wlosach. Usmiechnal sie z wiekszym przekonaniem, niz odczuwal. Nigdy nie zwierzylby sie Piemurowi ze strachu, jaki przezyl, chociaz czul kwasny zapach potu unoszacy sie z jego skafandra.
— Zastanawiam sie — kontynuowal Piemur — co powiedza Sharra, Lytol, Lessa, F’lar i Robinton na te twoja eskapade.
— Gdy sami sprobuja, zobacza, ze to wcale nie jest niebezpieczne. To tylko… inny sposob podrozowania na smoku.
Piemur westchnal z rozpacza.
— A jesli ty i Ruth mozecie to zrobic, kazdy inny smok i jezdziec na Pernie poczuje sie zobowiazany, by pojsc za waszym przykladem. Czy tego wlasnie chciales, Siwspie?
— Jest to nieuniknione, biorac pod uwage przyjacielskie wspolzawodnictwo jezdzcow.
Piemur uniosl obie rece w gescie rezygnacji.
— Jak powiedzialem, majac przyjaciol takich jak Siwsp, kto potrzebuje wrogow!
Po powrocie na Ladowisko Jaxom musial stawic czolo lawinie wyrzutow.
— Jak ci nie wstyd. Przeciez jako harfiarz powinienes miec wiecej wyczucia! — zauwazyl lodowatym tonem, gdy Piemur wykrzyczal swoje wiadomosci Lytolowi, ktory akurat mial dyzur. Stary wychowawca zbladl, przybral surowy wyraz twarzy, a Jaxom z satysfakcja obserwowal jak Piemur sie wycofuje. — Nie nadawajmy temu zbyt wielkiego znaczenia, dobrze? — dodal, podchodzac do Lytola. — Czuje sie dobrze, naprawde. Ruth nie narazilby mnie na niebezpieczenstwo, podobnie jak Siwsp. Ludzie! — podniosl glos. — Potrzebuje pomocy!
Jancis przybiegla z korytarza i stanela jak wryta na widok sceny rozgrywajacej sie przed jej oczami, po czym znow wpadla do pokoju obok. Wrocila po chwili z termosem i nalala Lytolowi kubek klahu.
— Piemurze, nie stoj tak! Przynies wino. Najlepiej to wzmocnione — zawolala za nim, gdy juz biegl do kuchni. — Co tu wyprawialiscie? — zazadala wyjasnien od Jaxoma.
— Nic tak niebezpiecznego jak zarzucanie niespodziewanymi wiadomosciami… — Jaxom zatrzymal sie zanim powiedzial „starca”… kogos nie ostrzezonego lub nie przygotowanego. Najwyrazniej Siwsp nie wspomnial, co zaplanowal dla nas na dzisiaj.
— W jaki sposob oproznianie pakietow moglo byc niebezpieczne? — zapytala Jancis z oczami rozszerzonymi zdumieniem.
— Czuje sie znakomicie — upieral sie Lytol. Potem poslusznie przelknal pare lykow goracego klahu i jego twarz nabrala kolorow.
Piemur wpadl z buklakiem wina w jednej rece i paroma szklankami w drugiej. Ustawil wszystko na stole uderzajac mocniej niz to bylo potrzebne, ale widzial, ze Lytol czuje sie juz lepiej.
— Ja tez musze sie napic — powiedzial, rozlewajac wino tak niedbale, ze Jancis zaprotestowala i odebrala mu buklak. — Dziekuje. Potrzebowalem tego! — Piemur wychylil szklanke, po czym wyciagnal ja po dolewke.
— Zaczekaj na swoja kolej — skarcila go zona.
Jaxom skinal na nia, zeby nalala wina do kubka Lytola.
— No wiec, co cie sklonilo do tak niebezpiecznego czynu? — dopytywal sie Lytol.
Jaxom westchnal.
— To nie bylo niebezpieczne. Siwsp poprosil Rutha i mnie, zebysmy wyszli na zewnatrz i zrobilismy to. Nic nam nie grozilo. Ruth zaczepil szpony na tej ramie wokol sekcji silnikow, a ja… ja trzymalem sie jego. — Jaxom usmiechnal sie na widok wyrazu konsternacji na twarzy Jancis.
— Jezdzcy smokow! — prychnela potepiajaco.
— Lytolu, przeciez wiesz, ze smok nie narazilby swojego jezdzca na niebezpieczenstwo, i ze moze zabrac siebie i swojego jezdzca gdziekolwiek w pomiedzy! — Nagle Jaxom zdal sobie sprawe, ze po raz pierwszy od wielu Obrotow prosi Lytola o potwierdzenie smoczych zdolnosci. Zauwazyl, ze wychowawca zaciska usta i przyszlo mu do glowy, ze byc moze okazal sie nietaktowny.
Lytol odetchnal.
— Czesto myslalem, ze Ruth dziala pod wplywem impulsu, ale ty, Jaxomie, zawsze byles ostrozny. W ten sposob uzupelnialiscie sie. Zadne z was nie dopusciloby do tego, by partnerowi grozila utrata zycia. Ale wasze wyjscie na zewnatrz powinno bylo zostac przedyskutowane wczesniej.
Piemur rzucil Jaxomowi spojrzenie mowiace, ze mial racje, a Jaxom wzruszyl ramionami.
— Wyszlismy i dowiedzielismy sie, ze mozna to robic bez szkody dla zdrowia.
Ide spac na sloncu, powiedzial mu Ruth. Bedziecie gadac godzinami. Ciesze sie, ze nie omawialiscie tej sprawy wczesniej. Trzeba by bylo czekac wiele dni zanim uzyskalibysmy pozwolenie. Byc moze w ogole nie zrobilibysmy tego.
Jaxom nie powtorzyl malo dyplomatycznych uwag Rutha ani jego oceny nadchodzacych rozmow, ktore przerodzily sie w klotnie, gdy poinformowano rowniez Lesse, F’lara, Robintona i D’rama o pierwszym wyjsciu w przestrzen kosmiczna.
— Jeszcze jeden przyklad obsesji Siwspa — orzekla Lessa, niezadowolona, ze wezwano ja na pospiesznie zwolane zebranie.
— Wolalbym, zebyscie przemysleli, jaki byl cel tego cwiczenia — powiedzial Jaxom zdradzajac wieksza irytacje niz kiedykolwiek przedtem w obecnosci Przywodcow Bendenu. — Najwazniejsze jest to, ze udowodnilismy, iz mozna wyjsc w przestrzen kosmiczna nie narazajac zycia czy zdrowia, poniewaz wedlug Siwspa to, zeby smoki i jezdzcy mogli przebywac w kosmicznej prozni, jest nieodzownym warunkiem powodzenia jego Planu.
Nie znajdowali sie w pomieszczeniu Siwspa, lecz w sali konferencyjnej.
— Na Skorupy! Po co potrzebne mu sa smoki kurczowo trzymajace sie belek tysiace mil nad Pernem? — dopytywal sie F’lar.
— Musza sie przyzwyczaic do pobytu w przestrzeni kosmicznej — wyjasnil Jaxom.
— Chodzi mu nie tylko o to — odezwal sie Robinton w zamysleniu.
— Oczywiscie, ze nie — D’ram nagle usiadl prosto, bo zaniepokoila go jakas mysl. — Smoki maja przesunac „Yokohame”.
— Po co? — spytala Lessa. — Co by to dalo?
— Zeby zderzyc ja z Czerwona Gwiazda — odrzekl D’ram.
Jaxom, Piemur i F’lar tylko pokiwali glowami.
— Dlaczego nie? — krzyknela Lessa. — Pewnie dlatego chcial, by wlano paliwo do zbiornikow.
Jaxom, widzac, jaka ignorantka stala sie Lessa, tylko usmiechnal sie ponuro.
— Ta kropla paliwa nie wybuchnie przy zderzeniu, a staranowanie Czerwonej Gwiazdy „Yokohama”, choc wydaje sie zmyslne, nie zmieni jej orbity ani o centymetr. Jednak macie racje. Siwsp potrzebuje smokow do przeniesienia czegos.
— Zapytajmy go! — zaproponowal Robinton. Wstal i ruszyl do drzwi. Gdy inni pozostali na swoich miejscach, odwrocil sie do nich. — No co, nie chcecie wiedziec?
— Nie jestem pewna, czy naprawde tego chce — mruknela Lessa, ale wstala i podazyla za innymi, ktorzy tez skierowali sie do pomieszczenia Siwspa.
Jaxom, Jancis i Piemur zamkneli drzwi do pokoi zajmowanych przez studentow, a kiedy wszyscy znalezli sie przed Siwspem, drzwi jego pokoju takze zamknieto. Piemur oparl sie o nie plecami.
— Co i gdzie maja przeniesc smoki? — spytal F’lar bez wstepow.
— A wiec domysliles sie czesci Planu, Przywodco Weyru.
— Chcesz uzyc „Yokohamy” do staranowania Czerwonej Gwiazdy? — spytala Lessa, nadal pewna, ze o to chodzilo.
— To nie przyniosloby zadnych efektow, a „Yokohama” jest potrzebna jako punkt obserwacyjny.
— Wiec co zamierzasz? — wypytywal F’lar.
Na ekranie pojawil sie obraz Czerwonej Gwiazdy. Widac bylo szczegoly krajobrazu na stronie zwroconej ku Pernowi. Zebrani od razu to rozpoznali, bo nie raz wpatrywali sie w powierzchnie intruza dzieki instrumentom skonstruowanym przez Wansora. Zobaczyli, ze ukosnie przez cala polkule biegnie gleboka szczelina. To niezwykle zjawisko zostalo spowodowane przez trzesienie gruntu o niesamowitej sile — jak wyjasnil im Siwsp.
— Wszyscy widzicie to pekniecie. Najprawdopodobniej przecielo planete na duza glebokosc. Sadze, ze gdybysmy wywolali w tym miejscu eksplozje o dostatecznej sile, moglibysmy zmienic orbite zwlaszcza, ze juz zostala zaklocona dzieki wplywowi piatej planety waszego ukladu. — Obraz zmienil sie i widzowie zobaczyli znany im juz schemat ukladu Rukbatu. — W zwyklych warunkach trudno byloby spowodowac tak silna eksplozje, i to nie