Co za zycie! Najlepszy przyjaciel zarabia niemal tyle samo co on, pracujac przy tym najwyzej trzydziesci godzin tygodniowo! A oprocz tego moze przebierac w napalonych studentkach, mlodszych od niego o dwadziescia lat. Gavin przypomnial sobie o wyjezdzie na St. Thomas. Cudowny pomysl! Tydzien w tropikach. Darby przechadzajaca sie po plazy. Pojedzie, nawet gdyby mial to przyplacic rozwodem!

Fala mdlosci naplynela mu do gardla. Szybko polozyl sie na podlodze, na tandetnym sluzbowym dywanie. Oddychal gleboko, a czaszka pulsowala bolem. Gipsowy sufit nie krecil sie, co Verheekowi dodalo otuchy. Po trzech minutach doszedl do wniosku, ze nie zwymiotuje, przynajmniej nie teraz.

Teczka stala w zasiegu reki i ostroznie przysunal ja do siebie. Koperta byla w srodku, razem z poranna gazeta. Otworzyl koperte i rozlozyl kartki, trzymajac je oburacz szesc cali od twarzy.

Dokument mial trzynascie stronic formatu listowego. Byl wydrukowany na komputerze, z podwojna spacja i szerokimi marginesami. “Da sie przeczytac” – pomyslal. Na marginesach dostrzegl odreczne notatki, duze fragmenty tekstu byly przekreslone. U gory widnial sporzadzony flamastrem napis PIERWSZA WERSJA. Na pierwszej stronie znajdowalo sie takze nazwisko, adres i numer telefonu autorki.

Przejrzy raport, lezac na podlodze, a potem moze zdola zajac miejsce za biurkiem i poudawac waznego, rzadowego prawnika. Pomyslal o Voylesie, na co czaszka odpowiedziala lomotem.

Pisala niezle, standardowym jezykiem prawniczym i dlugimi zdaniami pelnymi wielkich slow. Mimo to tekst byl przejrzysty. Unikala niejasnosci i prawniczego zargonu, z ktorego z upodobaniem korzysta wiekszosc studentow. Na pewno nie sprawdzi sie na posadzie rzadu Stanow Zjednoczonych.

Gavin nigdy nie slyszal o jej podejrzanym i mial stuprocentowa pewnosc, ze nie bylo go na zadnej liscie. Technicznie rzecz biorac, tekst Darby nie byl raportem. Przypominal raczej streszczenie akt procesu sadowego, ciagnacego sie od jakiegos czasu w Luizjanie. Dziewczyna rzeczowo omawiala fakty, podajac je w ciekawy sposob. Fascynujacy nawet. Verheek juz nie przerzucal stron. Czytal uwaznie.

Fakty zajmowaly cztery kartki, na nastepnych trzech znalazl krotki opis obu procesujacych sie stron. Tekst byl teraz nudniejszy, ale prawnik czytal dalej. Wciagnelo go. Na stronie osmej raportu – czy jak to nazwac? – znajdowalo sie streszczenie procedury sadowej. Na dziewiatej byly omowione apelacje. Ostatnie trzy Darby poswiecila na wnioski i opis nieprawdopodobnej hipotezy, uzalezniajacej wynik sprawy od usuniecia Rosenberga i Jensena ze skladu Sadu Najwyzszego. Callahan wspominal, ze panna Shaw odstapila od wymyslonej przez siebie teorii, co zreszta bylo widac w koncowej czesci raportu, napisanej juz bez poprzedniej werwy.

Calosc sprawiala jednak wielce pozytywne wrazenie. Verheek zapomnial na jakis czas o bolu. Lezac na brudnym dywanie i majac milion innych rzeczy do roboty, konczyl lekture trzynastostronicowego opracowania sporzadzonego przez studentke prawa.

Ktos zapukal delikatnie do drzwi. Verheek powoli podniosl sie do pozycji siedzacej, potem ostroznie wstal i podszedl do drzwi.

– Slucham?

– Nie chcialabym niepokoic – odezwala sie sekretarka – ale dyrektor Voyles zyczy sobie zobaczyc pana za dziesiec minut.

Verheek otworzyl drzwi.

– Co?!

– Tak jak mowilam, prosze pana. Za dziesiec minut.

Przetarl oczy i wciagnal gleboko powietrze.

– Po co?

– Wie pan, ze zadawanie takich pytan grozi przykrymi konsekwencjami sluzbowymi.

– Ma pani plyn do plukania ust?

– Hmm… chyba tak. Bedzie panu potrzebny?

– Czy pytalbym, gdyby bylo inaczej? Prosze mi go przyniesc. Aha, ma pani gume?

– Gume?

– Gume do zucia.

– Tak, prosze pana. Czy tez ja przyniesc?

– Prosze przyniesc mi plyn, gume i aspiryne, jesli pani ma.

Usiadl za biurkiem i zlozywszy glowe w dloniach, potarl skronie. Slyszal walenie szufladami. Po chwili sekretarka stanela przed nim z zestawem pierwszej pomocy.

– Dzieki. Przepraszam, jesli bylem niegrzeczny. – Wskazal dlonia raport. – Prosze przeslac to panu Eastowi na czwarte pietro i poprosic go w moim imieniu o przeczytanie w wolnej chwili.

Fletcher Coal otworzyl drzwi Gabinetu Owalnego i grobowym glosem zaprosil K.O. Lewisa i Erica Easta do srodka. Prezydent polecial do Puerto Rico, gdzie mial osobiscie oszacowac rozmiar szkod spowodowanych przez huragan. Podczas jego nieobecnosci dyrektor Voyles nie zamierzal meldowac sie u Coala. Wyslal w zastepstwie podwladnych.

Coal wskazal gosciom miejsca na sofie, a sam usiadl po drugiej stronie stoliczka do kawy. Mial zapieta marynarke i idealnie dopasowany krawat. Nigdy nie pozwalal sobie na luz. East slyszal legendy o jego przyzwyczajeniach. Coal pracowal ponoc dwadziescia godzin na dobe, przez siedem dni w tygodniu. Pil tylko wode, a wiekszosc posilkow bral z automatu w podziemiach. Czytal z szybkoscia komputera i codziennie poswiecal wiele godzin na przegladanie memorandow, raportow, korespondencji i setek propozycji ustawodawczych. Mial doskonala pamiec. Juz od tygodnia byl zasypywany codziennymi raportami z postepow sledztwa. Coal blyskawicznie pochlanial caly material i podczas nastepnego spotkania pamietal kazdy szczegol. Wystarczylo, ze ktos sie przejezyczyl, a Coal piorunowal go wzrokiem. Szefa gabinetu nienawidzono, a jednoczesnie szanowano go. Byl sprytniejszy od wiekszosci swoich wspolpracownikow i wiecej od nich pracowal. I co najwazniejsze: doskonale zdawal sobie z tego sprawe.

Czul sie pewnie w pustym Gabinecie Owalnym. Szef byl daleko, zajety mizdrzeniem sie do kamer, a w Bialym Domu pozostala prawdziwa wladza, ktora kierowala krajem.

K.O. Lewis polozyl na stoliczku gruba na cztery cale teczke z ostatnimi meldunkami.

– Cos nowego? – spytal Coal.

– Byc moze. Naplynal meldunek z Francji. Tamtejsze wladze podczas rutynowego przegladania tasm ze zdjeciami wykonanymi ukryta kamera na paryskim lotnisku rozpoznaly, zdaje sie, pewna twarz. Zdjecia porownano z materialem nagranym przez dwie inne kamery, umieszczone na tym samym terminalu pod roznymi katami, i przekazano meldunek do Interpolu. Mimo charakteryzacji Interpol rozpoznal na zdjeciach Khamela, znanego terroryste. Jestem pewny, ze sly…

– Slyszalem.

– Francuzi dokladnie zbadali zdjecia i sa niemal pewni, ze Khamel wysiadl z samolotu, ktory w zeszla srode odbywal bezposredni rejs z lotniska Dullesa. Samolot wyladowal w Paryzu jakies dziesiec godzin po znalezieniu ciala Jensena.

– Concorde?

– Nie, zwykly rejs United Airlines. Francuzi ustalili numer lotu i pasa, na ktorym zatrzymal sie samolot.

– Czy Interpol skontaktowal sie z CIA?

– Tak, rozmawiali z Gminskim o pierwszej po poludniu.

– Stopien prawdopodobienstwa? – Twarz Coala nie wyrazala zadnych uczuc.

– Osiemdziesiat procent. Khamel umie sie maskowac i rzadko korzysta z uslug linii lotniczych. Stad owe dwadziescia procent nieprawdopodobienstwa. Mamy zdjecia i meldunek dla prezydenta. Mowiac szczerze, fotografie niewiele mi mowia, choc przygladalem sie im bardzo uwaznie. Ale Interpol zna Khamela.

– Zdaje sie, ze od lat nie dysponuja jego aktualnymi zdjeciami.

– To prawda. Chodza pogloski, ze Khamel co dwa-trzy lata idzie pod noz i robi sobie operacje plastyczna.

– No dobrze, ale jaki to ma zwiazek z nasza sprawa? – zapytal przytomnie Coal. – Nawet jesli przyjmiemy, ze na zdjeciach istotnie jest Khamel? Czy to znaczy, ze byl zamieszany w morderstwa? Co to w ogole znaczy?

– Znaczy to, ze nigdy go nie znajdziemy. W tej chwili poszukuja go sluzby specjalne dziewieciu panstw, w tym Izraela. Znaczy to rowniez, ze ktos zaplacil mu kupe forsy, by zdecydowal sie zaprezentowac swoje umiejetnosci w naszym kraju. Biuro od samego poczatku wyrazalo opinie, ze morderca lub mordercy byli zawodowcami, ktorzy znikneli, zanim ciala ostygly.

– Czyli w sumie niewiele.

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату