dalej Siwsp, nie zwracajac uwagi na protesty Jaxoma — wybrane miejsca nie znajduja sie w takim polozeniu, by jezdzcy mogli sie nawzajem widziec. Skoro F’lar bedzie myslal, ze jestes przy jednym koncu rozpadliny, a N’ton przy drugim, nie bedzie wiedzial, co ty robisz.
— Siwspie, loty pomiedzy w czasie na nic sie nie zdadza. Nie moge byc jednoczesnie w dwoch miejscach. Nie mozna tez tego robic bez odpoczynku. Ruth nie ma dodatkowego tlenu.
— Zapomniales co powiedzialem o niewystarczajacej liczbie skafandrow. Twoj zespol bedzie musial zdjac skafandry i oddac je czlonkom nastepnego zespolu. To powinno umozliwic Ruthowi odzyskanie sil. Oczywiscie dopilnujesz, by zjadl przed wylotem i zaraz po powrocie.
Moge zrobic to, co proponuje Siwsp, powiedzial uprzejmie Ruth.
— Nie naraze nas na ryzyko! — ryknal Jaxom uderzajac piesciami w konsole z taka sila, ze zabolaly go dlonie. Rozcierajac je, jeszcze cos do siebie mruczal.
— Juz to zrobiles, bo inaczej w rozpadlinie nie byloby dwoch kraterow, i nie byloby zapisow o jasnych blyskach.
— Siwsp, chcesz mnie do tego zmusic, ale ja ci na to nie pozwole.
— Juz to zrobiles, Lordzie Jaxomie. Jestes jedynym czlowiekiem, ktory moze tego dokonac. Przemysl te propozycje uwazniej, a zrozumiesz, ze ten plan jest w zasiegu mozliwosci zarowno twoich, jak i Rutha. I trzeba to zrobic! W obecnym czasie trzy eksplozje nie przynioslyby pozadanego efektu. Nie wytracilyby Czerwonej Gwiazdy z jej orbity.
Jaxom westchnal gleboko, prawie tak, jakby juz czul potrzebe napelnienia pluc na skok o tysiac osiemset Obrotow w przeszlosc. Jego umysl odmawial logicznego zbadania tej sprawy.
— Skoro jest to chwila szczerosci, powiedz mi, dlaczego tak obsesyjnie podchodzisz do projektu, w ktory wlaczona jest Sharra? Dziwi mnie to tym bardziej ze, jak twierdzisz — dodal z ironicznym smieszkiem — juz teraz wiesz, ze odnioslem sukces, zanim jeszcze cokolwiek przedsiewzialem.
— Udalo ci sie, i latwo ci tego dowiode — odparl Siwsp z mniejsza uprzejmoscia niz zwykle.
— Nie. Najpierw wyjasnij mi, o co chodzi z tymi mutantami.
— Z badan owoidow Nici wynika, ze istnieje zycie, nie takie jakie znamy, ani nawet nie takie, jakie zostalo tu sprowadzone przez Czerwona Gwiazde. Chodzi o zlozony system ekologiczny istniejacy w obloku Oorta. Sadzac po skomplikowanej budowie ukladow nerwowych tych organizmow, niektore z nich sa najprawdopodobniej calkiem inteligentne. Ale zanim tu przybeda, traca wiekszosc swojego plynnego helu i staja sie czyms, co mozna nazwac zaledwie prostym mechanizmem. I wlasnie te zdegenerowane, odporne na cieplo formy, docieraja na Pern. Nie zyja wystarczajaco dlugo, zeby sie rozmnazac w drodze ani na Czerwonej Gwiezdzie. Tylko te „mechaniczne” twory moga sie reprodukowac bez helu na orbicie Pernu. Ale jesli potrafilibysmy je zanieczyscic, zainfekowac przeksztalconym pasozytem, poniosa go ze soba, i zniszcza wszystkie podobne formy zycia w obloku Oorta, rowniez te najinteligentniejsze. A wtedy, bez wzgledu na to, czy uda nam sie zmienic orbite Czerwonej Gwiazdy, Pern bedzie od nich wolny na zawsze. Dlatego wlasnie dawno temu zdarzyly sie Dlugie Przerwy. Zmutowane organizmy, ktore przeksztalcisz — przeksztalciles — na powierzchni Czerwonej Gwiazdy juz dwa razy w przeszlosci i jeszcze raz przeksztalcisz w przyszlosci, zainfekuja oblok Oorta za kazdym razem, gdy orbita Czerwonej Gwiazdy go przetnie.
— Mam takze przenosic chorobe? — Jaxom nie byl pewien co odczuwa bardziej: uraze, zlosc, czy niewiare w ten smialy zamysl Siwspa.
— Zrobisz to trzy razy. Dlatego jest tak wazne, zeby wyhodowac mutanty. Potem dokonasz potrojnego zrzutu w dwoch roznych miejscach.
— Ale jesli mam spowodowac wybuch…
— Przemieszczenia beda nieznaczne. Mozesz posiac mutanty w takiej odleglosci od rozpadliny, zeby zapewnic im bezpieczenstwo. Na powierzchni planety, jak rowniez na jej orbicie, bedzie mnostwo owoidow.
— Widzielismy je na powierzchni, lecz nie na orbicie.
— Szukaliscie ich?
— W kosmosie nie. A teraz powiedz, jak mozesz mi dowiesc, ze wszystkie te twoje niewiarygodne pomysly sie sprawdza — sprawdzily sie!
— To proste. Wejdz w katalogi, ktore podaja obecna orbite Czerwonej Gwiazdy.
To bylo latwe. Jaxom zobaczyl, ze na ekranie pokazuje sie znany mu obraz.
— Zatrzymaj obraz na monitorze — poinstruowal go Siwsp.
Jaxom wprowadzil odpowiednia komende.
— Teraz dosiadz Rutha i przenies sie naprzod w czasie o piecdziesiat lat… Obrotow, uzywajac zegara jako punktu odniesienia.
— Nikt nie udaje sie w czasie do przodu. To zbyt niebezpieczne!
— Tylko gdyby nastapily zmiany — odparl Siwsp. — Na mostku „Yokohamy” nic takiego sie nie zdarzy, a odpowiedzialny za to bedziesz ty. Dzis udasz sie w przyszlosc. Rozpoznasz te nowa orbite i zarejestrujesz ja. Potem, po bezpiecznej przerwie, wrocisz tu i porownasz oba rysunki. Zamknalem drzwi. Nikt sie tu nie pojawi poki nie wrocisz.
W mozgu Jaxoma wszystkie sektory odpowiedzialne za podejmowanie rozsadnych decyzji sprzeciwialy sie lotowi pomiedzy w przyszlosc. A jednak… dokonanie tego byloby czyms, na co nikt inny by sie nie osmielil. Gdyz on mial Rutha.
— Ruth, slyszales co powiedzial Siwsp?
Tak. Z jego zapewnien, a ja wiem, ze nie narazilby twojego zycia, Jaxomie…
— Lub twojego — wtracil Jaxom.
Chcialbym zobaczyc jaki bedzie Pern w przyszlosci. Chcialbym sie przekonac, ze ta przyszlosc bedzie dobra.
Ja tez, pomyslal Jaxom.
Potem, zanim mogl przywolac zbyt wiele argumentow przeciwko temu pospiesznemu, glupiemu, nierozsadnemu przedsiewzieciu, dal sygnal Ruthowi, zeby podplynal do niego.
— Oczywiscie upewnisz sie — dodal zartobliwie Siwsp — ze masz zbiorniki tlenu napelnione na nastepne piecdziesiat Obrotow.
Jaxom usmiechnal sie ponuro.
— Siwspie, nie zamierzam ryzykowac. Wloze skafander. — Radzil sobie z tym coraz lepiej. Dosiadl Rutha i zapial uprzaz. Chcial miec pewnosc na wypadek, gdyby wynurzyli sie w nicosci. Tylko czy naprawde musial sie az tak zabezpieczac? Przeciez wiedzial, ze Ruth nie bedzie mial zadnych klopotow z odnalezieniem powrotnej drogi do Warowni Ruathy gdziekolwiek czy kiedykolwiek sie znajdzie.
Odczytal date na cyfrowym zegarze: 2577’i dodal piecdziesiat lat. Majac te dane w pamieci, polecil Ruthowi, by sie przeniosl do nowego czasu.
Wiem do kiedy ide, powiedzial mu Ruth radosnie, i nagle weszli w pomiedzy.
Jaxom odliczal oddechy i byl zadowolony, ze sa normalne i rownomierne. Przy pietnastym znalezli sie znow na mostku, ktory chyba sie nie zmienil.
Wszystko wyglada tak samo, powiedzial strapiony Ruth.
— Rzeczywiscie — przyswiadczyl Jaxom widzac, ze na ekranie nadal widnieje ten sam obraz. Jednak zegar wskazywal Obrot o piecdziesiat lat pozniejszy. Jaxom odczepil uprzaz i odplynal z grzbietu Rutha do ekranu.
— Moze przestawilem zegar przygotowujac sie na swoje przyjscie — powiedzial sobie. — Mam nadzieje, ze bede to pamietal. Ruth, jest tu powietrze?
Tak, ale niezbyt swieze.
Jaxom zdjal rekawice i polozyl je na konsoli. Jednak pozostal w skafandrze, bo nie zamierzal przebywac tu dluzej niz wymagalo tego zadanie. Wystukal odpowiedni kod i zobaczyl, ze kursor rysuje druga orbite, rozniaca sie o kilka stopni od pierwszej i z powrotna droga przecinajaca orbite piatej planety i zakrecajaca do jej wnetrza! Drzacymi rekami przycisnal komende drukowania i natychmiast z drukarki wylonila sie kartka. W dotyku byla nieco inna niz papier, do ktorego sie przyzwyczail. Duzo bielsza, mieksza; Bendarek naprawde poprawil jakosc papieru, pomyslal Jaxom. Potem porownal swoj rysunek orbity z tym, co zobaczyl na ekranie.
— Na Skorupy! Siwspie, droga Czerwonej Gwiazdy zmienila sie. Siwspie? — Jaxom poczul, ze ze strachu ogarnia go lodowate zimno. — Siwspie!
Jaxomie, przeciez nie moze cie slyszec piecdziesiat Obrotow w przyszlosci, zwrocil mu uwage Ruth niezbyt przejmujac sie zdenerwowaniem swojego jezdzca.