wlasnie dlatego Siwsp nauczyl nas hodowli bakterii, bo stanowi to dobre przygotowanie do tego rodzaju badan.
— Jak to wyglada w srodku?
— Zdumiewajacy chaos — odpowiedziala marszczac czolo w zamysleniu. Potem zachichotala kpiaco. — Nie wiem, jak to sobie wyobrazalam. Wlasciwie nigdy o tym nie myslalam. Ale owoid jest owiniety warstwami brudnego, twardego jak skala lodu, w ktorym znajduja sie kamyki, zwir i wszelkiego rodzaju smieci. Owoidy bywaja bialawe, zolte, czarne, szare… Czy hel jest zolty? Byles na tych wykladach o cieklym gazie. Nie, to byl Piemur i Jancis.
— W kazdym razie sa tam zwoje, ktore skrecaja sie bez konca. Mozna je oddzielic od reszty materialu. Sa tam tez jakies rurki i kawalki czegos babelkowatego. Siwsp powiedzial, ze to bardzo slabo zorganizowana forma zycia.
Jaxom rozesmial sie zaskoczony.
— A tak bardzo dezorganizuje nasze zycie!
— Ach, Jaxomie, nie to mial na mysli. Ale nie moglismy zrobic dzisiaj wiele, gdyz nie mamy odpowiednich narzedzi do pracy w tak niskiej temperaturze. — Usmiechnela sie na wspomnienie niepowodzen. — Te, ktore przynieslismy, staly sie kruche i rozpadaly sie w zimnie.
— Metal stal sie kruchy?
— Dobra kowalska stal tez. Siwsp mowi, ze powinnismy uzywac specjalnego szkla.
— Szklo, no tak. — Jaxom pomyslal o tych wszystkich godzinach, ktore Siwsp spedzil z Mistrzem Moriltonem i usmiechnal sie. — To dlatego. Ale skad Siwsp mogl wiedziec, ze zlapiemy Nic, kiedy nie wiedzial nawet, ze bedziemy w stanie to zrobic?
— Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi, Jaxomie.
— Ja tez nie jestem pewien, moja sliczna. Zastanawiam sie, kto jest bardziej zaskoczony? Siwsp, czy my?
Nastepnego ranka Sharra poprosila Jaxoma, zeby pozwolil Ruthowi zabrac ja do Mistrza Oldive’a. Chciala z nim omowic, kogo jeszcze beda potrzebowali do pomocy. Ruth zawsze lubil wozic Sharre, wiec Jaxom mogl pozostac w Ruathcie i przewodniczyc wraz z Brandem dlugo odwlekanemu spotkaniu, podczas ktorego trzeba bylo rozsadzic drobne spory w Warowni.
Wlasnie zasiadal w Wielkiej Sali, kiedy zauwazyl Rutha odlatujacego z Sharra. Przerazony zerwal sie na rowne nogi.
Uprzaz, Ruth! Ktora Sharra wziela?
W chwili gdy Ruth odparl: jest bezpieczna, dwie jaszczurki Sharry wrzasnely tak glosno, ze Lamoth, starszy smok spizowy wylegujacy sie na wzgorzu, zaryczal na alarm. Jaxom, sparalizowany szokiem, patrzyl jak Ruth powoli obniza lot, a Sharra kurczowo trzyma go za szyje. Meeri Talia wbily szpony w ramiona jej kurtki jezdzieckiej. Glowny pasek uprzezy zwisal luzno miedzy lapami Rutha.
Drzac ze strachu o zycie zony, Jaxom zapomnial o swojej godnosci i obowiazkach i wybiegl z Wielkiej Sali. Nie chcac niepokoic jej opowiadaniem o wypadku, o ktorym zreszta juz niemal zapomnial, narazil ja na utrate zycia. Ruth ostroznie wyladowal. Trzesacymi sie rekami Jaxom pomogl Sharrze zejsc, a potem mocno ja objal.
Powinienem byl spytac, ktora uprzaz wziela, powiedzial Ruth, robiac sam sobie wyrzuty, a jego skora zabarwila sie na szaro z niepokoju. I nie pokazalem jej, gdzie schowales uprzaz, ktorej teraz uzywasz.
— To nie twoja wina, Ruth. Wszystko dobrze, Sharra? Nie zranilas sie? Kiedy zobaczylem, ze zawislas… — jego glos sie zalamal. Ukryl twarz na jej szyi i poczul, ze zona drzy tak bardzo jak on.
Sharra potrzebowala ukojenia, ale wkrotce uswiadomila sobie, ze maja publicznosc, i ze slabym, zawstydzonym smiechem uwolnila sie z jego objec. Rozluznil je, ale nie pozwolil jej odejsc. Gdyby nie byla takim zrecznym jezdzcem… Gdyby Ruth nie byl takim inteligentnym smokiem…
— Myslalam, ze naprawiles uprzaz — powiedziala zagladajac niespokojnie w jego oczy.
— Naprawilem! — Nie mogl powiedziec jej prawdy, kiedy tak wiele osob ich sluchalo, a pomimo wiezi pomiedzy nimi, najwyrazniej nie zorientowala sie, ze cos ukrywa.
— Musze isc, Jaxomie — stwierdzila. Poczucie obowiazku walczylo w niej ze strachem. — Czy Ruth bardzo sie obrazi, jesli polece z G’lanarem na Lamothcie?
— Chcesz leciec? — Jaxom byl jednoczesnie zdumiony i dumny z odwagi zony.
— Tak bedzie najlepiej, Jax, zeby przezwyciezyc szok. — Pochylila sie przez niego i poglaskala Rutha po nosie. — Wiem, ze to nie twoja wina, kochany. Prosze, nie martw sie! Ten odcien szarosci nie pasuje do ciebie!
Skaczac w powietrze poczulem, ze pasek sie przerywa, powiedzial Ruth Jaxomowi. Powinienem byl spytac, ktorej uprzezy uzyla. Powinienem byl.
— Juz dobrze, Ruth. Ocaliles Sharre — mowil Jaxom z wdziecznoscia. — Ale teraz musi leciec do Cechu Uzdrowicieli. Poleci na Lamothcie, z G’lanarem.
Ruth przygladal sie swojemu jezdzcowi, pomaranczowy kolor paniki zaczal znikac z jego oczu. Jest w porzadku, jak na jezdzca z przeszlosci, zgodzil sie Ruth niechetnie. Ale szkoda, ze Dunluth i S’gar jeszcze nie wrocili.
— Wiesz, ze ta para nie moze latac przeciwko Niciom. G’lanar slabnie, a Lamoth ledwo przezuwa swoje jedzenie, wiec nie ma co mowic o skale ognistej. — Jaxom nie myslal wiecej o komentarzu Rutha, tylko taktownie poprosil starego smoka i jezdzca, zeby przewiezli Sharre do Siedziby Uzdrowicieli. Zdjal zwisajaca uprzaz i zwinal, zeby sprawdzic ja pozniej. Obserwowal cala trojke dopoki Lamoth nie wszedl w pomiedzy. Meer i Talia podazyli za nimi bez oporow. Wtedy wrocil do Wielkiej Sali, a Brand i zastepca zarzadcy wskazali obecnym, by zajeli miejsca.
— Nie powiedziales jej? — Brand spytal szeptem Jaxoma gdy usiedli.
— Zrobie to teraz. Malo brakowalo. — Ukladajac papiery rozsypane w panice Jaxom zauwazyl, ze jego palce drza.
— Rzeczywiscie. Jak sadzisz, czy ten… oczywisty zamach na twoje zycie ma cos wspolnego z niedawnymi wypadkami?
— Sam chcialbym to wiedziec.
— Porozmawiasz z Przywodcami Bendenu, prawda? — Spojrzenie Branda bylo surowe i nieublagane.
— Tak — zgodzil sie Jaxom ze slabym usmiechem — poniewaz wiem, ze inaczej ty to zrobisz.
— To zrozumiale. — Potem glosniej, Brand ciagnal: — Pierwsza sprawa dotyczy naduzycia zapasow Warowni.
Tego wieczora Jaxom opowiedzial Sharrze o rozmowie, ktora podsluchal w Warowni Tillek i dochodzeniu przeprowadzonym przez Branda, ktore jednak nie przynioslo zadnych rezultatow, gdyz Pell oswiadczyl, ze jest calkiem zadowolony z pracy w Cechu swojego ojca. Zapewnil, ze nigdy nikt nie wypytywal go o jego pokrewienstwo z Rodem Ruathy, a on i tak w najlepszym razie jest krewnym w drugiej linii.
Kiedy Sharra zganila juz Jaxoma za „oszczedzanie” jej niepokoju, przejrzeli wpisy w ksiedze gosci Warowni i nie mogli znalezc nikogo chocby w najmniejszym stopniu podejrzanego. Ruth nie mogl im pomoc, gdyz nie zawsze przebywal w weyrze, kiedy Jaxom byl w domu. Zazwyczaj przylaczal sie do smoka pelniacego warte.
Nawet do starego Lamotha, dodal. Ja drapie jego, gdy go swedzi, a on drapie mnie!
Nastepnego dnia oboje, Sharra i Jaxom, mieli wrocic na Ladowisko, na zebranie dotyczace sabotazy.
— Jaxomie, jesli sam nie opowiesz o tym wypadku, ja to zrobie — zapowiedziala Sharra.
— To dotyczylo sukcesji, Sharrie — zaoponowal. — Sabotaze to cos zupelnie innego.
— Skad wiesz? — zapytala zaciskajac dlonie na poreczach i rzucajac mu gniewne, pelne wyrzutu spojrzenie. — Zwlaszcza ze pelnisz glowna role we wszystkich zamierzeniach Siwspa.
— Ja? Glowna role? — Jaxom popatrzyl na nia ze zdumieniem.
— Tak wlasnie jest nawet jesli nie zdajesz sobie z tego sprawy. — Jej surowy wyraz twarzy zlagodnial. — Sam bys tego nigdy nie zauwazyl. — Slodkim usmiechem pokryla zniecierpliwienie. — Ale tak jest. Uwierz mi. I kazdy na planecie o tym wie.
— Ale ja… ja…
— Och, nie przejmuj sie, Jax. To, ze nie nadymasz sie poczuciem wlasnej waznosci i nie irytujesz tym ludzi jest jedna z twoich najbardziej ujmujacych cech.