T’gellanem i Wschodnim Weyrem lub z K’vanem w Poludniowym. Lubil walke z Nicmi, a on i Golanth niezwykle zrecznie unikali Pobruzdzen.

Jednak nie odwazyl sie zapytac Lessy i F’lara, czy gdyby znalazl odpowiednie polozenie dla nowego Weyru, bylby kandydatem na przyszlego Przywodce. Ale nie mial na to zbyt wielkich nadziei. To prawda, ze byl dobrym zastepca przywodcy skrzydla, znal sie na sprawach zwiazanych ze smokami, wiedzial kim byli najlepsi jezdzcy w kazdym Weyrze i co wyrosnie ze smoczat w Bendenie, ale nie sadzil, by ktos chcial mu automatycznie powierzyc przywodztwo Weyru. Dobrze wiedzial, jak uzyskiwano taki zaszczyt: otwarty lot godowy dla wszystkich wolnych spizowych smokow, a Przywodca zostaje ten jezdziec, czyjego smoka wybierze krolowa.

Jestem duzy i silny, odezwal sie Golanth z lekka przechwalka. Zlapalbym Lamath tamtego dnia, gdyby Litorth nie wykonal tego manewru „lap i nurkuj”. Cwiczyl z zielonymi! dodal placzliwie.

F’lessan pocieszal swojego smoka glaszczac go i wydajac lagodne pomruki. Jego samego tez to troche zdumialo. Oczywiscie, Celina byla prawie w wieku Lessy, ale dla Golantha doscigniecie krolowej stawalo sie sprawa honoru, a Celina byla mila. Kazdy moglby byc z nia szczesliwy.

Chmura kurzu przyciagnela uwage F’lessana, wiec poprosil Golantha, zeby skrecil w jej strone.

Nie jestem teraz glodny, powiedzial Golanth, gdy zblizyli sie na tyle blisko, zeby rozroznic zady uciekajacych zwierzat.

Zbliz sie jeszcze troche, dobrze, Golanth? Nigdy takich nie widzialem. Brazowo-biale i czarno-biale. Sa wielkie. Swieze i soczyste, dodal F’lessan zachecajaco.

Jesli teraz sa wielkie, beda jeszcze wieksze, kiedy bede glodny.

F’lessan zachichotal. Czasami Golanth nie dal sie zbic z tropu. Spojrzal na tarcze przypieta do nadgarstka, sprawdzajac czas i porownujac go ze sloncem. Dosc dokladny. Siwsp mowil, ze to zegarek. Kiedy F’lessan nosil go po raz pierwszy obserwowal, oczarowany, dluga wskazowke sekundowa obchodzaca tarcze dokola. Jancis dala mu go na urodziny. Zaprojektowala i wykonala go sama. F’lessan czul sie jednoczesnie uhonorowany i podniecony, bedac dumnym wlascicielem jednego z niewielu recznych zegarkow na Pernie. Jancis zrobila ich tylko szesc: Piemur, oczywiscie, nosil jeden, a pozostalymi szczesliwcami byli Lord Larad i Pani Jissamy, Mistrz Robinton i Mistrz Fandarel.

Lecieli juz od pieciu godzin. Jesli wkrotce nie dojrzy swojego celu, zamierzal poprosic Golantha o wyladowanie, by zjesc obiad i rozprostowac nogi. Szesciogodzinna runda podczas Opadu to jedna sprawa, tam byl aktywny, zbyt zajety, aby odczuwac niewygode. Lot przed siebie do nowego miejsca, to zupelnie co innego. Zaczynal sie nudzic. Ale bylo to konieczne, jesli nie znalo sie celu, chyba ze mialo sie dokladny opis lub tez mozna bylo zdobyc obraz miejsca z umyslu innego smoka lub jego jezdzca. Dzis to bylo niemozliwe. Golanth lecial szybko, wykorzystujac prady powietrzne do zwiekszenia predkosci, ale bylo to meczace.

Mimo wszystko F’lessan cieszyl sie, ze jest w czyms pierwszy. Nie byl z natury zazdrosny, ale wydawalo sie, ze Piemur i Jaxom mieli wiecej szczescia w swoich odkryciach. Uradowal sie, gdy Lessa i F’lar powierzyli mu poszukiwania. Mogli przeciez wyslac jednego ze starszych jezdzcow spizowych lub F’nora. Jednakze to F’lessan i Golanth szybowali teraz ponad rozleglymi nizinami w strone wielkiego wewnetrznego morza, ktore osadnicy nazwali Kaspijskim, i ku Warowni zwanej Xanadu.

Nagle z prawej strony oslepilo go slonce odbijajac sie od… wody?

Na prawo, Golly, zawolal podniecony F’lessan.

Wielka woda, oznajmil Golanth.

Jak to sie czesto zdarzalo, F’lessan zastanawial sie, czy widzialby wyrazniej, lepiej, dalej, gdyby mial smocze oczy.

Zobacze dla ciebie wszystko, co zechcesz, zapewnil go Golanth lagodnie.

F’lessan z czuloscia poklepal jego szyje. Wiem, kolego, i zawsze jestem ci wdzieczny za pomoc. Zastanawialem sie tylko, jak by to bylo.

Golanth zaczal mocniej uderzac skrzydlami w powietrze. Cieply prad, wyjasnil, a F’lessan pochylil sie nisko nad szyja wielkiego spizowego smoka, zeby nie powstrzymywac jego wznoszenia sie. Lubil zabawe z powietrznymi pradami. Zajodlowal triumfalnie, kiedy Golanth wyprostowal sie i rozlozyl skrzydla szybujac w goracym powietrzu.

To jeszcze jedna rzecz, jakiej nie umiem robic, a ty umiesz, powiedzial. Odnajdywac prady powietrza. Skad wiesz, gdzie ich szukac?

Moje oczy dostrzegaja zroznicowanie powietrza, nos odroznia jego rozmaite zapachy, a skora wyczuwa zmiany cisnienia.

Naprawde? To wyjasnienie wywarlo na F’lessanie odpowiednie wrazenie. — Przysluchiwales sie, gdy Siwsp wykladal mi aerodynamike?

Golanth przemyslal to sobie. Tak. Ty go sluchasz, wiec pomyslalem, ze tez powinienem. Ruth tak robi, i Path. Ramoth i Mnementh — nie. Wola spac na sloncu, kiedy Lessa i F’lar sa na Ladowisku. Bigath slucha, i Sulath, i Beerth. Clarinath czasami, ale Pranith i Lioth zawsze. Czasami sluchanie jest bardzo interesujace. Czasami nie jest.

Byla to niezwykle dluga wypowiedz jak na Golantha, ale tez dala F’lessanowi duzo do myslenia, co zajelo go do czasu, gdy dolecieli nad brzeg wielkiego srodladowego morza.

Jak tam prady powietrzne, Golanth? Lecimy nad woda, czy wzdluz brzegu?

Nad woda, natychmiast odpowiedzial pewny siebie smok.

Zeby dotrzec do miejsca, gdzie osiedlili sie przodkowie, musimy leciec na polnocny zachod, Golanth. Choc nie sadze, bysmy tam znalezli cos interesujacego.

Polecieli wiec nad woda, od czasu do czasu wpadajac w szkwal. Po drodze zauwazyli male wysepki i spiczaste skaly przypominajace kosciste palce czy zacisniete piesci. Na niektorych z nich dziwnie powyginane drzewa zdolaly znalezc wystarczajaca ilosc ziemi w zaglebieniach skalnych, by sie zakorzenic. W dwoch przypadkach nagie korzenie owinely sie wokol skal poszukujac gleby i pozywienia. Drzewa o ciasno ulozonych konarach odchylaly sie pod niebezpiecznym katem od wiatru. Czy tez byly to galezie wyciagajace sie ku sloncu? Sharra bedzie chciala wiedziec wiecej o nich, lubila takie dziwadla.

W koncu pojawilo sie zachodnie wybrzeze, otoczone wysoka palisada skal. Wewnetrzne morze musialo utworzyc sie w ogromnym zapadlisku, pomyslal F’lessan rozpoznajac formacje geologiczne z wykladow Siwspa. To takze wyjasnialoby obecnosc skal i wysp: najprawdopodobniej byly to szczyty zatopionych gor. A jesli w tych nadbrzeznych skalach znajdowaly sie takze jaskinie, byloby to znakomite miejsce na Weyr. Cala ta woda! Smoki mialyby gdzie sie kapac.

Czekalo go jednak rozczarowanie. Gdy zblizyli sie jeszcze bardziej, przekonal sie, ze skaly sa zbudowane z litego granitu.

Smoki nie maja skalnych weyrow w Poludniowym i Wschodnim, a przeciez sie nie skarza, odezwal sie Golanth.

Wiem, ale mialem znalezc jeden czy dwa stare kratery.

Zachod slonca zaskoczy nas na otwartej przestrzeni, ale na tym kontynencie sa drzewa o slodkim zapachu, ktore dobrze sie pala, powiedzial Golanth.

F’lessan poklepal go serdecznie, usmiechajac sie na mysl o wysilkach czynionych przez spizowego smoka, by pocieszyc go w jego rozczarowaniu.

To nie jest jedyne miejsce, jakie mialem sprawdzic. Istnialo osiedle zwane Honsiu, u stop poludniowego lancucha gor. Jednak, skoro juz tu jestesmy, rozejrzyjmy sie za tym osiedlem Xanadu.

Wyostrzony wzrok Golantha pozwolil mu dostrzec niewyrazne zarysy na lekkim wyniesieniu terenu, na lewo od miejsca, gdzie szeroka rzeka wyzlobila glebokie koryto od otwartego morza do srodladowego. F’lessan nie byl pewien, czy rzeczywiscie sa tam ruiny, ale szerokie stopnie w skale z cala pewnoscia nie byly dzielem natury. Ktos potrzebowal latwego dostepu na brzeg. Golanth zrecznie wyladowal obok rzekomych ruin. Rozgladajac sie, F’lessan z poczatku pomyslal, ze smok pomylil sie twierdzac, ze pod bogata szata roslinna odroznia jakies sztuczne twory.

To nie jest naturalne, upieral sie Golanth wskazujac gestwine winorosli i mchu. Wyciagnal skrzydlo, zahaczyl pazurem o skrecona galaz i sciagnal zielen na jedna strone. Miriady stworzen rozbiegly sie na boki uciekajac przed sloncem, a F’lessan znalazl sie przed wysokim kominem wykutym w kamieniu. Reszta ruin musiala byc pozostaloscia scian budowli.

F’lessan z politowaniem potrzasnal glowa nad tymi, ktorzy byli na tyle glupi, by budowac w miejscu, gdzie roslinnosc rozwijala sie tak bujnie. Musialo to wystawic dawnych mieszkancow osiedla na wyjatkowo zazarte ataki

Вы читаете Wszystkie weyry Pern
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату