jeszcze doprowadzic ja do porzadku.
— Czy Slayton wie o tym?
— Sadze, ze wie. Chyba wlasnie na tej lodzi chcial przeprawic pana na Wyspy Azorskie.
— No, to dlaczego sam z niej nie korzysta, by wydostac sie z tego zatraconego bajora?
— U nas mowi sie w tajemnicy, ze Slaytona od dawna czeka na ladzie szubienica. Okazuje sie, ze Wyspa Zaginionych Okretow jest dla niego najodpowiedniejszym miejscem. Tutaj nikt go nie znajdzie. A ja bym na skrzydlach stad uciekl! Slayton to despota i cham. Doslownie ujarzmil nas. Ciezki to los na stare lata byc bitym i zywic sie wylacznie rybami! A ja tak lubie dobrze zjesc… ach, jak lubie!… Zeby jeszcze jeden raz przynajmniej zjesc po ludzku obiad!…
Zamilkli. Kazdy myslal o swoich sprawach.
Huttling po zwyciestwie nad Slaytonem, jak mowiono na wyspie, „okryl go publiczna hanba”, zabierajac mu miss Kingman.
Byl „skazany na zaglade” i wiedzial o tym. Slayton czekal tylko na odpowiednia chwile; chcial w taki sposob usunac rywala, by nie sciagnac na siebie zadnego podejrzenia i nie poglebic niecheci miss Kingman. Huttlinga mogla uratowac tylko ucieczka. Ale jak stad uciec? Ani tratwa, ani lodz nie mogly sie poruszac w zielonej kaszy gronorostow. Turnip podsunal mu mysl o ucieczce na niemieckiej lodzi podwodnej.
Ucieczke przygotowywano w najwiekszej tajemnicy.
W spisku brali udzial procz Huttlinga i Turnipa, miss Kingman, Simpkins, zona Turnipa i trzej marynarze, ktorzy znali sie troche na obsludze maszyn. Trzeba bylo tylko doprowadzic lodz do porzadku.
— No co? Idziemy!
— Och, idziemy! — odpowiedzial pokornie Turnip.
Ruszyli w droge.
Okazalo sie, ze lodz jest istotnie w niezlym stanie. Cos niecos zardzewialo, cos niecos wymagalo naprawy. Ale wszystkie podstawowe czesci mechanizmow byly cale. Na lodzi znajdowal sie rowniez radiotelegraf.
Rozpoczeto remont. Praca szla bardzo wolno. Z zachowaniem najwiekszej ostroznosci trzeba bylo przedostawac sie w nocy okolnymi drogami, obok „rezydencji” i warty, i pracowac do brzasku, by na godzine przed switem znalezc sie z powrotem na miejscu.
Powoli lodz podwodna zostala wyremontowana i zaopatrzona w zywnosc: konserwy, chleb i wino. Lecz na dwa dni przed zamierzona ucieczka zdarzyla sie przykra niespodzianka. Huttling zajety praca na lodzi spoznil sie nieco. Kiedy powracal z dwoma marynarzami, natknal sie na wyspiarzy z partii Slaytona, ktorzy wyszli o swicie na polow ryb. Popatrzyli podejrzliwie na Huttlinga i poszli dalej… Nie ulegalo watpliwosci, ze Slayton dzis jeszcze dowie sie o podejrzanym nocnym spacerze Huttlinga z dwoma marynarzami i podejmie odpowiednie kroki…
Trzeba bylo dzialac natychmiast.
Huttling kazal niezwlocznie zawiadomic uczestnikow spisku, by wzieli bron (to bylo przewidziane) i udali sie na lodz podwodna. Wyspa obudzi sie dopiero za godzine. Czasu bylo wiec dosc. W ciagu dwudziestu minut zbiegowie zebrali sie w komplecie.
Z nietajonym wzruszeniem udali sie w droge do lodzi.
Uprzednio juz lodz podwodna zostala przeprowadzona na miejsce stosunkowo wolniejsze od gronorostow, gdzie mozna bylo ja zanurzyc w wodzie. Kolo starego parowca stala niewielka tratwa.
II. Ucieczka
Zbiegowie mieli za soba dwie trzecie drogi, kiedy spostrzegli pogon. Nadciagala od strony „gory” — najwyzszej fregaty. Trzeba sie bylo spieszyc…
Turnip i jego zacna polowica padali ze zmeczenia, z trudem dotrzymujac kroku mlodym towarzyszom. Z pokladu na poklad — w gore w dol, w gore, w dol — biegli po chwiejnych mostkach Huttling, miss Kingman, malzonkowie DaudetTurnip, Simpkins i trzej marynarze.
Huttling zatrzymal sie, kazal wszystkim ruszyc naprzod i zabral sie do niszczenia waskiego mostku, laczacego szczatki karaweli ze starym parowcem. Polamal deski i wrzucil je do wody. W ten sposob udalo sie zahamowac poscig, ktory podzielony na kilka grup musial skorzystac z drog okolnych.
Slychac bylo, jak Slayton, ktory stal na czele pogoni, wymyslal glosno przy zniszczonym mostku.
Zbiegowie zyskali na czasie i poplyneli na tratwie od brzegu w kierunku lodzi podwodnej. Ale odbywalo sie to bardzo wolno. Chociaz bylo tu stosunkowo mniej gronorostow, to jednak „sargassy” czepialy sie tratwy i trzeba bylo zatrzymywac sie co minute i oczyszczac droge rekami.
Tratwa przebyla zaledwie polowe drogi, a poscig juz dotarl na miejsce, skad zbiegowie odbili.
— Poddajcie sie! Wracajcie, bo wystrzelam was wszystkich! — krzyczal Slayton z „brzegu”, podnoszac karabin nad glowa.
Jeden z marynarzy na tratwie zamiast odpowiedzi potrzasnal piescia.
— A, lotrze! — zawolal Slayton i wystrzelil. Kula trafila w tratwe.
Wywiazala sie strzelanina.
Wyspiarze mieli dogodniejsza sytuacje. Znajdowali sie pod oslona masztow i nadbudowek, podczas gdy tratwe bylo widac jak na dloni.
Cala ludnosc wyspy brala udzial w poscigu.
— Boze! — powiedziala staruszka Turnip. — Niech pani spojrzy, Vivian, nawet Maggie Flores przylazla tutaj ze swym dzieckiem. O, tam, wyglada zza pokladu, widzi pani?
Slayton wydal jakis rozkaz. Czesc wyspiarzy zeszla nad wode i zaczela szybko zbijac tratwe. Zbiegowie ostrzelali ich. Oto jeden wpadl do wody… oto drugi, machnawszy reka, wlazi na poklad barki rybackiej…
Na razie zbiegom sprzyjalo szczescie. Wyspiarze, ktorzy dawno nie strzelali, pudlowali. Kule padaly dokola tratwy, rozpryskujac wode. Wkrotce jednak jeden z marynarzy zostal ranny w noge. Kula przeszyla szal powiewajacy nad glowa miss Kingman. Huttling kazal kobietom polozyc sie na tratwie.
Od wyspy juz odbijala lodz z piecioma uzbrojonymi wyspiarzami.
Zbiegowie, wytezajac reszte sil, wioslowali prymitywnymi wioslami.
Oto nareszcie lodz wzniesiona czescia nadwodna nad powierzchnia i maly pomost na gorze.
Huttling skoczyl na lodz, otworzyl luk i wpuscil kobiety do srodka.
W tym samym momencie kula trafila go w ramie. Huttling pobladl wskutek uplywu krwi, lecz w dalszym ciagu wydawal rozkazy.
— Przeklety Slayton! — zawolal marynarz Irlandczyk, ujrzawszy, ze Huttling jest ranny. — Ja cie poczestuje!
Wycelowal dokladnie i wystrzelil.
Slayton wypuscil karabin z rak i upadl. Piers zbroczyla mu krew.
Widac bylo, jak na jego znak zblizyla sie Maggie Flores i nachylajac sie nad nim, podala dziecko. Slayton dotknal slabnaca reka glowy dziecka i cos powiedzial do Maggie i Floresa…
Lecz zbiegowie nie mieli czasu obserwowac tej sceny. Pogon juz przybijala do lodzi podwodnej. W tej samej chwili, w ktorej luk lodzi podwodnej zatrzasnal sie za ostatnim zbiegiem — Huttlingiem, wyspiarze juz wdrapywali sie na mostek…
Lodz drgnela i zaczela sie szybko zanurzac…
Stropieni wyspiarze, tracac grunt pod nogami, pograzyli sie w wodzie i placzac sie w gronorostach, zaczeli wylazic na tratwe.
Zaloga lodzi podwodnej powitala moment zanurzenia sie glosnym „hura”.
Rozwialy sie ostatnie obawy: maszyny pracowaly bez zarzutu. Jasne swiatlo elektryczne zalalo kabiny. Silnik pracowal rytmicznie. Pluca oddychaly swobodnie.
Lecz nie bylo czasu na wyrazanie radosci. Trzeba bylo zajac sie rannymi. Miss Kingman i pani Turnip wziely na siebie obowiazki siostr milosierdzia. Rannemu marynarzowi opatrzono noge, Huttlingowi — ramie.
Z trudem udalo sie polozyc Huttlinga do lozka. Mial goraczke, ramie spuchlo i bolalo go, lecz mimo to chcial sam kierowac lodzia.
W nocy stan Huttlinga pogorszyl sie. Stara pani Turnip, zmeczona ucieczka i przezyciami dnia, poszla spac. Przy lozku chorego objela dyzur miss Kingman.