zdazyla podczas zasadzki wyciagnac pistolet. Lezal on w kaluzy, w odleglosci kilku cali od znieruchomialej dloni.
Glosy dobiegaly z lewej strony, zza zakretu balkonu. Gordon poczolgal sie ostroznie naprzod i wystawil glowe, by popatrzec na druga czesc pomieszczenia w ksztalcie litery L.
Na zachodniej scianie ocalalo kilka siegajacych sufitu luster, ktore daly mu dobry widok na lezaca w dole podloge. W wielkim kominku miedzy dwoma z nich z trzaskiem palily sie porozbijane meble.
Przywarl do splesnialego dywanu i uniosl glowe na tyle, by dojrzec czterech ciezko uzbrojonych mezczyzn spierajacych sie przy ogniu. Piaty wylegiwal sie na kanapie po lewej stronie, celujac leniwie z karabinu maszynowego do pary wiezniow — mniej wiecej dziewiecioletniego chlopca oraz mlodej kobiety.
Czerwony slad na jej twarzy mial ksztalt meskiej dloni. Brazowe wlosy byly splatane. Tulila do siebie chlopca, patrzac z obawa na straznikow. Wydawalo sie, ze zadne z wiezniow nie ma juz sil na lzy.
Wszyscy brodaci mezczyzni byli ubrani w jednoczesciowe, przedwojenne kombinezony z demobilu o maskujacej barwie: zielono-brazowej w szare cetki. Kazdy z nich mial w lewym uchu przynajmniej jeden zloty kolczyk.
“Surwiwalisci”. Gordon poczul przyplyw odrazy.
Kiedys, przed wojna, slowo to mialo kilka znaczen: od kierujacych sie zdrowym rozsadkiem ludzi przygotowujacych sie do katastrofy w interesie ogolu az po antyspolecznych paranoikow zbzikowanych na punkcie broni. Z pewnego punktu widzenia byc moze rowniez samego Gordona mozna bylo nazwac “surwiwalista”. Niemniej po spustoszeniach spowodowanych przez najgorszych z nich zachowalo sie tylko to drugie znaczenie.
Wszedzie, dokad docieral podczas swych podrozy, reakcja ludzi byla taka sama. Bardziej niz wroga, ktorego bomby i drobnoustroje spowodowaly takie zniszczenia podczas wojny tygodniowej, ludzie w niemal kazdym spustoszonym okregu i wiosce winili tych nie uznajacych prawa macho za straszliwe nieszczescia, ktore doprowadzily do ostatecznego upadku.
A najgorsi ze wszystkich byli zwolennicy Nathana Holna, “niech zgnije w piekle”.
Ale w dolinie Willamette mialo juz nie byc zadnych surwiwalistow! W Cottage Grove Gordonowi powiedziano, ze ostatnia duza bande przegnano kilka lat temu z okolic na poludnie od Roseburga na pustkowia lezace nad Rogue River!
Co wiec te diably robily tu teraz? Gordon zblizyl sie jeszcze bardziej i wsluchal w ich slowa.
— No nie wiem, dowodco grupy. Mysle sobie, ze lepiej dajmy se juz spokoj z tym zwiadem. Mielismy juz kupe niespodzianek przez tego “Cyklopa”, o ktorym chlapnela ta dupcia, zanim przestala gadac. Chyba lepiej bedzie, jak wrocimy do Site Bravo, do lodzi, zeby zameldowac o tym, co znalezlismy.
Mowiacy byl niskim, lysym, zylastym facetem. Stal zwrocony plecami do Gordona, grzejac sobie dlonie nad ogniem. Przez plecy mial przewieszony samopowtarzalny karabin szturmowy wyposazony w tlumik, skierowany lufa w dol.
Potezny mezczyzna, nazwany “dowodca grupy”, mial blizne siegajaca od ucha do brody, tylko czesciowo zaslonieta czarna, upstrzona plamkami siwizny broda. Usmiechnal sie, demonstrujac kilka przerw w uzebieniu.
— Nie wierzysz chyba w te pierdoly, ktore opowiadalo to babsko, he? Caly ten szajs o wielkim komputerze, ktory mowi? Co za glupoty! Wciska nam kit, zeby nas zrobic w konia!
— Tak? To jak wytlumaczyc to wszystko?
Niewysoki facet wskazal reka na wozy. Gordon widzial w lustrze rog najblizszego z nich. Byl naladowany po brzegi najrozniejszymi rzeczami niewatpliwie znalezionymi tutaj, na uniwersyteckim campusie. Wydawalo sie, ze zdobycz sklada sie glownie ze sprzetu elektronicznego.
Zadnych narzedzi rolniczych, ubran czy bizuterii. Tylko elektronika.
Gordon po raz pierwszy w zyciu widzial woz szabrownikow wypelniony podobnymi dobrami. Wnioski wynikajace z tego faktu sprawily, ze puls zalomotal mu w skroniach. W swym podnieceniu ledwo zdazyl uchylic sie na czas, gdy mikrus odwrocil sie, by podniesc cos z sasiedniego stolu.
— A co powiesz na to? — zapytal niski surwiwalista. W reku trzymal zabawke — mala gre wideo podobna do tej, ktora Gordon widzial w Cottage Grove.
Zalsnily swiatla. Malenkie pudelko zagralo wysoka, radosna melodyjke. Dowodca grupy spogladal na przedmiot przez dluzsza chwile. Wreszcie wzruszyl ramionami.
— To gowno znaczy.
— Zgadzam sie z Malym Jimem — odezwal sie jeden z pozostalych lupiezcow.
— On sie nazywa Niebieski Piec — warknal rosly bandyta. — Zachowuj dyscypline!
— Dobra — trzeci mezczyzna skinal glowa, najwyrazniej nie przejety reprymenda. — No to zgadzam sie z Niebieskim Piec. Mysle, ze powinnismy o tym zameldowac pulkownikowi Bezoarowi i generalowi. To moze wplynac na przebieg inwazji. Co bedzie, jesli sie okaze, ze farmerzy na polnoc stad maja zaawansowana technike? Moglibysmy nadziac sie na jakies wysoko wydajne lasery albo cos… zwlaszcza jesli uruchomili jakis stary sprzet, ktory zostal po lotnictwie czy marynarce!
— To kolejny powod, by kontynuowac rozpoznanie — warknal dowodca. — Musimy sie dowiedziec wiecej o tym calym Cyklopie.
— Ale sam widziales, jak sie musielismy nameczyc, zeby ta babka powiedziala nam chociaz tyle! I nie mozemy zostawic jej tutaj. Gdybysmy zawrocili, moglibysmy zaladowac ja na jedna z lodzi i…
— Wykonczymy cholerne babsko! Zalatwimy sie z nia dzis w nocy. Z chlopakiem tez. Za dlugo siedziales w gorach, Niebieski Cztery. W tych dolinach az sie roi od ladnych dupek. Nie mozemy sie narazac na to, ze narobi halasu, a juz na pewno nie mozemy jej zabrac na rozpoznanie!
Ten argument nie zaskoczyl Gordona. W calym kraju — wszedzie, gdzie udalo sie im utrzymac — ci powojenni pomylency porywali kobiety, podobnie jak zywnosc i niewolnikow. Po pierwszych kilku latach rzezi w wiekszosci holnistowskich enklaw kobiety staly sie dla mezczyzn niewiarygodnie wartosciowe. Uwazano je obecnie w luznych spolecznosciach hipersurwiwalistycznych macho za cenna wlasnosc.
Nic dziwnego, ze byli wsrod lupiezcow tacy, ktorzy chcieli zabrac dziewczyne ze soba. Gordon byl przekonany, ze moglaby sie okazac calkiem ladna, gdyby wyzdrowiala, a wyraz przerazenia zniknal kiedys z jej oczu.
Chlopak w jej ramionach wpatrywal sie w surwiwalistow z dzikim gniewem.
Gordon doszedl do wniosku, ze gangi znad Rogue River musialy sie wreszcie zorganizowac, byc moze pod wladza jakiegos charyzmatycznego przywodcy. Najwyrazniej powzial on zamiar inwazji droga morska, z pominieciem umocnien w Roseville i w dolinie Camas, gdzie farmerzy zdolali w jakis sposob odeprzec powtarzajace sie proby podboju.
Byl to smialy plan, ktory mogl oznaczac zdmuchniecie plomyka cywilizacji tlacego sie jeszcze w dolinie Willamette.
Do tej chwili Gordon powtarzal sobie, ze moze mu sie udac w jakis sposob uniknac mieszania sie w te sprawe. Wydarzenia minionych siedemnastu lat dawno juz jednak sprawily, ze niemal kazdy, kto pozostal przy zyciu, musial opowiedziec sie po ktorejs ze stron w tej walce. Zywiace do siebie zawzieta wrogosc wioski zapominaly o sporach, by polaczyc sily w celu zniszczenia band podobnych do tej. Sam widok ubioru maskujacego z demobilu i zlotych kolczykow niemal wszedzie wywolywal odraze podobna do tej, jaka ludzie czuli do sepow. Gordon nie moglby stad odejsc, gdyby nie sprobowal przynajmniej wymyslic jakiegos sposobu przeciw tym bandytom.
Na chwile przestalo padac, wiec dwaj z nich wyszli na zewnatrz i zaczeli sciagac ubrania z trupow. Okaleczali je, by zdobyc przerazajace trofea. Gdy deszcz rozpadal sie na nowo, lupiezcy przeniesli swa uwage z powrotem na wozy, przeszukujac ich zawartosc w poszukiwaniu czegos cennego. Sadzac po przeklenstwach, ich wysilki okazaly sie daremne. Gordon uslyszal, jak rozdeptuja ciezkimi buciorami delikatne i absolutnie niemozliwe do zastapienia urzadzenia elektroniczne.
Widzial teraz tylko tego, ktory pilnowal jencow. Odwrocil sie zarowno od Gordona, jak i od sciany z lustrami. Czyscil bron, nie zwracajac szczegolnej uwagi na otoczenie.
Gordon poczul, ze musi wykorzystac te szanse. Zalowal, ze okazal sie az takim glupcem. Podzwignal glowe nad podloge i uniosl reke. Ten ruch sprawil, ze kobieta podniosla wzrok. Wybaluszyla oczy w wyrazie zaskoczenia.
Gordon przylozyl palec do ust, modlac sie, by zrozumiala, ze ci ludzie sa rowniez jego wrogami. Kobieta