– Changowie i Wu… gdzie oni sa? – zapytal, sciskajac dlon jeszcze silniej i z zadowoleniem uslyszal cichy jek.
Mah zerknal na Turkow. Zastanawial sie, jaka maja bron – noze, garoty czy pistolety. W koncu jednak wystarczyl slaby uscisk dloni Ducha, by zaczal mowic.
– W dwoch roznych miejscach. Wu Qichen zamieszkal w Chinatown. Zalatwil mu mieszkanie moj posrednik.
– Gdzie moge znalezc tego posrednika?
Mah szybko wyrecytowal nazwisko i adres.
– A ci drudzy?
– Sam Chang zabral rodzine do Queens.
– Do Queens? – zdziwjl sie Duch. – A konkretnie?
Mah wskazal glowa biurko.
– Tutaj. Adres jest na tej kartce.
Duch podniosl ja, zerknal na adres i schowal kartke do kieszeni. Nastepnie puscil dlon szefa tongu i powoli start kciukiem pot, ktory splynal z reki Maha.
– Wyswiadczyl mi pan grzecznosc, za co dziekuje – powiedzial. – Jestem panskim dluznikiem. Teraz dla odmiany ja wyswiadcze panu grzecznosc.
– Grzecznosc? – zapytal drzacym glosem Mah.
– Jakie inne firmy pan posiada, panie Mah?
– Glownie kasyna – odparl pewniejszym glosem Chinczyk.
– No tak, hazard, jasne. Prosze mi powiedziec, kto przeszkadza panu w interesach? Inny tong? Policja? Moge pomowic z ludzmi. Mam koneksje we wladzach. Bardzo wysoko. Moge sprawic, ze nikt nie bedzie nachodzic panskich kasyn.
– Nie chodzi o Chinczykow ani o policje. Szykanuja nas Wlosi. Mlodzi Wlosi podkladaja bomby, bija klientow, rabuja kasyna.
– Wlosi – zadumal sie Duch. – Jak ich nazywaja? Jest takie pogardliwe okreslenie. Nie moge sobie przypomniec.
– Makaroniarze – podpowiedzial po angielsku Mah.
– Makaroniarze. – Duch rozejrzal sie po pokoju i zmarszczyl brwi. – Ma pan grubo piszacy flamaster? Albo jakies farby?
– Farby? – Mah podazyl wzrokiem w slad za Duchem. – Nie. Ale moge wezwac z dolu moja asystentke. Kaze jej przyniesc.
– Nie trzeba – odparl Duch. – Mam juz inny pomysl.
Lon Sellitto przestal na chwile rozmawiac przez swoja nokie i spojrzal na czlonkow zespolu.
– Mamy trupa w Chinatown. Zadzwonil do mnie detektyw z piatego komisariatu – oznajmil.
Rhyme zmarszczyl z niepokojem czolo. Czy Duch wysledzil juz i zabil kolejnego imigranta?
Sellitto zakonczyl tymczasem rozmowe.
– Nie wyglada, zeby Duch maczal w tym palce – oswiadczyl. – Ofiara nazywa sie Jimmy Mah.
– Znalem go – powiedzial Eddie Deng. – Byl szefem tongu.
Alan Coe pokiwal glowa.
– Ja tez o nim slyszalem. Organizowal komitet powitalny.
– Co to znaczy? – zapytal cierpko Rhyme.
– Przybywajac do Chinatown, bezpanstwowcy zwracaja sie do ludzi, ktorzy zalatwiaja im bezpieczne mieszkania i daja troche pieniedzy – wyjasnil agent urzedu imigracyjnego. – Nazywa sie to komitetem powitalnym.
– Dlaczego sadzisz, ze to morderstwo nie jest zwiazane ze sprawa? – zapytal Rhyme, zwracajac sie do Sellitta.
– Na scianie za biurkiem, gdzie znaleziono zwloki, namalowany byl napis: „Nazywacie nas makaroniarzami i zabieracie nasze domy”. Tak sie sklada, ze namalowany byl krwia Jimmy'ego Maha.
– Stara rywalizacja miedzy mafiosami i tongami – mruknal Deng.
Amelia Sachs spojrzala na Rhyme'a.
– A moze Duch zabil Maha i zaaranzowal to tak, zeby rzecz wygladala na mafijne porachunki? Czy nie powinnam sprawdzic miejsca zbrodni?
Rhyme przez chwile sie nad tym zastanawial.
– Nie. Jestes mi potrzebna tutaj – uznal. – Zadzwon do Dellraya w Federal Building – polecil Eddiemu Dengowi – i zawiadom go o zabojstwie.
Dellray byl w tej chwili na Dolnym Manhattanie, gdzie zabiegal o przydzial dodatkowych agentow i specjalny zespol taktyczny.
Rhyme ponownie podjechal wozkiem do tablicy i stolu, na ktorym lezaly dowody rzeczowe. Zastanawial sie, co jeszcze moga zrobic.
– Przyjrzyjmy sie jeszcze raz krwi – rzekl w koncu i spojrzal na pobrane przez Sachs probki krwi rannej imigrantki.
Dla Lincolna Rhyme'a krew byla ulubionym dowodem rzeczowym. Latwo dalo sie ja spostrzec; przywierala niczym klej do wszystkich powierzchni; zawarte w niej informacje mozna bylo odtworzyc po wielu latach.
– Sprawdzmy, czy nasza ranna nie zazywala narkotykow albo jakiegos rzadkiego lekarstwa. Zadzwoncie do zakladu medycyny sadowej i kazcie zrobic pelne badanie.
Kiedy Cooper rozmawial z zakladem medycyny, zadzwonil telefon Sellitta. Rhyme domyslil sie z wyrazu twarzy detektywa, ze otrzymal zle wiadomosci.
– To znowu piaty komisariat – rzekl Sellitto. – Kolejne zabojstwo. Chinatown. Tym razem to na pewno Duch. Oj ludzie, to mi sie nie podoba – dodal, potrzasajac glowa.
– To znaczy?
– Powiedzieli, ze to nieprzyjemne, Linc.
„Nieprzyjemne” nie jest slowem, ktore pada zbyt czesto z ust nowojorskich funkcjonariuszy wydzialu zabojstw.
Sellitto zapisal jakies informacje, po czym wylaczyl telefon i zerknal na Amelie Sachs.
– Szykuj sie – powiedzial. – Trzeba zbadac miejsce zbrodni.
– Hej, Hongse – baknal nerwowo Sonny Li, gdy pedzacy z szybkoscia stu dziesieciu kilometrow na godzine autobus ekipy dochodzeniowej wyprzedzil taksowke na szosie Roosevelta. – My jedziemy naprawde szybko.
Z tylu za nimi siedzieli Eddie Deng i agent Alan Coe.
– Ktoredy, Eddie? – zapytala Sachs.
– Przy Bowery skrec w lewo i po dwoch przecznicach w prawo.
Zwolniwszy do osiemdziesieciu, Sachs skrecila w zalana deszczem Canal Street, opanowala poslizg, mijajac o wlos ciezarowke, po czym dodala gazu.
– Dziesieciu piekielnych sedziow… – zamruczal Li.
Trzy minuty pozniej autobus zatrzymal sie przy wylocie alejki prowadzacej do uchylonych drzwi niewielkiego magazynu. Sachs i Deng wysiedli.
– Hej, detektywie – zawolal Deng do blondyna w garniturze.
Kiedy ten skinal do nich glowa, Deng przedstawil go Amelii Sachs. Facet pracowal w wydziale zabojstw piatego komisariatu.
– Co to za miejsce? – zapytala.
– Magazyn. Wyglada na to, ze wlasciciel jest czysty. Skontaktowalismy sie z nim i nie wie nic procz tego, ze zabity… nazywal sie Jerry Tang… pracowal tutaj. Zajmowal sie glownie podrasowywaniem bryk i ich prowadzeniem.
Detektyw wskazal na stojace w alejce srebrzyste bmw X5. To byl samochod, ktorym Tang pojechal rano na Long Island, zeby odebrac Ducha. W tylnych drzwiach widac bylo dziure po kuli.
Okazalo sie, ze patrolujaca teren funkcjonariuszka uslyszala jakies krzyki i strzaly dochodzace z budynku i spostrzegla stojace przed nim bmw. Postanowila wejsc do srodka i wowczas zobaczyla to, co zostalo z Jerry'ego Tanga. Torturowano go nozem lub brzytwa. Nie mial skory, w tym rowniez powiek. Sonny Li, wroni detektyw, mial racje: Duch w pierwszej kolejnosci zabil czlowieka, ktory go zdradzil.