samego rana doslownie wylazila ze skory.

Wieczorem nie mozna bylo poznac miejscowych oberwancow.

Kazdy mial schowana w dobrze ukrytym kuferku zupelnie przyzwoita odziez. Nigdy jeszcze mieszkancy wyspy nie golili sie tak starannie, nigdy jeszcze tak uwaznie nie czesali wlosow odzwyczajonych od szczotki i grzebienia, nigdy nie zuzyli takiej ilosci mydla i wody i nigdy tak dlugo nie podziwiali siebie w kawalkach luster…

A te kawalki odbijaly najrozmaitsze twarze: czarna jak sadza, lsniaca twarz Murzyna, i waskie oczy zoltolicego Chinczyka, i zzarta przez sol i wiatry twarz starego wilka morskiego, i jaskrawie czerwona twarz Indianina z wymyslnymi kolczykami w uszach.

Lecz wszyscy — starzy i mlodzi, biali i czarni — mysleli o jednym:

„Doprawdy, nie jestem brzydki! Wszystko moze sie zdarzyc! Kto zna tajemnice kaprysnego serca kobiety?”

Kazdy wyspiarz, bez wzgledu na minimalne szanse, marzyl o tym, by zostac wybrancem miss Kingman.

Posrodku kajuty ogolnej wzniesiono trybune.

Na to wzniesienie punktualnie o dziewiatej wieczorem wprowadzono miss Kingman w bialej slubnej sukni wraz z towarzyszacymi jej Ida Daudet i Maggie Flores.

Na ten widok chor zaintonowal piesn. Wykonanie nie odznaczalo sie harmonia i brzmialo okropnie dla muzykalnego ucha miss Kingman, ale nie mozna bylo zarzucic spiewakom braku entuzjazmu. Kolysaly sie lampiony i powiewaly flagi, kiedy kilkadziesiat zachrypnietych glosow wylo i krzyczalo: „Niech zyje, niech zyje!”

„Narzeczona”, posepna i wzruszona, weszla na wysokie podium.

Slayton zwrocil sie do niej z okolicznosciowym przemowieniem. Wskazal na „niezlomne” prawo gloszace, ze kazda kobieta przybywajaca na Wyspe Zaginionych Okretow musi sobie wybrac meza.

— Moze to prawo wyda sie pani surowe, lecz jest konieczne i koniec koncow sprawiedliwe. Przed wydaniem ustawy sprawa rozstrzygana byla za pomoca sily, walka na noze miedzy kandydatami. I ludnosc wyspy ginela jak w czasie epidemii…

Tak, wszystko to bylo moze nawet sluszne, ale wskutek tego nie bylo miss Kingman lzej na sercu. Jej oczy szukaly pomocy. Lecz wsrod zebranych nie spostrzegla ani Huttlinga, ani Simpkinsa. Slayton zauwazyl to spojrzenie i usmiechnal sie.

Rozpoczela sie defilada narzeczonych… Cala ta halastra wzbudzala w miss Kingman lek, pogarde, a czasami mimowolny usmiech, kiedy na przyklad stanal przed nia z laseczka w reku najstarszy mieszkaniec wyspy — Wloch Julio Bocco.

Trzeba powiedziec, ze Slayton w glebi serca obawial sie konkurencji tego Matuzalema. Istotnie, Bocco mial pewne szanse. Vivian, patrzac na niego, powstrzymala sie na chwile z odpowiedzia, jakby zastanawiajac sie nad czyms. Lecz nastepnie potrzasnela przeczaco glowa i nawet nie wiedzac o tym, uratowala zycie Bocco, bowiem w chwili, gdy sie zawahala, Fergus Slayton postanowil zabic Bocco, jesli wybor miss Kingman padnie na staruszka. Wszyscy kandydaci przedefilowali przed miss Kingman. Ostatni byl Slayton…

Lecz miss Kingman, przesliznawszy sie po nim spojrzeniem, zdecydowanie potrzasnela glowa.

— Nie.

— Hoho! A to dopiero! Co teraz bedzie — rozlegly sie okrzyki.

Slayton byl wsciekly, lecz usilowal zapanowac nad soba.

— Miss Kingman nie raczyla wybrac nikogo z nas — powiedzial z udanym spokojem. — Ale to nie moze wplynac na zmiane naszych ustaw. Trzeba bedzie tylko zmienic technike wyboru. Proponuje nastepujace wyjscie: miss Kingman powinna zostac moja zona. Jesli zas ktokolwiek chce rywalizowac ze mna o jej reke, niech sie stawi, a zmierzymy sie. Kto zwyciezy, ten zostanie mezem miss Kingman — i Slayton, zakasawszy szybko rekawy, przygotowal sie do walki.

Minela minuta napietej ciszy.

I nagle, wsrod powszechnego smiechu, staruszek Bocco, zrzuciwszy marynarke i nawet nie zawijajac rekawow, smialo rzucil sie na Slaytona. Tlum otoczyl walczacych. Widac bylo, ze Bocco byl kiedys dobrym bokserem. Udalo mu sie zrecznie odparowac kilka ciosow Slaytona. Jeden raz, nawet w trzeciej rundzie, Bocco zadal dotkliwy cios Slaytonowi w szczeke, lecz w sekunde pozniej runal na podloge zwalony silnym ciosem w piers. Bocco zostal pokonany.

Po nim ruszyl do walki nastepny kandydat — Irlandczyk O’Hara. Byl to krzepki, barczysty chlop, uwazany za jednego z najlepszych bokserow na wyspie.

Walka rozgorzala na nowo. Lecz Slayton, mocny, spokojny i opanowany, szybko pokonal rowniez tego przeciwnika. O’Hara zalany krwia lezal na podlodze, wypluwajac wybite zeby.

Trzeciego rywala nie bylo…

Zwyciezca zostal Slayton, ktory podszedl do miss Kingman i wyciagnal do niej reke. Vivian zachwiala sie i chwycila za reke staruszke, DaudetTurnip.

VI. Porazka Slaytona

Huttling siedzial w ciemnicy, zastanawiajac sie nad sytuacja. Nagle ktos cicho zapukal do drzwi.

— Mister Huttling! To ja, Arystydes TurnipDaudet… Jak sie pan czuje?

— Dziekuje panu. Czy moglby mi pan powiedziec, czy teraz jest dzien czy noc?

— Teraz jest wieczor, mister Huttling. I mozna powiedziec, niezwykle uroczysty wieczor. Miss Kingman wybiera sobie meza… Cala meska ludnosc bierze udzial w tej uroczystosci, procz dwoch zonatych, oprocz mnie i Floresa. Dlatego nam zostal powierzony dyzur. Ja pilnuje panskiej celi, a Flores pilnuje Simpkinsa.

— Panie Turnip, niech pan otworzy drzwi.

— Zrobilbym to z najwieksza przyjemnoscia, ale nie moge. Boje sie. Pan nie zna Slaytona. Zbije mnie na kwasne jablko i rzuci na zer krabom.

— Niech sie pan nie boi, panie Turnip. Daje panu slowo, ze…

— Za zadne skarby. Za nic w swiecie nie otworze. Jezeli jednak — i Turnip zaczal mowic ciszej — jezeli pan wydostanie sie sam, to ja umywam rece…

— Jak mam sie wydostac?

Turnip sciszyl glos do szeptu:

— W lewym rogu kajuty, na poziomie wzrostu czlowieka, znajduje sie przelaz, zasloniety dykta. Niech pan oderwie te deseczke no i… A po drugiej stronie — Simpkins, nawiasem mowiac…

Turnip nie dokonczyl jeszcze, kiedy Huttling juz obmacywal sciany kajuty, odnalazl deseczke i oderwal ja szybko. Do karceru wpadl promien swiatla. Huttling wspial sie do gory i przelazl przez waskie okienko na ciemny korytarz, wiodacy na poklad. W scianie z przeciwnej strony widac bylo takie samo okno zasloniete dykta. Czy nie tam przypadkiem znajduje sie Simpkins? Huttling zerwal dykte i wkrotce istotnie ujrzal wygladajace przez okno zdziwione oblicze detektywa.

— Wylaz pan szybko! A niech to diabli! Musze na dobitke uwalniac z wiezienia mojego wlasnego dozorce! Jaki pan jest niezdarny! Niech mnie pan trzyma za reke! O! Tak! Chodzmy!

Huttling, ktoremu towarzyszyl Simpkins, wszedl na sale w momencie, kiedy Slayton wyciagal reke do miss Kingman.

W kajucie nastapilo zamieszanie, a potem zapadla cisza.

Zlowrozbny, podniecony wyglad Huttlinga zapowiadal zebranym, iz mozna sie spodziewac ciekawych wydarzen.

— Jak wypadly wybory? — zapytal glosno Huttling na progu kajuty.

Slayton drgnal. Lekki skurcz przebiegl mu po twarzy, lecz po chwili zapanowal nad soba. Zwrocil sie do Huttlinga i powiedzial spokojnie, wskazujac miss Kingman.

— Spoznil sie pan. Ona zgodnie z prawem bedzie moja zona.

— Protestuje. Pan bezprawnie pozbawil wolnosci mnie i Simpkinsa i nie dopuscil nas do udzialu w wyborach.

— Nie ma o czym mowic…

Вы читаете Wyspa zaginionych okretow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату