zawiadomienie o wypisaniu zostalo wyslane na fikcyjny adres w Valhalla w stanie Nowy Jork. W dniu zwolnienia sanitariusz posadzil Michaela na lawce w poczekalni i kazal mu czekac na kogos z rodziny, kto po niego przyjedzie. W cztery godziny pozniej Michael powiedzial dyzurnej pielegniarce, ze pojdzie sie pozegnac z jednym z dozorcow. Po czym, nie zaczepiany przez nikogo, wyszedl przez frontowa brame – rozpoczynajac w ten sposob wedrowke, w trakcie ktorej mial trafic do wielu miast Wschodniego Wybrzeza, do szpitali o dobrej i zlej renomie, do idyllicznego szpitala w Trevor Hill, gdzie spotkal swoja ukochana doktor Anne bedaca rownoczesnie zdrajczynia, do klebowiska wezow, jakim bylo Cooperstown, do Indian Leap, do Stanowej Placowki Zdrowia Psychicznego w Marsden, do doktora Richarda… i w koncu – po przebyciu tylu mil i po tak wielu przezyciach – w to zdumiewajace miejsce, w ktorym znalazl sie dzisiejszego wieczoru: na siedzenie dla kierowcy w czarnym trzydziestoletnim cadillaku Coupe de Ville jadacym wcale nie do Boyle-ston, tylko prosto na zachod szosa numer 236 do Ridgeton znajdujacego sie teraz w odleglosci niecalych dwudziestu mil. Prowadzac tego cadillaka, recytowal rytmicznie:

– Cadillac, prosty szlak… prosty, prosty, konie ich niosly… zolnierzykow – szarych i niebieskich chlopczykow.

Jego dlonie pozostawialy na bialej kierownicy warstewke potu, a on wciaz sobie powtarzal, ktory pedal jest pedalem gazu, a ktory hamulcem. Od czasu do czasu lapal sie na tym, ze przekracza linie biegnaca srodkiem szosy i wpadal w panike, uswiadamiajac sobie, ze zapomnial, ktorym pasem ruchu powinien jechac. A potem, przypominajac sobie ktorym, zapominal, co ma zrobic, zeby wrocic na ten wlasciwy pas, i przez pewien czas – zanim stopniowo na niego wrocil – jechal lewa strona.

Jechal tak przed siebie – z predkoscia czterdziestu mil na godzine, chociaz na tym odcinku predkosc dozwolona wynosila piecdziesiat piec. Czesto przelykal sline i pojekiwal, a takze mruczal cos do siebie. Jego najwiekszym pragnieniem bylo polozyc sie na gladkim siedzeniu, przykryc sobie glowe i zasnac glebokim snem. Nie zrobil tego jednak. Nie, siedzial dalej – wyprostowany jak zolnierz na warcie i wpatrywal sie w ciemnosc, w ktorej czekaly strzelby jego wrogow.

Oderwal wzrok od asfaltu tylko raz – zeby spojrzec na tablice, na ktorej widnial napis RIDGETON 17 MIL, a potem znowu skierowal go na szose. Z przyjemnoscia wdychal slodki zapach grzejnika, z ktorego powietrze buchalo mu prosto w twarz. Jego wspomnienia przebyly tak dluga droge jak on sam tego listopadowego wieczora. Zauwazyl to z rzadka u siebie spostrzegawczoscia. Przypomnial sobie, jak pewnego popoludnia, dawno temu, siedzial w bibliotece jednego ze szpitali i spiewal piosenke, ktora sam napisal. Pamietal, ze spiewal ja wtedy w kolko, dopoki bibliotekarz nie poprosil go, zeby przestal. Wtedy zaczal ja sobie spiewac bezglosnie, w glowie.

Teraz, ukryty w swoim luksusowym czarnym samochodzie, zaspiewal ja jeszcze raz, i to glosno:

Prosty szlak, kapitan spi, konie rza.

Gdzies placze kobieta. Zolnierzyki sie nawoluja.

Prosty szlak, po niebie wedruje ksiezyc krwawy,

A ja ide na cmentarz, tam gdzie cialo pod zielona trawa…

Michael jedzie prosto przed siebie. Samochod zaczyna zjezdzac ze wzgorza, przyspieszajac stopniowo. Michael czuje, ze wspaniale jest tak pedzic z coraz wieksza predkoscia. Jest dumny, ze panuje nad maszyna, ktora jeszcze rok temu przerazilaby go. A mimo to, niespodziewanie, zaczyna plakac.

Wdycha gorace powietrze, szlocha i czuje wilgoc na okraglych policzkach. W gardle go sciska.

Dlaczego placze? – zastanawia sie, zaledwie zdajac sobie sprawe z tego, ze rzeczywiscie placze.

Nie ma pojecia, dlaczego to robi. Naprawde nie ma pojecia. Ale gdzies gleboko w zakamarkach jego swiadomosci kryje sie odpowiedz: placze, bo czlowiek jest tak genialny, ze potrafil skonstruowac ten wspanialy automobil. Placze, bo dzis w nocy przebyl tyle mil. Placze tez z powodu mglistego wspomnienia o kobiecie noszacej bardzo niemodny kapelusz na swojej skadinad doskonalej glowie.

Placze nad tymi, co zmarli w przeszlosci, i nad tymi, co wkrotce umra.

A takze z powodu tego, co z pewnoscia znajduje sie ponad gestniejacymi burzowymi chmurami nad jego glowa – z powodu czerwonego jak krew ksiezyca.

A ja ide na cmentarz, tam gdzie cialo pod zielona trawa…

20

W chwili gdy w koncu zaczela sie burza, Lis oklejala gorny rzad okien w cieplarni.

Jej twarz znajdowala sie o kilka cali od okna, a ona sama wyciagala rece, chcac okleic szybe znajdujaca sie w miejscu, do ktorego trudno bylo dosiegnac. Nagle o szybe zaczal zacinac deszcz. Lis odwrocila sie gwaltownie i upuscila tasme, myslac, ze to ktos rzucil w okno garsc zwiru. Omal nie spadla z drabiny.

Po chwili zeszla z niej i podniosla tasme z ziemi. Spojrzala w niebo. Pomyslala, ze gdyby zaczela znowu naklejac tasme, okno mogloby trzasnac jej prosto w twarz – i jeszcze raz doszla do wniosku, ze trzeba by natychmiast wyjechac. Ale okna od polnocy, te, ktore mialy byc wystawione na bezposredni atak burzy, wciaz byly nie oklejone.

Dziesiec minut – zadecydowala. Dala sobie dziesiec minut.

Wchodzac na drabine, przypomniala sobie, ze Kohler radzil jej, zeby pojechala do Gospody. Mimo to jednak uznala, ze nie musi sie tak bardzo spieszyc z tym wyjazdem. Nie martwila sie zbytnio o siebie. A poza tym, mowila sobie, szeryf na pewno zadzwonilby, gdyby sie dowiedzial, ze Hru-bek zmierza w kierunku Ridgeton.

Kiedy tak oklejala szyby, jej wzrok padl na jezioro. Za tym jeziorem, ledwie widoczne w deszczu, ciagnely sie pola, lasy i skaly zlewajace sie w oddali z czarnym niebem. Byl to ogromny obszar, obszar wydajacy sie nie miec granic, obszar, ktory z taka latwoscia mogl wchlonac w siebie Michaela Hrubeka. A wiec glupota byloby spodziewac sie, ze Michael w ogole zblizy sie do Ridgeton. Rozleglosc tego terenu zapewni tez bezpieczenstwo jej mezowi – bo jak to mozliwe, zeby on i Hrubek trafili na siebie na tak wielkiej przestrzeni?

Gdzie jest teraz Owen?

W glebi serca Lis zywila przekonanie, ze Owen wkrotce wroci. Moze nawet zanim ona z Portia wyjada do Gospody? Tak, wroci – z pustymi rekami, zly i sfrustrowany – bo nie zdolal zabawic sie w zolnierza.

A takze dlatego, ze stracil okazje odprawienia pokuty.

Lis od samego poczatku rozumiala, ze chodzi tu o pokute. Wiedziala, ze ta jego dzisiejsza wyprawa ma pewien ukryty cel. Ze stanowi ona czesciowa splate pewnego skomplikowanego dlugu, ktory on – w swoim pojeciu – zaciagnal wobec zony.

Zreszta moze ten dlug nie jest wcale czyms urojonym – pomyslala Lis. Bo Owen w zeszlym roku spedzil sporo czasu z inna kobieta.

Poznal te suke na jakiejs konferencji prawnikow. Suka byla specjalistka od handlu nieruchomosciami, miala trzydziesci siedem lat, byla rozwiedziona i miala dwoje dzieci. Owen przytoczyl te fakty, traktujac je jako dowod na to, ze zdradzajac zone, jest cnotliwy – bo nie zadaje sie przeciez z jakas gowniara.

Na dodatek ona skonczyla Yale.

I to cum laude.

– Gowno mnie obchodza jej kwalifikacje! – wykrzyknela Lis.

Kiedy zobaczyla rachunek z hotelu w Atlantic City z tego dnia, w ktorym Owen mial przebywac w Ohio i zalatwiac sprawy sluzbowe, byla zdruzgotana. Nigdy dotad nie padla ofiara cudzolostwa i nie zdawala sobie sprawy z tego, ze zakazany seks stanowi tylko czesc zdrady. Bo oprocz seksu istnialo tez zakazane uczucie. Lis nie byla pewna, ktora z tych dwoch rzeczy jest dla niej zrodlem wiekszego cierpienia.

To, ze Owen spal z ta edukowana suka, bylo czyms okropnym. Wystarczylo sobie wyobrazic jej uda przycisniete do ud Owena, ich zabawy jezykami i zmieszana sline, jej obnazone piersi, no i wreszcie jego czlonek i jej cholerna szpare… Jednak Lis o wiele bardziej niepokoila mysl o tym, ze oni chodzili, trzymajac sie za rece, ze odbywali romantyczne spacery po plazy, ze siedzieli razem na lawce i ze Owen dzielil sie z nia swoimi najskrytszymi myslami.

Ten powazny Owen! Ten jej spokojny Owen.

Ten Owen, z ktorego ona sama musiala wyciagac slowa.

Wiekszosc jej domyslow to byly oczywiscie czyste spekulacje (bo Owen nie powiedzial jej nic poza paroma szczegolami z zawodowego curriculum vitae tamtej kobiety). Jednak dla Lis mysl o tym, ze miedzy jej mezem a ta nieznajoma istniala bliskosc wykraczajaca poza sfere seksu, byla czyms przerazajacym, a jej wscieklosc z powodu

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату