Trzymaj mnie mocno, dobrze, Ruth? poprosil Jaxom, ostroznie przekladajac noge przez szyje bialego smoka.
Poruszanie sie w stanie niewazkosci byla latwiejsze poprzedniego dnia, kiedy on i Piemur mogli sie wzajemnie przytrzymywac. Jaxom pamietal juz o tym, by nie wykonywac gwaltownych ruchow, ale dzisiaj niezgrabny skafander byl dodatkowym utrudnieniem, a ciezkie buty o magnetycznych podeszwach sprawialy, ze czul sie okropnie niezrecznie. Nagle jego cialo poplynelo gdzies w bok zamiast w dol, wiec szybko zlapal Rutha za szyje. Smok go przytrzymal za kostke, i zaraz znow znalazl sie we wlasciwej pozycji, a buty przywieraly bezpiecznie do podlogi.
Poniewaz obserwowali go pozostali studenci, mial goraca nadzieje, ze nie wyglada rownie smiesznie jak sie czuje. Sharra powtarzala mu, ze poprzedniego dnia wcale nie wygladal glupio radzac sobie z niewazkoscia i powinien byc zadowolony z tego, jak obaj, on i Piemur sobie poradzili. Mowila tez, jak bardzo pragnie zobaczyc z gory Pern, bo spostrzegla na ekranie, ze ten widok ich zafascynowal.
— Nigdy przedtem nie widzialam takiego wyrazu twarzy u Piemura. Wywarlo to duze wrazenie na Jancis.
— A jak ja wygladalem?
— Byles oszolomiony, tak samo, jak Piemur — odpowiedziala, usmiechajac sie figlarnie. — Mniej wiecej tak, jak wtedy, gdy zobaczyles po raz pierwszy Jarrola.
Przynajmniej dzisiaj, powiedzial sobie Jaxom, moge kontrolowac swoje ruchy — bo stopy dotykaja pokladu. Zrobil pierwszy krok, z trudem odrywajac ciezki but od podlogi i uderzajac nim ciezko w podloge.
Ruth wyladowal w tym samym miejscu co wczoraj, tuz kolo drzwi windy. Jaxom musial tylko schylic glowe pod szyja smoka, aby dotknac panelu kontrolnego, ktory, zgodnie z zapewnieniem Siwspa, dzialal.
Usune sie z drogi, oznajmil Ruth uprzejmie. Podniosl przednie nogi, obrocil sie i przywarl glowa do okna. To jest lepsze niz widok z Gwiezdnych Kamieni w Bendenie czy Ognistych Wzgorz w Ruathcie. Zanim Jaxom zdazyl polozyc reke w grubej rekawicy na panelu sterujacym komora cisnieniowa, Ruth juz przylepial nos do szyby i wpatrywal sie w kosmos.
Jaxom nadal nie mogl pozbyc sie uczucia, ktorego doznal juz wczoraj, ze chodzac po tej samej podlodze co jego przodkowie, przestawiajac dzwignie, przyciskajac przyciski i klawisze tak jak oni to robili, jest tu intruzem. Tlumaczyl sobie, ze jest to czesciowo spowodowane makabrycznym zadaniem, jakie on i Piemur musieli wykonac sprowadzajac Sallah Telgar. Liczyl, ze teraz, kiedy przybyl tu w innym celu, jego samopoczucie sie polepszy, ale tak sie nie stalo.
Chociaz on i Piemur zdolali dostac sie do swoich konsoli i wykonac zadanie, Siwsp nie odkryl, dlaczego drzwi do ladowni pozostaly otwarte. Dzis, po szybkim przeszkoleniu na Pernie, Jaxom mial zejsc na poziom ladowni i uzyc konsoli kontrolnej lub mechanizmu recznego.
— Byloby dobrze, gdyby przynajmniej jeden z tych systemow dzialal — powiedzial mu Siwsp.
— Dlaczego?
— Bo jesli nie, to bedziesz musial wyjsc na zewnatrz i sprawdzic, co sie zablokowalo.
— Och! — Jaxom widzial dosc szkoleniowych tasm Siwspa, aby zwatpic, czy odwazy sie wyjsc ze statku.
Drzwi windy otworzyly sie i Jaxom wszedl do srodka. Drzwi zamknely sie. Jeszcze raz spojrzal na schemat, ktory trzymal w reku, chociaz znal go na pamiec. Wcisnal guzik oznaczony litera „L”: ladownia, a potem zdal sobie sprawe, ile poziomow ta winda obsluguje. Siwsp zapewnil go, ze ogniwa sloneczne „Yokohamy” dostarczaja dosc energii, aby winda dzialala, ale uplynela dluga chwila zanim dlugo nieuzywany mechanizm ruszyl.
— Winda dziala — poinformowal Jaxom Siwspa obojetnym tonem, a przynajmniej taka mial nadzieje. — Zjezdzam na dol. — Zgodnie z instrukcja mial komentowac swoje zajecia na biezaco. Jaxom nie byl z natury gadatliwy. Zbedne wydawalo mu sie opowiadanie o prostych czynnosciach, nawet jesli nie dokonywal ich w niezwyklych okolicznosciach. Jednak Siwsp powiedzial mu, ze taka jest normalna procedura dla samotnego czlowieka pracujacego w — jak to nazywano — nieprzyjaznym otoczeniu.
— No to do roboty! — zachecil go Siwsp.
Zjazd wydawal sie jednoczesnie bardzo powolny, a zarazem szybki. Zadzwieczal alarm, i na drzwiach windy pojawil sie czerwony napis: NIEBEZPIECZENSTWO: PROZNIA!
— Siwsp, co teraz mam zrobic?
— Nacisnij guzik POMPUJ z prawej strony i czekaj, az zgasnie swiatlo alarmowe.
Jaxom postapil zgodnie z instrukcja. Zauwazyl, ze jego skafander nie jest juz tak mocno nadmuchany i wydaje sie mniej nieporeczny. Wlasnie przyzwyczajal sie do zmiany, kiedy zabrzmial melodyjny gong i drzwi sie rozsunely. Przed Jaxomem rozposcierala sie rozlegla czern, ktora otaczala jeszcze czarniejsza przestrzen upstrzona gwiazdami. Nie bylo tam dodajacego otuchy widoku Pernu oswietlonego blaskiem slonca. Stal bez ruchu.
Nie denerwuj sie. Zlapie cie, jesli spadniesz, odezwal sie Ruth.
— Dotarlem do ladowni — wydobyl z siebie Jaxom po dlugiej chwili. — Tu jest ciemno. — To musi byc, powiedzial sobie w duchu, najglupsza rzecz jaka kiedykolwiek powiedzialem.
— Siegnij reka na lewo od drzwi. Znajduje sie tam panel. — Glos Siwspa brzmial spokojnie i dodawal pewnosci siebie. Jaxom wypuscil powietrze, zdajac sobie teraz sprawe, ze wstrzymywal oddech. — Pomachaj reka, a zapali sie swiatlo awaryjne.
Mam nadzieje, powiedzial sobie Jaxom. Poruszajac sie niezwykle ostroznie, spelnil polecenie Siwspa i odczul niewymowna ulge widzac linie swiatel oswietlajacych olbrzymia ladownie. Swiatlo sprawilo, ze kosmos wydawal sie jeszcze czarniejszy, ale i tak poczul sie lepiej.
— Juz jest jasno.
Jest jeszcze wieksza niz Wylegarnia w Forcie, przekazal Ruth, rozgladajac sie z przestrachem.
— Wokol wewnetrznej sciany biegnie porecz — mowil Siwsp spokojnym tonem. — Z lewej strony zobaczysz wiele swiatel, pod nimi znajduje sie konsola.
— Widze.
— Bedzie szybciej jesli przemiescisz sie dlon za dlonia, Jaxomie — ciagnal dalej Siwsp — i calkiem bezpiecznie. Inaczej niepotrzebnie sie zmeczysz.
Jaxom zastanawial sie, czy Siwsp zdaje sobie sprawe, jak bardzo jest przestraszony. Ale skad moglby to wiedziec? Zaczerpnal tchu, podniosl lewa stope, wyciagnal reke i uchwycil porecz. Byla okragla i twarda w dotyku i, chociaz taka cienka, bardzo dodala mu otuchy.
Trzymajac sie bardzo mocno obiema dlonmi, odepchnal sie prawa stopa, wyhamowal o porecz i zaczal przemieszczac dlon za dlonia, ciagnac za soba swe nic nie wazace cialo.
— Jak nasi przodkowie mogli w ten sposob ladowac statki? — zapytal, nie potrafiac wymyslic nic innego, a musial mowic do Siwspa.
— Na czas pracy w tym pomieszczeniu wytwarzano grawitacje zmniejszona do polowy, ale reszta statku miala normalna sile ciazenia.
— Mogli to zrobic? Niesamowite — odparl Jaxom uprzejmie. Byl prawie w polowie drogi do konsoli. Denerwujacy widok upstrzonej gwiazdami przestrzeni skrzyl sie za zakretem. Jaxom chcial zwiekszyc predkosc poruszania sie, ale surowo sie napomnial i utrzymywal rytm, ktory zapobiegal naglym i niespodziewanym ruchom. Na czole zaperlil mu sie pot, ale natychmiast poczul delikatny powiew pod helmem i pot zniknal. Ta niespodzianka zajela jego mysli, dopoki nie dotarl do oswietlonej konsoli.
Wlaczyl ja, i rozblysla rzedem czerwonych i pomaranczowych swiatel. Jaxom odczul lekki szok, ale zaraz zaczal odczytywac wskazniki. Okazalo sie, ze niektore czerwone swiatelka sa niegrozne; po prostu zgodnie ze swoim przeznaczeniem wskazywaly, ze drzwi ladowni sa otwarte. Westchnal z ulga i zabral sie do odcyfrowania reszty. Kiedy byl pewien, ktorej sekwencji ma uzyc, wystukal odpowiedni kod. Pomaranczowe swiatelka zamrugaly. Nad nimi napisane bylo: ZS. Przekazal to Siwspowi.
— To tlumaczy, dlaczego drzwi ladowni pozostaly otwarte. Byly ustawione na zdalne sterowanie, a ono sie zepsulo. Teraz najlatwiej bedzie posluzyc sie recznym sterowaniem — powiedzial Siwsp. — Znajduje sie pod komputerem. Otworz szklana pokrywe i pociagnij.
Jaxom spelnil polecenie, ale nic sie nie wydarzylo. Pociagnal jeszcze raz, silniej. Na szczescie ciagle trzymal sie dzwigni, gdyz sila jakiej uzyl odepchnela go i zawisl na jednym ramieniu ponad pokladem. W uszach zabrzmial mu dziwny, chroboczacy dzwiek.