– Maja go chyba federalni – powiedziala z roztargnieniem Amelia.
Li uciekl wzrokiem w bok i Rhyme od razu domyslil sie, ze po zbadaniu pistoletu Sachs przekazala go chinskiemu policjantowi. Coz, chyba mu sie nalezal, pomyslal. Gdyby nie Li, niewykluczone, ze zgineliby Deng, Sachs i corka Wu.
– Wlasnie rozmawialem z jednym z szefow Arnold Textile – zawolal Sellitto. – Ta konkretna wykladzina jest wylacznie w sprzedazy komercyjnej. To ich czolowy produkt. Dal mi liste dwunastu dzialajacych na tym terenie duzych przedsiebiorcow budowlanych i dwudziestu szesciu hurtowni, ktore sprzedaja wykladziny instalatorom i podwykonawcom.
– Do diabla – zaklal Rhyme. Sporzadzenie pelnej listy mieszkan wyposazonych w wykladzine Lustre-Rite moglo sie okazac trudnym zadaniem. – Zlec to komus.
W tym momencie zadzwonil jego prywatny telefon i Rhyme odebral go. Aparat nastawiony byl na tryb glosno mowiacy.
– Lincoln? – odezwal sie kobiecy glos.
– Dobry wieczor, doktor Weaver – odparl, czujac, jak przechodzi go dreszcz.
– Wiem, ze jest pozno. Nie przeszkadzam panu?
– Nie, skadze – zapewnil ja Rhyme.
– Mam juz dokladne informacje na temat operacji. Odbedzie sie w Manhattan Hospital w przyszly piatek o dziesiatej rano. Spotkamy sie na sali przedoperacyjnej oddzialu neurochirurgii na trzecim pietrze.
– Doskonale – odparl i zyczyl jej dobrej nocy.
Amelia Sachs nie odezwala sie ani slowem. Rhyme wiedzial, ze wolalaby, aby nie poddawal sie zabiegowi. Jak dotad pozytywne rezultaty odnotowano glownie u pacjentow, ktorych urazy byly o wiele mniej powazne niz Rhyme'a. Przy tym operacja wiazala sie z ryzykiem: jego stan mogl sie po niej nawet pogorszyc. Sachs rozumiala jednak, jakie to dla niego wazne, i miala zamiar go wspierac.
– No coz – oznajmila w koncu ze stoickim spokojem. – W takim razie musimy zlapac Ducha przed przyszlym piatkiem.
Rhyme zauwazyl, ze Thom bacznie mu sie przyglada.
– Na dzisiaj koniec – oswiadczyl nagle stanowczym glosem asystent.
Amelia, Sellitto i Cooper rowniez byli za tym, zeby zakonczyc dzien pracy.
– Bunt na pokladzie – mruknal Rhyme. Odczuwal dziwne zmeczenie, lecz skladal je na karb zaangazowania w sprawe, ktora tak go pochlaniala. – Zostajesz dzisiaj na noc, Sonny – powiedzial.
– I tak nie mam gdzie pojsc, Loaban. Jasne.
– Thom przygotuje ci pokoj. Ja bede na gorze. Jesli masz ochote, mozesz mnie odwiedzic. Daj mi tylko dwadziescia minut.
Li kiwnal glowa.
– Zawioze cie na gore – zaproponowala Amelia.
Rhyme wjechal wozkiem do malej windy i Sachs weszla tam za nim. Lincoln zerknal na jej twarz. Byla zamyslona, ale wyczuwal, ze to nie wiaze sie ze sprawa.
– Czy jest cos, o czym chcialabys porozmawiac, Sachs? – zapytal.
Nie odpowiadajac, wcisnela guzik windy.
Zblizala sie polnoc. Przywodca Stowarzyszenia Pracownikow Wschodniego Broadwayu siedzial w swoim gabinecie od ulicy, rozmawiajac z czlowiekiem, ktorego widzial po raz pierwszy w zyciu. Jego gosc mogl sie jednak okazac bardzo cenny, wiedzial bowiem, gdzie ukrywaja sie Changowie.
– Skad znasz tych ludzi? – zwrocil sie do mezczyzny, ktory podal mu tylko swoje nazwisko: Tan.
– Chang jest przyjacielem mojego brata w Chinach. Zalatwilem im mieszkanie, a takze prace dla Changa i jego syna.
– Gdzie jest to mieszkanie? – zapytal od niechcenia przywodca tongu.
– To jest wlasnie informacja, ktora chce sprzedac – odparl mezczyzna, energicznie gestykulujac. – Jesli Duch chce znac adres, musi za to zaplacic. Bede pertraktowal tylko z Duchem.
– To niebezpieczne – ostrzegl przywodca tongu. – Ile nam zaplacisz, jesli cie z nim skontaktujemy?
– Dziesiec procent od tego, co mi zaplaci.
Okresliwszy wstepne warunki, przystapili do negocjacji. W koncu zgodzili sie na trzydziesci procent, pod warunkiem, ze suma bedzie wyplacona w amerykanskich dolarach.
Przywodca tongu wyjal komorke i wystukal numer. Kiedy Duch odebral telefon, przedstawil mu sie.
– Mam tutaj kogos – oznajmil – kto wynajal mieszkanie rozbitkom z „Fuzhou Dragona”. Rodzinie Changow.
Duch przez chwile milczal.
– Niech to udowodni – rzekl w koncu.
Przywodca tongu przekazal to swojemu gosciowi.
– Zachodnie imie Changa brzmi Sam – odpowiedzial Tan. – Jest tam tez starszy mezczyzna, jego ojciec. I dwaj chlopcy. Aha, i zona, Mei-Mei. Maja tez niemowle.
– Skad on ich zna? – zapytal Duch.
– To brat przyjaciela Changa z Chin.
– Powiedz mu, ze zaplace za informacje sto tysiecy jednokolorowych – odparl po krotkim zastanowieniu Duch.
Przywodca tongu zapytal, czy Tan akceptuje te sume. Jego gosc natychmiast sie zgodzil i wiadomosc zostala przekazana Duchowi.
– Kaz mu przyjsc do mnie jutro rano o wpol do dziewiatej. Wiesz gdzie – powiedzial szmugler i sie rozlaczyl.
Rece Sama Changa drzaly, a oddech byl urywany i krotki, kiedy opuscil siedzibe Stowarzyszenia Pracownikow Wschodniego Broadwayu. Nagle jednak sie zasmial. Coz za niesamowity pomysl – targowal sie z tym czlowiekiem o cene zycia swojej rodziny.
Zdawal sobie sprawe, ze pewnie zginie. I w tym momencie pomyslal przede wszystkim o Williamie, swoim pierworodnym. Och, synu. Owszem, zaniedbywalem cie. Ale powinienes zrozumiec, ze robilem to, bo chcialem lepszej ojczyzny dla ciebie i twoich dzieci. A kiedy zycie w Chinach stalo sie zbyt niebezpieczne, przywiozlem cie tutaj, porzucajac moj ukochany kraj.
O milosci, synu, nie swiadczy kupowanie gadzetow, czestowanie lakociami ani zapewnienie komus wlasnego pokoju. Milosc to dyscyplina, dawanie przykladu i poswiecenie – nawet wlasnego zycia.
Amelia Sachs jechala do srodmiescia, nie przekraczajac raczej, co dla niej nietypowe, limitu szybkosci, i powtarzajac w mysli rozmowe z lekarzem sprzed kilku tygodni.
– A, pani Sachs. Tu pani jest.
– Dzien dobry, doktorze.
– Wlasnie rozmawialem z lekarzem Lincolna Rhyme'a.
– Po pana minie widze, ze nie ma pan dla mnie dobrych wiadomosci.
– Moze usiadziemy tam w rogu?
– Tu jest dobrze. Niech mi pan powie. Bez owijania w bawelne.
Caly jej swiat legl nagle w gruzach, zalamaly sie wszystkie plany na przyszlosc. Jak mogla temu zaradzic?
Coz, pomyslala, zatrzymujac samochod, jest jedna rzecz…
Przez dluzszy czas siedziala, nie ruszajac sie z miejsca. To szalenstwo, powiedziala sobie. Ale potem wiedziona jakims impulsem, wysiadla z camaro i ze spuszczona glowa weszla do bloku. Wspiela sie po schodach. I zapukala do drzwi.
Kiedy sie otworzyly, usmiechnela sie do Johna Sunga. On tez sie do niej usmiechnal i zaprosil gestem do srodka.
Sonny Li wszedl do sypialni Lincolna Rhyme'a, trzymajac w reku reklamowke.
– Kiedy bylem w Chinatown z Hongse, Loaban, kupilem kilka rzeczy. Mam dla ciebie prezent.
– Prezent? – zapytal Rhyme ze swojego nowego lozka marki Hill-Room Flexicair.
– Patrz, co tu mam. – Li trzymal w rekach nefrytowa figurke groznie wygladajacego mezczyzny z lukiem i strzala. Postawil ja na stoliku przy polnocnej scianie, po czym wrocil do torby i wyjal z niej kilka kadzidelek.
– Nie bedziesz tego tutaj palil!