specjalnego kierujacego biurem FBI na Manhattanie. Obaj mieli posepne miny.
Chwile pozniej pojawil sie trzeci mezczyzna. Przyjrzawszy sie jego swiezo wyprasowanemu granatowemu garniturowi i bialej koszuli. Rhyme uznal, ze to kolejny agent FBI. lecz gosc przedstawil sie zwiezle jako Webley ze Stanu.
A wiec sprawa zainteresowal sie rowniez Departament Stanu, pomyslal Rhyme. To byl dobry znak. Dellray musial rzeczywiscie uzyc bardzo wysokich
– Przepraszam, ze przeszkadzam. Lincoln – baknal Peabody.
– Musimy z panem porozmawiac. Cos sie wydarzylo dzis wieczorem w centrum Manhattanu – oznajmil zastepca agenta specjalnego.
– W zwiazku ze sprawa? – zapytala Sachs.
– Nie wydaje nam sie, zeby to bylo z nia zwiazane. Ale obawiam sie. ze bedzie mialo pewne implikacje.
No dalej, wyrzuccie to z siebie wreszcie, pomyslal niecierpliwie Rhyme.
– Ktos podlozyl dzis wieczorem bombe na podziemnym parkingu naprzeciwko Federal Building.
– Dobry Boze… – szepnal Mel Cooper.
– Zrobil to w samochodzie Freda Dellraya.
– Nie! – krzyknela Amelia.
– Nic mu sie nie stalo – dodal szybko zastepca agenta specjalnego. – Ladunek nie wybuchl.
Rhyme zamknal na chwile oczy.
– Co to bylo? – zapytal.
– Dynamit z wylacznikiem przyciskowym. Wybuchl tylko detonator.
– Dlaczego uwazacie, ze to nie ma zwiazku ze sprawa? – zapytal Rhyme.
– Dwadziescia minut przed wybuchem anonimowy rozmowca zadzwonil pod numer dziewiecset jedenascie. Meski glos o nieustalonym akcencie oznajmil, ze rodzina Cherenko planuje kroki odwetowe za aresztowania, do ktorych doszlo w zeszlym tygodniu.
Rhyme przypomnial sobie, ze Dellray przeprowadzil niedawno duza tajna operacje w Brooklynie, mateczniku rosyjskiej mafii.
Zauwazyl rowniez, ze Webley z Departamentu Stanu nie powiedzial ani slowa od momentu, gdy sie pojawil. Skrzyzowal rece na piersi i stal w milczeniu przy tablicy, wbijajac w nich wzrok. Rhyme uswiadomil sobie, na czym polegaja „implikacje”, o ktorych wspomnial zastepca agenta specjalnego. Partner Dellraya zginal w zamachu bombowym w Oklahoma City.
– Fred chce, zeby wylaczyc go ze sprawy? – zapytal.
Zastepca agenta specjalnego pokiwal glowa.
– Uprzatnal juz biurko.
Rhyme'owi trudno bylo go winic.
– Potrzebujemy pomocy – rzekl. – Fred zalatwial nam wlasnie specjalna grupe taktyczna i kilku dodatkowych agentow. Brakuje nam wsparcia.
– Rano bedziecie mieli nowego agenta oraz informacje w sprawie grupy taktycznej – zapewnil go zastepca agenta specjalnego.
– Slyszalem o tym, co sie przytrafilo Alanowi Coe – rzekl Peabody. – Przed domem Wu. Przepraszam.
– Zlapalibysmy Ducha, gdyby Coe nie strzelil – powiedzial z naciskiem Li.
– Wiem. Sluchajcie, to porzadny facet. Jest tylko troche narwany. Staram sie nie oceniac go zbyt surowo. Zalamal sie lekko, kiedy zaginela jedna z jego informatorek. Domyslam sie, ze czul sie winny. Wzial bezplatny urlop. Nie chce o tym mowic, ale slyszalem, ze wyjezdzal za granice, by sie dowiedziec, co sie z nia stalo. W koncu wrocil do pracy i od tego czasu nie odpuszcza nikomu. To jeden z moich najlepszych agentow.
Oczywiscie pominawszy drobne uchybienia w rodzaju umozliwienia ucieczki podejrzanym, pomyslal cierpko Rhyme.
Peabody, Webley i zastepca agenta specjalnego wyszli, zapewniwszy Rhyme'a raz jeszcze, ze rano zglosi sie do niego nowy oficer lacznikowy z FBI.
– W porzadku, zabieramy sie z powrotem do roboty – zawolal kryminolog, zwracajac sie do Sellitta, Amelii Sachs, Coopera i Li. – Czego dowiedzialas sie w klinice?
Sachs powtorzyla dokladnie, co powiedzieli jej Wu. Changowie byli gdzies w Queens i jezdzili niebieska furgonetka nieznanej marki o nieznanych numerach rejestracyjnych. Mieli rowniez niemowle, ktorego matka utonela na frachtowcu.
– Ma na imie Po-Yee. To znaczy „Drogocenne Dziecko”.
Rhyme zauwazyl szczegolny wyraz twarzy Sachs, kiedy wspomniala o niemowleciu. Wiedzial, jak bardzo chciala dziecka – i ze chciala je miec z nim. Bez wzgledu na to, jak dziwny mogl mu sie wydac ten pomysl przed kilku laty, w glebi ducha nawet mu sie podobal. Jego motywy jednak przynajmniej po czesci nie mialy nic wspolnego z pragnieniem bycia ojcem. Amelia Sachs, jak zaden inny znany mu zawodowy policjant poza nim samym, posiadla umiejetnosc wczuwania sie w sposob myslenia sprawcy i odnajdywala dzieki temu dowody rzeczowe, ktore umykaly uwagi innych. Ale to, co czynilo z niej idealna policjantke na miejscu zbrodni, narazalo ja rowniez na niebezpieczenstwo. Sachs, ktora wladala po mistrzowsku bronia palna i byla prawdziwym asem kierownicy, czesto zjawiala sie pierwsza, gdy trzeba bylo kogos aresztowac, gotowa wyciagnac bron i ujac sprawce. Tak jak to sie stalo dzisiaj przy domu Wu. Rhyme nigdy nie poprosilby jej, by przestala sie narazac. Zywil jednak nadzieje, ze majac w domu dziecko, ograniczylaby sie wylacznie do czynnosci dochodzeniowych, w czym byla jako policjantka najlepsza.
Tok jego mysli przerwal nagle Mel Cooper.
– Sa wyniki chromatografii wlokien.
Po kilku sekundach pojawily sie na ekranie.
– To wykladzina dywanowa marki Lustre-Rite. Producentem jest firma Arnold Textile & Carpeting w Wallingham w stanie Massachusetts. Mam ich numery telefonow.
– Niech ktos do nich zadzwoni – polecil Rhyme. – Interesuja nas zamowienia z Dolnego Manhattanu. Z ostatniego okresu, prawda, Mel?
– Najprawdopodobniej, skoro tych wlokien jest az tyle. Wiekszosc wlokien odpada od wykladziny najpozniej w ciagu szesciu miesiecy od zalozenia.
– Zajme sie tym – powiedzial Sellitto. – Ale nie oczekujcie cudow – dodal, wskazujac glowa zegar. Dochodzila jedenasta wieczor.
– Chyba maja tam nocna zmiane – rzekl Rhyme. – Brygadzista bedzie znal domowy numer szefa.
– Zobacze, co sie da zrobic.
Cooper tymczasem badal slady, ktore Amelia znalazla w blazerze.
– Jak sadzisz, Lincoln? Czy to mierzwa? Pochodzi z dywanika.
– Polecenie, wejscie, mikroskop – rozkazal Rhyme i obraz z mikroskopu pojawil sie na ekranie jego komputera. Kryminolog rozpoznal slady swiezej cedrowej mierzwy.
– Duzo zieleni jest wokol Battery Park City – mruknal Sellitto, majac na mysli luksusowe apartamentowce na Dolnym Manhattanie, gdzie, na co wskazywaly uzyskane wczesniej dowody, Duch mogl posiadac mieszkanie.
Za duzo zieleni, pomyslal Rhyme.
– Co wiemy na temat zwlok? – zapytal.
– Niewiele – odparla Sachs.
Wspolnik Ducha nie mial przy sobie dokumentow.
– Hej, jest tak, jak myslalem, Loaban – odezwal sie nagle Sonny Li, wskazujac zrobione polaroidem zdjecie zabitego. – Jego twarz, widzisz? On jest Kazach, Tadzyk, Ujgur… Z mniejszosci, tak jak mowilem, pamietasz?
– Pamietam – powiedzial Rhyme. – Zadzwon do naszego przyjaciela z tongu… do pana Cai. Powiedz, ze naszym zdaniem bandyci rekrutuja sie z tych mniejszosci. To pomoze mu zawezic poszukiwania. Balistyka? – zapytal po chwili.
– Duch nadal uzywa tokariewa model piecdziesiat jeden – poinformowala go Sachs.
– Mowilem, to bardzo solidny pistolet – wtracil Li.
– A bron zabitego?
– Zbadalam ja. To stary walther PPK.
– Gdzie jest teraz? – zapytal Rhyme, do ktorego nie dotarla ta bron.
Amelia Sachs i Sonny Li wymienili miedzy soba szybkie porozumiewawcze spojrzenia.