przedstawiajacych starotestamentowych prorokow. Przewodniczacy widzial je w szkolce niedzielnej, dawno temu, gdy byl chlopcem, na dlugo przed wojna zaglady.

Przybysz mial ogorzala twarz wedrowca. Nosil tez mundur… taki, jakiego zaden z zyjacych obywateli Curtin nie spodziewal sie juz ujrzec.

Na szczycie czapki nieznajomego widnialo wypolerowane wyobrazenie jezdzca, lsniace w blasku lamp naftowych. Z jakiegos powodu wydawalo sie, ze blyszczy jasniej niz jakikolwiek metal.

Przewodniczacy spojrzal na swych rozwrzeszczanych ziomkow. Wyczuwal, ze zaszla w nich zmiana. Darli sie z wiekszym zapalem niz na innych walkach urzadzanych zwykle w srode wieczorem. Oni rowniez zdawali sobie sprawe z obecnosci goscia, ktory podjechal do bram miasta przed piecioma dniami, wyprostowany i dumny jak jakis bog, domagajac sie wyzywienia i dachu nad glowa oraz miejsca, gdzie moglby rozwiesic swe obwieszczenia…

…a potem zaczal rozdawac listy.

Przewodniczacy rowniez obstawil psa — byl to Zezol starego Jima Schmidta — lecz myslami przebywal daleko od toczacego sie w dole krwawego boju. Nie mogl sie powstrzymac od spogladania w strone listonosza.

Urzadzili dla niego specjalna walke, poniewaz jutro wyjezdzal z Curtin do Cottage Grove. “To mu sie nie podoba” — uswiadomil sobie z przygnebieniem przewodniczacy. Czlowiek, ktory przewrocil cale ich zycie do gory nogami, najwyrazniej staral sie byc uprzejmy. Ale jeszcze wyrazniejsze bylo to, ze nie pochwala walk psow.

Przewodniczacy nachylil sie, by przemowic do goscia.

— Przypuszczam, ze na wschodzie nie widuje sie podobnych rzeczy, panie inspektorze?

Chlodny wyraz oczu tamtego byl wystarczajaca odpowiedzia. Przewodniczacy przeklal wlasna glupote. To jasne, ze nie mieli tam walk psow — nie w Saint Paul, Topece, Odessie czy innych cywilizowanych regionach Odrodzonych Stanow Zjednoczonych. Tutaj jednak, w zniszczonym Oregonie, przez tak dlugi czas odcietym od cywilizacji…

— Lokalne spolecznosci maja prawo kierowac swymi sprawami, tak jak uznaja to za stosowne, panie przewodniczacy — odparl przybysz. Jego cichy, lecz stanowczy glos przebijal sie przez krzyki dobiegajace od areny. — Zwyczaje dostosowuja sie do czasow. Rzad w Saint Paul wie o tym. Widzialem podczas moich podrozy znacznie gorsze rzeczy.

“Grzech odpuszczony” — wyczytal przewodniczacy w oczach pocztowego inspektora. Osunal sie lekko w dol i ponownie odwrocil wzrok.

Zamrugal powiekami. W pierwszej chwili pomyslal, ze to dym drazni mu oczy. Rzucil cygaro na ziemie i rozgniotl je noga, lecz szczypanie nie chcialo ustapic. Arena stala sie nieostra, calkiem jakby widzial ja we snie… po raz pierwszy w zyciu.

“Moj Boze! — pomyslal. Czy naprawde robimy cos takiego? Nie dalej jak siedemnascie lat temu bylem czlonkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzetami Doliny Willamette!

Co sie z nami stalo?

Co sie stalo ze mna?”

Kaszlnal, zaslaniajac usta dlonia, by ukryc fakt, ze ociera oczy. Nastepnie rozejrzal sie wokol i zauwazyl, ze nie jest w tym osamotniony. Przynajmniej dwunastu mezczyzn sposrod zgromadzonych przestalo krzyczec. Opuscili wzrok i spogladali na swe dlonie. Kilku otwarcie plakalo. Lzy splywaly im po twarzach stwardnialych wskutek dlugiej walki o przetrwanie.

Kilku sposrod obecnych miniony okres wydal sie nagle krotszy. Nie stanowil wystarczajacego usprawiedliwienia.

Pod koniec walki aplauz stal sie niepewny. Treserzy wskoczyli do dolu, by zajac sie zwyciezca i uprzatnac szczatki. Wydawalo sie jednak, ze przynajmniej polowa widzow spoglada nerwowo na swego przywodce oraz na surowa, umundurowana postac siedzaca obok niego.

Szczuply mezczyzna poprawil czapke.

— Dziekuje, panie przewodniczacy. Chyba lepiej bedzie, jak juz sie poloze. Jutro czeka mnie dluga podroz. Zycze wszystkim dobrej nocy.

Skinal glowa czlonkom starszyzny, po czym podniosl sie i wciagnal wytarta, skorzana kurtke ozdobiona wielobarwnym naramiennikiem — czerwono-bialo-niebieskim emblematem. Gdy ruszyl powoli ku wyjsciu, mieszkancy osady podniesli sie bez slowa, spuszczajac oczy i ustepujac mu z drogi.

Przewodniczacy miasteczka Curtin zawahal sie, po czym wstal i podazyl za nim. Za jego plecami rozlegaly sie coraz glosniejsze szepty.

Tego wieczoru nie rozegrano drugiej walki.

2. COTTAGE GROVE

Cottage Grove

Oregon

16 kwietnia 2011

Do pani Adele Thompson,

Burmistrza wioski Pine View

W Nieodzyskanym Stanie Oregon

Trasa przekazu: Cottage Grove, Curtin, Culp Creek, McFarland Pt., Oakridge, Pine View.

Szanowna Pani Thompson,

To jest drugi list, ktory wysylam nowa pocztowa trasa wiodaca przez region Lasu Willamette. Jesli otrzymala Pani pierwszy, wie Pani juz, ze wasi sasiedzi z Oakridge zgodzili sie na wspolprace po pewnych poczatkowych nieporozumieniach. Wyznaczylem na naczelnika tamtejszej poczty pana Sonny’ego Davisa, ktory mieszkal tam juz przed wojna i jest powszechnie lubiany. Do tej chwili powinien juz nawiazac kontakt z mieszkancami Pine View.

Gordon Krantz uniosl olowek znad pliku pozolklego papieru, ktory ofiarowali mu mieszkancy Cottage Grove. Na antycznym biurku stala para miedzianych lamp naftowych, a takze swiece. Ich migotliwe plomienie odbijaly sie jasno w szkle chroniacym obrazy zawieszone na scianie sypialni.

Tubylcy nalegali, by Gordon zajal najlepsze mieszkanie w miescie. Pokoj byl przytulny, czysty i cieply.

Stanowilo to olbrzymia zmiane w porownaniu z tym, jak wygladalo zycie Gordona zaledwie kilka miesiecy temu. W swym liscie, na przyklad, niewiele mowil o trudnosciach, z jakimi spotkal sie w pazdzierniku w miescie Oakridge.

Obywatele tej gorskiej osady otworzyli przed nim serca, gdy tylko oznajmil, ze jest przedstawicielem Odrodzonych Stanow Zjednoczonych. Lecz despotyczny “burmistrz” jednak omal nie zamordowal niepozadanego goscia, nim Gordon zdazyl wyjasnic, ze jest zainteresowany jedynie otworzeniem urzedu pocztowego, a potem rusza w dalsza droge i nie stanowi zagrozenia dla miejscowej wladzy.

Byc moze burmistrz obawial sie reakcji ludzi, ktorzy potepiliby go, gdyby nie pomogl przybyszowi. Na koniec Gordon otrzymal zapasy, o ktore prosil, a takze wartosciowego, choc dosc starego konia. Gordon widzial ulge na twarzy burmistrza, gdy opuszczal Oakridge. Miejscowy wodz byl pewien, ze zdola zachowac wladze mimo zdumiewajacej wiesci, ze gdzies tam nadal istnialy Stany Zjednoczone.

Mieszkancy osady podazali jednak za Gordonem ponad mile, wylaniali sie zza drzew, by wciskac mu niesmialo listy do rak, mowili z entuzjazmem o odzyskaniu Oregonu oraz pytali, co moga zrobic, by w tym pomoc. Otwarcie skarzyli sie na miejscowa tyranie. W chwili gdy zostawil na drodze te ostatnia grupe, bylo jasne, ze zmiany wisza w powietrzu.

Gordon uznal, ze dni burmistrza sa policzone.

Od czasu, gdy wyslalem poprzedni list z Culp Creek, ustanowilem urzedy pocztowe w Palmerville i Curtin. Dzisiaj ukonczylem negocjacje z burmistrzem Cottage Grove. Do listu dolaczam raport o moich dotychczasowych postepach, przeznaczony dla moich zwierzchnikow w Odzyskanym Stanie Wyoming. Gdy do Pine View przybedzie

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату