z wieloma dziurami. Jego zniszczony, polatany smoking zachowal mimo wszystko slady dobrego kroju. Ale spodnie zwisajace jak fredzle pod kolanami grubasa wygladaly zalosnie. Uzupelnialy ten stroj stare lakierki i podarty fularowy szalik.

Drugi przybysz — wysoki, muskularny, opalony, z czarna broda, mial na glowie meksykanskie sombrero; ubrany byl w czarna koszule z odwinietymi po lokcie rekawami, wysokie buty i podobny byl do meksykanskiego hodowcy owiec. Jego ruchy byly szybkie i ostre.

— Bonjour, mademoiselle — rzekl grubas skladajac wytworny uklon. — Witam pania z okazji pomyslnego przybycia na Wyspe Zaginionych Okretow.

— Dziekuje panu. Nie jestem pewna, czy moglabym nazwac moje przybycie pomyslnym… Czego sobie panowie zycza?

— Pozwoli pani, ze sie przedstawie: Arystydes Daudet. Nazywam sie Daudet, tak, tak, Daudet. Jestem Francuzem…

— Jest pan moze krewnym pisarza, Alfonsa Daudeta?

— Ee… wlasciwie nie… to jest tak… dalekim krewnym… Mialem, ze tak powiem, pewne kontakty z literatura… najwieksza fabryke papieru tapet na poludniu Francji.

— Nie plec, Turnip — rzekl posepnie i gniewnie jego towarzysz.

— Pan jest nietaktowny, Flores! Kiedy sie pan wreszcie nauczy, jak sie zachowywac w przyzwoitym towarzystwie? I prosze mnie nie nazywac Turnip. Widzi pani, oni tak mnie przezwali z powodu mojej glowy, ktora ich zdaniem przypomina rzepe… — i grubas, zdjawszy melonik z glowy, przesunal reka po nagiej, zoltawej czaszce, na ktorej ciemieniu wskutek kaprysu przyrody pozostala kepka wlosow.

Miss Kingman usmiechnela sie mimowolnie, stwierdzajac, ze przydomek jest trafny.

— Ale czego panowie zycza sobie ode mnie? — powtorzyla pytanie.

— Gubernator Wyspy Zaginionych Okretow, kapitan Fergus Slayton, wydal zarzadzenie, ktore musi byc bezwzglednie przestrzegane: kazdy nowy; przybysz winien mu sie natychmiast przedstawic.

— Zapewniam pania, miss czy mistress — nie mam zaszczytu wiedziec, kim pani jest, ze kapitan Slayton przyjmie pania z cala zyczliwoscia.

— Nie pojde nigdzie — odpowiedziala miss Kingman.

Turnip westchnal.

— Jest mi bardzo przykro, lecz…

— Przestan bawic sie w dyplomate! — wtracil brutalnie Flores i podchodzac do Vivian powiedzial tonem rozkazu:

— Pani musi isc z nami.

Miss Kingman zrozumiala, ze opor nie zda sie na nic. Zastanowila sie chwile i rzekla:

— Dobrze. Zgadzam sie. Ale pozwola panowie, ze sie przebiore — i wskazala swoj stroj roboczy i fartuch.

— Nie potrzeba! — rzucil Flores.

— Przeciez to nie potrwa dlugo — zwrocil sie Turnip jednoczesnie do Floresa i do miss Kingman.

— Tak, tylko kilka minut! — powiedziala Vivian i opuscila poklad.

Wkrotce Flores spostrzegl dym plynacy z komina parowca. Zrozumial od razu, ze to jest jakis podstep.

— Przekleta baba, oszukala nas! Widzisz ten dym? To jest jakis umowiony sygnal. Ona wzywa kogos na pomoc! — Flores zdjal karabin z ramienia i zaczal krzyczec na Turnipa. — Wszystko przez ciebie! Zmiekles! Czekaj, opowiem twojej zonie!

— Jaki pan jest niepoprawny, Flores! Przeciez nie moglismy zabrac stad gwaltem bezbronnej kobiety.

— Rycerskosc! Galanteria! Juz ci Fergus pokaze rycerskosc… Moze bedziesz laskaw? — I skladajac sie z karabinu pokazal ruchem glowy burte, przez ktora przeskoczyl Huttling i ociekajacy woda Simpkins, oblepiony zielonymi gronorostami i obwieszony krabami przyczepionymi do odziezy.

— A to co za widmo?

Rozpoczely sie rokowania. Huttling byl w pierwszej chwili gotow rzucic sie do walki z dwoma obdartusami. Lecz jesli nie klamia, walka nie mialaby sensu; jak twierdza na wyspie mieszka czterdziestu trzech dobrze uzbrojonych ludzi. Sily sa nierowne — zwycieza mieszkancy wyspy.

Huttling pozostawil Simpkinsa jako zakladnika i poszedl do miss Kingman, by sie z nia naradzic. Vivian byla rowniez zdania, ze walka nie ma sensu. Zdecydowali, ze pojda razem i przedstawia sie kapitanowi Fergusowi.

III. Gubernator Fergus Slayton

Jak sie okazalo, istnialy na Wyspie Zaginionych Okretow calkiem niezle szlaki komunikacyjne.

Turnip, ktory szedl na czele orszaku, po przejsciu przez stara trojpokladowa fregate, wyprowadzil jencow „na droge”: byly to drewniane pomosty przerzucone miedzy statkami i nad zniszczonymi pokladami. Wzdluz drogi ciagnal sie drut przymocowany do niskich slupkow i ocalalych masztow.

— Tedy, tedy. Niech sie pani nie potknie — zwracal sie Turnip uprzejmie do miss Kingman. Za Vivian szedl Huttling i Simpkins. Posepny Flores, nasunawszy sombrero na oczy, szedl na koncu.

Po drodze spotykali mieszkancow wyspy, obdartych, zarosnietych i opalonych; znajdowali sie wsrod nich jasnowlosi ludzie z Polnocy, smagli poludniowcy, kilku Murzynow, trzech Chinczykow… Wyspiarze z ogromna ciekawoscia przygladali sie nowym przybyszom.

Na srodku wyspy, wsrod malych statkow zaglowych pochodzacych z roznych epok i krajow, znajdowala sie duza, dobrze zachowana fregata „Elzbieta”.

— Rezydencja gubernatora — oznajmil uroczyscie Turnip.

Na pokladzie rezydencji stala grupa zlozona z szesciu marynarzy w jednakowych, dosc przyzwoitych uniformach, z karabinami w reku. Wygladali na warte honorowa.

Gubernator wyspy przyjal gosci w wielkiej kajucie.

Po ponurym widoku zniszczonych statkow kajuta wywierala dodatnie wrazenie.

Nie ulegalo watpliwosci, ze sluzy komus za mieszkanie, urzadzona byla prawie komfortowo. Tylko mieszanina stylow wskazywala na to, ze przyniesiono tu najlepsze rzeczy znalezione na statkach, ktore prad sprowadzil na te dziwna wyspe.

Na podlodze lezaly cenne dywany perskie. Na konsolach stalo kilka pieknych waz chinskich. Na ciemnych scianach z boazeria z czarnego debu wisialy znakomite obrazy mistrzow holenderskich, hiszpanskich i wloskich: Velasqueza, Ribery, Rubensa, Tycjana, pejzazysty flamandzkiego Teniersa. Obok tych arcydziel wisial zwykly rysunek psa robiacego stojke. A nieco dalej — piekny obraz japonski wyszywany jedwabiem, przedstawiajacy zurawia siedzacego na osniezonej galezi na tle gory Fudzijama.

Na duzym okraglym stole staly stare krysztalowe wazy weneckie z szesnastego wieku, brazowe francuskie kandelabry z epoki Dyrektoriatu i kilka rzadkich okazow rozowych muszel. Ciezkie rzezbione meble, fotele pokryte skora swinska ze zlotymi obwodkami, dodawaly powagi kajucie.

„Gubernator” wyspy, kapitan Fergus Slayton, stal oparty o szafe biblioteczna.

Kapitan roznil sie bardzo od pozostalych mieszkancow wyspy. Byl dobrze zbudowany, mial wypielegnowana, gladko ogolona twarz, a ubrany byl w zupelnie przyzwoity mundur kapitanski. Lecz nieco splaszczony nos, ciezki podbrodek i zmyslowe usta wywieraly niemile wrazenie.

Slayton zmierzyl przybyszow zimnym spojrzeniem szarych oczu. Patrzyl spokojnie, bez slowa, jakby usilujac zbadac, kim sa. Widac bylo, ze cos rozwaza. Bylo to spojrzenie czlowieka przyzwyczajonego do decydowania o losach ludzi, bez wzgledu na ich wlasne pragnienia i potrzeby. Przesliznawszy sie oczami po Simpkinsie, widocznie nie uwazajac go za osobe godna Uwagi, Slayton dlugo przygladal sie miss Kingman, nastepnie przeniosl spojrzenie na Huttlinga, po czym powrocil do miss Kingman…

Te milczace ogledziny wprawily Vivian w zaklopotanie i rozgniewaly Huttlinga.

— Pozwoli pan, ze sie przedstawimy — powiedzial. — Reginald Huttling, miss Vivian Kingman, mister Jim Simpkins, pasazerowie parowca „Beniamin Franklin”, ktory doznal awarii.

Slayton, nie zwracajac uwagi na Huttlinga, wciaz jeszcze przypatrywal sie miss Kingman. Wreszcie

Вы читаете Wyspa zaginionych okretow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×