— A kto taic robi? — Jaxom szybko pomyslal o wszystkich, ktorzy tak pilnie z nim wspolpracowali.
— Nikt, ale ty mialbys do tego prawo. — Usiadla mu na kolanach, jedna reka objela go za szyje, a druga wygladzala jego zmarszczone czolo. — Dlatego odstepcy chca cie wyeliminowac! Nie mozesz zaprzeczyc, ze niezadowolenie ze zbyt dlugiego czasu, jaki juz trwa wykonywanie projektu Siwspa, jest coraz powszechniejsze.
Jaxom westchnal, gdyz byla to jedna z wielu rzeczy, ktorej znaczenie probowal umniejszyc.
— Wiem o tym. Wlasciwie przyjalem z ulga, ze sie to ujawnilo. Sharra zesztywniala w jego ramionach.
— Wiesz kim sa?
— Sebell podejrzewa, kto moze byc w to wplatany, ale zaden z harfiarzy nie przedstawil dowodow. A nie mozna oskarzyc Lorda Warowni bez znaczacych dowodow.
Przyznala mu racje i polozyla glowe na jego ramieniu.
— Uwazasz na siebie, prawda, Jax? — spytala cicho. Byla bardzo zaniepokojona.
— Bardziej niz ty — odparl przytulajac ja. — Ile razy ci mowilem, zebys sprawdzala uprzaz zanim ja zalozysz?
Nazajutrz, na Ladowisku, Siwsp objal przewodnictwo nad zebraniem, ale przede wszystkim zarzadzil, by z budynku wyszli wszyscy oprocz osob zaproszonych na spotkanie.
— Mimo ze wszystkie incydenty byly skierowane przeciwko nowej technologii, ktora rozwijacie — powiedzial — zaden z nich, jak dotad, nie zagrozil powodzeniu waszej pracy.
— Jeszcze nie — przyznal ponuro Robinton.
— Nie zgadzam sie z tym — powiedziala Sharra i twardo spojrzala na meza. Kiedy zawahal sie, oznajmila: — Ktos probuje zabic Jaxoma.
Kiedy ucichlo zamieszanie, Jaxom zdal pelen, choc zwiezly raport.
— To jest niepokojace — rzekl Siwsp, wznoszac glos, by przekrzyczec pytania zadawane nerwowo przez obecnych. — Czy bialy smok nie stanowi zabezpieczenia przeciwko tego rodzaju probom? Czy nie moze im zapobiec?
— Nie denerwujcie sie — odparl Jaxom poirytowany zamieszaniem, chociaz chcial upewnic sie, ze taki atak nie zagrozi wiecej Sharrze. — Ruth zdal sobie sprawe co sie dzieje, kiedy pekl pasek uprzezy i ocalil Sharrze zycie. Zostawilem te uprzaz w otwartym miejscu, a schowalem te ktorej uzywam. Tylko…
— Nie chcial, zebym sie martwila — powiedziala Sharra cierpko. — Brand probuje dowiedziec sie, kto mogl pociac pasy. A zrobil to bardzo zrecznie ktos, kto wie, jaki jest nacisk na uprzaz podczas lotu.
— Jezdziec? — krzyknela oburzona Lessa, a na zewnatrz smoki ryknely na alarm. — Nie ma takiego jezdzca, ktory wystawilby Rutha czy Jaxoma na niebezpieczenstwo! — Spojrzala ze zloscia na mlodego Lorda Warowni, jakby to byla jego wina. Odpowiedzial jej takim samym spojrzeniem.
— Ani tez zaden jezdziec nie moglby tego zrobic bez wiedzy swojego smoka — zauwazyl F’lar.
— Nic sie nie zyska… — Lessa urwala — pozbywajac sie Jaxoma.
— Czy moglby to byc protest przeciwko mojej pracy nad Nicia? — spytala Sharra.
Jaxom potrzasnal gwaltownie glowa.
— To niemozliwe. Kto mogl wiedziec, ze bedziesz chciala, by Ruth polecial z toba do Siedziby Uzdrowicieli?
— Skoro to Jaxom zazwyczaj lata na Ruthu — odezwal sie Siwsp jak zwykle spokojnie — mozna logicznie przyjac, ze to on byl celem. Nie wolno dopuscic do dalszych zamachow na jego zycie.
— Meer i Talia otrzymaly odpowiednie rozkazy — oznajmila Sharra rezolutnie.
— A Ruth? — spytala Lessa, ale zaraz zagluszyla ja kakofonia rykow smokow na Ladowisku. Zaskoczona ich wojowniczoscia zamrugala oczami. — I wydaje sie, wszystkie inne smoki na Pernie! — Pochylila sie, zeby polozyc dlon na ramieniu Sharry. — Teraz juz zawsze bedziemy ostrzegani przed niebezpieczenstwem. — Zwrocila spojrzenie na Jaxoma i zbesztala go. — Powinnismy juz dawno sie o tym dowiedziec, mlody czlowieku!
— Nic mi nie grozilo — zaprotestowal Jaxom. — Bylem bardzo ostrozny.
— Jaxomie, trzeba podwoic czujnosc. Trzeba rowniez natychmiast wprowadzic wlasciwe zabezpieczenia, ktore zapobiegna nowym aktom wandalizmu w Cechach wykonujacych specjalistyczna prace — odpowiedzial surowo Siwsp. — Dokonane ostatnio zniszczenia opozniaja ukonczenie potrzebnego nam wyposazenia, ale na szczescie wandale nie wiedza, jak wazna jest pozostala produkcja: helmow kosmicznych, zbiornikow tlenu i dodatkowych skafandrow, ktore sa konieczne dla sukcesu naszego przedsiewziecia.
— Cala ta praca odbywa sie w rozmaitych miejscach — Fandarel westchnal z ulga. Potem jednak surowo potrzasnal glowa. — Trudno mi uwierzyc, ze czlonek mojego Cechu mogl zniszczyc ciezka prace swoich kolegow.
— Twoja spolecznosc to ludzie ufni — powiedzial Siwsp — i przykro patrzec, jak to zaufanie jest wykorzystywane.
— Tak, rzeczywiscie — przyznal Fandarel ze smutkiem, ale zaraz wyprostowal zgarbione ramiona. — Bedziemy czujni. F’larze, czy sa jacys jezdzcy chetni do dodatkowej sluzby?
— Whery-stroze lepiej sie do tego nadaja — powiedzial Lytol, przylaczajac sie do dyskusji po raz pierwszy. Mimo poludniowej opalenizny jego twarz zszarzala, gdy sluchal o zamachach na Jaxoma. — Beda bardzo skuteczne, a moim zdaniem Weyry maja juz zbyt wiele obowiazkow.
— Whery i jaszczurki — uzupelnil Fandarel. — Wielu Mistrzow Cechow ma wlasne jaszczurki, a kiedy dowiedza sie, ze maja zachowywac czujnosc, na pewno bedzie mozna na nie liczyc.
— Mojemu bratu Torikowi udalo sie z kocimi mlodymi — wtracila Sharra. — Oczywiscie w ciagu dnia trzeba je trzymac w klatce, bo sa dzikie.
— Wystawcie tyle strazy, ile potrzeba, i nie pozwolcie, by ucierpiala produkcja — zarzadzil Siwsp. — Jutro smoki przeznaczone do cwiczen na „Yokohamie” przewioza pakiety paliwowe. Mistrzu Fandarelu, dopilnujesz, by je oprozniono do glownego zbiornika. W ten sposob wyeliminujemy przynajmniej jedno zagrozenie.
— Moze warto byloby wywiezc wszystkie delikatne materialy na „Yokohame”? — zaproponowal F’lar.
— Niestety z wielu powodow nie mozna tam przewiezc wszystkiego — wyjasnil mu Siwsp — ale niektore owszem. Gdy tylko je skompletujemy, beda mogly byc przetransportowane na statek.
— Czy jest jakas gwarancja, ze beda tam bezpieczne? — upewnial sie Lytol. Zignorowal tych, ktorzy spogladali na niego z gniewem, zmieszanych jego niewiara w zapewnienia Siwspa.
— Moge monitorowac „Yokohame” i pilnowac jej z o wiele wieksza latwoscia, niz wy pilnujecie waszych Warowni, Cechow i Weyrow — odparl Siwsp.
— A straznik pilnuje sam siebie — dodal Lytol cicho.
— Q.E.D. — podsumowal Siwsp.
— Ku e de? Co to znaczy? — spytal Piemur.
— To wyrazenie pochodzace ze starego ziemskiego jezyka: Quod erat demonstrandum, czyli „co bylo do dowiedzenia”.
Rozdzial XIV
Nastepnego dnia po poludniu Jaxom i Piemur, przebywajacy obecnie na mostku „Yokohamy”, pochylali sie nad pulpitem sterujacym silnikami statku.
— Wiem, ze oproznilismy wszystkie pakiety — powiedzial zmartwiony Piemur — ale wskaznik tego nie pokazuje.
— To wielki zbiornik — mruknal Jaxom, pukajac w tarcze wskaznikow. — Taka ilosc paliwa jest jak kropla w morzu.
— Cala praca na nic — rozpaczal Piemur. Musieli wlozyc skafandry, poniewaz pomieszczenie z dodatkowa miara poboru paliwa, znajdowalo sie w sektorze niskiego cisnienia. Mlodemu harfiarzowi nie podobaly sie ani ograniczenia spowodowane noszeniem skafandra, ani zapach stechlego powietrza. Mimo niewazkosci, pakiety byly nieporeczne, a poza tym za kazdym przejsciem mogli zabierac z ladowni tylko dwa. Przynajmniej dobrze sie skladalo, ze smoki potrafily wniesc to wszystko do ladowni. A jeszcze trudniejsze okazalo sie oproznianie