego utrudzone serce zawiodlo tego okropnego dnia w Weyrze Isty, dwa Obroty temu.
Robinton musial przyznac, ze istotnie jest zmeczony. Samo przejscie krotkiej odleglosci do schodow jego slicznej rezydencji wyczerpalo go. W glownym holu bylo jasno: D’ram i, niewatpliwie, Lytol czekali na niego. Zair znow zacwierkal, potwierdzajac to przypuszczenie. Coz, nie zabiora mu zbyt wiele czasu, a z pewnoscia obaj zaslugiwali na krotka opowiesc o wydarzeniach dnia. Tylko jak byc zwiezlym, biorac pod uwage wszystko to, co zdarzylo sie odkad obudzil sie dzis rano? To wszystko zdarzylo sie naprawde dopiero rankiem? Robintonowi wydawalo sie, ze od porannych wydarzen uplynely juz cale Obroty.
Ale kiedy wszedl do przyjemnego, dobrze oswietlonego pokoju, D’ram, szanowany emerytowany Przywodca Weyru, i Lytol, byly jezdziec smoka i Opiekun Jaxoma az do jego pelnoletnosci, nie prosili Robintona o zadne opowiesci. Wprowadzili go do jego sypialni polecajac, by najpierw odpoczal.
— Bez wzgledu na to, jak wazne sprawy wydarzyly sie po moim odejsciu, moge poczekac do rana — powiedzial D’ram.
— Wypij wino — poprosil Lytol podajac Robintonowi piekny, zdobiony harfiarskim blekitem kielich. — Tak, dodalem ci czegos na sen, bo wystarczy jedno spojrzenie na twoja twarz, aby bylo jasne, ze przede wszystkim potrzebujesz odpoczynku.
Robinton ujal puchar. Norist moze byc Mistrzem Cechu o ciasnym umysle, ale umie wydmuchac eleganckie szklo, jesli tylko chce. Potrafil uzyskac harfiarski blekit.
— Aleja mam tak wiele do opowiedzenia — sprzeciwil sie harfiarz lykajac wino.
— Opowiesz to lepiej, gdy przespisz noc — zapewnil go Lytol. Pochylil sie, by zdjac Robintonowi buty, ale harfiarz poczul sie urazony i odepchnal go.
— Nie jestem az tak zmeczony. Dziekuje Lytolu — powiedzial z godnoscia.
D’ram i Lytol wyszli smiejac sie, bo nie czuli obrazy. Robinton ryknal jeszcze troche wina, a potem poluzowal zapiecia butow. Trzeci haust wina towarzyszyl sciaganiu tuniki, a jeszcze jeden odpinaniu paska. To wystarczy, powiedzial sobie Robinton. Wysaczyl puchar do dna i polozyl sie. Mial jeszcze tylko tyle energii, aby naciagnac na siebie cienki koc, ktory go ochroni przed chlodem porannej morskiej bryzy. Poczul, ze Zair uklada sie na poduszce obok… i zapadl w nieswiadomosc.
Nastepnego ranka budzil sie powoli. Wiedzial, ze w nocy przysnil mu sie jakis sen, zarazem radosny i zagmatwany, ale mimo usilowan nie mogl go sobie przypomniec we wszystkich szczegolach. Lezal jeszcze przez chwile, gdyz musial sobie uswiadomic, gdzie sie znajduje. Czasami rano mial klopoty z przypomnieniem sobie jaki to dzien, lub co na dzis zaplanowal.
Dzis nie przydarzyla mu sie taka dezorientacja. Bardzo jasno pamietal wszystko, co zdarzylo sie poprzedniego dnia. Ach, to bylo dobre. Wyzwanie stymulujace jego podupadly umysl. Corman i jego oskarzenia o latwowiernosc! Cos podobnego! Zair na poduszce obok mruknal, dodajac Robintonowi otuchy i otarl sie glowa o jego policzek.
— Czy przekazesz im, ze dobrze wypoczalem? — spytal grzecznie spizowa jaszczurke ognista.
Zair przyjrzal mu sie uwaznie, przekrzywiajac glowe na boki, a jego oczy delikatnie wirowaly zielenia zadowolenia. Cwierknal na potwierdzenie, a potem sennie westchnal, przeciagnal sie, wyginajac przezroczyste skrzydla nad glowa, az wreszcie otrzasnal je i ulozyl ciasno wzdluz grzbietu.
— Malutki, powiedz, czy Tiroth i D’ram juz sie obudzili i zabiora mnie do Siwspa?
Zair zignorowal pytanie i zabral sie do czyszczenia pazurow lewej tylnej lapy.
— Rozumiem. Najpierw mam sie wykapac i zjesc sniadanie. — Wstajac z lozka Robinton zorientowal sie, ze spal w spodniach juz druga noc z rzedu. Zrzucil wczorajsze ubranie, zlapal recznik i przez drzwi swojej naroznej sypialni wyszedl na szeroka, ocieniona dachem werande, ktora oslaniala pokoje Warowni Cove przed ostrym sloncem. Zszedl po schodach z wieksza energia niz wspinal sie po nich poprzedniej nocy, i pobiegl piaszczysta drozka nad morze. Zair wirowal ponad jego glowa, wyspiewujac swoja aprobate. Robinton rzucil recznik na bialy piasek i wbiegl do przyjemnie letniej wody. Gdy dobiegl na glebsza wode, gdzie juz pojawialy sie balwany, Zair zanurkowal w fale, a Robinton tez sie zanurzyl, a potem zaczal plynac, posuwajac sie naprzod silnymi uderzeniami ramion. Do Zaira dolaczylo stadko dzikich jaszczurek ognistych. Unosily sie nad sama woda obok niego lub zanurzaly sie tuz przed twarza Robintona, tylko o centymetry unikajac potracania go. Czesto widywaly kapiacych sie ludzi, ale nigdy nie przestalo to ich fascynowac.
Robinton, pozwalajac unosic sie falom, zawrocil do brzegu. Tego ranka morze bylo lagodne, ale i tak wysilek plywania dobrze mu zrobil. Wysuszyl sie, zawiazal recznik wokol bioder, i dlugimi krokami wrocil do domu. D’ram i Lytol juz czekali na werandzie.
— Zairze, powiedz wszystkim, ze sie odswiezylem i czuje sie doskonale.
— Najwyzszy czas. Jest juz dobrze po poludniu.
— Po poludniu? — Robinton stanal jak wryty, przerazony, ze stracil tyle czasu na sen. Siwsp mogl od rana tak wiele powiedziec, a on tego nie slyszal. — Powinniscie byli mnie obudzic! — Nawet nie probowal ukryc irytacji w glosie.
— Twoje cialo ma wiecej rozsadku niz ty — odpowiedzial Lytol, wstajac z hamaka wiszacego w rogu werandy. — Potrzebowales snu, Robintonie. D’ramie, nalej mu troche klahu. Ja skoncze przygotowywac mu sniadanie… ktore dla nas bedzie juz obiadem.
Zapach klahu przypomnial Robintonowi, ze jest tez bardzo glodny. Usiadl wygodnie i zajadajac sie smakolykami, ktore podal mu Lytol, powiadomil przyjaciol o ostatnich wydarzeniach.
— I tak wyglada cud — oswiadczyl, konczac sprawozdanie.
— Robintonie, nie masz zadnych watpliwosci — spytal Lytol, ktory odznaczal sie wyjatkowym sceptycyzmem — ze ten Siwsp moze zniszczyc Nici?
— Na pierwsze Jajo, Lytolu, nikt nie moze w to watpic! Cuda, jakie widzielismy, sam fakt, ze nasi przodkowie dokonali tej niewiarygodnej podrozy z planety, z ktorej pochodzimy, nadaja wiarygodnosci jego obietnicy. Musimy tylko przyswoic sobie ponownie umiejetnosci, ktore utracilismy, a zatriumfujemy nad ta odwieczna grozba.
— No tak, tylko dlaczego nasi przodkowie nie pozbyli sie Nici? Przeciez dysponowali wiedza, ktora my utracilismy — drazyl dalej Lytol.
— Lytolu, nie jestes jedyny, ktoremu to nie daje spokoju — odparl Robinton. — Ale Siwsp wytlumaczyl, ze wybuchy wulkanow nadeszly w krytycznym czasie, i osadnicy odeszli na Kontynent Polnocny, aby zalozyc tam bezpieczna baze. Nie byli w stanie kontynuowac prac nad likwidacja Nici.
— Dlaczego nie wrocili, kiedy Opad Nici ustal?
— Tego Siwsp nie wie. — Robinton musial uznac, ze w raporcie Siwspa istnialy luki. — Jednak pomysl… instrument muzyczny albo jedna z maszyn Fandarela moga zrobic tylko to, do czego zostaly skonstruowane. Zatem urzadzenie, nawet tak wyszukane jak Siwsp, moze zrobic tylko to do czego zostalo zaprojektowane. Ono, to… — musze sie wreszcie zdecydowac, za co uwazac te rzecz, pomyslal Robinton — na pewno nie klamie. Chociaz, podejrzewam — Robinton postanowil wyjawic swoje watpliwosci — ze nie odkrywa przed nami calej prawdy. Mielismy dosc klopotow probujac zrozumiec to, co juz nam powiedzial.
Lytol prychnal, usmiechajac sie cynicznie. Robinton zauwazyl z ulga, ze D’ram nie odbiera jego slow tak samo.
— Chcialbym wierzyc, ze mozemy to zrobic! — dodal Robinton.
— Kto by nie chcial? — Lytol nieco zlagodnial.
— Ja wierze Siwspowi — oswiadczyl D’ram. — Widac, ze wie, co mowi. Wyjasnil, ze wlasciwy czas nadejdzie za cztery lata, to jest Obroty, dziesiec miesiecy i dwadziescia siedem dni. Dzis juz tylko dwadziescia szesc. Po to, by osiagnac sukces, trzeba wybrac wlasciwy czas.
— Jaki sukces? — upieral sie Lytol.
— Tego rowniez musimy sie nauczyc — Robinton usmiechnal sie zawstydzony, ze tak malo wie. — Nie spierajac sie o szczegoly, Lytolu, trzeba przyznac, ze jestesmy ignorantami i na razie trudno nam zrozumiec wyjasnienia Siwspa. Mowil cos o oknach i o wylocie w momencie wlasciwym dla przechwycenia Czerwonej Gwiazdy, czy raczej planety, ktora nam sie wydaje czerwona przez wiekszosc czasu, kiedy jej orbita przebiega blisko nas. Pokazal nam rysunek. — Zauwazyl, ze zaczyna sie tlumaczyc, i opanowal sie. — Jesli chcesz zadac mu pytania, na pewno ci odpowie.
Lytol rzucil Robintonowi sardoniczne spojrzenie.
— Inni maja wazniejsze powody, by konsultowac sie z Siwspem.