Chang wstal, podszedl do synow i usiadl przed telewizorem. Zrobil to powoli i cicho, tak jakby kazde nagle poruszenie moglo, niczym rzucony do stawu kamien, zaklocic ten kruchy rodzinny spokoj.

III Ksiega Zywych i Umarlych

W wei-chi… zasiadajacy przy pustej planszy dwaj gracze

zaczynaja od zajecia pol, ktore ich zdaniem moga im sie przydac.

Stopniowo znikaja puste obszary. A potem dochodzi

do starcia miedzy wrogimi silami; strategie obronne i ofensywne

rozwijaja sie, tak jak sie to dzieje w swiecie.

Gra wei-chi

ROZDZIAL DZIEWIATY

Zona Wu czula sie coraz gorzej. Byl wczesny wieczor. Wu Qichen od godziny zwilzal jej czolo. Ich corka parzyla poslusznie ziolowa herbate, ktora kupil, i razem poili rozgoraczkowana kobiete. Nie bylo jednak widac poprawy.

– Daj matce czyste ubranie, Chin-Mei – powiedzial.

Dziewczynka przyniosla niebieskie spodnie i T-shirt, po czym razem ubrali Yong-Ping. Wu odwiedzil nastepnie pobliski sklep z elektronika i zapytal, gdzie jest najblizszy szpital. Sprzedawca zapisal mu adres i Wu wrocil do mieszkania.

– Na pewno niedlugo bedziemy z powrotem – powiedzial corce. – Nie wolno ci w tym czasie nikomu otwierac. Kiedy wyjdziemy, zamknij drzwi na klucz.

Podal reke zonie i razem wyszli na ulice. Na Canal Street otaczalo ich tylu ludzi, tyle mozliwosci, tyle pieniedzy – jednak w tym momencie nie mialo to zadnego znaczenia dla biednego wystraszonego imigranta.

– Tutaj – rzucil nagle Duch, podjezdzajac do kraweznika na Canal Street, przy skrzyzowaniu z Mulberry Street, w Chinatown. – To wlasnie malzenstwo Wu.

Zanim jednak Turcy wyskoczyli z samochodu, Wu pomogl zonie wsiasc do taksowki, wsunal sie w slad za nia i odjechali.

Duch zaparkowal samochod dokladnie naprzeciwko domu, ktorego adres i klucze do frontowych drzwi dal mu przed pol godzina – na chwile zanim zostal zastrzelony – posrednik wspolpracujacy z Mahem.

Omiotl wzrokiem ulice, ocenil odleglosci i zauwazyl, jak wiele jest w poblizu sklepow jubilerskich. To oznaczalo, ze na ulicy beda dziesiatki uzbrojonych straznikow. Jesli zabija Wu przed zamknieciem sklepow, mozna sie spodziewac, ze ktorys z nich uslyszy strzaly i przybiegnie. Nawet pozniej istnialo pewne ryzyko. Beda musieli zalozyc kominiarki.

– Mysle, ze powinnismy to zalatwic w nastepujacy sposob – powiedzial powoli po angielsku i Turcy nadstawili uszu.

Po wyjsciu rodzicow Chin-Mei zrobila herbate swojemu braciszkowi Langowi, dala mu bulke i ryz, po czym usiadla razem z nim przed telewizorem.

Nagle rozleglo sie glosne, natarczywe pukanie do drzwi. Wstrzymujac ze strachu oddech, Chin-Mei sciszyla telewizor. Lang spojrzal na nia zdziwiony, lecz ona przystawila palec do ust, pokazujac, zeby byl cicho.

– Panie Wu? – odezwal sie kobiecy glos. – Jest pan tam, panie Wu? Mam wiadomosc od pana Changa.

Chin-Mei pamietala, ze Chang byl czlowiekiem, ktory uratowal ich ze statku.

– To wazne – mowila kobieta. – Pan Chang powiedzial, ze jestescie w niebezpieczenstwie. Pracowalam z panem Mahem. Zabito go. Wam tez to grozi. Musicie znalezc sobie jakies nowe mieszkanie. Pomoge wam je znalezc.

Chin-Mei zastanawiala sie, czy nie powinna pojsc z ta kobieta. Potem jednak przypomniala sobie, ze ojciec zakazal jej otwierac komukolwiek drzwi. Nie mogla byc nieposluszna.

Kobieta chyba sobie poszla – pukanie ustalo. Chin-Mei wlaczyla z powrotem fonie i przez kilka minut ogladala komediowy serial. Potem uslyszala zgrzyt klucza w zamku. Czyzby rodzice juz wrocili?

Kiedy wyjrzala do przedpokoju, drzwi otworzyly sie i do srodka wtargnal nieduzy sniady mezczyzna. Zamknal za soba drzwi i wycelowal do niej z pistoletu. Chin-Mei krzyknela i probowala podbiec do telefonu, lecz mezczyzna skoczyl za nia, zlapal ja wpol i przygwozdzil do podlogi, a potem zawlokl jej placzacego brata do lazienki, wepchnal go do srodka i zamknal drzwi.

– Stul gebe – nakazal dziewczynie. – Jesli jeszcze raz krzykniesz, zabije cie. – Wyjal z kieszeni komorke i wystukal numer. – Jestem w srodku – powiedzial. – Sa tutaj dzieciaki.

W mieszkaniu Lincolna Rhyme'a, pograzonym w polmroku z powodu szalejacej za oknem burzy, sledztwo nie posuwalo sie w ogole do przodu. Sachs siedziala, popijajac spokojnie ziolowa herbatke, co z jakiegos powodu potwornie irytowalo Rhyme'a.

Fred Dellray pojawil sie z powrotem i miedlil w palcach niezapalonego papierosa.

– Nie bylem zadowolony, kiedy to uslyszalem, i nie jestem zadowolony teraz – oznajmil. – Nie. Jestem. Zadowolonym. Facetem.

Nawiazywal do tak zwanych problemow z dyslokacja zasobow wewnatrz Biura, ktore spowodowaly poslizg w przydzieleniu im wiekszej liczby agentow. Osobiscie Dellray podejrzewal, ze facetom z Departamentu Sprawiedliwosci przemyt ludzi nie wydaje sie szczegolnie seksowny i z tego wzgledu nie poswiecaja mu zbyt duzo czasu.

Z dowodami rzeczowymi ze wszystkich miejsc przestepstw tez raczej im sie nie szczescilo.

– No dobra, a co z ta czerwona honda, ktora Duch ukradl na plazy? – odezwal sie z niecierpliwoscia Rhyme. – Czy ktos jej szuka w lesnych ostepach? Pojazd jest przeciez na liscie pilnie poszukiwanych.

– Przykro mi, Linc – odparl Sellitto. – Zero informacji.

– Mam ochote sie napic – westchnal zniechecony Rhyme. – Nadeszla pora na koktajl.

– Doktor Weaver zakazala ci alkoholu przed operacja – przypomnial Thom.

– Powiedziala, zebym unikal alkoholu, Thom. Unikanie to jeszcze nie abstynencja.

– Nie bede sie z toba wdawal w spory semantyczne, Lincoln. Zadnego alkoholu – zaznaczyl zdecydowanym tonem asystent i wycofal sie do kuchni.

Rhyme zamknal oczy i z gniewem wcisnal glowe w oparcie fotela. Wyobrazal sobie – co bylo kompletnym absurdem – ze w wyniku operacji odzyska wladze w ramieniu. Nikomu o tym nie mowil, ale czesto fantazjowal, iz operacja pozwoli mu podnosic rozne rzeczy. Czul niemal, jak jego palce zaciskaja sie na chlodnej szklance whisky.

Naraz zamrugal powiekami, slyszac brzek szkla na stojacym obok stoliku. W nozdrza wpadl mu surowy, przydymiony zapach whisky. Otworzyl oczy. To Amelia Sachs postawila mala szklaneczke szkockiej na poreczy jego wozka.

– Nie jest zbyt pelna – mruknal, ale w podtekscie zrozumialym dla nich obojga zabrzmialo to jak „dziekuje”.

Wypil przez slomke whisky, jednak nie ukoila ona frustracji i zniecierpliwienia, ktore odczuwal z powodu slimaczacego sie sledztwa. Spojrzal na tablice i nagle jego wzrok przyciagnela jedna z pozycji.

– Sachs! – zawolal. – Potrzebny mi jest numer telefonu. Szybko.

Duch trzymal tuz przy policzku lufe tokariewa model 51. Rozgrzany metal dodawal mu otuchy. Minela prawie godzina, odkad jeden z Turkow wszedl do srodka, zeby przypilnowac dzieci Wu. Na tym odcinku Canal Street

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату