calym obszarze rownin do czasu, gdy wszystkie kolektory sloneczne zostaly rozbite, wszystkie wiatraki zniszczone, a wszystkie zapasy cennych lekarstw rozproszone w nie konczacych sie poszukiwaniach twardych narkotykow.

Na koniec przetrwaly tylko rancza i wioski. Te z nich, w ktorych w odpowiednich proporcjach polaczyly sie bezwzglednosc, wewnetrzna spoistosc i zdrowy rozsadek. W chwili gdy wszystkie jednostki gwardii zginely na posterunkach badz tez roztopily sie w wedrownych bandach walczacych ze soba surwiwalistow, tylko bardzo nieliczni sposrod pierwotnej populacji uzbrojonych i obwarowanych pustelnikow pozostali przy zyciu.

Gordon ponownie spojrzal na stempel pocztowy na liscie.

“Prawie dwa lata po wojnie. — Potrzasnal glowa. Nie mialem pojecia, ze ktokolwiek utrzymal sie tak dlugo”.

Ta mysl sprawila mu bol niczym stara rana w jego wnetrzu. Wszystko, co sugerowalo, ze ostatnie szesnascie lat bylo mozliwe do unikniecia, sprawialo po prostu zbyt wiele bolu, by o tym myslec.

Rozlegl sie jakis slaby dzwiek. Gordon podniosl wzrok, zastanawiajac sie, czy to wytwor jego wyobrazni. Wtem, tylko odrobine glosniej, lecz bardzo delikatnie, ktos po raz drugi zapukal do drzwi jego pokoju.

— Prosze! — zawolal.

Drzwi otworzyly sie mniej wiecej do polowy. Abby, drobna dziewczyna o lekko azjatyckim zarysie oczu, usmiechnela sie niesmialo. Gordon zlozyl list i schowal go do koperty. Odwzajemnil jej usmiech.

— Czesc, Abby. O co chodzi?

— Przy… przyszlam zapytac, czy potrzeba ci czegos jeszcze — zapytala odrobine za szybko. — Miales przyjemna kapiel?

— Przyjemna? — Gordon westchnal. Zlapal sie na tym, ze zaczal przemawiac z szorstkim, wiejskim akcentem Makdufa. — Tak, dziewczynko. A zwlaszcza ucieszyla mnie szczoteczka do zebow. To byl prawdziwy dar niebios.

— Mowiles, ze straciles swoja — spojrzala na podloge. — Przypomnialam im, ze w magazynie mamy przynajmniej piec albo szesc nie uzywanych. Ciesze sie, ze jestes zadowolony.

— To byl twoj pomysl? — Uklonil sie. — W takim razie naprawde jestem twoim dluznikiem.

Abby podniosla wzrok i usmiechnela sie.

— Czy to, co wlasnie czytales, to list? Moglabym go zobaczyc? Nigdy jeszcze nie widzialam listu.

Gordon rozesmial sie.

— Och, z pewnoscia nie jestes az tak mloda! A przed wojna?

Zaczerwienila sie w odpowiedzi na jego smiech.

— Mialam tylko cztery lata, kiedy wybuchla. Byla taka przerazajaca i chaotyczna, ze… ze naprawde nie pamietam duzo z tego, co bylo przedtem.

Gordon zamrugal powiekami. Czy naprawde uplynelo juz tyle czasu? Tak. Szesnascie lat wystarczalo, by na swiecie pojawily sie piekne kobiety nie znajace nic poza ciemnym wiekiem. “Zdumiewajace” — pomyslal.

— Prosze bardzo.

Przysunal krzeslo do lozka. Usmiechnela sie, podeszla blizej i usiadla obok niego. Gordon siegnal do worka i wyciagnal nastepna koperte, krucha i pozolkla. Rozlozyl ostroznie list i wreczyl go jej.

Abby spogladala na niego tak uwaznie, ze uznal, iz chce przeczytac caly. Skupila sie. Zmarszczyla czolo tak bardzo, ze jej cienkie brwi niemal zlaczyly sie ze soba. Wreszcie jednak oddala mu kartki.

— Chyba jednak nie umiem czytac za dobrze. To znaczy, potrafie przeczytac etykiety na konserwach i takie rzeczy. Ale nigdy nie nabralam wprawy z recznym pismem i… zdaniami.

Ucichla. Sprawiala wrazenie zawstydzonej, lecz w ogole nie okazywala strachu, ale jedynie pelnie zaufania, calkiem jakby byl jej spowiednikiem.

Usmiechnal sie.

— Nie szkodzi. Powiem ci, co w nim napisano.

Uniosl list do swiatla. Abby usiadla na krawedzi lozka, obok jego kolan. Wbila wzrok w stronice.

— Napisal go niejaki John Briggs z Fort Rock w stanie Oregon do swego bylego pracodawcy w Klamath Falls… Sadzac po naglowku z tokarka i konikiem na kijku, ten Briggs byl emerytowanym mechanikiem albo ciesla lub kims w tym rodzaju. Hmmm.

Gordon skupil sie na ledwie czytelnym pismie.

— Wyglada na to, ze pan Briggs byl bardzo rownym facetem. Proponuje, ze zaopiekuje sie dziecmi swego bylego szefa, dopoki kryzys sie nie skonczy. Pisze tez, ze ma dobry warsztat mechaniczny, wlasne zrodlo mocy i wielki zapas metalu. Chce sie dowiedziec, czy adresat listu nie chce zamowic zadnych czesci, zwlaszcza takich, ktorych brakuje…

Gordon zajaknal sie. Nadal byl tak otepialy wskutek nieumiarkowania przy stole, ze dopiero teraz dotarlo do niego, iz na jego lozku siedzi piekna kobieta. Zaglebienie, ktore zrobila w materacu, sprawilo, ze jego cialo pochylilo sie ku niej. Kaszlnal pospiesznie i wrocil do przegladania listu.

— Briggs pisze cos o poziomach zasilania z rezerwuaru Fort Rock… Telefony nie dzialaly, ale, co dziwne, laczyl sie jeszcze z Eugene przez swoja siec komputerowa…

Abby popatrzyla na niego. Najwyrazniej wiele z rzeczy, ktore opowiadal na temat listu, moglby rownie dobrze mowic w obcym jezyku. “Warsztat mechaniczny” i “siec komputerowa” wydawaly sie jej zapewne starozytnymi, magicznymi slowami mocy.

— Dlaczego nie przyniosles zadnych listow do nas, do Pine View? — zapytala nagle.

Gordon zamrugal powiekami na jej nieoczekiwane pytanie. Nie byla glupia dziewczyna. Takie rzeczy sie wyczuwalo. Dlaczego wiec wszystko, co powiedzial po przybyciu tutaj i pozniej na przyjeciu, zrozumiala w calkowicie bledny sposob? Nadal uwazala, ze jest listonoszem. Podobnie sadzili niemal wszyscy mieszkancy tej niewielkiej osady, poza malenka garstka.

Od kogo, jej zdaniem, mogliby otrzymac listy?

Zapewne nie zdawala sobie sprawy, ze te, ktore mial ze soba, wyslali od dawna niezyjacy juz mezczyzni i kobiety do innych, rowniez niezyjacych mezczyzn i kobiet, i ze zabral je dla… wlasnych celow.

Mit, ktory spontanicznie narodzil sie w Pine View, przygnebil Gordona. Byl to kolejny znak degeneracji cywilizowanych umyslow. Wielu z tych ludzi skonczylo ongis szkole srednia lub nawet college. Zastanowil sie, czy nie powiedziec jej prawdy, tak brutalnie i szczerze, jak tylko zdola, by raz na zawsze skonczyc z ta fantazja. Zaczal mowic.

— Nie ma dla was zadnych listow, poniewaz…

Przerwal. Ponownie zdal sobie sprawe z jej bliskosci, zapachu oraz lagodnych krzywizn jej ciala. A takze jej zaufania.

Westchnal i odwrocil wzrok.

— Nie ma dla was zadnych listow, poniewaz przychodze ze wschodu, z Idaho, a tam nikt nie zna mieszkancow Pine View. Stad udam sie na wybrzeze. Mozliwe nawet, ze ocalaly tam jakies wieksze miasta. Moze…

— Moze ktos stamtad napisze do nas, jesli my pierwsi wyslemy do nich listy! — Oczy Abby zalsnily. — A jesli bedziesz wracal tedy do Idaho, bedziesz mogl przekazac nam ich listy i moze znowu zagrac dla nas, jak dzisiaj. Damy ci tyle piwa i ciasta, ze pekniesz! — Podskoczyla lekko na brzegu lozka. — Do tego czasu naucze sie lepiej czytac. Obiecuje!

Gordon potrzasnal glowa. Usmiechnal sie. Nie mial prawa niweczyc podobnych marzen.

— Mozliwe, Abby. Mozliwe. Ale, wiesz co, moze bedziesz mogla nauczyc sie w prostszy sposob. Pani Thompson zaproponowala, ze podda pod glosowanie, by pozwolono mi tu zostac przez pewien czas. Oficjalnie pewnie bylbym nauczycielem, ale musialbym tez dowiesc, ze jestem nie gorszym mysliwym i rolnikiem od innych. Moglbym udzielac lekcji strzelania z luku…

Przerwal. Abby rozdziawila szeroko usta ze zdziwienia. Energicznie potrzasnela glowa.

— Nic nie slyszales! Przeglosowali to, kiedy poszedles sie wykapac. Pani Thompson powinna sie wstydzic, ze probowala w ten sposob przekupic kogos, kto ma do wykonania tak wazna prace!

Usiadl nagle. Nie wierzyl wlasnym uszom.

— Co powiedzialas?

Zywil nadzieje, ze zostanie w Pine View przynajmniej przez pore chlodow, albo nawet rok czy wiecej. Kto wie? Byc moze opuscilaby go zadza wedrowki i moglby wreszcie odnalezc dom.

Jego plynace z nasycenia odretwienie pryslo. Gordon z wysilkiem powstrzymal gniew. Utracil szanse przez

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату