Taksowkarz wylaczyl licznik i wsadzil pieniadze do kieszeni na piersi. Darby wyciagnela sie na tylnym siedzeniu i zamknela oczy. Jazda taksowka nie byla rozsadnym posunieciem, ale rozsadek i rozwaga w niczym jej nie pomogly. Stary byl dobrym kierowca. Po kilku minutach byli juz na autostradzie.

Dzwonienie w uszach ustalo, lecz wciaz slyszala strzal i widziala swego towarzysza na kolanach, kolyszacego sie w przod i w tyl, walczacego o kazda sekunde zycia. Thomas mowil o nim kiedys “Holender Verheek”. Potem podobno Gavin zloscil sie, gdy sie tak do niego zwracali. Skonczyli juz wtedy studia i powaznie zajeli sie robieniem kariery. Holender Verheek nie byl Egipcjaninem.

Czlowieka, ktory go zabil, widziala przez ulamek sekundy – mimo to rozpoznawala w nim kogos… Mezczyzna biegnac spojrzal w prawa strone i wtedy poznala go i… zapomniala. Wpadla w histerie, nie mogla opanowac krzyku, pamietala wszystko jak przez mgle.

Wszystko jak przez mgle… W polowie drogi do Baton Rouge zapadla w gleboki sen.

ROZDZIAL 26

Voyles ze sluchawka przy uchu stal za swym dyrektorskim obrotowym fotelem. Nie mial na sobie marynarki, a wiekszosc guzikow jego dawno nie zmienianej, wymietej koszuli byla rozpieta. Dochodzila dziewiata wieczorem i, sadzac po stanie garderoby, Voyles spedzil w biurze przynajmniej pietnascie godzin. I nie mial zamiaru wyjsc.

Wysluchal informacji podawanej przez telefon, wydal kilka belkotliwych polecen i odlozyl sluchawke. Po drugiej stronie biurka siedzial K.O. Lewis. Drzwi byly otwarte, wszedzie palily sie swiatla; nikt nie zbieral sie do domu. W gabinecie panowal powazny nastroj, z korytarza dobiegaly przyciszone rozmowy.

– Dzwonil Eric East – powiedzial Voyles, siadajac ostroznie w fotelu. – Jest na miejscu od dwoch godzin. Wlasnie skonczyli sekcje zwlok. Kula przeszla przez prawa skron, ale Verheek umarl wczesniej od ciosu zadanego w C-2 i C-3. Kregi sa strzaskane w drobny mak. Na dloni nie znalezli sladow prochu. Dostal jeszcze jeden cios… w krtan… prawdopodobnie wczesniej, bo nie bylo to przyczyna smierci. Lezal na lozku nagi. Umarl miedzy dziesiata a jedenasta zeszlej nocy.

– Kto go znalazl? – spytal Lewis.

– Pokojowka. Weszla do pokoju okolo jedenastej przed poludniem. Przekazesz wiadomosc zonie?

– Jasne – odparl K.O. – Kiedy przywioza cialo?

– East powiedzial, ze za kilka godzin, prawdopodobnie kolo drugiej w nocy. Przekaz zonie Verheeka, ze zrobimy wszystko, czego od nas zazada. Poinformuj ja, ze wysylam stu agentow do przeczesywania miasta. Przysiegnij, ze znajdziemy morderce i tak dalej, i tak dalej…

– Sa jakies slady?

– Chyba nie. East mowil, ze weszli do pokoju o trzeciej po poludniu i niczego nie znalezli. Kolejna czysta robota. Brak sladow wlamania. Ofiara nie stawiala oporu. Nie maja niczego, co mogloby nam pomoc, ale dopiero zaczynaja. – Voyles potarl oczy i zamyslil sie.

– Jak to mozliwe, ze gosc pojechal na najzwyklejszy pogrzeb i zginal? – spytal Lewis.

– Weszyl wokol sprawy “Pelikana”. Carlton, jeden z naszych agentow, powiedzial Eastowi, ze Gavin probowal odnalezc dziewczyne; gdy skontaktowala sie z nim, poprosil Carltona o pomoc i ochrone. Rozmawial z Verheekiem pare razy, dal mu namiary na studenckie knajpki w miescie. Nic wiecej nie wie. Aha, mowil jeszcze, ze troche sie bal o Verheeka, bo ten naiwniak afiszowal sie praca w FBI. Wedlug Carltona Gavin zachowywal sie jak szurniety.

– Czy ktos widzial dziewczyne?

– Na moj rozum ona juz gryzie ziemie. Polecilem Nowemu Orleanowi, zeby ja znalezli… zywa lub martwa.

– Przez ten cholerny raport ludzie padaja jak muchy! Kiedy sie do niego zabierzemy?

Voyles wskazal broda drzwi. Lewis wstal poslusznie i zamknal je. Dyrektor podniosl sie z fotela, strzelil palcami i zaczal glosno myslec:

– Musimy zadbac o wlasne tylki. Sadze, ze powinnismy oddelegowac przynajmniej dwustu agentow do “Pelikana” i zachowac najscislejsza tajemnice. W tym cos jest, K.O., cos naprawde parszywego. Nie wolno nam jednak zapominac, ze obiecalem prezydentowi zawieszenie broni w tej sprawie. Pamietaj, ze osobiscie prosil mnie o wstrzymanie sledztwa, a ja zgodzilem sie, po czesci dlatego, ze traktowalismy to jako zart… – Voyles wykrzywil usta w kwasnym usmiechu. – Rzecz w tym, ze nagralem nasza rozmowe, mam na tasmie zadanie zaniechania obowiazkow sluzbowych, wysuniete przez prezydenta wobec dyrektora FBI. A co…! Coal na polecenie tego idioty nagrywa kazda rozmowe prowadzona w odleglosci pol mili od Bialego Domu; dlaczego ja nie mialbym skorzystac z ich pomyslu?! Kazalem sobie zamontowac najlepszy miniaturowy mikrofon, nagranie jest bez zarzutu. Czyste jak jasna cholera!

– Nie nadazam, Denton.

– To proste. Wlaczamy dopalacze i zabieramy sie ostro do roboty. Jesli raport nie klamie, bierzemy od prokuratury nakazy, lapiemy winnych i czekamy na akty oskarzenia. Spoleczenstwo wpada w ekstaze. Jednak pod zadnym pozorem nie wolno nam sie spieszyc. Na razie idiota i Coal o niczym nie wiedza. Jesli prasa cos zweszy i raport “Pelikana” ujrzy swiatlo dzienne, moja w tym glowa, by narod dowiedzial sie, ze prezydent kazal nam sie wycofac, bo chodzi o jego kolesia.

– To bedzie gwozdz do jego trumny – usmiechnal sie Lewis.

– No wlasnie! Coal wykrwawi sie na smierc, a prezydent bedzie skonczony. W przyszlym roku mamy wybory, K.O.

– Podoba mi sie twoj plan, Denton, ale najpierw musimy rozgryzc te sprawe.

Voyles stanal za fotelem i zsunal buty, przez co stal sie jeszcze nizszy.

– Zajrzymy do wszystkich psich bud, do kazdej nory i do kazdego kibla, K.O. Oczywiscie nie bedzie to latwe. Jesli istotnie przyjdzie nam zmierzyc sie z Mattiece’em, to bedziemy mieli na karku miliardera, ktory nie wahal sie uknuc skomplikowany spisek i wynajac najbardziej utalentowanych mordercow tylko po to, by zlikwidowac dwoch sedziow. Jego ludzie nie sa zbyt rozmowni i nie zostawiaja sladow. Spojrz, co sie stalo z naszym przyjacielem Gavinem. Chocbysmy przez dwa lata wycierali kurze w hotelu, zaloze sie, ze nie znajdziemy nawet sladu lupiezu mordercy. Tak jak w wypadku Rosenberga i Jensena.

– Oraz Callahana.

– Tak… jego takze. I zapewne dziewczyny.

– Wiesz, Denton, mam wyrzuty sumienia… Gavin byl u mnie w czwartek rano, kiedy dowiedzial sie o Callahanie… A ja go splawilem… Nie chcialem nawet biedaka wysluchac…

– Posluchaj, mnie takze jest przykro, ze nie zyje. Byl dobrym prawnikiem, bardzo lojalnym wobec mnie. Cenie to. Ufalem Gavinowi. Zginal dlatego, ze posunal sie za daleko. Nie musial bawic sie w policjanta i szukac dziewczyny.

– Lepiej juz pojde do pani Verheek. – Lewis wstal i przeciagnal sie. – Wiec co mam jej powiedziec?

– Powiedz jej, ze to wyglada na napad, gliny nie sa jeszcze pewne, wciaz szukaja, i jutro dowiemy sie wiecej. Cos w tym stylu. Dodaj, ze jestem zdruzgotany i zrobimy wszystko, by jej pomoc.

Limuzyna Coala zahamowala gwaltownie przy krawezniku, przepuszczajac jadaca na syrenie karetke pogotowia. Coal od jakiegos czasu krazyl bez celu po miescie – co nie bylo niczym niezwyklym, gdy zamierzal spotkac sie z Matthew Barrem, by omowic naprawde brudne interesy. Siedzieli w glebi auta i saczyli napoje. Coal zadowolil sie woda mineralna. Barr pil piwo z pollitrowej puszki, kupionej w sklepie spozywczym.

Nie zwrocili uwagi na pogotowie.

– Musze wiedziec, co chodzi po lbie Granthamowi – odezwal sie Coal. – Dzwonil dzisiaj do Zikmana, do doradcy Zikmana, Trandella, a takze do Nelsona De Vana, jednego z moich bylych asystentow, ktory pracuje w Komitecie na Rzecz Reelekcji. Na pewno nie ograniczyl sie do tych trzech telefonow, ale o reszcie nie slyszalem. I wszystko w ciagu jednego dnia! Grantham musial cos zweszyc i idzie za ciosem.

– Myslisz, ze widzial raport?

Limuzyna wlaczyla sie do ruchu.

– Nie, na pewno nie. Gdyby znal jego tresc, nie zarzucalby przynety. Wystarczy, cholera, ze o nim slyszal!

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату