„Tak, on jest szlachetny — myslala kolyszac sie na bujaku. — I jaki byl niezwykle opanowany! A moze on mnie kocha?…”

Zdawalo sie, ze w sercu Wilhelminy, mistrzyni w wielu dziedzinach sportu, dziewczyny z krotko ostrzyzonymi wlosami i w sukience ledwie zaslaniajacej kolana — zaczely sie budzic, uspione od wiekow, uczucia jej sentymentalnych babek i prababek, ktore nosily peruczki i krynoliny.

Tajna schadzka… Nieszczesliwy kochanek… Surowy ojciec… Rywal… Wszystko jak w powiesci!

„Ojciec nie zgodzilby sie oczywiscie na nasze malzenstwo. No coz, tym lepiej. Ucieklabym z Ludwikiem, tak jak moja prababka Karolina uciekla z pradziadkiem… Nizza, Sorrento, Algier”…

Marzenia przerwal tupot czterech nog. Nieomal wrogo przyjela to wtargniecie dwudziestego wieku w jej fantastyczny swiat romantycznych rojen — zwlaszcza gdy poznala charakterystyczne utykanie lejtnanta.

Wilhelmina wiedziala, ze znow stanie sie przedmiotem „napasci”. Po fatalnym pocalunku ojciec dlugo i rozwlekle pouczal ja o moralnosci, o zasadach dobrego tonu, o swym stanowisku sluzbowym, o jej obowiazkach wobec niego, o lekkomyslnosci i na zakonczenie oswiadczyl, ze bedzie spokojny dopiero wowczas, kiedy ona wyjdzie wreszcie za maz za lejtnanta.

„Nie mozna znalezc lepszego meza. Lejtnant nie jest jeszcze stary, ma doskonala opinie u przelozonych, wyrobione stosunki, jest bliskim przyjacielem nastepcy tronu… — Ojciec znizyl glos, chociaz byli sami w gabinecie, i ciagnal dalej: — Republika nie potrwa dlugo. Narod niemiecki jest za monarchia. Niemcy powinny znow stac sie cesarstwem. To jest nieuniknione. Powinnas wiec zrozumiec, jakie perspektywy otworza sie wowczas przed baronem Blittersdorfem!… Powinnas mu byc wdzieczna za to, ze nie zrezygnowal z twojej reki po tym, co zaszlo. Ale baron w rozmowie ze mna domagal sie, zeby slub odbyl sie jak najpredzej, i ja rozumiem go doskonale”.

Wilhelmina nic wowczas nie odpowiedziala i w milczeniu poszla do swego pokoju. Byla zbyt dumna, by sie usprawiedliwiac i dziekowac lejtnantowi za jego „wspanialomyslnosc'”. A ojciec dlugo jeszcze przekonywal jej „widmo”, zanim sie przekonal, ze corka juz dawno opuscila gabinet.

I oto teraz ida, przychodza po odpowiedz… Kroki rozlegaly sie coraz blizej. Slychac juz bylo glos ojca i lejtnanta. Wilhelmina chciala uciec do swego pokoju, lecz przypomniawszy sobie, ze ucieczka zostanie ujawniona, pozostala na miejscu.

— Czy to pani, czy pani widziadlo, panno Wilhelmino? — uslyszala glos lejtnanta, ktory wszedl do salonu.

— Widziadlo — odparla. — Widziadlo prababki Karoliny. Czy nie widzi pan lokow i krynoliny?

Wilhelmina, jak wszystkie kobiety jej sfery, umiala doskonale ukrywac uczucia pod maska naturalnej swobody. Klamstwo uwazane bylo w jej swiecie za dowod dobrego wychowania.

Lejtnant, wytezajac swoja niezbyt wielka inteligencje, usilowal byc dowcipny. Wywiazala sie wesola pogawedka, a ojciec Wilhelminy przeszedl do swego gabinetu.

— Wilhelmino, czy nie ruszalas papierow na moim biurku? — rozlegl sie zaniepokojony glos Leera.

— Nie, nie wchodzilam do gabinetu — odparla.

— To dziwne — mruczal Leer szukajac na biurku teczki. Nastepnie wyszedl z gabinetu i rzekl drzacym glosem:

— Zginela mi z biurka teczka z dokumentami… Bardzo wazne poufne dokumenty…

— Po prostu nie mozesz ich znalezc — powiedziala spokojnie Wilhelmina, chociaz w jej sercu poruszylo sie jakies niewyrazne, nie sprecyzowane jeszcze, lecz przykre uczucie.

— Chodzmy, pomozemy ojcu szukac — zwrocila sie do lejtnanta.

Zaczeli we troje przeszukiwac biurko, ale teczki z aktami nie bylo.

— A moze schowales akta do kasy? — zapytala.

— Skadze znowu — odpowiedzial ojciec podraznionym tonem. — Dokumenty lezaly tutaj, z brzegu, w zoltych teczkach. Czy nie przychodzil do nas ktos obcy?

Wilhelminie zrobilo sie slabo. „Maramballe! Czyzby to on?… Maramballe wszedl do gabinetu, wybiegl tak pospiesznie, uciekl przed dozorcami… To mogl zrobic tylko on…”

Nigdy jeszcze Maramballe nie byl tak bliski katastrofy jak w tym momencie. Gdyby Wilhelmina wymienila jego nazwisko, wszystkie rachuby zwiazane z teczka numer sto siedemdziesiat cztery wzielyby w leb, a Maramballe znalazlby sie w wiezieniu. Lecz na jego szczescie w sercu Wilhelminy nie umilkly jeszcze glosy jej romantycznych babek i Wilhelmina odpowiedziala „nie”, zanim uswiadomila sobie ogrom wiarolomstwa „nieszczesliwego kochanka”. Ale slowo sie rzeklo. Lecz nie zdazyla jeszcze powiedziec „nie”, gdy w jej sercu wybuchla burza. Wiec Maramballe oszukal ja jak prowincjonalna koze! Gral role nieszczesliwego kochanka po to, by wykorzystac jej zaufanie dla swych niecnych zamierzen… Zawahala sie znow, juz chciala wymienic jego nazwisko.

Tymczasem Leer zaczal dzwonic na sluzbe. Dowiedzial sie od dozorcow o poscigu za nieznajomym w ogrodzie. Ow czlowiek mogl przedostac sie do domu tylko przez drzwi prowadzace do ogrodu. Ale kto mu je otworzyl? Tego nie mozna bylo stwierdzic. Zadzwonil telefon. Z dyrekcji policji zakomunikowano, ze przestepcy udalo sie uciec. Wilhelmina nie wiedziala, czy ma sie martwic, czy cieszyc. Byla tak wsciekla na Maramballe’a, ze z zadowoleniem przyjelaby wiadomosc o jego aresztowaniu. Lecz z drugiej strony ujawniloby to jej mimowolny udzial w przestepstwie. Oczywiscie nikt by jej nie podejrzewal o to, ze swiadomie pomagala przestepcy. Lecz jaka hanba, jaki wstyd zostac tak oszukana!

Zdenerwowanie Wilhelminy doszlo do punktu kulminacyjnego. Obrazona duma kipiala w niej, jeszcze chwila — i przestanie panowac nad soba. Kiedy ojciec powiedzial tragicznym glosem: „Wiec w moim domu znajduja sie zdrajcy?” — Wilhelmina nie wytrzymala:

— Ojcze, musze z toba pomowic.

W tej samej chwili wszedl do pokoju nowy swiadek — kucharz, ktory oswiadczyl, ze ma cos waznego do zakomunikowania.

— Prosze mowic — powiedzial niecierpliwie Leer.

— Do naszej kuchni — zaczal kucharz swa opowiesc — przychodzil czesto jakis Grek, handlujacy jedwabiami. Sprzedawal je bardzo tanio. Moja zona oraz pomywaczka i zona portiera chetnie kupowaly u niego. Ten Grek byl rowniez dzis wieczorem. Kiedy postawil kosz na podlodze i rozlozyl materialy, kobiety zaczely wybierac. Trwalo to kilka minut. Nagle zgaslo swiatlo. Zdarzalo sie to teraz czesto, wiec nie zwrocilismy szczegolnej uwagi. Tylko zona portiera rozesmiala sie i powiedziala, ze tym razem swiatlo zgaslo w nieodpowiednim momencie. Sprobowalem przekrecic kontakt i po paru minutach swiatlo zapalilo sie znow. Ale Greka w kuchni juz nie bylo, a kosz z jedwabiami stoi do tej chwili. Myslelismy, ze Grek wyszedl na podworze i wroci, ale nie wrocil dotychczas.

— Dlaczego nie powiedziales mi o tym wczesniej?

— Dopiero przed chwila dowiedzielismy sie o zaginieciu dokumentow, wasza ekscelencjo. A o Greka nie martwilismy sie, Grek nie odda za darmo kosza z jedwabiami.

— Mozesz odejsc, Karolu. — A kiedy kucharz poszedl, Leer powiedzial: — Tak, to jest mozliwe. Z kuchni mozna przejsc do jadalni, a z jadalni do gabinetu. Zbrodniarz mogl niepostrzezenie wylaczyc swiatlo w kuchni, potem przedostal sie tutaj, porwal dokumenty i uciekl nie zauwazony. Mial na to dosc czasu. Ale co oznacza wobec tego zajscie w ogrodzie? Kto byl tam?

— Ten sam przestepcaGrek — wyrazil przypuszczenie lejtnant. — Usilowal widocznie przejsc przez ogrod i wyjsc na Budapesterstrasse, natknal sie na dozorce, ktory podniosl alarm.

— A moze to byl jeden z uczestnikow kradziezy? — powiedzial Leer. — Niech pan bedzie laskaw, panie lejtnancie, pojechac do szefa policji i niech mu pan przekaze moja prosbe o podjecie poszukiwan przestepcy przy pomocy wszystkich sil, jakie ma do dyspozycji. Chodzi o sprawe panstwowej wagi.

Baron stuknal po wojskowemu obcasami i pozegnawszy sie pospiesznie, odszedl. Kiedy ucichly jego utykajace kroki, Leer znuzony opadl na fotel.

— Chcialas mi cos powiedziec, Wilhelmino?

— Tak… — Wilhelmina chciala wyznac, ze w ich domu byl Maramballe. Ale opowiadanie kucharza spowodowalo, ze nie byla juz pewna tego, czy Maramballe ukradl dokumenty. I nie opowiedziala ojcu o potajemnej wizycie Maramballe’a. Lecz wciaz jeszcze byla gleboko wzburzona. Urazona duma domagala sie zemsty.

— Ojcze, zgadzam sie wyjsc za maz za pana lejtnanta.

Romantycznym wspomnieniom o prababce Karolinie zostal polozony kres.

Вы читаете Wyspa zaginionych okretow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату