najpierw na lewo na F’lara a potem na prawo na Jaxoma. Wszyscy troje koncentrowali sie na wizji tej wielkiej rozpadliny. — Bardzo dobrze. Ruszamy! — I opuscila ramie.
Gdy Ruth przeniosl go w pomiedzy, Jaxom caly czas odliczal. Napominal sie takze, ze ma oddychac, bo czesto przy takich okazjach zapominal o tym. Nie myslal o ciemnosci czy przerazajacym zimnie, lecz o tym, dokad sie przenosili, starajac sie przez caly czas miec w umysle obraz rozpadliny.
Wiem dokad idziemy, zapewnial go cierpliwie Ruth.
… i ile czasu nam to zajmie. Jaxom odliczyl dwadziescia siedem ciagnacych sie w nieskonczonosc sekund. Zastanawial sie, czy Lessa takze odliczala czas wtedy, gdy cofala sie o czterysta Obrotow w czasie…
I nagle smoki jednoczesnie wylonily sie ponad rozpadlina. Ruth rozciagnal skrzydla usilujac bez powodzenia wyhamowac wejscie w te rozrzedzona atmosfere i slaba sile przyciagania.
— Siwsp! — krzyknal Jaxom, a w nastepnej sekundzie zorientowal sie, ze byli zbyt daleko, zeby utrzymac z nim kontakt.
— Na Skorupy! Jaxom, zrobimy to bez jego nadzoru! — ryknal F’lar, ale natychmiast kontynuowal, juz o wiele spokojniej: — Czasem mysle, ze zbyt sie uzaleznilismy od Siwspa. Zwolnij, Jaxomie! Musimy wyladowac na krawedzi, a nie w tej przekletej rozpadlinie.
Tuz przed Ruthem szczelina rozszerzala sie tworzac krater duzo wiekszy niz Jezioro Lodowe. Cialem Jaxoma wstrzasnal dreszcz, ale jednoczesnie mial niesamowite uczucie, ze spodziewal sie zobaczyc krater, chociaz nie bylo go widac na ekranie. Skoncentrowal sie na krawedzi pod soba, i wkrotce Ruth, z rozlozonymi skrzydlami, poslusznie poszybowal nad twarda powierzchnia planety. Mnementh i Ramoth wdziecznie wyladowali obok niego wyciagajac szyje i obracajac oczami, ktore mienily sie cala tecza kolorow wyrazajacych najwyzsza konsternacje.
— Szybko zaznaczmy te skaly… — F’lar wskazal wielkie kamienie otaczajace krawedz. Wygladaly jak polamane zeby w olbrzymiej paszczy.
— Ten krater to swietny punkt odniesienia — stwierdzil Jaxom. To miejsce wydaje mi sie dziwnie znajome, odezwal sie Ruth zblizajac sie do krawedzi.
Uwazaj! Jaxom wykrzyknal to ostrzezenie, bo stopy Rutha zatopily sie w masie owalnych ksztaltow. — F’larze, to owoidy Nici!
F’lar spojrzal ponad barkiem Mnementha, ktory opuscil glowe i obojetnie przygladal sie powierzchni pod nogami. Nie wygladal na zainteresowanego.
— Wcale mi sie tu nie podoba — oznajmila Lessa. Ramoth chyba podzielala jej zdanie. Stawiala nogi z niezwykla ostroznoscia, jakby przechodzila przez cuchnace bloto.
— Jaxomie, uwazaj na krawedz — uzupelnil jej ostrzezenie F’lar.
Ramoth spogladala prosto przed siebie, usilujac dojrzec druga strone rozpadliny. Jaxom tez jej nie widzial w tej ciemnej poswiacie. Gdy spojrzal przez ramie w strone Rukbatu, zobaczyl, jak bardzo przycmione jest ich slonce. Mogl w nie patrzec bez mruzenia oczu. Dostarczalo jednak dosc swiatla, zeby dostrzegl szczegoly krajobrazu poza kanionem, chociaz wlasciwie nie bylo na co patrzec. Powierzchnia Czerwonej Gwiazdy, skladajaca sie raczej z nagiej skaly niz piachu, byla pocieta szczelinami i pelna drobnych zaglebien i pekniec odchodzacych od glownej rozpadliny. Czarna rozpadlina rozciagala sie w obu kierunkach i ginela na horyzoncie. Jaxom widzial skalne wystepy, poczawszy od niewielkich tarasow, a skonczywszy na olbrzymich plaskowyzach prawie tak duzych jak Misa Bendenu. Okropny, jalowy krajobraz. Jaxomowi prawie bylo zal zniszczonej planety.
Ciagnie sie daleko, prawda? odezwal sie Ruth.
Widzisz drugi brzeg? spytal Jaxom mruzac oczy w ponurym swietle, by siegnac wzrokiem do odleglej, ocienionej krawedzi.
Nie ma tam nic do zobaczenia, wszedzie to samo.
— Widzicie te tarasy? — powiedzial F’lar, spogladajac w dol. — Moglibysmy umiescic silniki wzdluz nich.
— Nie wiem, czy sa dosc mocne, by utrzymac ich ciezar? — zastanawiala sie Lessa.
F’lar wzruszyl ramionami.
— Chyba tak. Nie czujesz o ile lzejsi tu jestesmy? Silniki tez beda wazyly mniej. I spojrz na rozmiary tych plyt. Sa gigantyczne.
— Wygladaja jak zeby. Mam wrazenie, ze jakas sila rozerwala powierzchnie planety, tak jak ty czyja otwieramy czerwony owoc — powiedziala Lessa, a w jej glosie wyczuwalo sie przerazenie.
Ruth, mozesz zeskoczyc na pierwszy taras skaly? Powoli. Chcemy zobaczyc, jaki ciezar wytrzyma.
— Ostroznie, Jaxomie! — ostrzegal F’lar unoszac dlon jakby chcial odwolac eksperyment.
Jednak bylo tam mnostwo miejsca i Ruth ostroznie opuscil sie w rozrzedzonej atmosferze poza krawedz kanionu i w dol na pierwszy taras. Niechcacy obluzowal niewielki kamien, ktory dlugo spadal. Jaxom nasluchiwal.
Ruth, stoisz tam calym swoim ciezarem? spytal.
Poczul, jak Ruth sapie, gdy zginal kolana i przyciskal sie z calej sily do gruntu.
Nie rusza sie. A ja nie waze tutaj duzo.
To prawda. — Powinnismy przyniesc jakies swiatla — zaproponowal Jaxom spogladajac wzdluz wystajacej skaly. — Ale ta polka wyglada na dosc dluga nawet dla silnikow „Yokohamy”. Czy chcecie, bym sprawdzil z Ruthem jak gleboko siega ta rozpadlina?
— Na Skorupy! Nie rob tego! — krzyknal F’lar. — I tak grozi nam wielkie niebezpieczenstwo.
— Jak dlugo tu jestesmy? — spytala Lessa. — Smoki maja ograniczona ilosc powietrza w swoich cialach.
— Tylko siedem minut — odpowiedzial Jaxom po sprawdzeniu czasu na zegarze wbudowanym w skafander. Mial na sobie oryginalny skafander kolonizatorow, a nie jeden z tych zmyslnie wykonanych przez Hamiana.
— Jaxomie, wyjdz stamtad — poprosil F’lar. — Gdyby szczeki tego kanionu mialy sie zamknac…
Jaxom, ktory sam juz o tym pomyslal, chetnie zastosowal sie do prosby F’lara. Uderzajac skrzydlami o wiele szybciej niz na Pernie, Ruth poderwal sie z czarnej rozpadliny i stanal obok swoich dwojga smoczych towarzyszy.
— To bedzie pierwsze miejsce, gdzie zostawimy silnik — oznajmil F’lar. — Ja lece w gore, a ty, Jaxomie, polecisz w dol. Lesso, zorientuj sie, jak wyglada drugi brzeg. Ile mamy jeszcze czasu, Jaxomie?
— Piec minut. Ani chwili wiecej!
Jaxom czul sie dosc niepewnie lecac nad rozpadlina, bo wiedzial, ze moze ona sie rozciagac az do jadra planety. Rozgladal sie za niezwyklymi skalami, ktore moglyby posluzyc za drogowskaz, ale przez prawie cztery minuty lotu skala byla calkiem gladka. Potem na dlugosc smoka pod krawedzia zauwazyl kolejna dluga plyte jasnej skaly. Poprosil Rutha, zeby ja zapamietal.
Ramoth mowi, ze musimy wracac. Znalezli trzecie miejsce, powiedzial Ruth Jaxomowi.
A wiec konczymy misje. Przylaczmy sie do nich i wracajmy.
Ramoth mowi, zebysmy skoczyli stad, gdzie jestesmy.
Ruth, wszystko w porzadku? dopytywal sie Jaxom. Dobrze sie czujesz?
Tak, dobrze. Oni tez dobrze sie czuja. Ale chce juz wrocic na „Yokohame” i wreszcie moc oddychac.
Ruszajmy wiec. I Jaxom tesknie pomyslal o bezpiecznej ladowni.
Chwile po powrocie Rutha i Jaxoma w ladowni pojawily sie rowniez wielkie bendenskie smoki. Nawet w przycmionym swietle Jaxom zauwazyl, ze poszarzaly. Ze strachem spojrzal na Rutha, ale w nim nie zauwazyl zmiany. Potem dopiero zorientowal sie, ze ich podroz trwala dwanascie minut i trzydziesci i pol sekundy.
Dobrze sie czujesz? spytal pochylajac sie w przod na szyje Rutha. Pysk bialego smoka byl szeroko otwarty. Oddychal czerpiac wielkie, glebokie hausty powietrza. Jaxom czul jego drzenie.
— Jaxom? Lessa? F’lar? — glos Siwspa brzmial glosno w helmie.
— Jestesmy tutaj — odparl Jaxom. — Wszystko w porzadku. Znalezlismy trzy miejsca na silniki. W dole rozpadliny sa skalne polki. Doskonale sie nadadza. — Spojrzal na chronometr. — Dwanascie minut, Siwsp. Dwanascie. Co za dzikie miejsce — dodal, przypominajac sobie pozbawiona zycia powierzchnie i popekany, zniszczony krajobraz, z olbrzymim kanionem jak otwarta rana, ktora zabila planete. Czy ktos kiedys zyl na niej?
Pic mi sie chce i chce sie wykapac, powiedzial Ruth tak blagalnie, ze Jaxom az sie zasmial. Ramoth i Mnementh tez.