– Nie chcialam tego.

– Wierze ci – stwierdzila. – Zeszlej nocy, kiedy uswiadomilam sobie, co zrobil, z wscieklosci nieomal wyszlam z siebie. I dlatego odebralam ci twojego kochanka.

– Uwierz, prosze, on nie jest moim kochankiem.

– Czemu wiec ostatniej nocy ryzykowal narazenie sie na moj gniew, aby cie ocalic? W imie przyjazni? Przyzwoitosci? Nie sadze.

W porzadku niech wierzy, w co chce. Grunt abysmy wydostali sie stad z zyciem. Tylko to sie liczylo.

– Co ja i Phillip mozemy uczynic, abys puscila w niepamiec urazy wobec nas?

– Coz za uprzejmosc, to mi sie podoba. – Polozyla dlon na biodrze Burcharda i pogladzila go jak poslusznego psa. – Pokazemy jej, co ja czeka?

Jego cialo stezalo, jakby przeszyl je silny prad.

– Jak sobie zyczysz, pani.

– Takie jest moje zyczenie – odparla.

Burchard uklakl przed nia, jego twarz znajdowala sie na wysokosci jej piersi.

– Oto jest czwarty znak – rzekla. Uniosla dlonie do malych perlowych guzikow zdobiacych przod jej bialej sukienki. Rozchylila poly materialu, ukazujac male, nagie piersi. To byly dzieciece piersi, drobne i na wpol uksztaltowane. Przesunela paznokciem po ciele obok lewej. Skora zostala rozcieta, brzegi rany rozchylily sie i po bialej piersi na brzuch splynela struzka krwi.

Nie widzialam twarzy Burcharda, gdy wychylil sie do przodu. Oplotl ja rekoma w talii. Wtulil twarz pomiedzy jej piersi. Nikolaos wyprezyla sie, wygiela plecy w luk. Cisze panujaca w pomieszczeniu wypelnily odglosy ssania.

Odwrocilam wzrok, wolalam patrzec na wszystko inne tylko nie na nich; mialam wrazenie, jakbym przylapala ich na uprawianiu seksu, ale nie moglam stad wyjsc. Valentine gapil sie na mnie. Odnalazlam jego spojrzenie. Sklonil sie przede mna, uchylajac wyimaginowanego kapelusza i blysnal klami. Zignorowalam go.

Burchard siedzial obok fotela, na wpol oparty o ten wielki rzezbiony mebel. Twarz mial rumiana i przepelniona blogoscia, jego piers unosila sie i opadala spazmatycznie. Drzaca dlonia otarl krew z ust. Nikolaos siedziala w calkowitym bezruchu, z zamknietymi oczami. Moze seks to wcale nie takie zle porownanie.

Nikolaos przemowila, nie otwierajac oczu, glowe odchylila do tylu, jej glos brzmial ochryple.

– Czy widzisz dzis moja blizne?

Pokrecilam glowa. Byla pieknym dzieckiem, bez skazy i blizn, zadnych niedoskonalosci.

– Znow wygladasz perfekcyjnie, jakim cudem?

– Poniewaz zuzywam na to sporo energii, ot co. Pracuje nad soba. – Glos miala cichy i cieply, zar narastal w nim jak zwiastun burzy.

Poczulam na plecach lodowate ciarki. Juz wkrotce wydarzy sie cos zlego.

– Jean-Claude ma swoich poplecznikow, Anito. Jezeli go zabije, uczynia zen meczennika. Jesli jednak udowodnie, ze jest slaby, bezsilny, opuszcza go i przejda do mego obozu albo nie przylacza sie do nikogo.

Wstala, jej biala sukienka znow byla zapieta pod sama szyje. Biale jak snieg wlosy zdawaly sie falowac, jakby poruszane wiatrem, ale przeciez w zamknietym pomieszczeniu nie bylo wiatru.

– Unicestwie cos, co Jean-Claude probuje tak rozpaczliwie chronic.

Jak szybko moglam wyjac noz przypiety do kostki? I czy cos mi to da?

– Udowodnie wszystkim, ze Jean-Claude nie potrafi ochronic niczego ani nikogo. Ze to ja jestem mistrzynia wszystkich.

Egocentryczna suka. Winter zlapal mnie za reke, zanim zdazylam cokolwiek zrobic. Zbytnio bylam pochlonieta zabijaniem wampirow i przestalam zwracac uwage na ludzi.

– Idzcie – powiedziala. – Zabijcie go.

Aubrey i Valentine sklonili sie nisko i juz ich nie bylo. Nie zauwazylam, kiedy wyszli, zupelnie jakby w jednej chwili rozplyneli sie w powietrzu. Odwrocilam sie do Nikolaos.

Usmiechnela sie.

– Tak, zacmilam twoj umysl i nie zauwazylas ich wyjscia.

– Dokad poszli? – Poczulam ucisk w zoladku. Chyba juz znalam odpowiedz.

– Jean-Claude wzial Phillipa pod swa opieke. I dlatego Phillip musi umrzec.

– Nie.

Nikolaos usmiechnela sie.

– Alez tak.

W korytarzu rozlegl sie krzyk. Meski krzyk. Krzyk Phillipa.

– Nie! – Na wpol przykleklam; jedynie dlon Wintera nie pozwolila mi osunac sie na posadzke. Udalam omdlenie, wiotczejac w jego uscisku. Puscil mnie. Wyluskalam noz z pochwy przy kostce. Winter i ja bylismy blisko korytarza, z dala od Nikolaos i jej slugi. Moze dostatecznie daleko.

Winter patrzyl na nia, jakby oczekiwal na rozkazy. Poderwalam sie z ziemi i wbilam mu noz w krocze. Ostrze pograzylo sie w ciele i buchnela krew, gdy wyszarpnelam je z rany i pognalam w strone korytarza.

Bylam juz przy drzwiach, gdy poczulam na plecach pierwsze musniecie wiatru. Nie obejrzalam sie za siebie. Otworzylam drzwi.

Phillip zwisal bezwladnie, spetany lancuchami. Krew jasnoczerwona struga splywala po jego piersi. Czerwone krople skapywaly jak deszcz na podloge. Blask pochodni ukazywal biala, wilgotna kosc kregoslupa. Ktos rozszarpal Phillipowi gardlo.

Zatoczylam sie na sciane, jakby ktos mnie uderzyl. Zabraklo mi tchu. Ktos wciaz szeptal:

– O Boze, o Boze – To bylam ja. Zeszlam po schodach, opierajac sie plecami o sciane. Nie moglam oderwac od niego wzroku. Nie moglam na niego nie patrzec. Nie moglam oddychac. Nie moglam plakac.

Blask pochodni odbijal sie w jego oczach, wywolujac zludzenie ruchu.

W moim gardle narastal krzyk. Uwolnilam go.

– Phillipie!

Pomiedzy mna a Phillipem stanal Aubrey. Byl skapany we krwi.

– Nie moge sie doczekac, kiedy odwiedze twoja sliczna kolezanke, Catherine.

Chcialam z krzykiem rzucic sie na niego. Miast tego oparlam sie o sciane, trzymajac noz w opuszczonej dloni, niewidoczny. Nie chodzilo juz o wydostanie sie stad z zyciem. Chodzilo o to, by zabic Aubreya.

– Ty sukinsynu, ty pieprzony sukinsynu. – Glos mialam zupelnie spokojny, odarty z wszelkich emocji. Nie balam sie. Nie czulam nic, zupelnie.

Aubrey lypnal na mnie, jego twarz zalana krwia Phillipa wygladala jak maska.

– Nie mow tak do mnie.

– Ty parszywym, cuchnacy, pojebany skurwielu.

Podplynal do mnie – i o to wlasnie chodzilo. Polozyl mi reke na ramieniu. Wrzasnelam mu prosto w twarz, najglosniej jak potrafilam. Zastygl w bezruchu na jedno uderzenie serca. Wbilam mu noz miedzy zebra. Ostrze, dlugie i cienkie, zaglebilo sie po rekojesc. Aubrey zesztywnial i osunal sie na mnie. W jego oczach malowalo sie zdumienie. Otworzyl i zaniknal usta, ale spomiedzy jego warg nie wyplynal zaden dzwiek. Runal na podloge, chwytajac dlonmi powietrze.

W mgnieniu oka tuz obok pojawil sie Valentine i uklakl przy ciele.

– Cos ty zrobila? – Nie zobaczyl noza. Byl zasloniety przez cialo Aubreya.

– Zabilam go, sukinsynu, i to samo zrobie z toba.

Valentine poderwal sie z ziemi, zaczal cos mowic i w tej samej chwili rozpetalo sie pieklo. Drzwi do celi otwarly sie raptownie i uderzyly z hukiem w sciane, roztrzaskujac sie w drobny mak. Do pomieszczenia wdarlo sie tornado.

Valentine upadl na kolana, dotykajac czolem podlogi. W ten sposob klanial sie swojej mistrzyni. Ja przywarlam plecami do sciany. Wiatr smagal moja twarz, wpychal mi wlosy do oczu.

Halas narastal, a ja katem oka spojrzalam w strone drzwi.

Nikolaos pojawila sie na podescie u szczytu schodow. Plynela w powietrzu. Wlosy falowaly wokol niej niczym pajeczyna. Skora zdawala sie opinac czaszke tak mocno, ze bylo przez nia widac kazda krzywizne i wypuklosc kosci. W jej oczach plonely bialoniebieskie ognie. Zaczela splywac w dol, po schodach, z rekoma wyciagnietymi przed siebie.

Widzialam zyly rysujace sie pod jej skora niczym niebieskie swietlowki. Rzucilam sie w strone przeciwleglej

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату