— Niech pan troche poczeka — odparl Huttling.

Syrena w dalszym ciagu wyla przerazliwie, lecz na wyspie nie widac bylo ani sladu zycia.

— Do stu diablow! — rozzloscil sie nagle kapitan i nie pytajac Huttlinga o zgode, kazal strzelic z malej armatki. Dla wzmocnienia efektu polecil wylaczyc syrene. Wystrzal armatni rozlegl sie jak grzmot wsrod ciszy.

— Widzicie, poskutkowalo! — zawolal Simpkins z triumfem. — Ktos tam sie pokazal.

— Tak jest, ktos tam chodzi. Spusccie szalupe i ruszajcie do brzegu — wydal rozkaz kapitan.

Marynarze szybko spuscili lodz i zaczeli zblizac sie ku wyspie.

Jakis wyspiarz wymachujac biala szmata podszedl do szalupy i po krotkiej rozmowie z marynarzami wsiadl do lodzi. Po kilku minutach znajdowal sie juz na pokladzie.

— Bocco! — Vivian poznala go z daleka.

I Bocco zdziwil sie ogromnie, kiedy poznal starych znajomych. Mial na sobie te sama zniszczona odziez.

— Witam mojego narzeczonego! — zawolala wesolo Vivian. — Przeciez pan byl rowniez kandydatem do mojej reki, wowczas gdy graliscie o mnie jak o fant? Pamieta pan — i podala mu reke.

Stropiony i zaklopotany Bocco uscisnal dlon Vivian.

— Witam, miss Kingman.

— Huttling — poprawila go Vivian z usmiechem.

— Huttling? Przepraszam, zapomnialem.

— Nie, nie zapomnial pan. Na wyspie nazywalam sie Kingman, a obecnie nazywam sie Huttling — i Vivian wskazala na swego meza.

— To tak sie maja sprawy! A ja nie moglem sie domyslic od razu. — Bocco westchnal. — Nie sadzilem, ze zobacze pania jeszcze kiedys! Czy to prad znow zaniosl was tutaj?

— Nie, przyjechalismy z wlasnej woli.

— Naprawde? — z niedowierzaniem zawolal Bocco. — Niewesolo jest tu u nas, nie warto przyjezdzac z wlasnej woli.

— Prosze nam powiedziec, kto jest obecnie gubernatorem?

Zaklopotany Bocco rozlozyl rece i odparl wzdychajac gleboko:

— Slayton. Kapitan Fergus Slayton.

Simpkins podskoczyl ze zdumienia.

— Niemozliwe! Przeciez on…

— Jest zdrow i caly. Slayton jest gubernatorem dzis. Wczoraj gubernatorem byl Flores, a kto bedzie jutro — nie wiadomo. Tak sie sprawy przedstawiaja. Nic wesolego.

— Ale jak to sie stalo?

Bocco opowiedzial o wszystkim, co zaszlo na wyspie do momentu, kiedy Slayton zostal osadzony w wiezieniu.

— A rano — zakonczyl Bocco — budzimy sie, slyszymy gong w rezydencji gubernatora. Przychodzimy na „Elzbiete” i widzimy Slaytona. „Ja — powiada — jestem waszym gubernatorem. A Flores jest zbrodniarzem. Flores wrzucil mnie do wody. Teraz siedzi w wiezieniu. Jutro stanie przed naszym sadem”. — Tak sie rzecz przedstawia!

Bocco nie wiedzial o wydarzeniach minionej nocy, ktore istotnie przybraly nieoczekiwany obrot. W tym samym czasie, gdy Flores przekradal sie w ciemnosciach nocy do aresztu Slaytona, by zabic rywala, Slayton chodzil po waskiej zelaznej celi jak zwierz w klatce i ukladal plan ucieczki. Nalezal on do tego typu ludzi, dla ktorych przeszkody istnieja tylko po to, by je pokonywac.

W ciemnosciach zaczal obmacywac sciany celi. Byly gladkie i szczelne. Nie bylo ani okna, ani nawet szpary — zadnej szansy ucieczki. Wreszcie udalo mu sie znalezc nad drzwiami maly okragly otwor, przez ktory nie przecisnelaby sie nawet jego glowa. Podciagnawszy sie na rekach, wyjrzal na zewnatrz. Obok drzwi stala jakas postac.

— Kto stoi na warcie? — krzyknal surowo Slayton, tak jak to robil podczas kontroli nocnych posterunkow.

Chinczyk, uslyszawszy znany dobrze, rozkazujacy glos, drgnal. Marzyl o rzece Blekitnej, a ow glos wyrwal go z marzen. Chinczyk, zebrawszy mysli, odpowiedzial:

— HaoSzen.

— Dlaczego nie odpowiadasz od razu, kiedy cie gubernator pyta? Zasnales, durniu? Otworz zasuwe, musze zajrzec do aresztowanych.

Chinczykowi poplatalo sie wszystko w glowie. Slyszal nad soba glos Slaytona. Nic nie widzial w ciemnosci. I nie mogl stwierdzic, gdzie znajduje sie gubernator.

HaoSzen dawno juz stracil zdolnosc rozumowania. Umial tylko sluchac rozkazow. Kapitan Slayton zada. Wiec trzeba wykonac rozkaz. Otworzyl zasuwe. W tej samej chwili nadszedl Flores. I wrogowie nieoczekiwanie spotkali sie we drzwiach. Slayton wepchnal Floresa do kajuty.

Wywiazala sie miedzy nimi walka. Przypadkowo Slayton namacal jedwabny szalik, ktory rozwiazal sie Floresowi. Chwycil za szalik i scisnal przeciwnikowi gardlo. Zanim sie Flores opamietal, Slayton wybiegl i zamknal drzwi na zasuwe. Nastepnie podszedl do Chinczyka, podniosl go do gory i potrzasajac mocno, syknal:

— To ma byc warta? Przestepca omal nie uciekl. Chodz ze mna.

Chinczyk oprzytomnial i uradowany, ze wyszedl calo z opresji, powlokl sie za Slaytonem.

W ten sposob Slayton zostal znow gubernatorem wyspy. A kiedy zjawil sie „Napastnik”, poslal Bocco jako parlamentariusza.

Starzec, opowiedziawszy o tych nowinach, spojrzal z lekiem na wyspe i rzekl:

— Ale zagadalem sie — i nagle przybral postawe osoby oficjalnej, oswiadczajac powaznie: — Gubernator Wyspy Zaginionych Okretow kazal mi sie dowiedziec, kim jestescie i po co przyjechaliscie do nas?

Huttling zamyslil sie, a potem kladac reke na ramieniu Bocco rzekl:

— Wie pan co, Bocco, niech pan nie rozmawia ze mna takim tonem. Pogadajmy jak starzy przyjaciele. Nie spodziewalismy sie, ze znow zastaniemy tu Slaytona. Wie pan o tym, ze rozstalismy sie z nim niezbyt przyjaznie. Ale nie zywimy zadnych zlych zamiarow wobec mieszkancow wyspy. Przyjechalismy tu wraz z moja zona i profesorem Thompsonem, by zbadac Morze Sargassowe. Przy sposobnosci postanowilismy odwiedzic pana. A skoro juz przyjechalismy, to odwiedzimy wyspe bez wzgledu na to, czy Slayton zgodzi sie, czy nie. Zeby jednak nie sprawiac panu klopotu pertraktacjami ze Slaytonem, wyslemy mu depesze droga radiowa. Przeciez na wyspie znajduje sie odbiornik.

Depesza brzmiala nastepujaco:

Huttlingowie, Simpkins i profesor Thompson chcieliby odwiedzic wyspe. Zasygnalizujcie zgode biala flaga.

Huttling.

Depesza zostala widocznie odebrana, wkrotce bowiem rozlegl sie od strony rezydencji wystrzal karabinowy. Kula trafila w szalupe i uszkodzila skraj burty.

— Krotko i jasno! — rzekl Huttling. — Wobec tego mozemy sie nie krepowac. Dla unikniecia rozlewu krwi wyslijmy jeszcze jedna depesze. A ty, Vivian, zejdz na wszelki wypadek do kajuty.

„Jezeli natychmiast nie wyrazicie zgody, kaze zbombardowac wyspe” — brzmial tekst drugiej depeszy. Odpowiedzia byl drugi wystrzal z wyspy.

Huttling chcial juz wydac rozkaz strzelania, lecz Thompson zaproponowal, by odlozyc dzialania wojenne do rana.

— Teraz jest juz za ciemno, moze lepiej bedzie poczekac do rana. Wyspa nam nie ucieknie — poparl go kapitan Murray.

Huttling zgodzil sie. Na pokladzie zostala straz zlozona z kilku marynarzy. Huttling zszedl do kajuty ogolnej. Kapitan Murray, Simpkins, Thompson i Bocco poszli za nim.

Vivian nalewala herbate. Wszyscy usiedli, Bocco — na brzezku krzesla. Niezwykle otoczenie i nowi ludzie wprawiali go w zaklopotanie. Pil goraca herbate, parzyl sobie usta, czerwienial i chrzakal.

— A jednak… zle sie stalo — powiedzial zasepiwszy sie nagle.

Вы читаете Wyspa zaginionych okretow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату