Mogl zabic Floresa na miejscu, ale nie chcial rozpoczynac nowego okresu swojej wladzy od zabojstwa.

„Niech to zrobia sami wyspiarze — pomyslal. — Flores nie ujdzie smierci”.

I kiedy Hiszpan popatrzyl szeroko rozwartymi ze strachu oczami w oczy Slaytona, byly gubernator, kolyszac miarowo drugim granatem, powiedzial:

— Zadam calkowitego posluszenstwa i uznania mnie za gubernatora, w przeciwnym razie zginiesz. Mam jeszcze jeden granat.

Flores zawahal sie. Po chwili namyslu odpowiedzial:

— Dobrze. Zgadzam sie, jesli darujesz mi zycie.

— Jak widzisz, juz ci darowalem — odparl Slayton.

Ta niezrozumiala wspanialomyslnosc zdziwila Floresa.

Istotnie, czyz Slayton nie mogl zabic go od razu?

Slayton podniosl deske lezaca na brzegu i rzucil jak kladke miedzy zniszczona czescia mostku i wyspa.

Flores i wszyscy wyspiarze weszli w grobowym milczeniu na wyspe.

„Co bedzie dalej? Kto zwyciezy?” — mysleli patrzac z przerazeniem na Slaytona.

Slayton liczyl na niezwykly wplyw, jaki zawsze na nich wywieral. Jego slowo bylo prawem. Ludzie drzeli przed nim ze strachu. I teraz nawet, mimo ze Slayton schudl, mimo ze byl w podartej, poplamionej krwia koszuli, ktora mial na sobie podczas ucieczki Huttlinga — byl grozny, grozniejszy niz dawniej. Slayton widzial, jakie wrazenie wywarl na wyspiarzach, i byl z tego zadowolony.

— Zaaresztowac go! — rzekl spokojnie, wskazujac na Floresa.

Flores drgnal i wyprostowal sie nagle.

— Przed chwila powiedziales, ze mi darujesz zycie.

— Tak, zycie, ale nie wolnosc — odparl zimno Slayton. — A co sie tyczy twojego zycia, to niech te sprawe rozstrzygna mieszkancy wyspy na podstawie naszych ustaw. Wiesz dobrze, jakie popelniles przestepstwo.

Tak, Flores wiedzial i znal ustawe, ktora za zabicie wyspiarza i usilowanie zabojstwa przewidywala kare smierci.

Nastapil decydujacy moment.

— Dlaczego stoicie? Aresztowac go! — powtorzyl Slayton, ktory nagle spochmurnial.

Kilku ludzi niezdecydowanie poszlo w strone Floresa.

— Stojcie, szalency! — zawolal Flores. — On schwytal mnie w pulapke, oszukal mnie. Ale ta pulapka grozi rowniez wam. Czy chcecie znow znalezc sie pod rzadami tego despoty, chcecie znow jadac surowe ryby i chodzic w szmatach?

Slayton nie wiedzial o jednej rzeczy — ze chytry Flores zyskal sobie na wyspie wielka popularnosc. Widzac, ze pod wplywem slow Floresa nastroje wyspiarzy ulegaja zmianie, Slayton zamierzal przerwac przeciwnikowi, lecz nagle Flores krzyknal:

— Aresztowac go!

Pod Bocco trzesly sie nogi ze strachu, lecz „obowiazek przede wszystkim”, wiec pierwszy rzucil sie na Slaytona. W tej samej chwili zrobil to O’Hara i reszta wyspiarzy, ktorzy obezwladnili Slaytona, zanim zdolal rzucic drugi granat.

Slayton nie oczekiwal takiego obrotu sprawy. Zaklal szpetnie.

Flores zwyciezyl.

Slaytona zaprowadzono do „wiezienia” — odleglej zelaznej kajuty na weglowcu — i postawiono przed wejsciem straz.

Pierwsza bitwe wygral Flores. Lecz co bedzie dalej? Slaytona nie mozna pozostawic przy zyciu, a jednoczesnie trudno jest zgladzic go jawnie i zgodnie z prawem, bo nie popelnil zadnego przestepstwa, za ktore mozna by go skazac na smierc.

Flores przemierzal kajute wielkimi krokami, zastanawiajac sie, co czynic. Bal sie zostawic Slaytona zywego nawet do rana. Trzeba go zabic, to jest jasne. Ale zabic tak, by nikt sie na wyspie o tym nie dowiedzial. To znaczy, ze razem ze Slaytonem trzeba bedzie zabic wartownika, a potem… Gronorosty umieja ukrywac swe tajemnice. Wszyscy beda mysleli, ze Slayton wydostal sie z wiezienia, zabil straznika (mozna w tym celu pozostawic zwloki straznika na miejscu) i uciekl.

Flores postanowil tak zrobic. Ale kogo zlozyc w ofierze, kogo wyznaczyc na wartownika tej nocy? Najlepiej — Chinczyka. On i tak wkrotce umrze od swojego opium. Nie ma z niego zadnego pozytku. Jest senny, slabowity, nieruchliwy. Latwo bedzie sobie z nim poradzic.

Tej nocy upior Slaytona przestanie straszyc wyspiarzy.

VII. Staruszek Bocco

Plan Simpkinsa byl trafny. „Napastnik” szybko odnalazl prad wiodacy w glab Morza Sargassowego. Co prawda, prad ten byl dosc powolny, lecz podroznicy byli przekonani, ze zaprowadzi ich do Wyspy Zaginionych Okretow. Wiele znakow o tym swiadczylo. Im dalej „Napastnik” posuwal sie po tej drodze, tym czesciej napotykano szczatki statkow, zniszczone barki, lodzie przewrocone dnem do gory… Nad jedna z lodzi spostrzegl kapitan Murray stado ptakow; krzyczaly glosno i bily sie w powietrzu.

— Dziela zdobycz. Na lodzi zapewne znajduja sie trupy — powiedzial kapitan.

Kiedy statek podplynal blizej, oczom podroznikow ukazal sie ponury obraz: na dnie lodzi lezaly zwloki czlowieka. Ptaki tak gesto obsiadly trupa, ze prawie nie bylo go widac. A dokola lodzi roily sie rekiny, ktore z rozpedu uderzaly w lodz, usilujac przewrocic ja i zgarnac zdobycz.

Pewnego wieczoru, kiedy Vivian pracowala w laboratorium, pomagajac Thompsonowi w wypychaniu zwierzat, uslyszala nagle okrzyk Simpkinsa:

— Wyspa! Widze Wyspe Zaginionych Okretow!

Wszyscy wybiegli na poklad.

Na polnocy, na horyzoncie, w promieniach zachodzacego slonca widac bylo kominy parowcow i polamane maszty. Ten widok zbyt mocno utkwil w pamieci Huttlingow i Simpkinsa, by mozna bylo o nim zapomniec. Nawet kapitan Murray, ktory nigdy nie widzial wyspy, nie watpil, ze dotarli do celu. W zadnym porcie nie widywalo sie masztow i kominow przechylonych w najbardziej fantastyczny sposob — jak gdyby potezna burza rozbila cale to skupisko okretow, ktore zastygly nagle pod jej ciosami…

Wszystkich ogarnelo podniecenie. Stali w milczeniu i nie mogli oderwac wzroku od strasznego cmentarzyska…

— Pelna naprzod! — wydal rozkaz kapitan.

To energiczne wezwanie wyrwalo ludzi ze smutnych rozmyslan. Nerwowe podniecenie szukalo ujscia w ruchu, dzialaniu, pracy.

— Ciekawe, jak nas przyjma wyspiarze? — rzekl Huttling.

— Gdyby zyl Slayton, nie obeszloby sie bez walki. Ale Slayton nie zyje i to znacznie ulatwia nam sytuacje. Bez wzgledu na to, kto zajal jego miejsce, nie bedzie trudno dogadac sie z nastepca.

Bylo prawie zupelnie ciemno, kiedy parowiec zblizyl sie do wyspy i zasygnalizowal wyspiarzom, by przyslali parlamentariusza.

Na wyspie musiano spostrzec „Napastnika”, tym bardziej ze syrena statku wyla prawie bez przerwy, macac cisze.

Pasazerowie spodziewali sie, ze zobacza na wyspie tlum ludzi przygladajacych sie niezwyklemu widokowi. Lecz na wyspie bylo bezludnie i pusto.

— Czy wszyscy tam poumierali? — zapytal zniecierpliwiony Huttling.

— Prosta rzecz — odparl Simpkins — pewnie wybuchla jakas epidemia.

— Spojrzcie — rzekla Vivian — na wysokim maszcie powiewa flaga! Dawniej tego nie bylo.

— To na „Elzbiecie”, rezydencji gubernatora — powiedzial Huttling.

— Nie powiedzialbym, ze wyspiarze witaja nas zyczliwie — odezwal sie Thompson.

— Nie ma co robic z nimi ceregieli — wtracil sie Simpkins. — Trzeba obudzic to mrowisko. Oddajmy wystrzal.

Вы читаете Wyspa zaginionych okretow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату