– Kto wchodzil do srodka? – zapytala Sachs blondyna.

– Tylko ta mundurowa… zeby zobaczyc, czy ofiara jeszcze zyje.

– To dobrze. Chce z nia porozmawiac.

Detektyw dal znak umundurowanej policjantce.

– Chciala sie pani ze mna zobaczyc? – zapytala.

– Chce zobaczyc wylacznie pani but.

Kobieta zdjela z nogi pantofel i podala Amelii, ktora zrobila zdjecie podeszwy i zanotowala rozmiar, aby moc odroznic pozniej jej slady od tych; ktore pozostawili Duch i jego wspolnicy.

Nastepnie wlozyla bialy kombinezon z tyveku i naciagnela gumowe opaski na wlasne buty. Podnoszac wzrok, zobaczyla stojacego w drzwiach Sonny'ego Li.

– Przepraszam – powiedziala cierpko. – Moglbys sie cofnac?

– Jasne, jasne, Hongse – odparl szybko, odsuwajac sie na bok. – To duzy pokoj. Duzo rzeczy do obejrzenia. Znasz Konfucjusza, prawda?

– No, niezupelnie – mruknela, koncentrujac sie na czekajacym ja zadaniu.

– Konfucjusz napisal: „Nawet najdluzsza podroz musi sie zaczac od pierwszego kroku”. To znaczy, mysle, ze to chyba Konfucjusz. Moze ktos inny? Ja czytam wiecej Mike'a Spillane'a niz Konfucjusza.

Sachs zalozyla na glowe sluchawki i wlaczyla motorole.

– Sluchaj, Rhyme, mamy tu prawdziwy syf – szepnela, zerkajac na zwloki.

– Opowiadaj – zazadal. – Najpierw plan budynku.

– Magazyn polaczony z biurem. Mniej wiecej dziesiec na pietnascie metrow, biuro trzy na szesc. Cztery metalowe biurka, osiem krzesel. Nie, dziewiec. Jedno przewrocone. – Przewrocone bylo krzeslo, do ktorego przywiazano Tanga, gdy Duch go torturowal i zabil. – Rzedy metalowych regalow, na nich kartony z artykulami spozywczymi. Puszki i celofanowe opakowania. Dostawy dla restauracji.

– Dobrze – odezwal sie Rhyme. – Zacznij rysowac siatke, Sachs.

Zabrala sie do roboty. Znalazla dwie luski i na tym koniec. Po dwudziestu minutach metodycznego przeszukiwania nie odkryla wlasciwie nic wiecej, co mogloby im wskazac miejsce, gdzie ukrywa sie Duch.

Obejrzala dokladnie sufit i wciagnela w nozdrza zapachy – dwie wazne dyrektywy Rhyme'a – ale i to nic jej nie dalo. Az podskoczyla w miejscu, uslyszawszy nagle jego glos.

– Mow do mnie, Sachs.

– Miejsce zostalo zdemolowane. Pootwierane szuflady, poprzewracane krzesla, rozbite szklo.

– W trakcie walki?

– Niewykluczone, ale moim zdaniem, to glownie wandalizm.

– Jak wygladaja ich odciski butow?

– Wszystkie gladkie.

Wiedziala, ze Rhyme liczy na jakies okruchy gruntu albo wlokna, ktore moglyby doprowadzic ich do kryjowki Ducha, jednak do gladkich podeszew nic nie przylega.

– Dobrze, Sachs, kontynuujmy. Co mowia ci odciski stop?

– Mysle, ze…

– Nie mysl, Sachs. Poczuj to.

Jego uwodzicielski, niski glos hipnotyzowal ja; kazde slowo przenosilo ja blizej samej zbrodni, jakby w niej uczestniczyla.

– Zawezmy to, Sachs. Jestes szmuglerem. Znalazlas czlowieka, ktory cie zdradzil. Co masz zamiar zrobic?

– Mam zamiar go zabic.

„Zobaczylem na drodze wrone. Dziobala jedzenie. Inna wrona probowala je ukrasc i pierwsza wrona nie tylko ja odgonila, ale ja scigala i probowala wydziobac jej oczy”.

Nagle ogarnal ja gwaltowny, nieukierunkowany gniew.

– Wlasciwie usmiercenie go nie jest wazne. Przede wszystkim chce mu zadac bol, okaleczyc.

– Co robisz? Dokladnie.

Zawahala sie, oblewajac sie potem w goracym kombinezonie.

– Ja nie… ja nie moge…

– „Ja”, Sachs? Kim jest to „ja”? Jestes przeciez Duchem, pamietasz o tym?

– Mam z nim klopoty, Rhyme – odparla, czujac sie solidnie usadowiona we wlasnej osobowosci. – W Duchu jest cos takiego… – Ponownie sie zawahala. – On jest daleko po drugiej stronie. Tam naprawde jest dosyc podle.

– Idz tam, Sachs – wymamrotal Rhyme. – Idz. Sprowadze cie z powrotem. Znalazlas czlowieka, ktory cie zdradzil. Jestes na niego wsciekla. Co robisz?

– Trzej towarzyszacy mi ludzie przywiazuja Tanga do krzesla i kaleczymy go nozami lub brzytwami. Jest przerazony, krzyczy. Nie spieszy sie nam.

Wyobrazony gniew nagle znikl i jego miejsce zajal niesamowity spokoj. Ogarnelo ja szokujace, wrecz magnetyczne doznanie. Oddychajac ciezko, czula to, czego doswiadczal Duch – siegajaca trzewi satysfakcje, jaka dawal widok pelnej meki i powolnej smierci czlowieka, ktory go zdradzil.

W slad za ta mysla przyszla nastepna.

– Ja… nie torturuje Tanga. Maja to robic inni, tak ze ja moge sie przygladac. To daje mi wiecej satysfakcji. I kaze im najpierw odciac mu powieki, zeby Tang musial patrzec, jak go obserwuje. – Przelknela sline. – Chce, zeby to trwalo i trwalo.

– No dobrze, Sachs. To znaczy, ze jest jakies miejsce, z ktorego go obserwujesz…

– Tak. Jest tutaj krzeslo stojace naprzeciwko Tanga, mniej wiecej trzy metry od ciala. – Nagle zalamal jej sie glos. – Sama nie wiem… Co nam da wiedza o tym, gdzie siedzial? Na nogach mial te cholerne buty o gladkich podeszwach. To jedyne znane nam miejsce, w ktorym przebywal Duch, ale jakie tu mozna znalezc dowody?

Wciaz czujac sie splugawiona przez obecnosc Ducha wewnatrz swego umyslu, spojrzala na krzeslo.

– Musi tam cos byc – kontynuowal Rhyme.

Slyszal w jej glosie frustracje. Przypuszczal, iz wolalaby, by sam tu przyjechal i sam rysowal siatke.

– Nie wiem… – powtorzyla slabym glosem.

– Ja tez nie wiem, do diabla – zaklal nagle Rhyme. – Czy to krzeslo stoi?

– To, na ktorym siedzial Duch, zeby sie przygladac? Tak.

– Ale co z tego wynika dla nas?

W jego glosie tez zabrzmiala frustracja.

Amelia Sachs utkwila wzrok w krzesle i uwaznie mu sie przyjrzala.

– Mam pewien pomysl. Poczekaj. – Podeszla blizej i zajrzala pod krzeslo. – Na podlodze sa rysy, Rhyme. Duch pochylil sie do przodu, zeby lepiej widziec. Skrzyzowal nogi pod krzeslem. To oznacza, ze na podloge mogly spasc drobiny, ktore utkwily miedzy podeszwa i gorna czescia buta. Odkurze to miejsce.

– Doskonale, Sachs – powiedzial. – Uzyj odkurzacza. Rozesmiala sie cicho.

– Jestem z toba, Rhyme. Dzieki.

Zdala sobie sprawe, ze od poczatku wiedzial, iz pod krzeslem beda jakies slady. Udal frustracje, zeby zwrocic na siebie jej uwage i wydobyc ja z ciemnosci. Wlasnie w takich zmylkach mozna odnalezc milosc.

– Przeciez obiecalem, ze sprowadze cie z powrotem. Teraz troche posprzataj.

Sachs odkurzyla podloge pod krzeslem i wokol niego, po czym wyjela filtr z przenosnego odkurzacza marki Dustbuster i umiescila go w plastikowej torebce na dowody.

– Co sie stalo potem? – zapytal Rhyme.

Ocenila kat, pod jakim trysnela krew po strzalach, ktore zabily Tanga.

– Wyglada to tak, ze kiedy Tang w koncu skonal, Duch wstal z krzesla i strzelil do niego. A potem jego pomagierzy zdemolowali magazyn.

– Skad wiesz, ze wydarzylo sie to w takiej kolejnosci?

– Poniewaz jedna z lusek znalazlam pod smieciami. A na krzesle, na ktorym siedzial Duch, lezalo szklo. Zrobie elektrostatyczne odciski butow.

– Nie mow mi, co zrobisz, Sachs. Po prostu zrob to – mruknal Rhyme, ktory znowu byl soba.

– Mam juz wszystko – oznajmila po pol godzinie zmudnej roboty. – Bede za dwadziescia minut.

Kiedy wychodzila z magazynu, zadzwonila jej komorka. Byla zaskoczona i zadowolona, gdy okazalo sie, ze to

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату