Usmiechnela sie do jasnowlosego mezczyzny.
Zachary skinal glowa. Wyszedl zza fotela i sklonil sie nisko przede mna. Usta mial troche za waskie, usmiech krzywy. Mimo to jego zielone oczy wpatrywaly sie we mnie bez cienia leku. Widzialam juz te twarz, tylko gdzie?
Podszedl do malych drzwi. Nie widzialam ich wczesniej. Byly ukryte w falujacych cieniach pochodni, ale mimo to powinnam je byla zobaczyc. Spojrzalam na Nikolaos, a ona skinela na mnie, usmiechajac sie polgebkiem.
Ukryla przede mna drzwi, a ja nawet nie zdawalam sobie z tego sprawy. Sprobowalam wstac, podpierajac sie rekami. To byl blad. Jeknelam z bolu i podnioslam sie najszybciej, jak tylko moglam. Dlonie, posiniaczone i pokryte zadrapaniami, zupelnie mi zdretwialy. Jesli dozyje do rana, bede calkiem obolala.
Zachary otworzyl drzwi zamaszystym, przesadnym gestem, jak iluzjonista rozsuwajacy zaslone. W drzwiach stal mezczyzna. Mial na sobie resztki garnituru. Byl szczuply, troche tylko zaokraglony w pasie, za duzo piwa, za malo cwiczen. Mogl miec okolo trzydziestu lat.
– Podejdz – rzekl Zachary.
Mezczyzna wszedl do pomieszczenia. Oczy mial przepelnione strachem. Sygnet na jego malym palcu rozblysnal w swietle pochodni. Mezczyzna cuchnal strachem i smiercia.
Wciaz byl opalony, a oczy wydawaly sie zywe. Mogl uchodzic za czlowieka bardziej niz ktorykolwiek z wampirow w tym pokoju, ale byl trupem w doslowniejszym znaczeniu tego slowa. Bardziej niz oni wszyscy. Na pierwszy rzut oka potrafilam rozpoznac zombi.
– Pamietasz Nikolaos? – spytal Zachary.
Ludzkie oczy zywego trupa rozszerzyly sie, twarz pobladla. Cholera, on naprawde wygladal jak czlowiek.
– Tak.
– Bedziesz odpowiadal na pytania Nikolaos, czy to jest jasne?
– Jasne. – Jego czolo przeciely zmarszczki, jakby probowal sie na czyms skupic, na czyms, czego nie potrafil sobie do konca przypomniec.
– Wczesniej nie chcial odpowiadac na nasze pytania. Czy teraz to zrobi? – spytala Nikolaos.
Zombi pokrecil glowa, wpatrujac sie w Nikolaos oczyma przepelnionymi trwozliwa fascynacja. Tak musial patrzec ptak na kolyszacego sie przed nim weza.
– Torturowalismy go, ale okazal sie oporny i uparty. A potem, zanim zdolalismy ponowic przesluchanie, powiesil sie. Trzeba bylo mu jednak zabrac pasek – dorzucila z dziwna, jakby teskna zaduma.
Zombi wciaz na nia patrzyl.
– Ja… przeciez sie powiesilem. Nic nie rozumiem. Ja…
– On nic nie wie? – spytalam.
Zachary usmiechnal sie.
– Nie, nie wie. Czyz to nie cudowne? Wiesz, jak trudno jest sprawic, by nieboszczyk zapomnial o tym, ze umarl.
Wiedzialam. To oznaczalo, ze ktos dysponowal naprawde ogromna moca. Zachary patrzyl na zaklopotanego zombi jak na dzielo sztuki. Cenny okaz.
– To ty go ozywiles? – spytalam.
– Nie rozpoznajesz kolegi po fachu, animatora? – spytala Nikolaos. Zasmiala sie cichutko, dzwiecznie, z przekasem.
Wlepilam wzrok w twarz Zachary’ego. Patrzyl na mnie, jakby rejestrowal moj obraz. Twarz bez wyrazu, lekki tik pod jednym okiem. Co to bylo? Strach, gniew? I wtedy sie do mnie usmiechnal, szeroko, promiennie. Znow odnioslam wrazenie, ze skads go znam.
– Zacznij zadawac pytania, Nikolaos. Teraz musi odpowiedziec.
– Czy to prawda? – spytala.
Zawahalam sie zaskoczona, ze zwrocila sie do mnie.
– Powiedz mi, kto zabil wampira Lucasa?
Skierowal na nia wzrok, jego oblicze stezalo. Oddech mial plytki, przyspieszony.
– Czemu nie odpowiada?
– Pytanie jest zbyt zlozone – wyjasnil Zachary. – Moze nie pamietac, kim byl Lucas.
– Wobec tego ty zadawaj pytania, a on niech odpowiada.
W jej glosie pobrzmiewala grozna nuta. Zachary odwrocil sie, zamaszystym gestem rozkladajac szeroko rece.
– Panie i panowie, oto nieumarly.
Usmiechnal sie, rozbawiony wlasnym zarcikiem. Nikt nawet sie nie usmiechnal. Ja tez nie.
– Czy widziales, jak zamordowano wampira?
Zombi skinal glowa.
– Tak.
– Jak go zamordowano?
– Odcieto glowe, wycieto serce. – Mowil cichym, pelnym przerazenia szeptem.
– Kto wycial mu serce?
Zombi zaczal krecic glowa nerwowymi, urywanymi ruchami.
– Nie wiem, nie wiem.
– Spytaj go, co zabilo wampira – podpowiedzialam.
Zachary lypnal na mnie. Jego oczy wygladaly jak zielone szklane kulki. Pod skora rysowaly sie kosci. Gniew przemienil go w szkielet obciagniety plotnem skory.
– To moj zombi i moja sprawa!
– Zachary – rzucila Nikolaos.
Odwrocil sie do niej sztywno, mechanicznie.
– To dobre pytanie. Calkiem rozsadne. – Jej glos byl cichy, spokojny. Nikt nie dal sie zwiesc. Pieklo musialo byc pelne takich glosow. Zabojczych, ale piekielnie rozsadnych.
– Zadaj to pytanie, Zachary.
Odwrocil sie do zywego trupa, zaciskajac dlonie w piesci. Nie potrafilam pojac, dlaczego tak nagle sie wsciekl.
– Co zabilo wampira?
– Nie rozumiem. – W glosie zombi brzmiala nuta paniki.
– Jaka istota wyrwala mu serce? Czy to byl czlowiek?
– Nie.
– Inny wampir?
– Nie.
To dlatego zombi w dalszym ciagu kiepsko sprawdzaly sie przed sadem. Trzeba sie bylo niezle napocic, by uzyskac ich zeznania. Prawnicy w takich sytuacjach oskarzali cie o naprowadzanie swiadka. W sumie to prawda, ale nie oznaczalo to rownoczesnie, ze zombi klamaly.
– Co zatem zabilo wampira?
Znow ten energiczny ruch glowy, z boku na bok, z boku na bok. Otworzyl usta, ale nie wyplynal z nich zaden dzwiek. Wydawalo sie, ze dlawi sie slowami, jakby ktos napchal mu papieru do gardla.
– Nie moge!
– Co to znaczy, ze nie mozesz? – wrzasnal na niego Zachary i spoliczkowal go. Zombi uniosl obie rece, aby oslonic twarz.
– Odpowiesz… mi… na… pytanie… – Kazde slowo bylo podkreslone kolejnym siarczystym uderzeniem.
Zombi osunal sie na kolana i wybuchnal placzem.
– Nie moge!
– Odpowiadaj, do cholery! – Kopnal zombi, a ten upadl na ziemie i zwinal sie w klebek.
– Przestan. – Podeszlam do nich. – Przestan!
Wymierzyl zombi ostatniego kopniaka i odwrocil sie do mnie.
– To moj zombi! Moge z nim zrobic, co zechce.
– To byl czlowiek. Zasluguje na chocby odrobine szacunku. Nie na takie traktowanie. – Ukleklam przy szlochajacym zombi. Poczulam, ze Zachary stanal nad nami.
– Daj jej spokoj. Na razie – rzucila Nikolaos.