policzka i szeptal do jej snu uspokajajace slowa. Po chwili poczul, ze jej oddech sie uspokaja, a twarz zbliza do jego twarzy. Czul plynacy z jej ust delikatny odor goraczki i wdychal go, jak gdyby chcial przeniknac intymnosc jej ciala. W rym momencie wyobrazil sobie, ze jest u niego juz od wielu lat i ze umiera. Poczul nagle wyraznie, ze nie przezylby jej smierci. Polozylby sie obok i chcialby umrzec wraz z nia. Wcisnal twarz w poduszke obok jej glowy i dlugo tak lezal.
Stoi teraz w oknie i przywoluje te chwile. Coz to moze byc innego niz milosc, ktora w taki sposob daje o sobie znac?
Ale czy to byla milosc? Uczucie, ze chcialby umrzec obok niej, bylo ewidentnie przesadne: przeciez widzial ja dopiero drugi raz w zyciu! Czy nie byla to po prostu histeria czlowieka, ktory w glebi duszy uswiadamia sobie swa niezdolnosc do kochania i zaczyna wmawiac sobie milosc? Jego podswiadomosc jest na tyle tchorzliwa, ze wybrala sobie do odegrania tej komedii nieszczesna kelnerke z prowincjonalnej miesciny, ktora nie miala prawie zadnej szansy, by zawazyc w jego zyciu. Patrzy przez okno na brudne mury i uswiadamia sobie, ze nie wie, czy byla to milosc, czy histeria.
Bylo mu zal, ze w sytuacji, w ktorej prawdziwy mezczyzna powinien natychmiast dzialac, on waha sie i ogolaca w ten sposob najpiekniejsza chwile, jaka kiedykolwiek przezyl (kleczal przy lozku i wydawalo mu sie, ze nie przezylby jej smierci) z jej znaczenia. Zloscil sie na siebie, a potem przyszlo mu do glowy, iz to, ze nie wie, czego chce, jest wlasciwie zupelnie naturalne. Czlowiek nigdy nie moze wiedziec, czego ma chciec, poniewaz dane mu jest tylko jedno zycie i nie moze go w zaden sposob porownac ze swymi poprzednimi zyciami ani skorygowac w nastepnych. Czy lepiej zwiazac sie z Teresa, czy zostac samemu?
Nie ma zadnej mozliwosci, by sprawdzic, ktora decyzja jest lepsza, bo nie istnieje mozliwosc porownania. Czlowiek przezywa wszystko po raz pierwszy i bez przygotowania. To tak, jakby aktor gral przedstawienie bez zadnej proby. Coz moze byc warte zycie, jesli pierwsza proba juz jest zyciem ostatecznym? Dlatego zycie zawsze przypomina szkic. Ale nawet szkic nie jest wlasciwym okresleniem, bo szkic jest zawsze zarysem czegos, przygotowaniem do obrazu, gdy tymczasem szkic, jakim jest nasze zycie, jest szkicem bez obrazu, szkicem do czegos, czego nie bedzie.
4.
Ale pewnego dnia w przerwie miedzy dwiema operacjami pielegniarka zawolala go do telefonu. Uslyszal w sluchawce glos Teresy. Dzwonila z dworca. Ucieszyl sie. Niestety byl tego wieczoru umowiony, totez zaprosil ja dopiero na nastepny dzien. Gdy tylko odwiesil sluchawke, zaczal sobie robic wyrzuty, ze nie powiedzial jej, by przyszla zaraz. Mial przeciez dosc czasu, by odwolac tamta wizyte! Zastanawial sie, co Teresa bedzie robic w Pradze przez trzydziesci szesc godzin dzielace ja od ich spotkania i mial ochote wsiasc do samochodu i szukac jej po praskich ulicach.
Przyszla nastepnego dnia wieczorem. Miala przewieszona przez ramie torebke na dlugim pasku. Wydala mu sie elegantsza niz poprzednim razem. W rece trzymala gruba ksiazke. Byla to „Anna Karenina' Tolstoja. Zachowywala sie wesolo, nawet troche halasliwie i starala sie dac mu do zrozumienia, ze wpadla do niego wlasciwie przypadkiem: jest w Pradze sluzbowo, albo (jej tlumaczenia byly bardzo niejasne) po to, by znalezc sobie prace.
Potem lezeli nadzy i zmeczeni obok siebie na tapczanie. Byla juz noc. Spytal ja, gdzie sie zatrzymala, chcial ja odwiezc samochodem. Odpowiedziala rumieniac sie, ze zamierzala dopiero szukac hotelu, a walizke zostawila w przechowalni na dworcu.
Jeszcze wczoraj lekal sie, ze gdyby zaprosil ja do siebie do Pragi, przyjechalaby po to, by ofiarowac mu cale swoje zycie. Kiedy powiedziala mu, ze jej walizka jest w przechowalni, przelecialo mu przez glowe, ze w tej walizce jest jej zycie i ze na razie, zanim mu je ofiaruje, oddala je na przechowanie. Wsiedli do samochodu zaparkowanego przed domem, pojechali na dworzec, odebral jej walizke (byla ogromna i bardzo ciezka) i zawiozl ja razem z Teresa z powrotem do siebie.
Jak to sie stalo, ze zdecydowal sie tak nagle, kiedy przez czternascie dni wahal sie i nie byl w stanie poslac jej nawet widokowki z pozdrowieniami?
Samego go to zaskoczylo. Postapil wbrew swym zasadom. Przed dziesieciu laty rozwiodl sie ze swoja pierwsza zona i przezywal rozwod radosnie, jak inni przezywaja wesele. Uswiadomil sobie, ze nie jest stworzony do zycia u boku jakiejs kobiety i ze moze byc w pelni soba tylko jako kawaler. Pieczolowicie staral sie tak ulozyc swe zycie, aby zadna kobieta nie mogla nigdy wprowadzic sie don z walizka. Dlatego wlasnie mial w mieszkaniu tylko jeden tapczan. Choc tapczan ten byl dosc szeroki, Tomasz mowil swym kochankom, ze nie jest w stanie usnac z kims we wspolnym lozku i zawsze odwozil je po polnocy do domu. Zreszta kiedy Teresa byla u niego po raz pierwszy, z grypa, nigdy przy niej nie zasnal. Pierwsza noc spedzil w fotelu, w nastepne odjezdzal do szpitala; mial tam swoj gabinet i kozetke, na ktorej sypial w czasie dyzurow.
Ale tym razem usnal obok niej. Rano obudzil sie i stwierdzil, ze Teresa, ktora jeszcze spala, trzyma go za reke. Czyzby trzymali sie tak przez cala noc? Wydawalo mu sie to niewiarygodne.
Oddychala gleboko przez sen, trzymala go za reke (mocno, nie mogl sie uwolnic z tego uscisku), a niezmiernie ciezka walizka stala obok tapczanu.
Bal sie wysunac dlon z uscisku, zeby jej nie zbudzic, i tylko ostroznie przekrecil sie na bok, aby jej sie lepiej przyjrzec. Znow przyszlo mu do glowy, ze Teresa jest dzieckiem, ktore ktos wlozyl do koszyka natartego smola i puscil na rzeke. Nie mozna przeciez zostawic koszyka z dzieckiem na wzburzonej wodzie! Gdyby corka faraona nie wylowila z fal koszyka z malym Mojzeszem, nie byloby Starego Testamentu i calej naszej cywilizacji! Tyle starych mitow zaczyna sie od tego, ze ktos uratowal porzucone dziecko. Gdyby Polybos nie zaopiekowal sie malym Edypem, Sofokles nie napisalby swej najpiekniejszej tragedii!
Tomasz wtedy nie uswiadamial sobie jeszcze, ze metafory sa rzecza niebezpieczna. Z metaforami nie nalezy igrac. Milosc moze sie narodzic z jednej metafory.
Zyl ze swoja pierwsza zona zaledwie dwa lata, splodzil z nia jednego syna. Podczas rozprawy rozwodowej sad przyznal dziecko matce i orzekl, ze Tomasz ma placic na nie jedna trzecia swej pensji. Zareczono mu jednoczesnie, ze bedzie mogl widywac syna co druga niedziele. Ale ilekroc mial sie spotkac z chlopcem, matka wynajdywala jakas wymowke. Gdyby przynosil im drogie prezenty, zapewne latwiej uzyskiwalby widzenia. Zrozumial, ze ma milosc syna zdobywac przekupujac matke. Wyobrazal sobie, jak bedzie donkiszotersko staral sie w przyszlosci wszczepiac chlopcu swoje poglady, ktore we wszystkich sprawach byly przeciwne pogladom matki. Juz z gory czul zmeczenie, i gdy pewnej niedzieli matka znow w ostatniej chwili odwolala jego spotkanie z synem, zdecydowal nagle, ze nie chce go nigdy wiecej widziec.
Dlaczego zreszta mialby w stosunku do tego dziecka, z ktorym nie laczylo go nic oprocz jednej nierozsadnej nocy, odczuwac cos wiecej niz do jakiegokolwiek innego? Bedzie pieczolowicie placic alimenty, ale nikt nie ma prawa od niego wymagac, aby walczyl o syna w imie jakichs ojcowskich uczuc!
Z takim pogladem oczywiscie nikt nie byl sklonny sie zgodzic. Jego wlasni rodzice odsadzili go od czci i wiary i oznajmili, ze skoro Tomasz odmawia zajmowania sie synem, oni rowniez przestana sie interesowac swoim. Utrzymywali za to spektakularnie dobre stosunki z synowa i pysznili sie wszem i wobec swym pryncypialnym stanowiskiem i poczuciem sprawiedliwosci.
W ten sposob w krotkim czasie udalo mu sie pozbyc zony, syna, matki i ojca. Pozostal mu po nich wszystkich tylko lek przed kobietami. Pragnal ich, ale sie ich bal. Musial znalezc jakis kompromis pomiedzy tym strachem a pozadaniem; nazwal go „erotyczna przyjazn”. Mowil swym kochankom: tylko niesentymentalny stosunek, ktory nie uzurpuje sobie prawa do zycia i wolnosci partnera moze przyniesc obydwojgu szczescie.
Poniewaz chcial miec pewnosc, ze erotyczna przyjazn nie przemieni sie. nigdy w agresywna milosc, jego spotkania z kazda ze starych kochanek dzielily zawsze bardzo dlugie przerwy. Uwazal te metode za doskonala i propagowal ja pomiedzy przyjaciolmi: „Nalezy trzymac sie reguly trzech. Albo widujesz sie z jakas kobieta co drugi dzien, ale nie wiecej niz trzy razy, albo utrzymujesz z nia stosunki przez lata. ale tylko pod warunkiem, ze pomiedzy spotkaniami uplyna co najmniej trzy tygodnie”.
System ten pozwolil Tomaszowi nie zrywac ze starymi kochankami i jednoczesnie posiadac wieksza ilosc krotkotrwalych milostek. Nie zawsze bywal rozumiany. Ze wszystkich przyjaciolek najlepiej rozumiala go Sabina.