na szczescie skonczyly sie przed kolejnymi zamknietymi drzwiami. Otworzyl je nie bez pewnego wysilku, i wszedl na kolejny podest ze schodami prowadzacymi do olbrzymiej pieczary. Chyba byl to warsztat, sadzac po roznorodnosci stolow i gablot. Lekko zaskoczony zauwazyl kowadlo i wiele tygli, jak rowniez stoly do pracy. I tam, po raz pierwszy, dostrzegl slady pospiesznego wyjazdu, gdyz niektore szuflady byly na wpol otwarte, a na stolach lezaly nie zapakowane kartony. Nie zszedl na dol, zeby przyjrzec sie temu blizej, gdyz kolejne schody poprowadzily go na wyzszy poziom.

Ide wyzej, Golanth, i mam jeszcze wiecej cudownych rzeczy do przekazania Siwspowi. Ho ho, to miejsce to prawdziwy skarbiec. Ludzie odeszli, ale nie zabrali zbyt wiele ze soba. Robinton i Lytol beda zafascynowani!

Golanth odpowiedzial glebokim pomrukiem, ktory odbil sie echem w uszach F’lessana; smiejac sie z braku entuzjazmu swojego smoka, jezdziec pobiegl schodami do gory.

Ale on sam nie byl rozczarowany. Drzwi na nowym poziomie otworzyly sie na cos, co jego zdaniem musialo byc glownym wejsciem do Warowni. Przez ozdobiony wdziecznym lukiem portal na pierwszy rzut oka rozpoznal Wielka Sale osadnikow. Wchodzac do ogromnego pomieszczenia, po raz pierwszy poczul sie jak intruz. Uslyszal szelest powodowany przez tunelowe weze uciekajace przed czlowiekiem. W ciemnosciach widzial niewiele, ale mogl rozroznic cieniutkie linie swiatla wokol okien.

Cofnal sie do holu, otworzyl szeroko podwojne skrzydla drzwi i az zamrugal, gdy w oczy uderzylo go poranne swiatlo. Zgodnie z zasadami architektonicznymi Poludnia, budowla zwrocona byla ku polnocy. Leciutki wietrzyk poruszyl gruba warstwe kurzu na podlodze. Dzieki swiatlu F’lessan znalazl okna, umieszczone dosc wysoko, ponad jego glowa. Znalazl tez pret do otwierania ich, i otworzyl piec z dziesieciu duzych okien. Wtedy zobaczyl, co znajdowalo sie pod nimi.

Golanth! Powinienes to zobaczyc! To nadzwyczajne!

Co mam zobaczyc? Gdzie jestes? Czy jest tam dosc miejsca dla mnie?

— Chyba… chyba tak — odpowiedzial F’lessan na glos i uslyszal, jak jego slowa odbijaja sie echem od sklepionego sufitu, udekorowanego cudownie kolorowymi freskami, ktore przez te wszystkie wieki nie stracily nic ze swojego splendoru. Rzucil pobiezne spojrzenie na sciany, zanim zaczal przygladac sie im z uwaga. Znal czesc historii, ktora przedstawialy. — To powinno uciszyc watpiacych. Mamy tu niezalezne potwierdzenie tego, co Siwsp nam opowiadal — wykrzyczal bardziej do siebie niz do Golantha. Byl tak pochloniety scenami przedstawionymi na freskach, ze zabralo mu chwile, nim zorientowal sie, ze skrobanie, ktore slyszy, to odglos pazurow Golantha idacego po kamiennej posadzce.

Te drzwi nie sa dla mnie dosc szerokie, powiedzial Golanth wyraznie poirytowany. F’lessan rozejrzal sie i powstrzymal parskniecie smiechem. Golanth wetknal glowe i szyje do srodka, ale jego szerokie bary juz sie nie zmiescily.

— Ale chyba nie utknales? — zatroszczyl sie.

Moglyby byc troche wyzsze i szersze, skoro i tak sa ogromne.

— Nie sadze, by budowali to z mysla o smokach twojej wielkosci, Golanthcie. Widzisz freski? Na samej gorze sa nawet sceny ze smokami. Och, nie mozesz ich zobaczyc, ale te freski sa niesamowite. Przedstawiaja wszystkie najwazniejsze wydarzenia… — F’lessan wskazywal kolejne panele i objasnial: — Ladowanie wahadlowcow; Laka Statkow i, tak, to sa pojazdy latajace, takie jak te na dole; budowa Warowni, ludzie uprawiajacy pola, no i Nici. To przedstawiono zbyt doslownie. Na sam widok robi mi sie niedobrze. Mieli mnostwo latajacych transportowcow i mniejszych powietrznych pojazdow, i miotaczy ognia, i… ach, wysoko na suficie jest tez Rukbat i wszystkie jego planety. Gdybysmy tylko znalezli to miejsce dawno temu… — F’lessan zamilkl na dluga chwile, jego oczy przesuwaly sie od jednego pieknie namalowanego panelu do drugiego. — Wszyscy beda chcieli to zobaczyc — powiedzial w koncu z niezwykla satysfakcja. — Zrobilismy kawal dobrej roboty, Golanthcie, kochany. I bylismy tu pierwsi!

Rozejrzal sie po raz ostatni, postanawiajac nie szukac niczego wiecej, tak, zeby inni mogli sie cieszyc ogladaniem miejsca takim, jakim je pozostawiono. Potem starannie zamknal okna.

Golanth, wcisniety w drzwi, probowal zobaczyc co tylko mogl. Gdy F’lessan podszedl do niego, ostroznie cofnal sie na szeroka polke wystajaca z tego poziomu. Flessan zamknal drzwi, oczarowany rzemieslniczym mistrzostwem, ktore sprawilo, ze mimo tysiecy Obrotow, ktore uplynely od czasu, gdy byly ostatnio uzywane, ciezki metal obracal sie z latwoscia. Spojrzal w gore na bezludna Warownie: zobaczyl jeszcze trzy pietra okien.

— To nie jest ani Weyr, ani Warownia, ale sie nada — powiedzial, przypominajac sobie cel poszukiwan. — Oczywiscie wtedy, gdy Mistrzowie Cechow juz sie tu rozejrza.

To miejsce bedzie sie bardzo podobac smokom, zapewnil go Golanth. Jest rzeka, gleboka, czysta, i ze smaczna woda, a takze wiele polek, na ktore slonce swieci przez caly dzien. Spizowy smok obrocil glowe na lewo i prawo wskazujac te miejsca F’lessanowi. To naprawde bedzie doskonalym Weyrem.

— Masz racje. Napiszemy o tym wszystkim w raporcie.

Rozdzial XII

Odkrycie Honsiu zostalo czesciowo przycmione odkryciem przez S’lena osiemnastu dobrych skafandrow kosmicznych na „Yokohamie”. Wedlug Mistrza Robintona, Siwsp byl tym duzo bardziej podekscytowany niz raportem o stanie Honsiu. Siwsp powiedzial, ze skafandry pozwalaja na znacznie swobodniejsze potraktowanie planu zajec i cos tam jeszcze mruczal o niebezpieczenstwach, ktorych sie dzieki temu uniknie. Jednak niektorzy ludzie z Cechu Kowali i wielu z Cechu Harfiarzy uwazalo, ze Honsiu jest wazniejszym, a z pewnoscia bardziej przydatnym odkryciem.

Gdy Siwsp zmienial swoj plan, Mistrz Fandarel wyznaczyl Jancis i Hamiana do przeprowadzenia inwentaryzacji znalezisk w Honsiu i ustalenia, do czego mogly sluzyc, jezeli nie bylo tego mozna od razu rozpoznac.

Wydrukowanie instrukcji obslugi pojazdu powietrznego zabralo Siwspowi troche czasu, ale zrobil to ze wzgledu na ogolne zainteresowanie. Powiedzial jednak, ze taka ciekawosc jest raczej pozbawiona sensu, gdyz i tak nie maja paliwa. Tym stwierdzeniem narazil sie na niechec tych, ktorzy uwazali, ze nie wolno ograniczac transportu powietrznego do jezdzcow smokow i „nielicznych wybranych”, lecz powinien sluzyc ogolowi.

Siwsp odrzucil to oskarzenie wyliczajac wszystkie umiejetnosci i techniczne ulepszenia, ktorym ci sami skarzacy sie byli przeciwni w teorii, a ktore bylyby konieczne do produkcji latajacych pojazdow, wlaczajac w to wynalezienie innego paliwa.

— Osadnicy uzywali pakietow paliwa — przypomnial im Siwsp. Juz kiedys poruszyli ten temat. — Mozna je bylo ladowac, ale urzadzenia sluzace do tego celu nie przetrwaly.

— Nie moglbys nam powiedziec, jak wyprodukowac takie urzadzenie?

— Sa dwa rodzaje nauki — zaczal Siwsp na swoj niejasny sposob. — Praktyczna i teoretyczna. Jesli chodzi o praktyczna, inzynierowie korzystaja tylko z tego, co jest znane i udowodnione, ze dziala w codziennym swiecie, i w ten sposob osiagaja pewne przewidywalne rezultaty. Natomiast nauki teoretyczne rozszerzaja granice poznania praw natury, a czasem nawet wykraczaja poza te granice. Jesli chodzi o plany, nad ktorymi pracowaliscie, posiadacie dosc wiedzy, by dzialac zgodnie z moimi instrukcjami. Ale na to, by wytworzyc pewne rzeczy, jak na przyklad pozaziemskie pakiety paliwa, Pern po prostu nie posiada technologii, czy wiedzy, ktora pozwolilaby wam zrozumiec teorie na tyle dobrze, aby zastosowac ja w praktyce.

— Innymi slowy, mamy pozostac w naszym swiecie i zadowolic sie tym, co w nim jest? — spytal Jaxom.

— Tak. A waszym zadaniem jest uzyskiwac samodzielnie wiedze, ktora posiadaja swiaty zbadane przez czlowieka. Jezeli mi nie wierzycie, skonsultujcie sie z Lytolem.

Siwsp nie poswiecil wiecej uwagi Honsiu. Majac do dyspozycji dodatkowe skafandry, rozpoczal nowe projekty, ktore, jak wyjasnil, byly duzo blizsze najwazniejszemu celowi, czyli calkowitemu wyeliminowaniu Nici.

Teraz, kiedy systemy podtrzymywania zycia na „Bahrainie” i „Buenos Aires” w pelni dzialaly, Mirrim i S’len zostali wyslani na swoich zielonych smokach, aby podlaczyc ich komputery do komputerow „Yokohamy” i do Siwspa. „Bahrain” i „Buenos Aires” ucierpialy znacznie bardziej niz „Yokohama” od uderzen drobnych czastek kosmicznych, ktorych ich oslony nie byly w stanie odrzucic. Stracily anteny, zewnetrzne czujniki optyczne i duze

Вы читаете Wszystkie weyry Pern
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату