sie nawzajem po tym, jak powieszono Nathana Holna.
Poklepali go dla uspokojenia po plecach i zaczeli rozchodzic sie do domow. Wlasciciel sklepu zaproponowal mu nocleg w magazynie.
“Nie moge w to uwierzyc. Czy ci idioci nie zdaja sobie sprawy, ze chodzi o ich zycie? Jesli grupa zwiadowcza zdola umknac, ci barbarzyncy powroca w wielkiej liczbie!”
— Posluchajcie…
Sprobowal raz jeszcze, lecz ich zawziety, wiesniaczy upor byl niepodatny na logiczne argumenty. Odchodzili jeden po drugim.
Zdesperowany, wyczerpany i rozgniewany Gordon zrzucil ponczo, odslaniajac mundur inspektora pocztowego, ktory mial pod spodem. Z wscieklosci zaczal wrzeszczec.
— Niczego nie rozumiecie! Nie prosze was o pomoc. Czy myslicie, ze zalezy mi na waszej malej, glupiej wiosce? Jedna rzecz obchodzi mnie nade wszystko. Te kreatury maja dwa worki korespondencji ukradzionej narodowi Stanow Zjednoczonych. Rozkazuje wam, jako urzednik federalny, zebrac grupe uzbrojonych ludzi i dopomoc mi w odzyskaniu poczty!
W ciagu ostatnich miesiecy Gordon nabral wielkiej wprawy w odgrywaniu swej roli, lecz nigdy dotad nie odwazyl sie przybrac rownie aroganckiej pozy. Kompletnie go ponioslo. Gdy jeden z wybaluszajacych oczy wiesniakow zaczal cos belkotac, przerwal mu bez ceregieli. Glosem drzacym z oburzenia mowil o gniewie, jaki spadnie na nich, kiedy odrodzona ojczyzna dowie sie o tej hanbie — o tym, jak mala, glupia wioszczyna schowala sie za swa palisada i pozwolila uciec smiertelnym wrogom wlasnego kraju.
Przymruzyl oczy i warknal:
— Sluchajcie, ciemne kmiotki. Macie dziesiec minut na zebranie milicji i przygotowanie poscigu. Ostrzegam, ze w przeciwnym razie konsekwencje beda daleko bardziej nieprzyjemne niz forsowny marsz w deszczu!
Zdumieni tubylcy zamrugali powiekami. Wiekszosc z nich nawet sie nie poruszyla. Gapili sie na jego mundur i lsniaca odznake widoczna na czapce z daszkiem. Rzeczywiste niebezpieczenstwo mogli sprobowac zignorowac, lecz te fantastyczna opowiesc trzeba bylo przelknac w calosci badz w calosci ja odrzucic.
Zywy obraz trwal przez dluzsza chwile. Gordon wpatrywal sie w ich oczy, az wreszcie nastapil przelom.
Wszyscy mezczyzni zaczeli przekrzykiwac sie nawzajem. Rozbiegli sie, by przyniesc bron. Kobiety pospieszyly przygotowac konie i ekwipunek. Gordon zostal sam. Jego ponczo powiewalo za nim na porywistym wietrze niczym peleryna. Przeklinal bezglosnie, podczas gdy straz osady Harrisburg zbierala sie wokol niego.
“Co, na Boga, mnie naszlo?” — zadal sobie wreszcie pytanie.
Moze jego rola zaczynala nad nim dominowac. Podczas tych pelnych napiecia chwil, gdy stawil czolo calej wiosce, naprawde wierzyl! Czul moc owej fikcji, potezny gniew slugi ludu, ktoremu spelnienie wznioslego zadania uniemozliwiali mali ludzie…
Ten epizod wstrzasnal nim i sprawil, ze zwatpil nieco w swa rownowage umyslowa.
Jedno bylo jasne. Mial nadzieje, ze zrezygnuje z zabawy w listonosza, gdy dotrze do polnocnego Oregonu, lecz teraz nie bylo to mozliwe. Na dobre czy zle, byl na nia skazany.
Po uplywie kwadransa wszystko bylo gotowe. Gordon zostawil chlopaka pod opieka miejscowej rodziny i wyruszyl w mzawke razem ze zbrojnym oddzialem.
Tym razem posuwali sie szybciej. Byl dzien i mieli zapasowe konie. Gordon dopilnowal, by wiesniacy wyslali zwiadowcow i flankierow dla zabezpieczenia przed zasadzka. Podzielil tez glowna grupe na trzy odrebne oddzialy. Gdy wreszcie dotarli na campus oregonskiego uniwersytetu, czlonkowie milicji zsiedli z koni, by ruszyc z roznych stron na akademik.
Choc tubylcy mieli nad banda surwiwalistow przynajmniej osmiokrotna przewage liczebna, Gordon uwazal, ze szanse sa mniej wiecej wyrownane. Obserwowal nerwowo dachy i okna, krzywiac sie przy kazdym dzwieku wydanym przez skradajacych sie do miejsca masakry niezdarnych farmerow.
“Slyszalem, ze na poludniu powstrzymali holnistow dzieki samej odwadze i determinacji. Maja tam jakiegos legendarnego wodza, ktory dokopal surwiwalistom, az pierze lecialo. To na pewno dlatego te sukinsyny tym razem probuja posuwac sie wzdluz wybrzeza. Tutaj sprawy wygladaja inaczej.
Jesli naprawde dojdzie do inwazji, miejscowi nie maja najmniejszych szans”.
Gdy wreszcie wpadli do akademika, lupiezcow dawno juz nie bylo. Kominek wystygl. Slady na pokrytej blotem ulicy wiodly na zachod, w strone nadbrzeznych przeleczy i morza.
Ofiary masakry znalezli ulozone w starym barze samoobslugowym. Uszy i inne… czesci ciala… odcieto im jako trofea. Wiesniacy gapili sie na zniszczenia spowodowane ogniem recznych karabinow maszynowych. Powrocily do nich niemile wspomnienia pierwszych dni po wojnie.
Gordon musial im przypomniec, by wyznaczyli grupe grabarzy.
Byl to frustrujacy poranek. Nie istnial sposob, by sprawdzic, kim byli bandyci, nie podazajac za nimi, a Gordon nie mial zamiaru tego probowac z grupa niechetnych farmerow. Juz teraz mieli ochote wracac do domu, za swa wysoka, bezpieczna palisade. Gordon westchnal. Zazadal, by zatrzymali sie w jeszcze jednym miejscu.
W zawilgoconej, zniszczonej sali gimnastycznej uniwersytetu znalazl swe worki z korespondencja. Jeden z nich lezal nietkniety tam, gdzie go zostawil. Drugi rozpruto. Porozrzucane listy lezaly zdeptane na podlodze.
Urzadzil pokaz wscieklosci na uzytek tubylcow, ktorzy unizenie pospieszyli z pomoca w zbieraniu pozostalosci i ladowaniu ich do torby. Z naddatkiem odegral role rozwscieczonego inspektora pocztowego, przysiegajac zemste tym, ktorzy odwazyli sie przeszkadzac w funkcjonowaniu poczty.
Tym razem jednak byla to naprawde tylko gra. W glebi ducha Gordon mogl myslec jedynie o tym, jak bardzo jest glodny i zmeczony tym wszystkim.
Powolny, mozolny powrot przez zimna mgle byl prawdziwym pieklem. W Harrisburgu czekal go jednak dalszy ciag meczarni. Musial ponownie wejsc w swa role… wreczyc kilka listow, ktore zebral w osadach na poludnie od Eugene… wysluchac placzliwych wyrazow radosci, gdy paru szczesciarzy otrzymalo wiadomosc od krewnego czy przyjaciela, ktorego uwazali za dawno zmarlego… wyznaczyc miejscowego naczelnika poczty… wytrzymac kolejna glupia uroczystosc.
Nastepnego dnia obudzil sie sztywny i obolaly. Mial tez lekka goraczke. Dreczyly go koszmarne sny. Wszystkie konczyly sie pytajacym, pelnym nadziei wyrazem oczu umierajacej kobiety.
Wiesniacy nie potrafiliby go zmusic w zaden sposob, aby zostal choc godzine dluzej. Zaraz po sniadaniu osiodlal konia, zabezpieczyl worki z korespondencja i pojechal na polnoc.
Nadszedl wreszcie czas, by wyruszyc na spotkanie z Cyklopem.
5. CORVALLIS
18 maja 2011
Droga przekazu: Shedd, Harrisburg,
Creswell, Cottage Grove, Culp Creek,
Oakridge, Pine View
Szanowna Pani Thompson,
Pani pierwsze trzy listy doscignely mnie wreszcie w Shedd, tuz na poludnie od Corvallis. Nie jestem w stanie wyrazic, jak bardzo sie z nich ucieszylem. A takze z wiesci od Abby i Michaela. Bardzo mnie one uradowaly. Mam nadzieje, ze urodzi sie dziewczynka.
Zauwazylem, ze rozszerzyliscie miejscowa siec pocztowa na Gilchrist, New Bend i Redmond. Dolaczam tymczasowe akty nominacyjne dla naczelnikow poczty, ktorych Pani polecila. Wymagaja one pozniejszego potwierdzenia. Pani inicjatywa zasluguje na poklask.
Z radoscia przywitalem wiadomosc o zwalczeniu rezimu w Oakridge. Mam nadzieje, ze ich rewolucja sie utrzyma.
W wykladanym boazeria pokoju goscinnym panowala cisza. Srebrne wieczne pioro skrobalo po lekko pozolklym papierze. Przez otwarte okno Gordon widzial blady ksiezyc przeswiecajacy przez rozproszone wiatrem