Nici. Wyciagnal z kieszeni pasztecik, i zjadl go przechadzajac sie wokol scian budynku, zeskrobujac od czasu do czasu rosliny i odslaniajac kamien. Nie byl to wielki budynek. W tym czasie Golanth przedzieral sie przez gesty las, az wreszcie zawolal swego jezdzca, aby zbadal kolejne ruiny.

— To Xanadu bylo sporym osiedlem — powiedzial F’lessan, kopiac stopa gruz. — Odwrocil sie tylem do glownego budynku i zerwal dojrzaly czerwony owoc ze zwisajacej galezi. Pogryzajac go spogladal na morze i odlegly brzeg, ktorego widok musial radowac osadnikow. Wspaniale! Gdyby nie Nici, zycie byloby tu wprost cudowne. — Jest jeszcze jedno miejsce do obejrzenia, Golanth! — powiedzial nagle, otrzasajac sie z zalu odczuwanego w imieniu dawno juz zmarlych osadnikow.

Poprosil Golantha, zeby okrazyl osiedle, tak by mogl dokladnie je zapamietac na wypadek przyszlych wizyt. Jesli… nie, F’lessan poprawil sie odwaznie, kiedy pernenskie niebo zostanie uwolnione od Nici, bedzie to cudowne miejsce na otwarty Weyr.

Golanth znalazl prad wznoszacy, ktory szybko doprowadzil ich w zachodni prad powietrzny. Mieli przed soba dluga droge. Oslaniajac oczy, F’lessan spojrzal na chylace sie ku horyzontowi slonce, ale zaraz zbesztal sie za swoje zapominalstwo i popatrzyl na zegarek. Jeszcze cztery godziny do zmierzchu. Latanie w nocy nie sprawialo Golanthowi trudnosci i nie bylaby to tez pierwsza noc, kiedy F’lessan zwinalby sie do spania miedzy lapami smoka, ale, jesli sie nie pospiesza, F’lessan nie zobaczy tego, po co tu przybyl.

Lecieli dalej, skrzydla Golantha unosily ich niezmordowanie, az wreszcie wielki poludniowy lancuch gor, ktory najpierw widzieli zaledwie jako lawendowa smuge, zaczal przybierac ksztalt purpurowo-niebieskiego masywu zaslaniajacego caly horyzont przed nimi.

Co za wieelkie gory! — wykrzyknal F’lessan przeciagajac zgloski. Wyzsze niz wszystko, co mamy na polnocy przed Snieznymi Pustkowiami.

Powietrze musi byc tu bardzo rozrzedzone, zauwazyl Golanth. Czy musimy przeleciec ponad nimi?

Nie sadze. F’lessan szukal w kieszeni kurtki mapy wydrukowanej przez Siwspa. Trzepotala tak bardzo na wietrze, ze mial trudnosci z jej odczytaniem. Nie, ta Warownia Honsiu znajduje sie na przedgorzu przed wlasciwym lancuchem. Nie jestesmy dosc blisko, zeby ja rozpoznac.

Juz tylko ostatnie promienie zachodzacego slonca oswietlaly okolice. Jedynie dzieki swojemu bystremu wzrokowi Golanth zauwazyl stado zwierzat pasacych sie za szerokimi wrotami, ktore zapewne otwieraly wejscie do Warowni Honsiu.

Jestes pewien, ze zobaczyles, to co mowisz, ze zobaczyles? spytal zaskoczony F’lessan. Chyba odchodzac zabraliby zwierzeta.

Moze dzikie znalazly tu schronienie, zasugerowal Golanth. Machajac szybciej skrzydlami, dotarl do urwiska w chwili, gdy resztki swiatla znikaly z zachodniego nieba.

Nie mozna bylo nie zauwazyc szerokiego, dobrze utwardzonego szlaku, ktory prowadzil do skaly przez szerokie wejscie, a potem skrecal. F’lessan zajrzal do srodka i rozkaszlal sie wdychajac smrod. Umieszczone wysoko w scianach waskie otwory okienne nie dawaly dosc swiatla, by sie porzadnie rozejrzec, zreszta smrod odstreczal od szczegolowych badan.

Gdy wszedl, zwierzeta zaryczaly ze zdumieniem i cofnely sie nieco w miejsce, ktore, jak zgadywal, bylo olbrzymia pieczara. Krztuszac sie, z oczami lzawiacymi od silnego amoniakowego zapachu, F’lessan sie wycofal.

— Wyglada na to, ze znalezlismy Honsiu, Golanthcie — powiedzial, przesuwajac dlonia po zagrodzie zwierzat. — To zostalo wyciete tak dokladnie, jakby goracy noz cial ser. Tak jak Warownia Fort i Weyr, kiedy starozytni mieli jeszcze energie w maszynach do ciecia kamienia. To musi byc Honsiu. — Jego palce odnalazly drzwi, zrecznie wcisniete w sciane. — Zostawili drzwi szeroko otwarte. Coz, Golanthcie, znajdzmy miejsce na nocleg. Ogien nas pod trzyma na duchu w te czarna noc. Nie wiem, czy te wielkie koty, o ktorych Sharra i Piemur mowili, zapuszczaja sie tak daleko na poludnie, ale…

Zaden kot mnie nie zaatakuje.

— Ani nikt, kto chce doczekac jutra — powiedzial F’lessan ze smiechem, szukajac w ciemnosci miejsca na spoczynek.

Idz za mna, poradzil mu Golanth i powedrowal na lewo od skaly.

— Jestes lepszy niz latarnia — F’lessan podazyl za nim, uwazajac, by nie nastapic na smoczy ogon.

Latwo znalezli suche drewno, jak rowniez kamienie do zbudowania paleniska, i wkrotce F’lessan siedzial wygodnie oparty o bark Golantha, pogryzajac swoje racje podrozne i popijajac bendenskie wino, ktore za jego namowa Manora wlala mu do butelki. Potem, poniewaz nie bylo nic wiecej do zrobienia, rozwinal futro, wyscielil nim szyje Golantha, umoscil sie miedzy przednimi lapami smoka i zasnal.

Obudzil sie, gdy niebo na wschodzie zaczelo sie rozjasniac. Na palenisku pozostalo dosc zaru, by rozdmuchac ogien na nowo. F’lessan odgrzal klah i paszteciki z miesem, a Golanth podazyl nad rzeke i dlugo pil.

Kiedy slonce wzejdzie, bedzie sie tu dobrze plywalo, orzekl z mina eksperta. A potem wygrzeje sie na skale. Sionce ja ociepli, a ona odda cieplo powietrzu.

F’lessan usmiechnal sie popijajac goracy klah.

Widze, ze czegos sie nauczyles sluchajac Siwspa.

Tylko tego, co wydaje mi sie sensowne.

F’lessan uslyszal mruczenie i porykiwanie zwierzat znajdujacych sie w Warowni.

Zostan tam, Golanth, bo inaczej zwierzeta nie wyjda, a ja chce sie troche rozejrzec.

Moge zostac, odparl Golanth uprzejmie, ale nie musza sie bac. Nie jestem jeszcze glodny.

Jakos watpie, zeby ci uwierzyly, moj drogi. F’lessan nalal sobie drugi kubek klahu, potem przysypal ziemia i zwirem ogien, zeby zapach palacego sie drewna nie przestraszyl zwierzat.

Nie musial dlugo czekac. Kiedy slonce dotarlo do wejscia, zwierzeta, a okazalo sie, ze byl tam wiecej niz jeden gatunek, zaczely wychodzic rzedem, gotowe na dzien wedrowki po pastwisku. Wiekszosci towarzyszyly mlode. F’lessan obserwowal je nie wykonujac najmniejszego ruchu. Dopiero kiedy oddalily sie od skal i rozdzielily na male grupki, sam podszedl do wyjscia.

— Och! — Smrod nadal odrzucal F’lessana, w niektorych miejscach gnoj siegal mu do ud. Wstrzymujac oddech zajrzal do srodka. Dzieki pasowi swiatla przenikajacego przez wysokie okna mogl stwierdzic, ze pieczara jest olbrzymia. I wtedy dostrzegl stopnie po prawej stronie.

Golanth! Wchodze. Sa tu schody. Naciagajac kolnierz na usta i nos, F’lessan rzucil sie w strone schodow i wbiegl na pierwszy poziom, gdzie sie zatrzymal. Po prawej stronie znajdowaly sie wielkie drzwi, zamkniete na przerdzewialy zamek, ktory rozpadl sie przy pierwszym dotknieciu. F’lessan pchnal drzwi i stanal na innym poziomie, z ktorego stopnie wiodly w dol do ogromnej, wysokiej sali. Wysokie okna wpuszczaly tylko tyle swiatla, zeby mozna bylo dostrzec duzy przedmiot, wielkosci polowy smoka, ktory byl czyms przykryty.

Znalazlem jakis wytwor przodkow! powiedzial Golanthowi, i w podnieceniu zbiegl po dwa stopnie na raz.

Gdy starl warstwe kurzu, pokrowiec okazal sie sliski w dotyku i jasnozielony. F’lessan podniosl material z jednej strony i zobaczyl cos, co niewatpliwie bylo przodem pojazdu. Rolujac z trudem pokrowiec, przekonal sie, ze ma przed soba duzy pojazd latajacy do przewozenia towarow. Siwsp pokazywal im takie na tasmach.

Golanth, poczekaj tylko, az Mistrz Fandarel lub Benelek to zobacza! Oszaleja ze szczescia! F’lessan az zapial z zachwytu, wyobrazajac juz sobie poruszenie, jakie spowoduje to cudo. Odwinal jeszcze troche pokrowca, zauwazajac jak troskliwie wlasciciele przechowywali pojazd i zastanawiajac sie, dlaczego go tu zostawili.

Pewnie zabraklo im paliwa.

To ciezka i nieporeczna maszyna, zauwazyl Golanth.

Nie martw sie, moj kochany, nigdy bym cie nie zamienil na cos takiego! Z tego co widzialem na tasmach Siwspa wnioskuje, ze sprawiaja mnostwo klopotu. Zawsze musza byc obslugiwane, a ich czesci wymieniane. Przy smokach nie trzeba sie o to martwic. F’lessan usmiechnal sie szeroko na mysl o kowalach uwijajacych sie przy wehikule, zupelnie jakby to moglo cos im dac. Jednak cieszyl sie, ze znalazl taka pamiatke po przodkach, bo odkryto bardzo niewiele przedmiotow uzywanych przez osadnikow. Potem zauwazyl polki z pokrytymi kurzem urzadzeniami, stos pustych plastikowych workow, takich jakich osadnicy uzywali do przechowywania roznych rzeczy, i pod warstwami kurzu, plastikowe pojemniki w ulubionych przez nich jaskrawych kolorach.

Gdy powiem Siwspowi co znalezlismy, nie bedzie tak zmartwiony, dodal F’lessan. Lepiej zebym sie jeszcze rozejrzal i przedstawil pelen raport. Siwsp ceni pelne raporty.

Puscil sie po schodach na gore. Zauwazyl stosy gnoju na niektorych stopniach i blotniste slady kopyt, ktore

Вы читаете Wszystkie weyry Pern
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату