ktorego scigal. Nie wyjmujac walthera z torebki nylonowej, wycelowal w plecy Hrubeka. Odbezpieczyl bron kciukiem i, idac jak najciszej, zblizyl sie do szalenca. Kiedy byl w odleglosci trzydziestu stop od niego, zaczerpnal tchu i krzyknal:

– Hrubek!

Potezny mezczyzna podskoczyl i wydal zalosnie brzmiacy okrzyk przerazenia. Obejrzal sie, szukajac wzrokiem tego, kto wolal.

– Poloz sie na ziemi! Ostrzegam, ze mam bron.

Akurat, pomyslal Heck, on bedzie uciekal. Masz zamiar do niego strzelic czy nie? Zdecyduj teraz. Bo inaczej bedziesz musial go gonic.

Hrubekowi rozbiegaly sie oczy. Wysunal jezyk, oblizujac wargi. Wygladal jak zdezorientowany niedzwiedz stajacy ze strachu na tylnych lapach.

Heck podjal decyzje. Strzelaj! Celuj w noge.

Hrubek ruszyl biegiem.

Heck wystrzelil dwa razy. Kula poderwala w gore liscie tuz za uciekajaca postacia, ktora sadzila naprzod ogromnymi susami, omijajac drzewa, tratujac mlode pedy, upadajac, gramolac sie wsrod lisci i wstajac ponownie na nogi. Hrubek wyl ze strachu. Heck scigal go zawziecie. Mimo ze byl dwa razy ciezszy od Hecka, Hrubek biegl bardzo szybko i przez dluzszy czas mial nad Heckiem przewage. Ale powoli Heck zaczal sie do niego zblizac.

A potem nagle krzyknal z bolu. Zlapal go kurcz – jego chora noga byla sparalizowana od lydki do biodra. Heck upadl na bok z wyprostowana noga. Noga drgala, miesnie w niej byly twarde jak debina. Heck wil sie rozpaczliwie, starajac sie przybrac pozycje, w ktorej bol nie bylby tak dojmujacy. Stopniowo bol ustapil nieco sam z siebie, ale Heck lezal wyczerpany i bez tchu. Kiedy usiadl i rozejrzal sie naokolo, Hrubeka juz nie bylo.

Sapiac glosno, Heck wstal. Podniosl pistolet i ruszyl biegiem wzdluz niskiego grzbietu, kierujac sie tam, gdzie zniknal Hrubek. Zorientowal sie, gdzie jest dom. Dom byl o sto jardow od niego. Poprzez strugi deszczu Heck widzial tysiac drzew i dziesiec tysiecy cieni, z ktorych kazdy mogl byc sciganym przez niego czlowiekiem.

Kiedy ruszyl w strone domu – tak szybko, jak pozwalala mu na to drzaca noga – uslyszal strzal, ktory padl o jakies dziesiec stop za nim. Nie czujac bolu, z bezgranicznym zdumieniem zorientowal sie, ze kula wychodzi mu przez plecy.

– O Boze – szepnal.

Zrobil kilka krokow, dziwiac sie, dlaczego nikt nie powiedzial mu, ze Hrubek moze miec bron. Upuscil pistolet, spojrzal w dol na swoja koszule i zobaczyl miejsce, przez ktore przeszla kula.

– O nie! Cholera jasna.

Przed oczami jego wyobrazni pojawil sie niewyrazny obraz bylej zony Jill w swiezo wyprasowanym mundurku kelnerki. Potem, podobnie jak w zyciu, Jill szybko zniknela, jak gdyby miala jakies wazne sprawy do zalatwienia, a on opadl na kolana, przewrocil sie w przod i zaczal sie staczac z pokrytego sliskimi liscmi pagorka.

Lis! – krzyknela Portia, kiedy jej siostra wrocila do kuchni, powiesila kurtke i otrzasnela wode z wlosow.

Lis zamknela drzwi na klucz, a potem odwrocila sie i zaczela patrzec przez okno, za ktorym lal taki deszcz, ze prawie nic nie bylo widac.

– Co to za dzwiek? – zapytala Portia.

– Jaki dzwiek?

– Nie slyszalas? – Mlodsza siostra zaczela chodzic po kuchni, zalamujac nerwowo rece. – Zdawalo mi sie… To znaczy… to nie byl grzmot. Wydawalo mi sie, ze to strzaly. Martwilam sie… Gdzie ty bylas?

– Jest takie bloto, ze trudno dojsc do piwnicy. Drzwi byly zamkniete. To byla strata czasu.

– Moze powinnismy powiedziec o tym temu policjantowi.

W poblizu blysnelo i zagrzmialo. Portia az podskoczyla na dzwiek grzmotu.

– Cholera. Okropna ta burza.

Samochod policyjny stal o jakies piecdziesiat, szescdziesiat stop od domu. Lis stanela przy drzwiach i pomachala reka, ale policjant nie zareagowal.

– On cie nie widzi – powiedziala Portia. – Chodzmy do niego. Tak leje, ze on mogl niczego nie slyszec. Nie patrz na mnie tak. Ja sie boje. Po prostu cholernie sie boje.

Lis zawahala sie, a potem kiwnela glowa. Wlozyla znowu kurtke i czarny kapelusz przeciwdeszczowy Owena – bardziej dla kamuflazu niz po to, zeby ochronic i tak juz mokre wlosy. Portia naciagnela czapeczke baseballowa i granatowa kurtke chroniaca od wiatru – bezuzyteczna na deszczu, ale mniej rzucajaca sie w oczy niz zolty plaszcz. Potem Lis otworzyla drzwi. Portia poszla pierwsza, a Lis za nia, sciskajac pistolet w kieszeni. Natychmiast musialy zaczac walczyc z deszczem i wiatrem. Pochylone posuwaly sie w kierunku samochodu. W polowie drogi wiatr porwal kapelusz Lis i poniosl go w strone jeziora.

To wlasnie od tej strony, od strony jeziora, pojawil sie nagle ten ktos. Chwycil Lis za ramiona i oboje upadli w bloto. Upadajac, Lis skulila sie we dwoje. Starala sie zaczerpnac tchu, nie mogla wydobyc z siebie glosu i zawolac o pomoc. Tamten przygniotl ja calym swoim ciezarem, przyciskajac ja do ziemi. Lis probowala wyszarpnac z kieszeni pistolet, ale pistolet zaczepil sie o material w srodku i nie udalo jej sie go wyciagnac.

Portia odwrocila sie i zobaczyla napastnika. Z krzykiem rzucila sie w strone samochodu policyjnego, podczas gdy Lis, kopiac, wyrywala sie tamtemu. Lis zdolala tylko przesunac sie przez pelen blota rowek i wyladowac, siedzac, na klujacym, pozbawionym kwiatow krzaku rozy Prospero. Nie mogla sie ruszyc z miejsca. Tymczasem napastnik, z glowa opuszczona jak zwierze, pelzl po blocie w jej strone, wydajac dziwne dzwieki. Lis – rozdzierajac material – wyszarpnela pistolet z kieszeni, Przytknela jego lufe do glowy mezczyzny w chwili, gdy ten powiedzial:

– Niech mi pani pomoze. Byl to Trenton Heck.

– O Boze – szepnela Lis.

– Jestem… Moze mi pani pomoc?

– Portia! – krzyknela Lis, wkladajac bron z powrotem do kieszeni. – To Trenton. Jest ranny. Zawolaj policjanta. Powiedz mu o tym.

Mloda kobieta dalej stala przy drzwiach samochodu patrolowego.

– To Trenton – zawolala Lis, starajac sie przekrzyczec wiatr i deszcz. – Powiedz policjantowi!

Ale Portia nie zrobila tego. Cofnela sie i zaczela krzyczec. Lis szarpnela kurtke, ktora zaczepila sie o krzak rozy, i odpelzla od Hecka. Marszczac brwi, zblizyla sie ostroznie do siostry. Z przedniego siedzenia samochodu patrolowego unosil sie dym. Portia zakryla sobie twarz dlonmi i padla na kolana, krztuszac sie. W chwile pozniej zwymiotowala.

Kiedy policjant zostal zastrzelony – strzalem prosto w twarz – papieros, ktory trzymal w dloni, spadl mu na kolana. Od papierosa zajal sie mundur, ktory tlil sie teraz powoli.

– Nie! – krzyczala Portia. – Nie! Nie!…

Lis odepchnela siostre, zaczerpnela w dlon troche blota i zdusila ogien. Ona tez, poczuwszy zapach tlacych sie wlosow, sukna i przypalonej skory, omal nie zwymiotowala.

– Radio! – krzyknela Portia.

Wyprostowala sie, wycierajac sobie usta, i powtorzyla to slowo jeszcze dwa razy, zanim Lis zrozumiala, o co jej chodzi. Ale z tablicy rozdzielczej sterczal tylko pokrecony czarny kabel – aparat zostal wyrwany. Lis jeszcze raz pochylila sie nad policjantem, chociaz oczywiste bylo, ze niczego juz nie mozna dla niego zrobic. Mlody czlowiek mial ziemista cere i byl zimny. Lis cofnela sie i spojrzala na acure. Samochod byl pelen wody, ktora siegala az do okien i zalala znajdujacy sie w srodku telefon.

Obie kobiety, potykajac sie w blocie, podeszly do miejsca, gdzie na boku lezal Trenton Heck. Udalo im sie dzwignac go tak, ze stanal na wlasnych nogach, po czym wszyscy troje zaczeli sie posuwac w strone drzwi kuchennych. Deszcz padal im na twarze i ciazyl jak tuzin mokrych kocow. Kiedy przebyli juz polowe drogi do domu, zaatakowal ich z tylu potezny podmuch wiatru. Portia poslizgnela sie i wpadla do rowu pelnego blota, pociagajac za soba nieprzytomnego Hecka. Wyciagniecie go z blota i doprowadzenie do kuchni zajelo siostrom dlugie, pelne napiecia minuty. Potem Portia padla w otwartych juz drzwiach.

– Nie, nie zatrzymuj sie tu. Wciagnijmy go do srodka.

– Musze odpoczac – szepnela zdyszana Portia.

– Ruszaj sie. To ty przeciez uprawiasz biegi. To ty jestes ta silna.

– Jezu!

Kobiety wciagnely Hecka do salonu i polozyly go na kanapie.

Podszedl do nich Emil. Nie mial on jednak szostego zmyslu, ktorym moglby wyczuwac nieszczescie. Powachal

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату