— A taki prad na pewno istnieje! W przeciwnym razie nie istnialaby rowniez wyspa! — odezwal sie Simpkins.
— Tak, zdaje sie, ze rada Simpkinsa jest dobra — zgodzil sie kapitan. — No, to sprobujmy „zlamac ster i srube”, jak pan mowi.
— I jesli odnajdziemy wyspe, to panu przypadnie caly zaszczyt odkrycia „Ameryki” — powiedzial Huttling zwracajac sie do Simpkinsa.
— Do diabla z wyspa! Ja musze znalezc pewne dokumenty, a przy sposobnosci znajde rowniez panu wyspe.
V. Wielkie wydarzenie
Nad rezydencja gubernatora Wyspy Zaginionych Okretow powiewala na wysokim maszcie duza flaga z blekitnego jedwabiu z wyhaftowanym brunatnym wiankiem z gronorostow i zlotym orlem z rozpostartymi skrzydlami. Byl to rowniez pomysl Floresa. Z jego polecenia Maggie caly dzien haftowala flage. Kiedy godlo bylo gotowe, odbyla sie uroczystosc podniesienia flagi.
Flores w szamerowanym zlotym kaftanie, otoczony „dostojnikami” pstrymi jak papugi, wyglosil odpowiednie przemowienie.
— Wyspiarze! — powiedzial. — Sargassy, oderwane przez burze od brzegow swej ojczyzny, przyniesione zostaly tutaj. My wszyscy, jak te wodorosty, rowniez oderwani zostalismy od ojczyzny i przeniesieni tutaj, by znalezc nowa ojczyzne, stworzyc nowe spoleczenstwo. Jest nas niewielu. Nasze panstwo nie jest wielkie. Lecz mozemy byc dumni z tego, ze mamy niepodleglosc… Jestesmy wolni jak ten orzel z rozpostartymi skrzydlami. Oto jaka tresc zawarlem w herbie widniejacym na naszej fladze. Niech zyja sargassy, broniace naszej wolnosci, niech zyje nasza wyspa! Niech zyja jej mieszkancy!
Wyspiarze odpowiedzieli glosnymi oklaskami i okrzykami „hura”, patrzac z zachwytem na piekny sztandar trzepoczacy na wietrze.
Flores chcial na ten uroczysty dzien zorganizowac orkiestre. Wsrod roznych gratow zebranych przez kapitana Slaytona znalazlo sie kilka starych instrumentow strunowych roznego pochodzenia, ale struny dawno popekaly, nowych nie mozna bylo znalezc i Flores juz chcial zrezygnowac z tego pomyslu, kiedy nieoczekiwanie O’Harze przyszla mysl, by wykorzystac megafony, ktorych bylo wiecej niz mieszkancow wyspy. Co prawda mogly one tylko wzmacniac ludzki glos, lecz za to brzmialy donosnie jak traby orkiestry detej. Wyspiarze z zapalem zabrali sie do nauki „muzyki” i podczas uroczystosci podniesienia sztandaru wykonali „Marsz Wyspiarzy”. Byla to bardzo dziwna muzyka, bowiem kazdy gral hymn swojej ojczyzny, usilujac przekrzyczec innych. Rzecz wypadla nieskladnie, lecz tak imponujaco i glosno, ze nawet ryby w przerazeniu rzucaly sie na wszystkie strony, placzac sie w gronorostach.
„Reformy” Floresa wywolaly rowniez glebsze zmiany w zyciu wyspiarzy. Flores umial ich poklocic miedzy soba; wyspiarze nie stanowili juz jednolitej masy od chwili, gdy zjawila sie „arystokracja”. O’Hara i Bocco przestali jadac w ogolnej stolowce, trzymali sie na uboczu, zachowujac sie wyniosle. Zwykli obywatele odpowiadali na to pogarda i zawiscia.
— Doskonale — kpil sobie w duchu Flores — teraz moge spac spokojnie.
Owego dnia, w ktorym Flores zwolal narade w celu omowienia planu ekspedycji na sasiednia wyspe, O’Hara i Bocco. przebrani w swe wspaniale stroje, szli do rezydencji z powaznymi minami dostojnikow, witajac napotkanych wyspiarzy lekcewazacym skinieniem glowy.
A wyspiarze, nie glupi w istocie rzeczy, lecz nieomal zdziecinniali wskutek monotonnego zycia, z lekiem spogladali na ten splendor i z szacunkiem schylali glowy.
Narada trwala dosc dlugo. Chociaz sasiednia wyspa znajdowala sie blisko, dotrzec do niej bylo trudno. Mozna bylo zbudowac lodz. Ale lodz w najlepszym wypadku poruszalaby sie wsrod gronorostow z ogromnym trudem i bardzo wolno.
W ostatecznosci najprosciej byloby zbudowac plywajace pomosty. Ale to wymagaloby znacznej ilosci materialow budowlanych, ktore mialy na wyspie ogromna wartosc. Co prawda morze od czasu do czasu przynosilo odlamki statkow, lecz uzywano ich bardzo oszczednie do wypieku chleba i bardzo rzadko do gotowania goracej strawy. Kilka starych statkow juz rozebrano i zbudowano mostki miedzy okretami i parowcami; rozebranie dalszych statkow oznaczaloby zmniejszenie „terytorium panstwa”.
Na dobitke materialy budowlane potrzebne byly po to, by rozwiazac kryzys mieszkaniowy. Istotnie, zaginionych statkow bylo niewiele wiecej niz mieszkancow wyspy. Lecz szlo o to, ze statki staly nachylone pod roznymi katami do powierzchni morza. Jedne lezaly z niewielkim przechylem, inne — na boku, a inne znow — wywrocone do gory dnem. Mieszkac w „lokalu”, w ktorym podloga pochylona jest pod katem 45°, stale chodzic po „zboczu” pelznac w dol, z trudem wychodzac na zewnatrz — to niewielka przyjemnosc. Miedzy wyspiarzami toczyly sie stale klotnie o pomieszczenia z mniej lub wiecej wyrownana powierzchnia podlogi. By przynajmniej czesciowo zlagodzic kryzys mieszkaniowy, trzeba bylo czesc zapasowych materialow przeznaczyc na mieszkania.
— Jesli zuzytkujemy deski na budowe mostu, to przeciez uzyskamy dostep na nowa wyspe, do statkow, na ktorych mozna bedzie zamieszkac — rzekl O’Hara. — Czesc naszej ludnosci przeniesie sie i problem mieszkaniowy zostanie rozwiazany. Jesli zas nasze nadzieje spelzna na niczym, rozbierzemy plywajacy most i nic nie stracimy.
Innej rady nie bylo, zapadla decyzja zbudowania mostu.
Wyspiarze, ktorzy rozsiedli sie na pokladzie „Elzbiety”, w podnieceniu oczekiwali wyniku narady. Najwieksza wartosc w monotonnym zyciu wyspy miala rozrywka, zmiana wrazen. W imie tego mieszkancy wyspy gotowi byli nawet poniesc pewne ofiary. Wiec gdy dowiedzieli sie o wyniku narady, przystapili energicznie do pracy.
Zapal ogolny byl tak wielki, ze znalezli sie ofiarodawcy, ktorzy zrywali w mieszkaniu czesc podlogi lub „schody” — zwyczajna deske z poprzecznymi drazkami — byle most byl jak najdluzszy. Ze wzgledow oszczednosciowych nie mogl byc zbyt szeroki. Tylko jeden czlowiek mogl przejsc przezen. Ale ta oszczednosc przedluzala czas budowy, bowiem tylko jeden czlowiek musial stale chodzic po deski. Znaleziono jednak wyjscie: wyspiarze ustawili sie w lancuchu i przekazywali sobie deski z rak do rak. W ciagu trzech dni zbudowano przeszlo polowe mostu.
Nadeszla wreszcie uroczysta chwila: piatego dnia o zmierzchu ulozono ostatnia deske laczaca obie wyspy.
Wyspiarze pragneli natychmiast wyruszyc na nowa wyspe, lecz musieli zrezygnowac z tego zamiaru, bowiem Flores odlozyl wszystko do nastepnego ranka.
Podnieceni wyspiarze nie zmruzyli oka przez cala noc i zerwali sie przed switem w dniu tak znamiennym w dziejach Wyspy Zaginionych Okretow.
Zebrali sie w komplecie na pokladzie fregaty; poklad lezacego na boku okretu opadal ku wodzie — tu zaczynal sie most.
— Nasze wysilki uwienczone zostaly sukcesem — powiedzial Flores zwracajac sie do wyspiarzy. — Przy pierwszych promieniach slonca podniesiemy nasza flage na nowej wyspie!
I wyspiarze ruszyli w droge.
Na przedzie szedl Flores ze sztandarem, za nim Bocco, O’Hara, Luders, a dalej szla reszta mieszkancow wyspy.
Woda chlupotala pod mostkami, deski uginaly sie. Kilku ludzi wpadlo do wody. Wylezli ze smiechem oplatani gronorostami. Wielu spodobalo sie to niespodziewane uzupelnienie stroju. Wyspiarze nachylali sie, wyciagali dlugie brunatne wodorosty i przystrajali sie w nie. Indianin zaspiewal smetna piesn wojenna. Przed podroznikami wyrosla bryla parowca transoceanicznego. Lezal na boku, zakrywajac soba nowa wyspe. Obok wzniesionej nad woda rufy stala mala barka, na ktora polozono ostatnia deske mostu. Flores wszedl na barke. Wyspa byla niewielka — skladala sie zaledwie z dziesieciu statkow. Lecz wyspiarzy spotkalo male rozczarowanie: statki te nie staly tuz obok siebie, lecz w pewnej odleglosci. Trzeba bylo rowniez tutaj zbudowac nowe mostki, by polaczyc rozrzucone statki w jedna calosc. Postanowiono jednak nie odkladac uroczystosci. Z duzym wysilkiem wspieli sie po pochylym parowcu i zatkneli flage na jego szczycie.
Wyspiarze rozmiescili sie na statku i wpatrywali sie chciwie w nowe dla nich ksztalty i kontury. Zadne