Kiedy wypuscila go z objec, powiedziala tylko: Tak sie strasznie ciesze, ze jestem z toba. Przy jej powsciagliwosci bylo to najwiecej, na co umiala sie zdobyc.

4.

Maty slownik niezrozumianych slow (ciag dalszy)

Pochody

Dla Wlochow albo Francuzow sytuacja jest prosta. Kiedy rodzice zmuszaja ich, by chodzili do kosciola, mszcza sie wstepujac do partii (komunistycznej, maoistycznej, trockistowskiej itp.). Ale ojciec Sabiny posylal ja najpierw do kosciola, a potem sam, ze strachu, zmuszal ja, zeby sie zapisala do Komunistycznego Zwiazku Mlodziezy. Kiedy szla w pochodzie pierwszomajowym, nie umiala isc w noge, tak ze dziewczyna, ktora szla za nia, strofowala ja i naumyslnie nastepowala jej na piety. Kiedy w pochodzie spiewano, nigdy nie znala tekstu piesni i tylko niemo poruszala ustami. Ale jej kolezanki to zauwazyly i poskarzyly na nia. Od mlodosci nienawidzila pochodow.

Franz studiowal w Paryzu, a poniewaz byl nieprzecietnie zdolny, jego kariera naukowa byla pewna juz, kiedy mial dwadziescia lat. Juz wtedy wiedzial, ze przezyje cale zycie miedzy gabinetem uniwersyteckim, bibliotekami publicznymi i dwiema czy trzema salami wykladowymi; ta wizja budzila w nim uczucie, ze sie dusi. Mial ochote wyjsc ze swego zycia, jak sie wychodzi z domu na ulice.

Dlatego, dopoki zyl w Paryzu, tak chetnie chodzil na manifestacje. Bylo to piekne – isc, cos czcic, czegos sie domagac, byc z innymi. Pochody ciagnace bulwarem St. Germain albo od placu Republiki do Bastylii fascynowaly go. Maszerujacy i krzyczacy tlum byl dla niego uosobieniem Europy i jej historii. Europa to jest Wielki Marsz. Marsz od rewolucji do rewolucji, od walki do walki, wciaz naprzod.

Moglbym to rowniez wyrazic inaczej: Franzowi jego zycie wsrod ksiazek wydawalo sie nierzeczywiste. Tesknil za prawdziwym zyciem, za dotknieciem innych ludzi, idacych z nim ramie w ramie, za ich krzykiem. Nie uswiadamial sobie, ze wlasnie to, co uwaza za nierzeczywiste (praca w pustelni gabinetow i bibliotek), jest jego prawdziwym zyciem, a pochody, ktore wydawaly mu sie rzeczywistoscia, sa tylko teatrem, tancem, uroczystoscia, inaczej mowiac: snem.

Sabina mieszkala w czasie studiow w domu akademickim. Na pierwszego maja wszyscy musieli wczesnie rano udawac sie na miejsce zbiorki. Chowala sie w ubikacji i dopiero kiedy budynek pustoszal, wracala do swego pokoju. Panowala cisza, jakiej nigdy nie przezyla. Tylko z daleka rozbrzmiewala marszowa muzyka. Bylo to tak, jak gdyby ukryla sie w muszli i z oddali brzmialo morze nieprzyjaznego swiata.

Rok czy dwa po odjezdzie z Czech znalazla sie przypadkiem w Paryzu akurat w rocznice rosyjskiej inwazji. Odbywala sie demonstracja protestacyjna, a ona nie mogla sie oprzec, by nie wziac w niej udzialu. Mlodzi Francuzi podnosili piesci i wykrzykiwali hasla przeciwko imperializmowi radzieckiemu. Hasla jej sie podobaly, ale naraz stwierdzila z zaskoczeniem, ze nie jest w stanie krzyczec wraz z innymi. Wytrzymala w pochodzie zaledwie kilka minut.

Zwierzyla sie z tego swym francuskim przyjaciolom. Dziwili sie: „Wiec nie chcesz walczyc przeciwko okupacji swego kraju?” Chciala im powiedziec, ze za komunizmem, faszyzmem, wszystkimi okupacjami i inwazjami skrywa sie ogolniejsze zlo: obrazem tego zla jest dla niej maszerujacy pochod ludzi, unoszacych piesci i wykrzykujacych unisono te same sylaby. Ale wiedziala, ze nie umialaby im tego wytlumaczyc. Skonfundowana, szybko zmienila temat rozmowy.

Piekno Nowego Jorku

Chodzili po Nowym Jorku calymi godzinami: widok zmienial sie co krok, jak gdyby szli po kretej sciezce w przepieknym gorskim krajobrazie: posrodku chodnika kleczal mlody czlowiek i modlil sie, kawalek dalej drzemala oparta o drzewo piekna Murzynka, mezczyzna w czarnym garniturze przechodzil przez jezdnie, dyrygujac zamaszystymi gestami niewidzialna orkiestra, z fontanny tryskala woda, a robotnicy budowlani siedzieli wokol niej i jedli obiad. Zelazne drabinki piely sie po fasadach odrazajacych domow z czerwonej cegly, ale te domy byly tak obrzydliwe, ze az piekne; w ich sasiedztwie stal wielki, szklany drapacz chmur, a za nim inny, na ktorego dachu zbudowano maly, arabski palac z wiezyczkami, galeriami i zloconymi kolumnami.

Przypominala sobie swoje obrazy: rowniez na nich spotykaly sie rzeczy, ktore do siebie nie pasowaly: budowa huty, a za nia lampa naftowa albo jakas inna lampa, ktorej staromodny abazur z malowanego szkla jest rozbity na male odlamki, unoszace sie nad jalowym pejzazem krzewow.

– Piekno europejskie – mowi Franz – zawsze mialo charakter intencjonalny. Istnial w nim estetyczny zamiar i dlugoletni plan, na podstawie ktorego czlowiek przez dziesieciolecia budowal gotycka katedre albo renesansowe miasto. Piekno Nowego Jorku ma zupelnie inne zrodla. Nie jest to piekno zamierzone. Rodzi sie mimowolnie, mniej wiecej tak jak jaskinia krasowa. Ksztalty, same w sobie paskudne, przypadkiem, niechcacy znajduja sie w sasiedztwie tak niewiarygodnym, ze zaczyna z nich emanowac czarodziejska poezja.

– Niezamierzone piekno – odpowiada Sabina. – Tak. Mozna by rowniez powiedziec: piekno jako pomylka. Zanim piekno zupelnie zniknie z tego swiata, bedzie jeszcze przez chwile istniec jako pomylka. Piekno jako pomylka jest ostatnia faza historii piekna.

Przypomniala sobie swoj pierwszy dojrzaly obraz: powstal dzieki temu, ze przez pomylke skapnela nan czerwona farba. Tak, jej obrazy mialy za podstawe piekno pomylki i Nowy Jork byl tajemna i prawdziwa ojczyzna jej malarstwa.

– Mozliwe – odpowiada Franz – ze niezamierzone piekno Nowego Jorku jest o wiele bogatsze i barwniejsze od zbyt surowego i zbyt zakomponowanego piekna ludzkiego projektu. Ale nie jest to piekno europejskie. Jest to obcy swiat.

Czyzby bylo cos, o czym jednak oboje mysla tak samo?

Nie. Jest tu roznica. Obcosc nowojorskiego piekna Sabine strasznie pociaga. Franza fascynuje, ale i przeraza; budzi w nim tesknote za Europa.

Ojczyzna Sabiny

Sabina rozumie jego niechec do Ameryki. Franz jest ucielesnieniem Europy: jego matka pochodzila z Wiednia, ojciec byl Francuzem, a on sam jest Szwajcarem.

Franz z kolei podziwia ojczyzne Sabiny. Kiedy opowiada mu o sobie i o swych przyjaciolach z Czech, Franz slyszy slowa: wiezienia, przesladowania, czolgi na ulicach, emigracja, ulotki, zakazana literatura, zabronione wystawy i czuje dziwna zawisc polaczona z nostalgia.

Zwierza sie Sabinie: „Pewien filozof napisal raz o mnie, ze wszystko, co mowie jest nieudowodniona spekulacja i nazwal mnie «Sokratesem prawie nieprawdopodobnym». Czulem sie strasznie ponizony i odpowiedzialem mu z wsciekloscia. Wyobraz sobie tylko! Ten smieszny epizod byl najwiekszym konfliktem, jaki kiedykolwiek przezylem! Zyjemy obydwoje w zupelnie innych wymiarach. Weszlas w moje zycie jak Guliwer do kraju liliputow”.

Sabina protestuje. Mowi, ze konflikt, dramat, tragedia nic w ogole nie oznaczaja, zadnej wartosci, niczego, co by zaslugiwalo na podziw i szacunek. To, czego kazdy moze zazdroscic Franzowi, to jego praca, ktora moze uprawiac w spokoju.

Franz kreci glowa: „Kiedy spoleczenstwo jest bogate, ludzie nie musza pracowac rekami i oddaja sie aktywnosci duchowej. Jest coraz wiecej uniwersytetow i coraz wiecej studentow. Zeby zdobyc dyplom, studenci musza sobie wymyslac tematy prac naukowych. Tematow jest nieskonczona ilosc: o wszystkim na swiecie mozna napisac dysertacje. Zapisane kartki papieru pietrza sie w archiwach, smutniejszych od cmentarzy, poniewaz nikt do nich nie zajrzy, nawet w swieto zmarlych. Kultura tonie w masie produkcji, w lawinie pism, w szalenstwie ilosci. Dlatego wlasnie twierdze, ze jedna zakazana ksiazka w twej ojczyznie znaczy nieskonczenie wiecej niz miliardy slow, ktore z siebie wyrzucaja nasze uniwersytety”.

W tym sensie moglbym zrozumiec slabosc Franza dla wszystkich rewolucji. Sympatyzowal kiedys z Kuba, potem z Chinami, a kiedy odstreczylo go okrucienstwo tych rezymow, pogodzil sie melancholijnie z tym, ze

Вы читаете Nieznosna lekkosc bytu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату