– Jak spadac to z wysokiego konia, co? Ty to masz klase. Moglbym umowic cie na spotkanie z moim kumplem szczurolakiem, ale nie z ich krolem.
– Przekaz tylko krolowi wiadomosc. Masz cos do pisania?
– Jak zawsze.
– Wampiry mnie nie dopadly, a ja nie zrobilam tego, czego ode mnie chcialy.
Irving przeczytal tresc wiadomosci, ktora mu podyktowalam. Gdy skonczyl, po chwili zastanowienia dodal:
– Wmieszalas sie w jakas afere z wampirami i szczurolakami, a ja nie moge dostac tego tematu na wylacznosc.
– Nikt tego nie dostanie, Irving. To prawdziwe bagno. Lepiej tego nie roztrzasac.
Milczal przez chwile.
– W porzadku. Zajme sie ustawieniem spotkania. Jeszcze tej nocy powinienem cos wiedziec.
– Dzieki, Irving.
– Badz ostrozna, Blake. Nie chcialbym stracic mego najlepszego zrodla informacji na pierwsza strone.
– Ja rowniez.
Ledwie odlozylam sluchawke, gdy telefon znowu zadzwonil. Odebralam bez zastanowienia. Gdy dzwoni telefon, odruchowo podnosisz sluchawke, to efekt lat warunkowania. Nie mam aparatu z automatyczna sekretarka dostatecznie dlugo, by wyzbyc sie zupelnie tego nawyku.
– Anito, mowi Bert.
– Czesc, Bert. – Westchnelam cichutko.
– Wiem, ze pracujesz nad sprawa wampirow, ale mam cos, co mogloby cie zainteresowac.
– Bert, ja juz i tak ledwo wiaze koniec z koncem. Jesli cos mi dorzucisz, padne na pysk i juz sie nie podniose.
Moglibyscie pomyslec, ze Bert zapyta, czy wszystko u mnie w porzadku. Jak mi leci. Ale nie, przeciez to moj szef.
– Dzwonil dzis Thomas Jensen.
Wyprezylam sie jak struna.
– Jensen?
– Dokladnie.
– Pozwoli nam to zrobic?
– Nie nam, tylko tobie. Poprosil konkretnie o ciebie. Probowalem namowic go, zeby wynajal kogos innego, ale nie zgodzil sie. I to musi zostac zrobione jeszcze tej nocy. Boi sie, ze spanikuje i zmieni zdanie.
– Cholera – mruknelam.
– Mam do niego oddzwonic i odwolac wszystko czy moze dasz mu szanse i przynajmniej sie z nim spotkasz?
Dlaczego wszystko naraz musi zwalac mi sie na glowe? Oto jedno z retorycznych pytan zycia.
– Spotkam sie z nim dzisiaj po zmierzchu.
– Jestes wielka. Wiedzialem, ze mnie nie zawiedziesz.
– Nie jestem wielka, Bert. Ile ci placi?
– Trzydziesci tysiecy. Piec tysiecy zaliczki zostalo juz doreczone przez poslanca.
– Jestes wcieleniem zla, Bert.
– Tak – przyznal. – I to sie oplaca. Dzieki. – Odlozyl sluchawke bez pozegnania. Czarujacy facet.
Edward patrzyl na mnie.
– Czy wlasnie przyjelas na dzisiejszy wieczor kolejne zlecenie? Bedziesz wskrzeszac zmarlych?
– Scislej mowiac, chodzi o zlozenie kogos do grobu, ale tak.
– Czy ozywianie zmarlych bardzo cie wyczerpuje?
– To znaczy?
Wzruszyl ramionami.
– No wiesz, utrata energii, sil witalnych, sily fizycznej…
– Czasami.
– A w przypadku tego zlecenia? Czy jest wyczerpujace?
Usmiechnelam sie.
– Tak.
Pokrecil glowa.
– Nie mozesz sobie pozwolic na zbyt duza strate energii, Anito. Nie mozesz byc dzis wyczerpana.
– Nie bede – odparlam. Wzielam gleboki oddech i przez chwile zastanawialam sie, jak wytlumaczyc to wszystko Edwardowi.
– Dwadziescia lat temu Thomas Jensen stracil corke. Siedem lat temu ozywil ja jako zombi.
– No i co?
– Popelnila samobojstwo. Wtedy nikt jeszcze nie wiedzial dlaczego. Dopiero pozniej okazalo sie, ze pan Jensen molestowal corke seksualnie i wlasnie dlatego sie zabila.
– A on ja ozywil. – Edward skrzywil sie. – Chyba nie chcesz powiedziec, ze…
Zamachalam rekoma, jakby chcac wymazac zbyt przerazajaca wizje.
– Nie, nie o to mu chodzilo. Mial wyrzuty sumienia i ozywil ja, aby powiedziec, ze jest mu przykro.
– I?
– Nie wybaczyla mu.
Pokrecil glowa.
– Nie rozumiem.
– Ozywil jej trupa, aby blagac o przebaczenie, ale ona umarla, palajac do niego nienawiscia. Poza tym bala sie go. Juz jako zombi nie zechciala mu przebaczyc, a on nie zdecydowal sie zlozyc ja na powrot do grobu. W miare uplywu czasu jej umysl i cialo coraz bardziej slably i niszczaly, ale on i tak postanowil zachowac cialo corki, chcac w ten sposob odpokutowac za swoje grzechy.
– Jezu.
– Taa – mruknelam. Podeszlam do szafy i wyjelam sportowa torbe. Edward mial w swojej bron. Ja nosilam w torbie podstawowe wyposazenie animatorki. I niekiedy rowniez zestaw do zabijania wampirow.
Na dnie torby lezaly zapalki, ktore otrzymalam od Zachary’ego. Wlozylam je do kieszeni spodni. Edward chyba tego nie zauwazyl. Zwraca uwage wylacznie na to, co zbliza sie w jego strone i jest na tyle duze, ze mozna to zastrzelic albo spalic.
– Jensen zgodzil sie w koncu na zlozenie jej do grobu, jesli tylko sie tego podejme. Nie moge odmowic. Ten czlowiek jest swoista legenda wsrod animatorow. Jego historia jest powtarzana w naszym srodowisku jak upiorna opowiesc, ktora snuje sie wieczorami przy ognisku.
– Czemu wlasnie dzisiejszej nocy? Skoro czekal siedem lat, dlaczego nie moze zaczekac jeszcze pare dni?
Wkladalam niezbedne przybory do tory.
– Uparl sie. Boi sie, ze jesli bedzie zmuszony czekac, zmieni zdanie i w ogole sie na to nie zdecyduje. Poza tym za pare dni moge juz nie zyc. A on nie pozwoli, by zrobil to ktos inny.
– To nie twoja sprawa. Nie ty ozywilas tego trupa.
– Nie. Ale jestem przede wszystkim animatorka. Zabijanie wampirow to dla mnie… zajecie drugorzedne. Jestem animatorka. To cos wiecej niz praca.
Wciaz na mnie patrzyl.
– Nie pojmuje dlaczego, ale wiem, ze musisz to zrobic.
– Dzieki.
Usmiechnal sie.
– To twoj wystep. Moge ci towarzyszyc? Nie chcialbym, aby podczas wykonywania obowiazkow sluzbowych ktos cie niechcacy skasowal.
Spojrzalam na niego.
– Uczestniczyles kiedys w ozywianiu trupow?
– Nie.
– Nie jestes bojazliwy? – mowiac to, usmiechnelam sie szeroko.