Zaparkowal w uliczce przy kosciele. Stanal przed domem signadory i zapukal cicho do drzwi. Okiennice na pierwszym pietrze otworzyly sie, z okna wyjrzala kobieta.
– Mialam przeczucie, ze to ty. Wieje sirocco. Przynosi kurz i zle duchy.
– Jestem pierwszym czy drugim?
– Juz stad widze occhju. Zaczekaj, synu. Zaraz zejde.
W oczekiwaniu, az stara kobieta sie ubierze i zejdzie na dol, Anglik palil papierosa. Stanela u drzwi w prostej czarnej sukni i szybko wciagnela go do srodka, jakby sie obawiala, ze wokol czyhaja dzikie bestie. Usiedli naprzeciwko siebie przy drewnianym stole. Anglik dokonczyl papierosa, a ona przygotowala olej i wode.
– Trzy krople, choc jestem pewna, ze znam juz odpowiedz.
Zanurzyl palec w oleju i czekal, az trzy krople skapna do wody. Gdy tluszcz sie rozproszyl, kobieta przystapila do odmawiania rutynowych modlitw i udzielania blogoslawienstw. Przy drugiej probie olej zbil sie w jedno oko plywajace na powierzchni wody. Starucha wydawala sie zadowolona.
– Niezla sztuczka – zauwazyl Anglik.
– To nie jest zadna sztuczka. Akurat ty to powinienes wiedziec najlepiej.
– Nie chcialem cie urazic.
– Wiem. Chociaz z urodzenia nie jestes Korsykaninem, masz korsykanska dusze. Jestes czlowiekiem prawdziwej wiary. Chcesz sie czegos napic przed podroza? Moze szklanke wina?
– Jest szosta rano.
Kobieta przekrzywila glowe, jakby pytajac: “I co z tego?”.
– W takim razie powinienes byc u siebie w lozku. Z kobieta – dodala. – Nie jakas dziwka, sprowadzona przez don Orsatiego. Prawdziwa kobieta, ktora da ci dzieci i zadba o twoje ubrania.
– Chca mnie tylko kobiety don Orsatiego.
– Myslisz, ze przyzwoita kobieta cie nie zechce, bo jestes taddunaghiu?
Anglik skrzyzowal rece na piersi.
– Opowiem ci pewna historie – rzekla starucha.
Otworzyl usta, aby zaprotestowac, lecz jego gospodyni juz szla do kuchni po wino. Na ciemnozielonej butelce, ktora przyniosla, nie bylo etykiety. Kobiecie drzaly dlonie, kiedy napelniala trunkiem dwie szklanki.
– Moj maz swietnie panowal nad dlonmi – powiedziala signadora. – Byl brukarzem i murarzem. Czasami pracowal dla don Tomasiego w sasiedniej dolinie. Slyszales o klanie Tomasich?
Anglik skinal glowa i wypil lyk wina. Tomasi wciaz sprawiali wszystkim klopoty.
– Don Tomasi zatrudnil mojego meza przy budowie nowego muru wokol ogrodu. Maz spisal sie swietnie, wierz mi, ale don Tomasi uznal, ze mur jest wadliwy, i odmowil zaplaty. Klocili sie zajadle, az w koncu Tomasi kazal dwom uzbrojonym osilkom wyprowadzic meza z posiadlosci. Tak na marginesie, on wciaz tam jest.
– Mur wokol ogrodu?
– Jak najbardziej! – Starucha upila nieco wina i zebrala mysli. – Moj maz byl dobrym robotnikiem, ale lagodnym czlowiekiem. Agnello. Znasz to slowo?
– Jagnie. Pokiwala glowa.
– Nie nalezal do ludzi skorych do walki na piesci lub noze. Po wsi rozeszlo sie, jak potraktowal go don Tomasi. Maz stal sie obiektem szyderstw. Dwa wieczory po sprawie wciagnieto go w bojke na placu. Dostal nozem w brzuch i zmarl.
W oczach kobiety pojawil sie blysk. Zlosci. Nienawisci.
– Rzecz jasna, potrzebna byla krwawa zemsta – ciagnela spokojnie. – Ale na kim? Na durniu, ktory zamordowal mojego meza na placu? Tak naprawde to nie on byl odpowiedzialny za jego smierc. Don Tomasi mial rece we krwi. Jak mialam go zabic? Mieszkal w duzym domu na szczycie wzgorza, otoczony zlymi psami i uzbrojonymi ludzmi. Nie mialam mozliwosci pozbawic go zycia! Poszlam wiec do ojca Antona Orsatiego i wynajelam taddunaghiu, zeby mnie wyreczyl. Kosztowalo mnie to wszystkie pieniadze, ale warto bylo. Taddunaghiu przeslizgnal sie miedzy wartownikami don Tomasiego i podcial mu gardlo we snie: zarznal go jak swinie, ktora byl. Sprawiedliwosci stalo sie zadosc.
Anglik pochylil sie nad stolem i ujal jej dlon w swoje rece.
– Niekiedy, Christopher, taddunaghiu moze zrobic cos dobrego. Czasami popelnia straszne zlo. Zdarza sie, ze wymierza sprawiedliwosc i jednoczesnie sie msci. Pamietaj o tym, co ci powiedzialam.
– Bede pamietal – odparl.
Wreczyl jej gruby zwitek banknotow. Nie spojrzawszy na pieniadze, kobieta powiedziala:
– To za duzo. Zawsze dajesz mi za duzo.
– Zapewniasz mi spokoj. Spokoj jest bezcenny.
Wstal, zbierajac sie do wyjscia, lecz signadora chwycila go, zdumiewajaco mocno, za reke.
– Posiedz ze mna, dopoki nie skoncze wina. Widzisz, wciaz tesknie za mezem. Nawet po tylu latach.
Usiadl wiec i zapatrzyl sie na swiece, ktorej plomien rozswietlal glebokie zmarszczki na twarzy kobiety. Dopila wino i zamknela oczy. Glowa opadla jej na piersi.
Zaniosl ja na gore i delikatnie polozyl na lozku. Obudziwszy sie, wyciagnela reke i poglaskala palcami talizman, ktory mial na szyi: dlon z czerwonego koralu. Potem dotknela jego twarzy i ponownie zapadla w sen.
Zszedl na dol i wsiadl do jeepa. Skierowal sie do Calvi, skad pierwszym promem poplynal do Marsylii. W poblizu nabrzeza odszukal samochod pozostawiony tam przez Orsatiego i pojechal do Wenecji.
36
We wloskiej prasie zawrzalo od spekulacji. Ktore utwory zagra Anna Rolfe? Czy odwazy sie zaprezentowac swoje sztandarowe dzielo, demoniczna sonate Giuseppe Tartiniego Diabelski tryl? Krytycy muzyczni nie mieli pewnosci, czy panna Rolfe zdecyduje sie na te trudna kompozycje po tak dlugim okresie absencji na scenie. Pojawily sie sugestie, aby przeniesc recital w bardziej spektakularne miejsce. Pierwotnie koncert zaplanowano w gornej sali Scuola Grande di San Rocco, mieszczacej zaledwie szescset osob, co sprawilo, ze wielbiciele talentu skrzypaczki niemal bili sie o bilety. Zaccaria Cordoni, organizator koncertu, odmowil przeniesienia imprezy. Aby jednak uniknac gniewu wenecjan, oswiadczyl, ze cala wine za dobor pomieszczenia ponosi gwiazda. Cordoni stwierdzil, ze panna Rolfe zazadala malej sali, a on tylko wykonuje polecenia artystki. Pewne pisemko o socjalistycznych inklinacjach wydrukowalo utrzymany w histerycznym tonie artykul, sprowadzajacy sie do konkluzji, ze muzyka po raz kolejny zostala podporzadkowana klasom posiadajacym. Autor tekstu wezwal czytelnikow do zorganizowania w dniu wystepu demonstracji przed San Rocco. Fiona Richardson, agent i menedzer Anny Rolfe, wydala w Londynie stosowne oswiadczenie, w ktorym zapewnila, ze znaczaca czesc honorarium panny Rolfe bedzie przekazana na remont scuoli i konserwacje jej wspanialych zbiorow dziel sztuki. Wszyscy w Wenecji odetchneli z ulga, a kontrowersje wokol wystepu znikly jak krotkotrwaly szkwal.
Wenecjanie zastanawiali sie takze, czy Anna Rolfe pozostanie w Wenecji na dluzej. “Gazzettino” doniosl, ze hotele Monaco, Canal Grande oraz Gritti Palace zazarcie ze soba rywalizuja, oferujac skrzypaczce swoje apartamenty. “Nuova Venezia” oznajmila, ze panna Rolfe – niechetna wszelkim niedogodnosciom zwiazanym z pobytem w hotelu – przyjela zaproszenie do zamieszkania w prywatnym domu. Jak sie okazalo, zadna z gazet nie miala slusznosci: w samo poludnie w deszczowy piatek, na dzien przed wystepem, Anna i Gabriel przyplyneli taksowka wodna do prywatnej przystani Luna Hotel Baglioni, cichego budynku przy Calle dell’Ascencione, nieopodal weneckiej mekki turystow – placu sw. Marka.
W recepcji powital ich wymuskany starszy personel hotelowy. Anna przedstawila Gabriela jako monsieur Michela Dumonta, swojego przyjaciela i osobistego asystenta. Aby podkreslic wiarygodnosc tego wizerunku, Gabriel postanowil zwrocic na siebie szczegolna uwage: ostentacyjnie wniosl do holu dwoje skrzypiec w futeralach i zabarwiona francuskim akcentem angielszczyzna przekazal zyczenie panny Rolfe, ktora prosi o zapewnienie jej calkowitego spokoju. Szef recepcjonistow, elegancki pan, ktory przedstawil sie jako signore Brunetti, zapewnil go, ze obecnosc panny Rolfe w hotelu bedzie jedna z najscislej strzezonych tajemnic Wenecji. Gabriel podziekowal mu wylewnie i wpisal swoje nazwisko do ksiegi gosci.