– Mozna tak to ujac.

– W porzadku. Macie cos jeszcze?

Lewis spojrzal na Easta.

– To, co zwykle: codzienny raport.

– Ostatnio wasze raporty sa malo tresciwe.

– Pozwole sobie wyrazic przeciwna opinie. Trzystu osiemdziesieciu naszych ludzi pracuje po dwanascie godzin na dobe. Wczoraj przesluchalismy sto szescdziesiat osob w trzydziestu stanach. Mamy…

– Wystarczy. – Coal podniosl reke. – Przeczytam raport, ale z gory zakladam, ze nie znajde w nim nic nowego.

– Pojawil sie pewien nowy trop. – Lewis spojrzal na Erica Easta, ktory trzymal kopie trzynastostronicowego opracowania Darby Shaw.

– Jaki? – zapytal Coal.

East poruszyl sie nerwowo. Raport Darby przekazywano sobie z rak do rak przez caly dzien. W koncu przeczytal go Voyles i bardzo spodobala mu sie przedstawiona w nim hipoteza. Co prawda uwazal, ze wnioski Darby sa zbyt daleko idace i niewarte uwagi, jednak w raporcie pojawialo sie nazwisko prezydenta, a dyrektor nie mial zamiaru przepuscic okazji nastraszenia Coala i jego pryncypala. Polecil przekazac dokument szefowi gabinetu i przedstawic raport jako nowy, wazny watek sledztwa, z powaga rozwazany przez Biuro. Po raz pierwszy od tygodnia na twarzy Voylesa pojawil sie usmiech. Bawila go mysl o idiotach czytajacych w Gabinecie Owalnym trzynascie stroniczek napisanych przez amatorke i wpadajacych w panike na mysl o konsekwencjach. “Macie to dobrze rozegrac – polecil swoim ludziom. – Powiedzcie im, ze oddelegowalismy do sprawy dwudziestu agentow”.

– Jest to pewna teoria, ktora wyplynela ostatniej doby i bardzo zaintrygowala dyrektora Voylesa, ktory obawia sie, ze jej ujawnienie mogloby przyniesc wiele szkod urzedowi prezydenckiemu.

– W jakim sensie? – Na kamiennej twarzy Coala nie drgnal zaden nerw.

– Wszystko opisane jest w tym dokumencie. – East polozyl raport na stoliczku.

Coal rzucil okiem na raport i spojrzal badawczo na Easta.

– W porzadku. Przeczytam pozniej. Czy to wszystko?

– Tak. Na nas juz czas. – Lewis wstal i zapial marynarke.

Coal odprowadzil ich do drzwi.

Kiedy kilka minut po dziesiatej w bazie lotnictwa Andrews wyladowal samolot Air Force One, nie witano go fanfarami. Krolowa, zajeta zbieraniem pieniedzy, bawila poza Waszyngtonem, a zaden z przyjaciol czy czlonkow rodziny nie pofatygowal sie na lotnisko. W limuzynie czekal Coal. Prezydent opadl na fotel.

– Nie spodziewalem sie ciebie – powiedzial.

– Przykro mi. Musimy porozmawiac.

Limuzyna popedzila w strone Bialego Domu.

– Juz pozno i jestem zmeczony.

– Jak tam huragan?

– Imponujacy. Zdmuchnal milion szalasow i kartonowych chalup. Musimy dac pare miliardow na nowe domy i elektrownie. Powinni co piec lat zamawiac sobie porzadny tajfun.

– Przygotowalem juz oswiadczenie o srodkach nadzwyczajnych obowiazujacych w rejonie kleski zywiolowej.

– Dobra. Przejdz do rzeczy.

Coal podal mu egzemplarz dokumentu, ktory w pewnych kregach nazywano juz raportem “Pelikana”.

– Nie chce mi sie czytac – ziewnal prezydent. – Mow, o co chodzi.

– Voyles i jego ludzie natkneli sie przypadkowo na swieza hipoteze robocza, mowiaca o pewnym kregu podejrzanych, zreszta dosyc niejasno i bez zadnych dowodow czy poszlak. Cale to cholerstwo napisala jakas nadgorliwa studentka prawa z Tulane, ktorej udalo sie kanalami dotrzec do Voylesa. Ten po przeczytaniu raportu orzekl, ze moze byc przydatny. Prosze nie zapominac, ze Biuro rozpaczliwie rozglada sie za podejrzanymi. Teoria, o ktorej wspomnialem, jest nieprawdopodobna i, ogolnie rzecz biorac, niewarta wiekszej uwagi. Martwie sie jednak, ze Voyles postanowil pojsc tym tropem. Wiemy, ze prasa sledzi kazdy jego ruch. Znow moga pojawic sie przecieki.

– Nie mamy wplywu na sledztwo.

– Ale mozemy nim manipulowac. W Bialym Domu czeka na nas Gminski i…

– Gminski!

– Spokojnie, szefie. Przed trzema godzinami osobiscie wymusilem na nim przysiege i wreczylem mu kopie raportu. Wiem, ze Gminski jest niekompetentny, ale potrafi dochowac tajemnicy. Ufam mu bardziej niz Voylesowi.

– A ja nie ufam zadnemu z nich.

Slowa te sprawily przyjemnosc Coalowi, ktory pragnal, by glowa panstwa nie ufala nikomu, z wyjatkiem jego samego oczywiscie.

– Uwazam, ze powinien pan zlecic CIA natychmiastowe zbadanie tej sprawy. Chcialbym wiedziec o wszystkim, zanim Voyles zacznie w tym kopac. Oczywiscie ani CIA, ani FBI niczego nie znajda, ale jesli uprzedzimy Voylesa, latwiej bedzie nam naklonic go do wycofania sie ze sledztwa. Wszystko ma rece i nogi, szefie.

– Mowimy o sprawie wewnetrznej. – Prezydent byl niepocieszony. – Nie powinnismy mieszac do tego CIA. Przypuszczam, ze to wbrew prawu.

– Owszem, ale Gminski zrobi to dla pana. Zrobi to szybko, po cichu i znacznie sprawniej niz FBI.

– To wbrew prawu!

– Nie takie rzeczy robiono, zanim pan objal urzad, szefie. Wielokrotnie.

Prezydent wyjrzal na ulice. Mial opuchniete powieki i zaczerwienione oczy, choc nie ze zmeczenia. Spal trzy godziny w samolocie, ale przez caly dzien musial pozowac do kamer ze smutna, zatroskana mina i teraz trudno bylo mu wyjsc z roli.

Wzial raport i bez slowa rzucil go na puste miejsce obok siebie.

ROZDZIAL 14

Nowy Orlean jest miastem, w ktorym zycie rozkwita noca, a za dnia budzi sie bardzo powoli. Nadejscie switu miasto wita cisza, a potem przeciaga sie dlugo, strzasa resztki snu z powiek i spokojnie rozpoczyna ranek. O tej porze zapchane sa tylko autostrady i ulice w centrum. Podobnie jak w innych miastach. W Dzielnicy Francuskiej – sercu metropolii – nad wyludnionymi ulicami dlugo po wschodzie slonca unosi sie won wczorajszej whisky, jambalai [6] i wedzonego lososia. Po uplywie godziny lub dwoch zastepuje ja aromat kawy z Francuskiego Rynku i swiezych bagietek. Wtedy tez zaczynaja sie zaludniac chodniki.

Darby zwinela sie w fotelu na balkonie. Pila kawe i czekala na slonce. Callahan kilka krokow od niej lezal owiniety w przescieradla, nieobecny dla swiata. Wial lekki wiatr. Darby otulila szyje kolnierzem meskiego szlafroka i poczula mocny zapach wody kolonskiej. Pomyslala o ojcu i jego obszernych koszulach, ktore pozwalal jej nosic, gdy byla nastolatka. Podwijala rekawy do lokcia, a poly zwisaly jej az do kolan – w takim stroju spacerowala po deptakach z przyjaciolmi, swiecie przekonana, ze nikt nie wyglada bardziej awangardowo. Przyjaznila sie z ojcem. W tamtych czasach nosila prawie wylacznie ciuchy z jego garderoby. Byl tylko jeden warunek: pozyczone ubrania musiala oddac wyprane i wyprasowane. Jeszcze dzis pamietala zapach wody po goleniu Gray Flannel, ktora ojciec codziennie wcieral w policzki.

Gdyby zyl, bylby o cztery lata starszy od Thomasa Callahana. Matka powtornie wyszla za maz i przeniosla sie do Boise. Brat siedzial w Niemczech. Rzadko z nimi rozmawiala. Ojciec byl spoiwem laczacym rodzine. Gdy go zabraklo, wszyscy sie rozpierzchli.

W katastrofie samolotu zginelo dwadziescia osob. Adwokaci zaczeli dobijac sie do drzwi rodzin, zanim pochowano ofiary. Wtedy po raz pierwszy zetknela sie z wymiarem sprawiedliwosci i spotkanie to nie nalezalo do przyjemnych. Adwokat rodziny zajmowal sie glownie spadkami i nie mial pojecia o sprawach o odszkodowania i

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату