sposob technicy mogliby dokonac tego, co wedlug wlasnych slow zrobili. Uplynely juz niemal dwa dziesieciolecia, odkad ostatnio myslal o fizyce i o tym, co moze, a czego nie moze osiagnac technika. Lata, ktore minely od tego czasu, wypelniala walka o przetrwanie oraz uporczywe marzenia o cudownym miejscu odrodzenia. Nie potrafil okreslic, co jest, a co nie jest mozliwe. Musial sie jednak przekonac, czyjego szalone podejrzenie bylo zgodne z prawda. Nie zasnie, dopoki sie nie upewni.
— Przepraszam pana! — zawolal do jednego z farmerow. Zagadniety obdarzyl go szczerbatym usmiechem i podszedl, kustykajac.
— Co moge dla pana zrobic, panie inspektorze? — zapytal, zdejmujac kapelusz.
Gordon wskazal punkt na mapie, oddalony w linii powietrznej nie dalej niz dziesiec mil od Buena Vista.
— To Sciotown. Czy zna pan do niego droge?
— Jasna sprawa, szefie. Jesli sie pan pospieszy, dojedzie pan tam dzis w nocy.
— Pospiesze sie — zapewnil go Gordon. — Moze sie pan zalozyc o wlasny tylek, ze sie pospiesze.
10. SCIOTOWN
— Za chwile, do diabla! Juz ide! — krzyknal burmistrz Sciotown. Uporczywe pukanie do drzwi nie chcialo ucichnac.
Herb Kalo ostroznie uniosl nowa lampe naftowa wykonana w komunie rzemieslnikow, ktora miescila sie piec mil na zachod od Corvallis. Wymienil niedawno dwiescie funtow najlepszych wyrobow garncarskich ze Sciotown na dwadziescia tych znakomitych lamp oraz trzy tysiace zapalek z Albany. Byl pewien, ze ta transakcja jesienia zapewni mu ponowny wybor.
Pukanie stalo sie glosniejsze.
— No dobra! Lepiej, zeby to bylo cholernie wazne!
Odsunal rygiel i otworzyl drzwi.
Byl to Douglas Kee, czlowiek, ktory pelnil akurat nocna straz przy bramie. Kalo zamrugal powiekami.
— Czy cos sie stalo, Doug? W czym…
— Jeden facet chce sie z toba widziec, Herb — przerwal mu straznik. — Nie wpuscilbym go po capstrzyku, ale opowiadales nam o nim, kiedy wrociles z Corvallis, i nie chcialem, zeby stal na deszczu.
Z ociekajacego woda mroku wynurzyl sie wysoki mezczyzna w nieprzemakalnym ponczo. Blyszczaca odznaka na jego czapce zalsnila w swietle lampy. Wyciagnal reke.
— Panie burmistrzu, ciesze sie, ze znow pana widze. Czy moglibysmy porozmawiac?
11. CORVALLIS
Gordon nie spodziewal sie, ze odrzuci kiedykolwiek propozycje noclegu i goracego posilku, by pogalopowac w deszczowa noc, lecz tym razem nie mial wyboru. Zazadal najlepszego wierzchowca w stajniach Sciotown, lecz gdyby musial, przebieglby cala droge na piechote.
Zrebica poruszala sie pewnie po starej okregowej drodze, zmierzajac w strone Corvallis. Byla odwazna. Biegla klusem z maksymalna szybkoscia, jaka Gordon uwazal za jeszcze w miare bezpieczna w ciemnosci. Na szczescie bliski pelni ksiezyc rozswietlal strzepiaste, pelne dziur chmury nad ich glowami, rzucajac na spustoszona okolice blada poswiate.
Gordon obawial sie, ze przyprawil burmistrza Sciotown o calkowita dezorientacje juz w chwili, gdy wszedl do jego domu. Nie marnujac czasu na uprzejmosci, przeszedl od razu do rzeczy, kazac Herbowi Kalo pognac do gabinetu po rowno zlozona harmonijke papieru.
Gordon zblizyl wydruk do lampy i — gdy Kalo sie przygladal, przestudiowal z uwaga wszystkie linijki tekstu.
— Ile kosztowala pana ta porada, panie burmistrzu? — zapytal, nie podnoszac wzroku.
— Bardzo malo, inspektorze — odparl tamten nerwowo. — Cyklop obniza ceny, odkad wiecej wiosek przystapilo do paktu handlowego. Dostalismy tez rabat, bo rada byla troche niejasna.
— Ile? — nie ustepowal Gordon.
— Hmm, prosze bardzo. Znalezlismy okolo dziesieciu tych starych, recznych gier wideo i do tego jakies piecdziesiat doladowywalnych baterii, z ktorych moze dziesiec nadawalo sie do uzytku. Aha, i jeszcze domowy komputer, ktory nie byl za mocno przerdzewialy.
Gordon podejrzewal, ze mieszkancy Sciotown mieli w rzeczywistosci znacznie wiecej starego sprzetu, ktory przechowywali z mysla o przyszlych transakcjach. Tak wlasnie sam by postapil.
— I co jeszcze, panie burmistrzu?
— Slucham?
— Pytanie jest wystarczajaco jasne — odparl surowym tonem Gordon. — Co jeszcze daliscie?
— Alez nic — Kalo wygladal na zdezorientowanego. — Chyba zeby wliczyc woz zywnosci i wyrobow garncarskich dla slug. Ale to prawie bezwartosciowe w porownaniu z cala reszta. Dodajemy takie rzeczy tylko po to, zeby pomagajacy Cyklopowi uczeni mieli co jesc.
Gordon dyszal ciezko. Jego tetno za nic nie chcialo zwolnic. Wszystko sie zgadzalo. Mial rozdarte serce.
Z mozolem zaczal odczytywac na glos fragmenty komputerowego wydruku:
— …rozpoczynajacy sie wyciek z granic plyt tektonicznych… zmiennosc retencji wod gruntowych…
Slowa, ktorych nie widzial — i o ktorych nie myslal — od siedemnastu lat, wyplywaly z jego ust. Smakowaly jak dawne, wspominane z czuloscia delikatesy.
— …wariacje proporcji odnowy formacji wodonosnych… jedynie probna analiza, z uwagi na teleologiczna niepewnosc…
— Chyba sie pokapowalismy, o co chodzi Cyklopowi — odezwal sie Kalo. — Jak zacznie sie susza, zaczniemy kopac w dwoch najlepszych miejscach. Oczywiscie, jesli zle zinterpretowalismy jego rade, to bedzie nasza wina. Poprobujemy raz jeszcze, w innych punktach, o ktorych wspominal…
Glos burmistrza ucichl, gdyz inspektor stal calkiem bez ruchu, wpatrujac sie w pusta przestrzen.
— Delfy — wydyszal Gordon, tylko odrobine glosniej od szeptu. Potem zaczela sie pospieszna jazda przez noc.
Lata spedzone w gluszy wzmocnily Gordona, podczas gdy mieszkancow Corvallis rozpieszczal dobrobyt. Niemal smiesznie latwo przyszlo mu przesliznac sie obok posterunkow wystawionych na granicy miasta. Udal sie pustymi bocznymi uliczkami na campus oregonskiego uniwersytetu, a stamtad do dawno opuszczonej Auli Morelanda. Poswiecil dziesiec minut na wytarcie mokrej klaczy i napelnienie obrokiem jej worka. Chcial, by zwierze bylo gotowe na wypadek, gdyby szybko go potrzebowal.
Pozostal mu tylko krotki bieg przez mzawke do Domu Cyklopa. Gdy byl juz blisko, sam sobie kazal zwolnic, choc rozpaczliwie pragnal miec to wreszcie za soba.
Skryl sie za ruinami starej silowni, gdyz obok przechodzilo dwoch straznikow skulonych pod ponczami i z karabinami oslonietymi przed deszczem. Gdy tak przykucnal za wypalonymi gruzami, wilgoc sprawila, ze poczul — po wszystkich tych latach — won spalenizny bijaca od poczernialych belek i stopionych przewodow.
Co takiego powiedzial Peter Aage o tamtych szalonych dniach, gdy wladza upadala i trwaly zamieszki? Mowil, ze po spaleniu tego budynku przestawili sie na energie wiatru i wody.
Gordon nie watpil, ze udaloby sie im, gdyby zrobili to na czas. Czy jednak bylo to mozliwe?
Gdy straznicy oddalili sie, pognal ku bocznemu wejsciu do Domu Cyklopa. Poslugujac sie lomem, ktory przyniosl w tym celu, jednym gwaltownym ruchem wylamal klodke. Wsluchiwal sie przez dluga chwile, a gdy nikt sie nie pojawil, wsliznal sie do srodka.
Tylne pomieszczenia Laboratorium Sztucznej Inteligencji Uniwersytetu Stanu Oregon byly brudniejsze od tych, do ktorych dopuszczano interesantow. Polki pelne zapomnianych tasm komputerowych, ksiazek i papierow